Lenz S. ''Biuro rzeczy znalezionych''.pdf
(
962 KB
)
Pobierz
SIEGFRIED LENZ
BIURO RZECZY
ZNALEZIONYCH
Przełożyła Sława Lisiecka
CZYTELNIK
Warszawa 2006
Thomasowi Ganske
Wreszcie Henry Neff odnalazł biuro rzeczy znalezionych. Radośnie
wkroczył do pustej, nieprzytulnej poczekalni, gdzie znajdował się
jedynie czarny pulpit do pisania, odłożył torbę z płótna żeglarskiego,
między której uchwytami leżał kij hokejowy, i skinął głową starszemu
mężczyźnie, stojącemu przed szerokim zasuwanym oknem, gdy ten –
prawdopodobnie już nie po raz pierwszy – naciskał guzik dzwonka. Za
oknem, w głębi pomieszczenia, którego istnienie dało się zaledwie
przeczuć, rozległ się dziwny łoskot, brzmiący tak, jakby kołatka
uderzała najpierw raz na jakiś czas, a potem z ogromną szybkością
waliła w dzwonek, po chwili zaś dało się słyszeć kroki kogoś, kto
najwyraźniej przybywa z wielkiej oddali. Stary, ciemno ubrany
mężczyzna, noszący czarny krawat do białej koszuli, spojrzał z ulgą na
Henry’ego, poruszył wargami, jakby przezornie wypróbowywał słowa,
obmacał kieszenie, nie znajdując tego, czego szukał, a kiedy za mleczną
szybą pojawiła się ciemna sylwetka, przesunął ręką po włosach i
mocniej zaciągnął krawat.
Ktoś uniósł z impetem okno i Henry po raz pierwszy ujrzał
Bussmanna, Alberta Bussmanna – człowieka o markotnej twarzy, w zbyt
obszernym, poplamionym fartuchu, który przy bardziej zamaszystych
ruchach zdawał się go owiewać. Na pytające spojrzenie Bussmanna
Henry ustąpił pierwszeństwa starcowi – ten pan był tutaj przede mną –
oparł się o pulpit i z pełnym satysfakcji zaciekawieniem przysłuchiwał
się pertraktacjom, jakie przypuszczalnie sam będzie niebawem
prowadził, odniósł nawet wrażenie, iż jeszcze przed rozmową o swoim
zatrudnieniu w tym miejscu otrzymuje świetną lekcję poglądową.
Starszy pan oznajmił, że zgubił portfel, na dworcu, przy kasie,
brązowy portfel – skóra stara i już trochę popękana. Bussmann obojętnie
skinął głową, gdyż zguba wydała mu się nader pospolita, więc prawie o
nic nie pytał, tylko wytrwale przyglądał się dłoniom starca, a potem
odwrócił się bez słowa i podszedł do metalowej szafy, szafy z
przedmiotami wartościowymi, którą otworzył przy użyciu dwóch
kluczy. Chociaż Bussmann stał tyłem do obu przybyszów, uwadze
Henry’ego nie uszło, że przy czymś tam manipuluje, sięga po coś,
obmacuje to i z powrotem odkłada, by wreszcie wziąć jakąś rzecz i
ukryć ją w dużej kieszeni fartucha. Nie dał po sobie poznać, czy znalazł
przedmiot zgubiony przez starca, zapytał jedynie, jaki monogram
widnieje na portfelu, na co petent odpowiedział pytaniem:
– Monogram? Jaki monogram?
Bussmann zadowolił się tą odpowiedzią, a następnie postanowił się
upewnić, czy starszy pan przypomina sobie kwotę, jaką miał ze sobą.
– Tak, nie, to znaczy owszem – powiedział – było tam osiemset
marek, zanim kupiłem bilet, bilet do Frankfurtu, bo zamierzam pojechać
na pogrzeb siostry.
Później przypomniał sobie również, że bilet kosztował dwieście
trzydzieści marek, z dopłatą, na co Bussmann stwierdził:
– Wobec tego w pańskim portfelu powinno być jeszcze pięćset
siedemdziesiąt marek – po czym podał mu go bez skrzywienia, mówiąc:
– Proszę, niech pan przeliczy, należy nam się trzydzieści marek opłaty
manipulacyjnej.
I jakby czytał fragment instrukcji biura rzeczy znalezionych, dodał:
– Nie musi pan uiszczać znaleźnego, gdyż tę zgubę przyniósł nam
sokista.
Starzec skwapliwie zapłacił wymaganą kwotę, podziękował
zdawkowo i już chciał odejść, gdy Bussmann podał mu dwa formularze i
polecił wypełnić wszystkie rubryki, od razu, na miejscu.
Henry uśmiechnął się, pogratulował staremu mężczyźnie, przeszedł
obok niego i z uznaniem skinął głową Bussmannowi, który spytał
monotonnym głosem:
– Jaką zgubę chce pan zgłosić?
– Nazywam się Henry Neff – powiedział Henry.
– Dobrze – odparł Bussmann – a co pan zgubił?
– Nic – rzekł Henry z zadowoleniem – jeszcze nic, miałem się tutaj
zgłosić, do biura rzeczy znalezionych.
Bussmann zmierzył wzrokiem młodą, szczerą twarz, na której
malowała się beztroska; twarz pozbawioną typowego wyrazu zwątpienia
czy wręcz rozpaczy, przejawianych przez przychodzących tu codziennie
ludzi, którzy coś zgubili, i spytał:
– A czemu to miał się pan do nas zgłosić?
– Przeniesiono mnie tutaj – powiedział Henry – do biura rzeczy
znalezionych, moje dokumenty na pewno już do państwa dotarły.
– Wobec tego musi pan porozmawiać z szefem – oświadczył
Bussmann, wskazując na oszklone pomieszczenie przed regałami, gdzie
można było dostrzec potężne plecy mężczyzny, czytającego coś przy
mrocznym świetle.
Podczas gdy Henry zastanawiał się, którędy ma się dostać do szefa,
Bussmann zaprosił go gestem, aby po prostu wszedł przez sięgające
kolan otwarte okno i okrążył stertę walizek, które, o czym informowała
tabliczka, zostały właśnie przygotowane do wystawienia na licytację.
Szef, ciężki mężczyzna o siwych szczeciniastych włosach i
wodnistych oczach, wstał na widok Henry’ego, uprzejmie podał mu rękę
i rzekł:
– Jestem Hannes Harms, witam w placówce Kolei Państwowych.
Plik z chomika:
bigcherrylove
Inne pliki z tego folderu:
Libera A. ''Madame''.pdf
(3008 KB)
LaMure P. ''Moulin Rouge [Powieść o życiu Henryka de Toulouse-Lautreca]''.pdf
(1442 KB)
Luceno J. ''Star Wars. Tarkin''.pdf
(977 KB)
Lemaitre P. ''Ślubna suknia''.pdf
(1824 KB)
La Mure P. ''Miłość nie jedno ma imię''.pdf
(2003 KB)
Inne foldery tego chomika:
0-9
A
B
C
D
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin