Kunicki Aleksander - Cichy front.pdf

(1182 KB) Pobierz
Aleksander Kunicki
Cichy Front
Ze wspomnień oficera wywiadu dywersyjnego oddziałów Kedywu KG AK
Wydanie polskie 1968
Spis treści:
Na wysuniętym posterunku..................................................................................................................................................................
Droga wiodła przez Francję.................................................................................................................................................................
Kraków - Brześć - Warszawa...............................................................................................................................................................
Polskie bomby w Berlinie.....................................................................................................................................................................
W obronie młodzieży............................................................................................................................................................................
W urodziny Führera..............................................................................................................................................................................
Zdrajca.................................................................................................................................................................................................
Dwie minuty na Senatorskiej................................................................................................................................................................
Pawiak pomścimy.................................................................................................................................................................................
Zamiast płatki - szczupak.....................................................................................................................................................................
Kutschera.............................................................................................................................................................................................
Sukces i klęska....................................................................................................................................................................................
Tablica w Udorzu..................................................................................................................................................................................
Cichy front............................................................................................................................................................................................
Kres walki.............................................................................................................................................................................................
Zakończenie.........................................................................................................................................................................................
Spis zdjęć:............................................................................................................................................................................................
Aleksander Kunicki "Rayski" - szef służby wywiadu oddziału "Agat" (następnie "Pegaz", "Parasol").
Na zdjęciu w mundurze 3. Pułku Strzelców Podhalańskich.
-1-
Na wysuniętym posterunku.
Urodziłem się - bo chyba w ten sposób należy zacząć - bardzo dawno, gdyż u schyłku ubiegłego
stulecia. Ściślej mówiąc, ten istotny dla mnie fakt nastąpił 26 lutego 1898 raku na terenie ówczesnej
monarchii cesarza Franciszka Józefa - w Małopolsce Wschodniej, w miejscowości Demnia Wyżna, w
powiecie stryjskim.
W owej Demni Wyżnej znajdowała się wówczas dyrekcja dóbr baronów Groedlów, w której ojciec
mój, Ferdynand, pracował w charakterze woźnego. Niesprawiedliwością wobec ojca byłoby jednak,
gdybym poprzestał na takiej tylko o nim wzmiance. Choć bowiem życia dokonał jako woźny, ale
uprzednio przez wiele lat zajmował się znacznie ciekawszą profesją. Spławiał mianowicie drzewo. W
czasach kawalerskich - na Czeremoszu, później - na Oporze i Orawie. Następnie przez kilkanaście lat
pracował jako brygadzista groedlowskich kamieniołomów w pobliskim Świętosławiu. Gdy już posunął
się w latach, wziął rozbrat z flisactwem i kamieniarstwem i ustabilizował się jako woźny.
W latach mego dzieciństwa nie wydarzyło się nic takiego, co by mogło zainteresować czytelników.
Nie było ono ani sielskie, ani anielskie, ale za to raczej spokojne i uporządkowane. Przerwała je
wojna, która sprawiła, że w maju 1916 roku zostałem przyodziany w austriacki mundur i wcielony do
41 pułku piechoty armii austriacko-węgierskiej, wraz z którym znalazłem się na froncie włoskim.
Jako że nie miałem zamiaru umierać za Najjaśniejszego Cesarza, po przeszło dwuletniej wojaczce,
bo w drugiej połowie 1918 roku, dałem się wziąć przez Włochów do niewoli i w rezultacie znalazłem
się w przejściowym obozie jenieckim w Weronie. Tam zachorowałem i trafiłem do szpitala, z którego
zgłosiłem się jako ochotnik do armii polskiej, tworzonej we Francji przez gen. Józefa Hallera.
Kolejny etap mojej ówczesnej tułaczki wiódł przez polski obóz wojskowy we Włoszech, w
miejscowości Santa Maria Capua Vetere, do Francji, gdzie w okolicy Sens zostałem przydzielony do
oddziału, który później, 21 kwietnia 1919 roku, wszedł w skład 2. pułku instrukcyjnego grenadierów-
woltyżerów, bo tak dumnie ów pułk się zwał.
W miesiąc później wyruszyliśmy w drogę do Polski. Przybyłem do kraju 6 czerwca 1919 roku,
ostatnim chyba transportem, i wraz ze swym pułkiem zostałem zakwaterowany w rejonie Płocka.
Teraz jedna reorganizacja poczęła następować po drugiej. Oczywiście, nie obyło się bez tego, że w
jej ramach pułk kilkakrotnie zmieniał także i nazwę.
Od 19 lipca do 24 września 1919 roku był to 14. pułk strzelców, od 24 września do 30 października
tegoż roku - 151. pułk strzelców kresowych, wreszcie 30 października 1919 r. stał się 3. pułkiem
strzelców podhalańskich. Ta nazwa przetrwała już do końca.
Po przybyciu do kraju pułk nasz wszedł w skład grupy taktycznej gen. St. hr. Pruszyńskiego i wraz z
nią, w lutym 1920 roku, uczestniczył w przywracaniu Polsce Pomorza. W tej historycznej operacji,
zakończonej słynnymi zaślubinami Polski z Bałtykiem, miałem zaszczyt osobiście uczestniczyć.
Od 31 maja do 1 grudnia 1920 roku pułk uczestniczył w wojnie 1919-1920 - po czym na stałe został
zakwaterowany w rejonie Bielska-Białej, miasta, w którym i dziś mieszkam.
Miesiące spędzone w pułku, w marszach i w bojach, tak ściśle mnie z nim związały, że choć wojna
dobiegła końca, postanowiłem w wojsku pozostać na stałe.
Inna sprawa, że dla nas, żołnierzy, jeszcze wtedy nie nadszedł czas spoczynku. Zwłaszcza na
południowo-zachodniej granicy, za którą lud śląski z bronią w ręku walczył o powrót do Polski,
panował niepokój.
Wypadło mi uczestniczyć w ostatnim wówczas, a niewątpliwie najważniejszym fragmencie tej walki,
mianowicie w trzecim powstaniu śląskim. Na krótko bowiem przed wybuchem trzeciego powstania
znalazłem się w grupie, którą w sposób ściśle tajny wydzielono z 3. pułku z zadaniem współdziałania z
siłami powstańczymi. Grupa nasza, której dowódcą był major Józef Ryszka, już w trzeciej dekadzie
kwietnia 1921 roku nawiązała łączność z dowódcą grupy południowej wojsk powstańczych ppłk.
Bronisławem Sikorskim i rozpoczęła przerzucać na tamtą stronę broń, amunicję, środki transportowe,
żywność, a także uzbrojonych ochotników. Przerzuty te organizowane były głównie w rejonach
Strumień-Pruchna, Oświęcim-Babice oraz Jaworzno.
Jak tam było, tak było, szczegółowo tamtych wydarzeń relacjonować nie będę, dodam jedynie, że
za udział w trzecim powstaniu śląskim odznaczony zostałem, po jego zakończeniu, Krzyżem na
Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi - a po ostatniej wojnie - Śląskim Krzyżem Powstańczym,
nadanym mi przez Radę Państwa Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.
Wreszcie zapanował pokój i choć nadal pozostawałem w służbie czynnej, przyszedł czas na
uregulowanie mych spraw osobistych. 4 lutego 1923 roku zawarłem związek małżeński z Dorotą
Połoncarzówną. W końcu tego roku urodziła nam się córka, Izabella, w dwa lata później przyszedł na
świat syn, Ireneusz.
W roku 1933 rozstałem się z pułkiem, w którym spędziłem tyle lat, pełniąc ostatnio w stopniu
starszego sierżanta funkcję kierownika kancelarii dowództwa pułku, i rozpocząłem nowy rozdział
służby wojskowej. Wypełniło go zwalczanie szpiegostwa i dywersji niemieckiej, które - po dojściu
Hitlera do władzy - zaczęły bardzo szybko się nasilać na terytorium Polski.
W dniu 1 marca 1933 roku zostałem przydzielony do znajdującej się w Bielsku ekspozytury
Samodzielnego Referatu Informacyjnego DOK V, której zadaniem była walka ze szpiegostwem i
dywersją niemiecką na terenie Sląska Cieszyńskiego oraz powiatów Biała i Żywiec, należących do
województwa krakowskiego.
Przez szereg lat pełniłem obowiązki kierownika tej placówki kontrwywiadowczej, przeciwstawiając
się działalności niemieckiego wywiadu, który poprzez teren Czechosłowacji coraz intensywniej
wkraczał na tamte obszary.
W roku 1938, po zajęciu Zaolzia, została utworzona z siedzibą w Cieszynie Zachodnim nowa
polska placówka kontrwywiadowcza o szerszym zasięgu działania. Przejęła ona agendy zlikwidowanej
placówki bielskiej. W nowo utworzonej placówce cieszyńskiej objąłem referat kontrwywiadowczy i
funkcję tę pełniłem do chwili wybuchu wojny.
Jak z tego widać, w służbie kontrwywiadowczej - i to na jednym z najtrudniejszych jej odcinków -
pozostawałem przez lat pięć i pół. Ciekawe to były lata, obfitujące w wiele wydarzeń, które godne są
utrwalenia w druku i z powodzeniem mogłyby stać się kanwą sensacyjnej, choć w pełni autentycznej
opowieści o walce wywiadów, jaka poprzedziła starcie dwóch armii.
Możliwe, że kiedyś, jeśli czasu i sił starczy, powrócę do tamtego okresu w moim życiu i spróbuję go
opisać, w tej chwili jednak nie będę zatrzymywał się nad nim dłużej, gdyż uważam za swój pierwszy
obowiązek odtworzenie wydarzeń, których byłem uczestnikiem w latach późniejszych, w czasie
okupacji, gdy swą służbę ojczyźnie kontynuowałem w szeregach Polski Podziemnej.
Niemniej kilka słów i na ten temat wypada chyba powiedzieć. Otóż teren, na którym pracowałem w
latach przedwojennych, był terenem szczególnie ożywionej działalności dywersyjnej i szpiegowskiej,
prowadzonej przez mniejszość niemiecką, a wymierzonej przeciw Polsce. Wszystkie nici tej wrogiej
roboty zbiegały się w najbardziej dynamicznej i agresywnej organizacji mniejszości niemieckiej w
Polsce, jaką niewątpliwie była tzw. Partia Młodoniemiecka (Jungdeutsche Partei fuer Polen). Powstała
ona w Bielsku w r. 1921 i początkowo używała nazwy Niemiecki Związek Narodowo-Socjalistyczny w
Polsce (Deutscher National-Sozialistischer Verein fuer Polen). Założycielem tej partii był inż. Rudolf
Wiesner, Niemiec z Austrii, który w Bielsku znalazł się jeszcze przed pierwszą wojną światową, a po
jej zakończeniu, gdy Bielsko powróciło w granice Polski, pozostał w tym mieście jako obywatel polski
narodowości niemieckiej.
Wiesner, który przez wiele lat w okresie międzywojennym piastował stanowisko wiceburmistrza
miasta Bielska, był zaciekłym niemieckim szowinistą i nacjonalistą. Założona przez niego partia, którą
kierował, wzorowała się i miała taki sam charakter jak NSDAP, rozpoczynająca wówczas walkę o
przejęcie władzy w Niemczech.
Ale mimo ruchliwości, energii i dużych wpływów Wiesnera partia jego przez szereg lat nie miała
większego znaczenia, działała tylko w Bielsku i okolicach, gdzie zagęszczenie nacjonalistycznego
elementu niemieckiego było wyjątkowo duże. Do roku 1931 liczyła ona zaledwie 300 członków. Nieco
wcześniej - w maju 1930 r. - Wiesner zmienił jej nazwę na Jungdeutsche Partei fuer Polen. Uczynił to
ze względów taktycznych, gdyż nie chciał, by jej nazwa jeszcze bardziej podkreślała hitlerowski
charakter partii. Szybki rozwój JDP rozpoczyna się z chwilą przejęcia przez Hitlera władzy w
Niemczech. JDP wychodzi wtedy poza teren Bielska i Śląska i zaczyna działać niemal wszędzie tam,
gdzie grupowała się mniejszość- niemiecka w Polsce. W ostrej walce ze starymi partiami niemieckiej
mniejszości z roku na rok rozszerza zakres swych wpływów i staje się wkrótce trzonem hitlerowskiej V
kolumny, działającej w naszym kraju.
Ułatwia jej to między innymi mało prawdopodobny, ale przecież prawdziwy, fakt mianowania
Wiesnera przez prezydenta Rzeczypospolitej senatorem. Przywódca JDP w ten sposób zajął w
senacie miejsce innego reprezentanta mniejszości niemieckiej, prof. dr. Edwarda Panta,
pochodzącego również z Bielska, zdecydowanego antyhitlerowca, zaciekle z tego powodu
atakowanego przez liczne organizacje niemieckie z JDP na czele.
Nominacja ta w ogromnym stopniu przyczyniła się do wzrostu aktywności JDP. Partia zaczyna
wydawać własny organ prasowy pismo „Der Aufbruch", a jej kwatera główna, choć nadal pozostaje w
Bielsku, szybko rozrasta się.
Wszędzie tam, gdzie żyje mniejszość niemiecka - powstają koła (Ortsgruppen) JDP, a nawet jej
-3-
komórki wiejskie. Legalnie prowadzą one działalność oświatową i kulturalną, nielegalnie -
przygotowują swoich członków do zbrojnego wystąpienia, zajmują się sabotażem i dywersją, zbierają
materiały wywiadowcze dla III Rzeszy, zestawiają listy proskrypcyjne polskich działaczy
patriotycznych, podsycają nienawiść do Polski.
I choć brzmi to niewiarygodnie, ale władze polskie patrzyły na tę całą wrogą robotę, bardzo
prymitywnie maskowaną, przez palce, gdyż nie chciały zaogniać stosunków z III Rzeszą. Robią więc
dobrą minę do złej gry i udają, że biorą za prawdziwą monetę zawarte w statucie JDP kłamliwe
stwierdzenie, że partia nie ma rzekomo żadnych powiązań z zagranicą, a cele swe realizuje,
przestrzegając ustaw Państwa Polskiego, i jest wobec Polski lojalna.
W rezultacie tuż przed wojną JDP udało się skupić w swych szeregach na terenie kraju ok. 50 tys.
członków. W ogromnej większości byli to młodzi, fanatyczni hitlerowcy.
Jak z tego widać, my, pracownicy polskiego kontrwywiadu, nie mieliśmy wówczas spokojnego życia.
Zwłaszcza na Śląsku.
Tu bowiem, w Bielsku, jak już wspomniałem, mieścił się ośrodek kierujący akcją antypolską. Był nim
zarząd główny JDP, mieszczący się w budynku niemieckiego przemysłowca, Stosiusa, przy ul.
Cieszyńskiej 24. Tam urzędował polski senator i hitlerowski dywersant w jednej osobie - inż. Rudolf
Wiesner. Natomiast bardziej zakonspirowane konwentykle odbywały się w willi Wiesnera przy ul.
Sobieskiego 64. Przy ul. Celnej 2 znajdowała się redakcja „Der Aufbruch", którego naczelnym
redaktorem był Adolf Christianus.
Hitlerowscy agenci i dywersanci, licznie przeciekający przez granicę, znajdowali punkty oparcia w
okolicznych schroniskach Beskidensportvereinu i Wintersportvereinu, zorganizowanych i
prowadzonych przez JDP pod szyldem placówek sportowo-turystycznych. Tam też były organizowane
ćwiczenia wojskowe hitlerowskich bojówkarzy.
W samym Bielsku hitlerowcy także poczynali sobie w sposób bezczelny: na przykład jawnie
zaopatrywali swoich ludzi w broń. Zajmował się tym sklep, prowadzący legalnie sprzedaż broni.
Mieścił się on przy ul. 3 Maja (obecnie Lenina), prowadzili go znani hitlerowcy z JDP, Gajduschkowie,
w oparciu o koncesję, o jaką wystarał im się Wiesner. Warto tu dodać, że po kampanii wrześniowej
otrzymali owi Gajduschkowie od władz hitlerowskich nagrody i odznaczenia za swą owocną
działalność, polegającą przede wszystkim na sprowadzaniu do Bielska broni z opanowanej przez
Niemców Słowacji i zaopatrywaniu w tę broń niemieckich dywersantów, działających w Polsce.
Niedaleko Bielska, w znanej turystycznej miejscowości Szczyrk, znajdował się punkt kontaktowy
hitlerowców z całej Polski. Urządzano tam także zjazdy reprezentantów mniejszości niemieckiej z
różnych krajów Europy oraz rozmaite kursy dla młodzieży hitlerowskiej z JDP. Na kursach tych młodzi
Niemcy, zamieszkujący w granicach państwa polskiego, poznawali zasady ideologii hitlerowskiej oraz
byli instruowani, w jaki sposób mają prowadzić antypolską robotę szpiegowską i dywersyjną. Jednym
z czołowych wykładowców był tam, przebywający przez pewien czas w Szczyrku, znany przed wojną
trener narciarski, zaciekły hitlerowiec austriacki R. Lantschner, który po wybuchu wojny otrzymał od
Hitlera wysokie odznaczenie „za działalność poza granicami Rzeszy".
Całą tą machiną hitlerowskiej dywersji kierował polski senator, Wiesner. Działał on oczywiście
skrycie i ostrożnie, starając się zachować pozory lojalności wobec naszego państwa. Ostrożność swą
posunął tak daleko, że nawet swoim osobistym, najbardziej zaufanym kurierem uczynił”. Polaka.
Zgodził się odgrywać tę renegacką rolę właściciel warsztatu elektrotechnicznego przy ul. Sukienniczej
w Białej, Franciszek Szostak, ożeniony z miejscową Niemką.
Ów Szostak, który w latach pierwszej wojny światowej służył w Legionach i był odznaczony
Krzyżem Niepodległości, oddał Wiesnerowi bardzo duże usługi, tym bardziej że cieszył się dobrą
opinią wśród miejscowego społeczeństwa polskiego i nikomu nawet do głowy nie przyszło, iż może on
być zakonspirowanym członkiem Jungdeutsche Partei, kurierem jej wodza i płatnym niemieckim
agentem. Dzięki temu Szostak swobodnie podróżował po całej Polsce, świecąc wszystkim w oczy
przypiętą do klapy marynarki miniaturą Krzyża Niepodległości i odznaką legionową. Rola, jaką
faktycznie pełnił, ujawniona została dopiero po wkroczeniu Niemców do Bielska-Białej. Szostak
przybrał wówczas uniform hitlerowski, w klapę marynarki wpiął odznakę JDP i zaczął załatwiać różne
porachunki osobiste z Polakami. Gwoli prawdzie muszę tu jednak dodać, że - jeśli wiem - był to jedyny
wypadek tego rodzaju renegactwa, jaki zdarzył się w Bielsku, a sprawy te znam na ogół dość dobrze.
Ale nie wyprzedzajmy wydarzeń. Na kilka miesięcy przed wybuchem wojny działacze JDP poczęli
tworzyć organizowane na wzór wojskowy bojówki, zwane Freikorpsami. Miały one wejść do akcji w
chwili ruszenia hitlerowskiej machiny wojennej na Polskę.
W tym też czasie - to połowa sierpnia 1939 r. - władze polskie zdecydowały się wreszcie
aresztować Wiesnera. Po prostu zmusił je do tego ciężar przedstawionych im niezbitych dowodów
jego dywersyjnej i szpiegowskiej działalności. Niestety, już po kilku dniach Wiesnera zwolniono.
Nastąpiło to na skutek osobistej interwencji ministra Becka, który nadal stał na stanowisku
niezaostrzania stosunków z Rzeszą Hitlera.
Rudolf Wiesner jednak, powszechnie już wówczas uznawany za Führera wszystkich Niemców
zamieszkałych w Polsce, nie miał zamiaru biernie oczekiwać dalszego rozwoju wydarzeń i postanowił
rozstać się na pewien czas z krajem, którego chleb - i to grubo smarowany masłem - jadł przez tyle
lat. Natychmiast po uwolnieniu drapnął przez Gdańsk do Rzeszy. Powrócił na Śląsk po wkroczeniu
tam wojsk niemieckich.
To, że wojska te weszły tu tak szybko, że posuwały się pewnie, wykazując świetną znajomość
terenu - w ogromnej mierze było zasługą ludzi Wiesnera, członków JDP i bojówek Freikorpsu.
Jeśli chodzi o ów Freikorps, to ciekawe materiały, dotyczące jego działalności w rejonie Bielska w
okresie od maja do września 1939 r. odnalazł niedawno w państwowym archiwum w Opawie Andrzej
Szefer z Katowic, prowadzący na terenie Czechosłowacji poszukiwania archiwalne. Informację o tych
materiałach opublikował on w „Zaraniu Śląskim" r. 1965, nr 2.
W Štátni Archiv w Opawie natknął się Szefer na teczkę hitlerowskich dokumentów, wiążących się z
działalnością bielskiego Freikorpsu. Były tam m, in. imienne wykazy 214 bojówkarzy, zawierające ich
dokładne dane personalne, sprawozdania z działalności niektórych tzw. Truppsführerów (dowódców
oddziałów) oraz sprawozdania obejmujące całokształt prowadzonej przez Freikorpsy roboty.
Jak ze znalezionych dokumentów wynika, kierownikiem bielskiego okręgu Freikorpsu od maja 1939
r. był niejaki Ernst Lanz. Zorganizował on w powiecie bielskim 15 oddziałów Freikorpsu. Każdy z tych
oddziałów składał się z 20 bojówkarzy, którymi z reguły byli fanatyczni, gotowi na wszystko hitlerowcy.
Do zadań owych bojówek należało m. in. zabezpieczenie dróg, którymi miały wkroczyć do Polski
wojska niemieckie, oraz opanowanie węzłów komunikacyjnych i uchronienie ich w ten sposób przed
zniszczeniem przez Polaków.
Z odnalezionych w Opawie dokumentów wynika również, że Freikorps na Śląsku zaczęto
organizować już w maju 1939 roku. Inicjatorem był przywódca JDP, inż. Rudolf Wiesner. Akcję tę
podjęto i prowadzono, kierując się instrukcjami przekazywanymi do Polski przez oficerów
Wehrmachtu.
Oprócz ośrodka bielskiego działały jeszcze na Śląsku dwa zgrupowania Freikorpsu: jedno w
Katowicach, drugie w Rybniku. Komendantem wszystkich trzech zgrupowań był niejaki Lange.
Kierownik bielskiego okręgu Freikorpsu Ernst Lanz oraz dwunastu dowódców działających w tym
okręgu bojówek: Ernst Knabe, Wiktor Koenig, Jakub Jakl, Ernst Platzek, Rudolf Handzlik, Hans
Hellmich, Hans Piesch, Joseph Michalik, Walter Hoffmann, Alfons Jursa, Karl Urbandtke i Walther
Adolf - przeszli przeszkolenie na terenie ówczesnej Rzeszy, w miejscowości Głubczyce na
Opolszczyźnie, i zostali przerzuceni na stronę polską. Tu szkolili innych. Cała akcja szkoleniowa
została ukończona w połowie sierpnia 1939 roku.
Mniej więcej w tym czasie, tuż przed wybuchem wojny, polskiemu kontrwywiadowi udało się zadać
temu towarzystwu kilka ciosów, ale spadły już one za późno i były zbyt słabe, by zniszczyć wszystkie
macki V kolumny. Wraz z innymi walczyłem z nimi, jak mogłem, wyłapując dywersantów i
spadochroniarzy, wszystkich jednak nie wyłapaliśmy.
W pamiętnych dniach września 1939 r. członkowie JDP i bojówek Freikorpsu ściśle współdziałali z
armią niemiecką i uprawiali szpiegostwo oraz dywersję na tyłach naszych wojsk.
Po odejściu naszej armii obnażyli kły. Bielski Freikorps powiększono wówczas do 400 osób, tworząc
z niego oddziały Hilfspolizei. Ich członkowie byli inicjatorami i wykonawcami wielu bestialskich zbrodni
popełnianych na Polakach.
Cena, jaką lud śląski zapłacił za długotrwałe tolerowanie przez rząd RP antypaństwowej
działalności JDP, była bardzo wysoka.
Żeby z tym tematem skończyć, jeszcze kilka słów o Wiesnerze. Po zajęciu Śląska przez
hitlerowców powrócił on tu jako triumfator i kontynuował swą zbrodniczą działalność. Był jednym z
głównych organizatorów i przywódców skierowanej przeciw ludności polskiej akcji eksterminacyjnej.
Po zakończeniu kampanii 1939 roku za usługi oddane III Rzeszy awansował na wysoki szczebel
hierarchii służbowej w SS i osobiście przez Hitlera został udekorowany złotą odznaką NSDAP. Na
początku 1945 roku uciekł do Bawarii, a stamtąd do miejscowości Fritzlar w Hesji, gdzie pod
nazwiskiem Wendtorf pracował jako architekt.
Jego żona, Freya, pozostała natomiast w Bawarii i do roku 1962 otrzymywała za żyjącego i
cieszącego się dobrym zdrowiem małżonka sporą rentę wdowią, którą jej wypłacano po zgłoszeniu
przez nią w urzędzie gminnym w Hochenfleissenberg zaginięcia męża w czasie wojny. W roku 1962
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin