Westerfeld, Scott - Lewiatan 3 - Goliat [z rysunkami].pdf

(7558 KB) Pobierz
Scott Westerfeld
GOLIAT
Trylogia Lewiatana, tom 3
Tytuł oryginału: GOLIATH
Copyright © 2011 by Scott Westerfeld
Ilustracje: Mr. Keith Thompson
ROZDZIAŁ 1
— Syberia — stwierdził Alek. Słowo to zsunęło mu się po języku
niczym kostka lodu, równie zimna i niemiła jak przesuwający się pod
spodem krajobraz.
— Dopiero jutro dotrzemy nad Syberię. — Dylan siedział przy stole,
wciąż nacierając na śniadanie. — I będziemy lecieć nad nią tydzień. Rosja
jest wielka.
— I zimna — dodał Newkirk. Stał obok Alka przy oknie w mesie
kadetów, obiema dłońmi obejmując filiżankę herbaty.
— Zimna — powtórzył Bovril. Stworzonko wczepiło się w ramię
Alka nieco mocniej, a przez jego ciałko przebiegł dreszcz.
Był początek października i w dole nie widać było jeszcze śniegu. Ale
bezchmurne niebo miało lodowatą, błękitną barwę. Po ostatniej zimnej
nocy na krawędziach bulaja została lodowa koronka.
Jeszcze tydzień lotu przez ten ugór, pomyślał Alek. Dalej od Europy i
wojny oraz jego przeznaczenia.
Lewiatan
kierował się na wschód, prawdo-
podobnie w stronę Japonii, choć nikt nie był w stanie potwierdzić kursu.
Chociaż pomógł brytyjskiej sprawie w Istambule, oficerowie podniebnego
statku wciąż traktowali Alka i jego ludzi nieco tylko lepiej niż więźniów.
Był księciem chrzęstów, a oni darwinistami, tymczasem wojna między
tymi dwiema technologiami rozprzestrzeniała się z dnia na dzień coraz
szybciej.
— Zrobi się jeszcze zimniej, kiedy skierujemy się na północ
powiedział Dylan z ustami pełnymi jedzenia. — Powinniście skoń-
czyć ziemniaczki. Rozgrzejecie się po nich.
Alek odwrócił się.
— Ale przecież już znajdujemy się na północ od Tokio. Dlaczego mie-
libyśmy zbaczać z kursu?
— Trzymamy się ściśle kursu — odparł Dylan. — W zeszłym tygo-
dniu pan Rigby kazał nam wyznaczyć ortodromę i trafiliśmy prosto na
Omsk.
— Ortodromę?
— To taka sztuczka nawigatorów — wyjaśnił Newkirk. Na-chuchał
na szybę przed nosem, po czym palcem narysował na niej odwróco-
ny uśmiech. — Ziemia jest okrągła, ale papier płaski, czy tak? Dlatego
więc prosty kurs wygląda na zakrzywiony, kiedy się go rysuje na mapie.
Zawsze trafi się dalej na północ, niż można by przypuszczać.
— Chyba że jest się poniżej równika — dodał Dylan. — Wtedy jest
na odwrót.
Bovril parsknął, jakby temat ortodrom był zabawny. Alek nie zrozu-
miał z tego ani słowa... ale też nie spodziewał się zrozumieć.
To wszystko doprowadzało go do szaleństwa. Dwa tygodnie temu
wspomógł rewolucję przeciwko osmańskiemu sułtanowi, władcy staro-
żytnego imperium. Buntownicy docenili rady Alka, jego umiejętności pi-
lotażu i jego złoto. I razem zwyciężyli.
Ale tutaj, na pokładzie
Lewiatana,
był jedynie balastem — marnował
wodór, jak mówili podniebni marynarze o nieprzydatnej osobie. I co z
tego, że spędzał czas z Dylanem i Newkirkiem, skoro nie był kadetem.
Nie potrafił odczytać danych z sekstansu, nie umiał zawiązać porządnego
węzła ani nie był w stanie określić pułapu statku.
Najgorsze jednak było to, że nie potrzebowano już Alka w kapsułach
silnikowych. Przez miesiąc, podczas którego był zajęty snuciem rewo-
lucyjnych planów w Istambule, inżynierowie darwinistów bardzo wiele
nauczyli się na temat mechaniki chrzęstów. Nie wołano już Hoffmana i
Kloppa do pomocy przy silnikach, nie było też potrzeby korzystania z
usług tłumacza.
Po raz pierwszy, od kiedy trafił na
Lewiatana,
Alek zaczął marzyć o
tym, by jakoś pomóc na pokładzie. Ale wszystko, co mógł zaoferować —
pilotowanie machiny kroczącej, konwersacja w sześciu językach czy fakt,
że był wnukiem cesarza — wydawało się bezużyteczne na podniebnym
statku. Bez wątpienia przedstawiał większą wartość jako młody książę,
który przeszedł na drugą stronę, niż jako lotnik.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin