Rozdział pierwszy Tego ranka Fahmel po raz pierwszy był wobec meJ nieuprzejmy, prawie grubiański. Zatelefonował około wpół do dwunastej i w samym brzmieniu jego głosu tkwiła zapowied czego niedobrego; jego drganie było czym całkiem nowym i włanie dlatego, Że słowa zachowały swš zwykłš poprawnoć, przeraził jš ich ton: w głosie Fahmela cała uprzejmoć została zredukowana do suchej formułki, tak jakby kto zamiast wody zaofiarował jej H20. -Proszę wyjšć z biurka czerwonš karteczkę, którš pani wręczyłem przed czterema laty -powiedział. Leonora wycišgnęła prawš rękš szufladę, odsunęła na bok tabliczkę czekolady, wełnianš ciereczkę i butelkę płynu do czyszczenia metali, wyjęła czerwonš kartkę. -Proszę przeczytać, co jest napisane na kartce. Drżšcym głosem przeczytała: -Numer, który wolno podać mojej matce, ojcu, córce, synowi i panu Schrelli, poza tym nikomu". -Proszę powtórzyć ostatnie słowa. Powtórzyła: -Poza tym nikomu". -I w ogóle, skšd pani wiedziała, Że jest to numer telefonu w hotelu Ksišżę Henryk"? Milczała. -Zwracam uwagę, Że pani obowišzkiem jest stosować się do moich dyspozycji, nawet jeli pochodzš sprzed czterech lat... bardzo proszę. Milczała. -Głupie stworzenie... -Czyżby tym razem zapomniał dodać proszę"? Usłyszała szmer rozmów, potem głos wołajšcy: -Taksówka! Taksówka! -i brzęczenie sygnału telefonicznego. Odłożyła słuchawkę, przesun.ęła kartkę na rodek biurka -odczuła jakby ulgę -ta nieuprzejmoć, która jš spotkała po raz pierwszy od czterech lat, wydała się jej niemal pieszczotš. Kiedy jš co wytršcało z równowagi albo miała już powyżej uszu precyzyjnie uregulowanego trybu pracy, wychodziła przed drzwi i zabierała się do czyszczenia mosiężnej tabliczki: Dr Robert Fahmel, Biuro obliczeń statycznych, po południu nieczynne". Dym z parowozów, ˇosad gazów spalinowych i kurz uliczny dostarczały jej co dzień uzasadnionego powodu do wyjmowania z szuflady wełnianej ciereczki i płynu do czyszczenia; lubiła przecišgać minuty powięcane temu zajęciu do kwadransa, a nawet do pół godziny. Za zakurzonymi szybami przeciwległego domu, przy ulicy Modesta 8, widziała dudnišce maszyny drukarskie, które niezmordowanie drukowały na białym papierze budujšce teksty; czuła równomierne dygot,rnie i wydawało się jej, Że jest na płynšcym lub włanie wycl10dz;1cym w morze okręcie. Ciężarówki, praktykanci, zakonnice; ruch uliczny; w skrzyniach przed sklepami warzywnymi: pomara11cze, pomidory, kapusta. A przed sklepem Gretza, mieszczšcym się w sšsiednim domu, dwaj chłopcy zawieszali włanie ogromnego dzika; ciemna krew odyńca kapała na asfalt. Leonora lubiła zgiełk i brud tej ulicy. Czuła rosnšcš przekorę, mylała o wymówieniu posady: Chciałaby pracować w jednym z tych zagraconych sklepików z wejciem rn I podwórza, gdzie sprzedaje się przewody elektryczne, p1 \' JH .1wy kori'cnnc albo cebulę, gdzie niechlujni właciciele ,, z opadajšcymi szelkami, wydani na pastwę coraz to nowych kłopotów, skłonni sš do poufałoci, które można przynajmniej odrzucić; gdzie trzeba walczyć o godzinę spędzonš w poczekalni dęntysty; gdzie robi się składkę na zaręczynowy prezent dla koleżanki, składkę na sentencję do zawieszenia w mieszkaniu lub na ksišżkę o miłoci; gdzie oblene Żarty kolegów przypominajš, Że samemu zachowało się cnotę. Życie. Byle nie ten nieskazitelny ład, nie ten szef -nieskazitelnie ubrany, nieskazitelnie uprzejmy -i jaki niesamowity; za jego uprzejmociš Leonora wietrzyła pogardę, którš dawał odczuć każdemu, z kim miał do czynienia. Ale z kim opróc~ niej miał w ogóle do czynienia? Jak daleko sięgała pamięciš, nie widziała, żeby rozmawiał z ˇkimkolwiek -poza ojcem, synem, córkš. Nigdy nie widziała jego matki, przebywajšcej w jakim sanatorium dla nerwowo chorych, a ten pan Schrella, którego nazwisko wymienione było również na czerwonej kartce, nigdy o niego nie pytał. Fahmel nie miał godzin przyjęć, a klientów, którzy chcieli się z nim porozumieć przez telefon, musiała prosić, by zwracali się do niego listownie. Kiedy złapał jš na jakiej omyłce, robił tylko lekceważšcy ruch rękš i mówił: Nic nie szkodzi, proszę to zrobić jeszcze raz". Zdarzało się to jednak bardzo rzadko, gdyż swoje nieliczne omyłki przeważnie wykrywała sama. Nigdy jednak nie zapominał dodać swego proszę". Ile razy go poprosiła, zwalniał jš na parę godzin lub nawet parę dni; kiedy jej matka umarła, powiedział: Zamkniemy biuro na cztery dni ... ˇa może wolałaby pani na tydzień?". Ale ona nie chciała zwolnienia na tydzień ani nawet na cztery dni, tylko na trzy, i już te trzy dni w pustym mieszkaniu wydały się nieskończenie długie. Na mszy żałobnej i na pogrzebie Fahmel zjawił się oczywicie w nieskazitelnej czerni, przyszli także jego ojciec, syn i córka z olbrzymimi wieńcami, które własnoręcznie położyli na grobie; wysłuchali nabożeństwa, a stary pan Fahmel, którego hardzo lubiła, powiedział do niej szeptem: My, Fahmelowie, znamy mierć, jestemy z niš za pan brat, drogie dziecko". Fahmel bez sprzeciwu wyrażał zgodę na wszelkie udogodnienia, o jakie go prosiła, tak Że z biegiem lat coraz trudniej było jej o cokolwiek prosić; stopniowo skracał jej godziny urzędowania; w pierwszym roku pracowała od ósmej do czwartej, ale już od dwóch lat jej czynnoci zostały tak zracjonalizowane, Że z łatwociš wykonywała je między ósmš a pierwszš i nawet pozostawało jej jeszcze doć czasu na nudę i przecišganie czyszczenia tabliczki do pół godziny. Teraz nie było już ani jednej mgiełki na mosiężnej tabliczce! Z westchnieniem zakręciła butelkę, złożyła ciereczkę; maszyny drukarskie wcišż jeszcze dudniły, nieubłaganie drukowały na białym papierze budujšce teksty, i wcišż jeszcze skapywała krew dzika. Praktykanci, ciężarówki, zakonnice: ruch uliczny. Czerwona kartka leżała na biurku; jego nieskazitelne pismo techniczne: .poza tym nikomu". Numer telefonu, który w godzinach nudy, wstydzšc się swej ciekawoci, zidentyfikowała po Żmudnych poszukiwaniach: hotel Ksišżę H enryk". N azwa ta podsycała jej dociekliwoć: co robił rano, między wpół do dziesištej a jedenastš, w hotelu Ksišżę Henryk"? Lodowaty głos w telefonie; Głupie stworzenie". Czy rzeczywicie nie powiedział przy tym swego proszę"? To odstępstwo od przyjętego stylu napełniło Leonorę nadziej;i, stało się jakš pociechš w jej pracy, którš mógłby równic dobrze wykonywać automat. Listy według dwóch wzorów, które w cišgu czterech lat nic uległy najmniejszej zmianie i które odnalazła już w kopiach listów swojej poprzedniczki. Pierwszy wzór -do klientów n:i.dsyłaj<1cych zamówienia: Uprzejmie dziękujemy za okazane nam zaufanie. Postaramy się go nie zawieć, wykonujšc Pańskie zlecenie szybko i dokładnie. Z poważaniem.". Drugi wzór stosowała odsyłajšc klientom gotowe obliczenia statyczne: Przy niniejszym załšczamy żšdanš dokumentację, dotyczšcš budowy X. Honorarium w sumie Y prosimy wpłacić na nasze konto bankowe. Z poważaniem...". Oczywicie do niej należało wprowadzenie odpowiednich wariantów: zamiast X wstawiała dom pod lasem dla wydawcy", dom nad rzekš dla nauczyciela", wiadukt kolejowy nad ulicš Hollebena". Zamiast Y podawała sumę honorarium, którš sama musiała obliczać według ustalonego nieskomplikowanego klucza. Pozostawała jeszcze korespondencja z trzema współpracownikami Fahmela: .Kandersem, Schritem i Hochbretem. Leonora obowišzana była przekazywać im zlecenia kolejno, według ich napływania. Aby pozostawić wolnš rękę automatycznemu działaniu sprawiedliwoci i dać losowi pole do popisu" -jak się wyraził Fahmel. Kiedy nadchodziła gotowa dokumentacja, Leonora musiała obliczenia Kandersa przesyłać do sprawdzenia Schritowi, Hochbreta -Kandersowi, Schrita za Hochbretowi. Do jej obowišzków należało poza tym prowadzenie kartoteki, księgowanie rachunków, kopiowanie planów i sporzšdzanie z każdego projektu budowy jednej kopii w formacie pocztówkowym do prywatnego archiwum Fahmela. Najwięcej pracy miała jednak Leonora z frankowaniem listów: raz po raz wolno przesuwała po gšbce odwrotnš stronę zielonego, czerwonego, niebieskiego Heussa i nalepiała go starannie w prawym górnym rogu żółtej koperty; już pewnym urozmaiceniem było dla niej, kiedy wród maczków trafiał się bršzowy, fioletowy lub żółty Heuss. Fahmel miał zasadę, aby nigdy nie przesiadywać w biurze dłużej niż godzinę dziennie. Kładł podpis pod licznymi z poważaniem", na przekazach pieniężnych. Jeli napływało więcej zleceń, niż mógł załatwić w cišgu godziny, odmawiał ich przyjęcia. Do tego celu służyły odbite na powielaczu kartki z tekstem: Z powodu nawału pracy zmuszeni jestemy, niestety, zrezygnować z cennego zlecenia WP". Podpis: F. Ani razu, siedzšc naprzeciw niego między wpół do dziewištej a wpół do dziesištej rano, nie widziała, aby wykonywał jakš zwykłš ludzkš czynnoć -jadł czy pił; nie miewał nawet kataru; czerwienišc się mylała o jeszcze intymniejszych sprawach. Tego wszystkiego nie mogło zastšpić palenie -zbyt nieskazitelna była biel papierosa. Tylko popiół lub niedopałek na dnie popielniczki stanowił pewnš pociechę; to były przynajmniej jakie odpadki, które dowodziły, Że co uległo zużyciu. Leonora pracowała poprzednio u rozmaitych potężnych szefów, których biurka przypominały mostki kapitańskie, a wyraz twarzy budził lęk; ale nawet tym wielkim ludziom zdarzało się wypić filiżankę herbaty czy kawy albo zjeć kanapkę i widok pijšcych lub jedzšcych potentatów zawsze wywierał na niej silne wrażenie: pozostawały okruchy chleba, skórki od kiełbasy lub odkrajany tłuszcz od szynki, potentaci musieli myć ręce, wycišgali chustki do nosa. Co pojednawczego tkwiło za granitowymi czołami ludzi, którzy rozkazywali całym armiom; ocierali usta, będšce fragmentem twarzy, które kiedy, odlane w bršzie, umieszczone na cokołach pomników, miały póniejszym pokoleniom dawać wiadectwo ich wielkoci. Ale kiedy Fahmel ...
PanToto