ROBERT MASON - Powiedz, że się boisz.pdf

(2332 KB) Pobierz
Nota od Autora
Ta opowieść to zapis osobistych przeżyć i doświadczeń, których dostarczył mi pobyt w Wietnamie. Wszystkie opisane
zdarzenia miały miejsce w rzeczywistości; zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, aby ich chronologia i geografia
odpowiadały stanowi faktycznemu. Nazwiska bohaterów tej opowieści (nie dotyczy to sławnych postaci historycznych),
oraz ich losy zostały zmienione w taki sposób, aby nie przypominały nazwisk i losów żywych uczestników tamtych
wydarzeń.
Bardzo bym chciał, żeby moja książka stała się początkiem kolejnych publikacji tego typu, ażeby także inni weterani
tamtej wojny przerwali teraz milczenie. Wiedzy o tym, co naprawdę wydarzyło się w Wietnamie, oraz o tym, jaki to
wywarło wpływ na losy jednostek i społeczeństw, nigdy nie będzie dosyć.
Moim celem nie było przedstawienie politycznego sporu wokół wojny wietnamskiej. Zamiast tego próbowałem opisać,
najrzetelniej jak tylko potrafiłem, losy pilota helikoptera, który walczył w Wietnamie w latach 1965-66. Niech fakty
mówią same za siebie.
Chcę w tym miejscu podziękować Martinowi Cruz Smithowi, Knoxowi Burgerowi, Geraldowi Howardowi, Constance
Cincotti, Jackowi i Betty Mason, Geraldowi Towerowi, Bruce’owi i Susan Doyle, oraz Jimowi i Eileen Helms za pomoc i
zachętę do pracy.
Szczególne słowa wdzięczności winien jestem mojej żonie, Patience, za jej wierne wsparcie w najtrudniejszych
chwilach: podczas pisania tej książki, oraz w życiu, o którym ta książka opowiada.
Prolog
Wstąpiłem do wojska, ponieważ chciałem zostać pilotem helikoptera. Zdawałem sobie sprawę, że teoretycznie mogę
zostać wysłany do Wietnamu, ale myślałem, że akurat mnie to się nie może przytrafić.
Nie wiedziałem wtedy nic ani o Wietnamie, ani o jego historii. Nie wiedziałem, że po dwudziestoletniej wojnie,
Francuzi podbili ostatecznie Wietnam w 1887 roku. Nie wiedziałem, że Stany Zjednoczone popierały Ho Chi Minha w
czasie II wojny światowej. Nie wiedziałem, że po wojnie ten kraj, którego mieszkańcy byli przekonani, iż po latach
kolonizacji wreszcie odzyskali wolność, został z powrotem oddany Francuzom przez brytyjskie wojska okupacyjne i że
stało się to za zgodą Amerykanów. Nie wiedziałem, że Ho Chi Minh wypowiedział wojnę Francji i że trwała ona osiem
lat, aż do klęski Francuzów pod Dien Bien Phu w roku 1954. Nie wiedziałem, że w 1956 roku, mimo postanowień
Konferencji Genewskiej, nie dopuszczono do wolnych wyborów w Wietnamie tylko dlatego, że wiedziano, iż wygra Ho
Chi Minh. Nie wiedziałem, że mój rząd popierał okrutnego i skorumpowanego Ngo Dinh Diema, a później wziął udział w
jego obaleniu i zamordowaniu w 1963 roku.
Nie znałem wtedy żadnego z tych faktów. Za to ludzie, którzy decydowali o wypowiedzeniu wojny, znali je bardzo
dobrze.
Ja wiedziałem wtedy tylko tyle, że chcę latać. A już najbardziej ze wszystkiego chciałem zostać pilotem helikoptera.
I
Żółtodzioby
Skrzydełka
Ekspery mentalna dy wizja helikopterów szturmowy ch jest przedmiotem
największego od lat sporu pomiędzy przedstawicielami rozmaity ch
broni i służb. Istnieją uzasadnione wątpliwości, co do prakty cznej
przy datności helikopterów na polu bitwy .
U.S. News & World Report,
20 kwietnia 1964
Czerwiec 1964 - Lipiec 1965
W dzieciństwie często śniło mi się, że umiem latać. Potrafiłem to jednak robić tylko wtedy, kiedy nikt nie patrzył. Kiedy
ktoś mnie zobaczył, zaraz spadałem na ziemię.
Urodziłem się na farmie. Mój ojciec miał kilka farm: w Pensylwanii, New Jersey i w Zachodniej Wirginii. Kiedy
miałem dziewięć lat, kupił wielką kurzą fermę koło Delrey Beach na Florydzie i tam zamieszkaliśmy. Każdą wolną
chwilę spędzałem marząc o tym, że kiedyś będę latać. Pragnąłem tego tak bardzo, że budowałem sobie wysokie wieże,
żeby choć w ten sposób oderwać się od ziemi.
Kiedy miałem zacząć szkołę średnią, mój ojciec sprzedał swoje farmy i zajął się pośrednictwem w handlu
nieruchomościami, wobec czego przeprowadziliśmy się do miasta. W trzeciej klasie mój przyjaciel, świeżo upieczony
pilot, nauczył mnie podstaw pilotażu małego samolotu. To już był kolosalny postęp, bo przedtem znałem tylko latające
machiny z moich marzeń. Kiedy zdałem maturę, miałem już w kieszeni licencję pilota.
W 1962 roku, po dwóch latach spędzonych na uniwersytecie, rzuciłem studia i wybrałem się w podróż po kraju.
Rok później, w Filadelfii miały miejsce dwa bardzo ważne wydarzenia. Poznałem Patience, moją przyszłą żonę, i
złożyłem wniosek o przyjęcie mnie do szkoły wojsk lotniczych.
Kiedy w 1964 roku przyjechałem do szkoły dla pilotów helikopterów w Fort Wolters w Teksasie, wydawało mi się, że
moje marzenia się spełniły. Wjechałem przez główną bramę.
Helikoptery przelatywały nad pobliskimi budynkami; helikoptery krążyły nad głową; wszędzie było pełno helikopterów.
Ray Ward, mój towarzysz, wysunął głowę przez okno samochodu i wyszczerzył zęby w uśmiechu. On także wstąpił do
wojska po to, żeby zostać pilotem helikoptera.
Podjechaliśmy do grupy murowanych budynków, które wyglądały jak akademiki. Zauważyliśmy tablicę z napisem:
PUNKT MELDUNKOWY DLA KANDYDATÓW DO SZKOŁY PODCHORĄŻYCH. Trzeba przyznać, że zrobiło
to na nas nieliche wrażenie. Po wstępnym przeszkoleniu w Fort Dix i miesięcznym szkoleniu w jednostce piechoty w
Fort Polk, byliśmy przekonani, że wszystkie obiekty wojskowe zostały zbudowane w czasie II wojny światowej, czyli że
były drewniane i pomalowane na zielono. Zatrzymałem samochód.
- Wygląda całkiem nieźle - uśmiechnął się Ray. - Zapytaj tego faceta, gdzie mamy zrzucić nasz bagaż.
Facet, o którym mówił, szedł w naszym kierunku, miał biały hełm, jaskrawą opaskę na ramieniu i był w stopniu
sierżanta. Ale my nie byliśmy na ćwiczeniach, więc nie widzieliśmy powodu do obaw.
- Powiedzcie, sierżancie - zapytałem swobodnie - gdzie możemy zrzucić nasz bagaż?
- Bagaż? - Sierżant aż wzdrygnął się słysząc to cywilne słowo. Ani Ray, ani ja nie byliśmy w mundurach.
- No, tak. Mamy się zameldować przed piątą i musimy gdzieś się przebrać.
- Jesteście kandydatami? - zapytał cicho. W jego głosie usłyszeliśmy tę samą źle skrywaną pogardę, którą tak dobrze
Zgłoś jeśli naruszono regulamin