Antologia SF - Galaktyka I.pdf

(1210 KB) Pobierz
Galaktyka I
Iwan Jefriemow - Tajemnica Hellenów
Tajemnica Hellenów to drugi w moim życiu utwór literacki,
napisany wkrótce po opowiadaniu Spotkanie z Tuskarorą.
Napisałem go w 1942 r. do serii Opowieści o rzeczach niezwykłych
pod ogólnym tytułem Siedem rumbów, ale nie został
opublikowany. W owym czasie, kiedy nie znano jeszcze
cybernetyki i biologii molekularnej, idea pamięci “genowej”, leżąca
u podstaw mego Opowiadania, odczytana zestala jako swego
rodzaju mistycyzm. Jednakże kwestia ta nurtowała mnie przez
cale następne lat dwadzieścia i wreszcie myśl, niejasno jeszcze
sprecyzowana w Tajemnicy Hellenów, znalazła pełny wyraz w
powieści Ostrze brzytwy (1959-1963). Celowo pozostawiłem
opowiadanie w pierwotnym kształcie, żeby pokazać czytelnikom,
jak dawne pomysły obrosły nową tkanką w wyniku gigantycznych
osiągnięć nauki, dokonanych w połowie naszego stulecia.
- Jestem bardzo wdzięczny wam wszystkim - cicho powiedział
do zebranych profesor Izrael Abramowicz Fajncymmer, a jego
głęboko zapadłe ciemne oczy rozświetliły się blaskiem. - Dziękuję, że
w ciężkich latach wojny nie zapomnieliście o moim jubileuszu...
Postaram się zrewanżować opowieścią o pewnej niezwykłej historii z
ostatnich lat. My, uczeni, nie lubimy odsłaniać teorii nie
potwierdzonych jeszcze licznymi faktami, a tym bardziej mówić o
faktach nie znajdujących wyjaśnienia, dlatego proszę przyjąć mą
opowieść za dowód szacunku i uznania, jakie żywię dla was.
Jak wiecie, życie swe poświęciłem badaniu ludzkiego mózgu i
funkcji psychiki. Tę najciekawszą dziedzinę nauki traktowałem
niejednostronnie, nie ograniczając się ramami wąskiej specjalności,
starałem się budowę i czynność mózgu ogarnąć w całej złożoności
tego aparatu służącego do myślenia. Byłem gorliwym anatomem,
fizjologiem, psychiatrą i tak dalej, zanim nie trafiłem na obecną
swoją specjalność - psychofizjologię mózgu. W ostatnich latach
usilnie pracowałem nad wyjaśnieniem istoty pamięci i muszę się
przyznać, że osiągnąłem bardzo mało, zbyt trudne to zadanie.
Poruszając się po omacku w chaosie nie wyjaśnionych faktów,
błądząc jak w ciemnościach w ogromie skomplikowanych,
uzależnionych wzajemnie komórek nerwowych mózgu, zebrałem
jedynie oddzielne okruchy wiedzy, nie będąc w stanie stworzyć z
nich wiarygodnego fundamentu nauki o pamięci. Przypadkowo
trafiłem na szereg zjawisk bardzo jeszcze niejasnych, o których jak
dotąd nie zamierzałem nic publikować. Zjawiska te nazwałem
pamięcią pokoleń lub pamięcią genetyczną. Nie będę tu nic
udowadniał, powiem tylko, że drogą dziedziczenia przekazuje się
szereg bardzo skomplikowanych, nieświadomych, niekiedy całkiem
automatycznych funkcji układu nerwowego żywej istoty. Instynkty i
różne odruchy nie mogą pochodzić, jak sądzę, wyłącznie z
podkorowych, niższych warstw mózgu. Bierze w tym udział
niewątpliwie sama kora mózgowa, a co za tym idzie, cały
mechanizm jest znacznie bardziej złożony niż dotąd sądzono.
Uproszczenie mechaniki instynktu to największy błąd współczesnej
fizjologii. Ale to jeszcze nie jest pamięć, pamięć stoi znacznie wyżej
w łańcuchu coraz bardziej skomplikowanych mechanizmów
kierujących percepcją i uświadomieniem sobie otaczającego nas
świata. Jak mówi współczesna nauka, pamięci się nie dziedziczy, a
więc te obrazy świata zewnętrznego, które są przechowywane w
mózgu i gromadzone tam przez całe życie danego osobnika, na
zawsze giną z chwilą jego śmierci i w żaden sposób nie wzbogacają,
nie przekazują niczego następnym pokoleniom.
Istota mego odkrycia polega na tym, że znalazłem fakty
świadczące o przekazywaniu pewnych danych zakodowanych w
pamięci drogą dziedziczenia z pokolenia na pokolenie. Proszę mi
wybaczyć ten długi wstęp, ale sprawa jest na tyle złożona, że muszę
was uprzednio przygotować, w innym razie moją niezwykłą historię
tłumaczyć sobie będziecie mistyką i innymi diabelstwami. Proszę się
nie śmiać, jest to przecież powszechna, czy niemal powszechna,
słabość rodzaju ludzkiego. Nie pierwsi i nie ostatni fakt wiarygodny,
ale całkiem dla was niewytłumaczalny, uznacie za nadprzyrodzony.
Wracam do tematu. Zauważyliście wszyscy, ale z niczym nie
wiązaliście tego faktu, że na przykład piękno form, czy to
architektury, czy jakiegoś pejzażu, czy ludzkiego ciała itd.,
odczuwane jest i w gruncie rzeczy jednakowo oceniane przez
wszystkich ludzi o najróżnorodniejszym stopniu rozwoju i
wykształcenia. A jeśli piękno to przeanalizuje odpowiedni
specjalista: budowlę architekt, pejzaż geograf, ciało anatom, od razu
powie, że piękno jest doskonałością w aspekcie funkcjonalności,
celowości, oszczędności materiału, wytrzymałości, siły, szybkości.
Sądzę, że doświadczenie niezliczonych pokoleń umożliwiło nam
podświadome rozumienie doskonałości, odbieranej jako piękno, i to
rozumienie znajduje swoje odbicie w pamięci, tej podświadomej
pamięci, którą dziedziczy się z pokolenia na pokolenie. Są też inne
przykłady tej podświadomej pamięci pokoleń, ale teraz nie będę o
nich mówił.
Według współczesnej nauki pamięć jest gromadzona w
komórkach utworzonych przez ogromnie skomplikowane sploty
nerwów mózgowych, gromadzona w ciągu indywidualnego życia
każdego człowieka. Dodam tu, że ponieważ otaczająca nas przyroda
od setek wieków jest w ogólnych zarysach ciągle ta sama, niektóre z
tych komórek kształtowały się jednakowo u wszystkich ludzi z
pokolenia na pokolenie i wreszcie zaczęły być przekazywane drogą
dziedziczenia. Ta właśnie nieświadoma lub podświadoma pamięć
pokoleń stanowi jednakową dla wszystkich kanwę myślenia,
niezależnie od wykształcenia i wychowania. Badania prowadzone w
tym kierunku są bardzo trudne i nie mam jeszcze ani jednego faktu
sprawdzonego doświadczalnie.
Jednakże idę dalej i dopuszczam możliwość, że w rzadkich
wypadkach kombinacje komórek pamięci mogą być dziedziczone,
zachowując pamięć przeszłych pokoleń, jak gdyby wypływając na
powierzchnię świadomości.
Faktami znanymi, lecz zazwyczaj uważanymi za niewiarygodne,
jest bardzo dokładne opisywanie przez ludzi miejsc, w których nigdy
nie byli, zdarza się też, że ludzie we śnie odtwarzają ze szczegółami
minione wydarzenia, których nie byli świadkami i o których nie
słyszeli. Wszystkie temu podobne zjawiska mistycy i inni cudacy
uważają za dowód wędrówki dusz, a uczeni tylko wzruszają
ramionami, jak małpa, która nie ma nic do powiedzenia. Zapewne
są ludzie o bardziej wyostrzonej pamięci pokoleń i odwrotnie;
całkowicie jej pozbawieni.
Tak więc, moi drodzy, teraz, w dniach wielkiej wojny,
nieoczekiwanie otrzymałem dowód na to, że pamięć pokoleń
naprawdę istnieje. Wojna zmusiła mnie do oderwania się od czysto
naukowej pracy. Taki już mam charakter, że musiałem wziąć
bezpośredni udział w pracach służby medycznej Armii Czerwonej i
zostałem konsultantem kilku wielkich szpitali, gdzie liczne kontuzje,
szoki, psychozy i inne urazy mózgu wymagały zastosowania całej
zdobytej przeze mnie wiedzy.
W domu bywałem tylko nocami. W mym mieszkaniu na
bulwarze Srietienskim zasiadałem zazwyczaj w fotelu przy biurku,
odpoczywając i jednocześnie rozmyślając o sposobach leczenia
szczególnie trudnych przypadków. Niekiedy zapisywałem ważniejsze
fakty albo szperałem w książkach polując na opisy podobnych
przypadków klinicznych.
Przywykłem do takiego właśnie spędzania czasu. Z przyjaciółmi
i kolegami naukowcami widywałem się rzadko, nie miałem na to
czasu, ponieważ późno wracałem do domu, a rozmów przez telefon
bardzo nie lubię i korzystam z tego urządzenia tylko w wyjątkowych
sytuacjach. To moje niezwykłe zdarzenie miało miejsce w taki
właśnie zwykły, spokojny wieczór. W ciszy, zakłócanej jedynie
czasem ohydnym piskiem tramwajów na zakręcie, jedna za drugą
napływały mi do głowy precyzyjne myśli. Rozmyślałem o przypadku
utraty mowy u pewnego starszego lejtnanta kontuzjowanego
wybuchem miny. Zaledwie jednak zacząłem dochodzić do jakichś
konkluzji, kiedy zadzwonił telefon. Ten niespodziany dźwięk
zabrzmiał w ciszy pełnego skupienia wieczoru tak głośno, że aż się
wzdrygnąłem podnosząc słuchawkę. Moje wyczulone ucho lekarza
uchwyciło nerwowe napięcie w głosie człowieka upewniającego się,
czy jest to mieszkanie profesora Fajncymmera. I odbyła się
następująca rozmowa:
- Profesor Fajncymmer?
- Tak.
- Proszę wybaczyć, że dzwonię tak późno. Telefonowałem pięć
razy w ciągu dnia, aż wreszcie powiedziano mi, że nigdy nie wraca
pan do domu przed jedenastą.
- Nic nie szkodzi, nie kładę się spać wcześniej niż o pierwszej.
Czym mogę służyć?
- Skierował mnie do pana profesor Nowgorodcew. Powiedział,
że tylko pan może mi pomóc. Dodał jeszcze, że będę dla pana
interesującym obiektem. Pomyślałem więc...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin