Antoni Marczyński - Szpieg w masce.pdf

(852 KB) Pobierz
Antoni Marczyński
SZPIEG W MASCE
POWIEŚĆ FILMOWA
KRAKÓW 2016
Spis treści
1 Rozdział I
2 Rozdział II
3 Rozdział III
4 Rozdział IV
5 Rozdział V
6 Rozdział VI
7 Rozdział VII
8 Rozdział VIII
9 Rozdział IX
10 Rozdział X
11 Rozdział XI
12 Rozdział XII
13 Rozdział XIII
14 Rozdział XIV
15 Rozdział XV
16 Rozdział XVI
17 Rozdział XVII
18 Rozdział XVIII
19 Rozdział XIX
20 Rozdział XX
Opracowano na podstawie edycji Gebethnera i Wolffa, Kraków 1934.
Na okładce: Hanka Ordonówna w filmie Szpieg w masce (1933).
ROZDZIAŁ I
Wszystkie spojrzenia zawisły na twarzy sierżanta, który wyprężył się jak struna przed
pułkownikiem i wyrecytował jednym tchem:
— Meldunek telefoniczny placówki podsłuchowej numer osiemdziesiąt siedem: Nalot
nieprzyjacielski znajduje się w odległości trzydziestu czterech kilometrów.
— Kierunek wciąż ten sam?
— Tak jest, panie pułkowniku.
— Czyli, że za piętnaście minut tu będą… Pora zaczynać…
Posypały się rozkazy, zadźwięczały dzwonki telefonu polowego, zawarczały
motocykle adiutantów.
Alarm!!! Ponure wycie fabrycznych syren, przeciągły gwizd parowozów na dworcach,
żałobna pieśń dzwonów kościelnych i bełkot kilkuset megafonów porozmieszczanych w
najruchliwszych punktach stolicy:
— Hallo, hallo! Tu Komenda Obrony Miasta. Samoloty nieprzyjacielskie zbliżają się
do Warszawy. Za cztery minuty elektrownia wyłączy prąd. Nie wolno zapalać żadnych
świateł pod groźbą…
Przed hangarami na lotnisku mokotowskim czekało 6 samolotów. Tuż obok zatrzymał
się rozpędzony motocykl. Adiutant wyskoczył z jego przyczepki, podbiegł do grupy
lotników. Natychmiast puszczono w ruch śmigła. Wściekły pęd powietrza zdmuchnął
adiutantowi czapkę z głowy, a trawę rozpłaszczył na ziemi i przytrzymał ją w tym kornym
pokłonie, póki maszyny nie ruszyły do startu. Ostrym
amerykanem
zaczęły się piąć w
górę, potem przepisowy wiraż, potem rozbiegły się na wyznaczone pozycje. Ponad
lotniskiem pozostał tylko jeden samolot. Gdy znalazł się na wysokości jakich trzystu
metrów nad ziemią, wytrysnął z niego słup gęstego dymu.
— Oooo! Pali się! — Wśród cywilów zabrzmiały okrzyki zgrozy. — Zbiornik mu
eksplodował. Spada! Spada!
Lecz samolot ani myślał spadać. Utrzymując się wciąż na tej samej wysokości,
zatoczył duże koło ponad hangarami i wlókł wciąż za sobą puszysty ogon dymu, który
pęczniał w oczach, stawał się obłokiem… chmurą!
— Aha, dymne zasłony — zrozumieli laicy wreszcie.
— Ba, ale jakie! — rzekł z dumą jeden z oficerów dotrzymujących towarzystwa Ricie
Holm. — Takich przesłon jeszcze nie było. To nasz wynalazek!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin