0652 Lynne Graham - Spróbujmy jeszcze raz.pdf

(764 KB) Pobierz
Lynne Graham
Spróbujmy jeszcze raz
Tłu​ma​cze​nie:
Ali​na Pat​kow​ska
@kasiul
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Moż​na się roz​wieść w cy​wi​li​zo​wa​ny spo​sób – stwier​dził Clau​dio Ra​vel​li z wy​stu​-
dio​wa​nym tak​tem.
Tyl​ko sza​cu​nek wo​bec star​sze​go o dwa mie​sią​ce przy​rod​nie​go bra​ta po​wstrzy​-
mał Nika Chri​sta​ki​sa przed po​gar​dli​wym par​sk​nię​ciem. Co Clau​dio, od nie​daw​na
szczę​śli​wie żo​na​ty, mógł wie​dzieć o pa​skud​nych, wy​czer​pu​ją​cych roz​wo​dach i in​-
nych nie​przy​jem​nych stro​nach ży​cia? Clau​dio był pro​sto​li​nij​ny i moc​ny jak opo​ka,
w jego du​szy nie ist​nia​ły żad​ne mrocz​ne za​ka​mar​ki. Nie po​tra​fił so​bie na​wet wy​-
obra​zić tego, przez co mu​siał przejść Nik.
– Pew​nie się za​sta​na​wiasz, ja​kim pra​wem pró​bu​ję ci udzie​lać rad – za​uwa​żył
Clau​dio trzeź​wo. – Ale prze​cież kie​dyś było wam ze sobą do​brze. Gdy​by​ście spró​-
bo​wa​li tro​chę zła​god​nieć i po​zbyć się na​pię​cia, oboj​gu wam wy​szło​by to na zdro​-
wie.
Ciem​na, przy​stoj​na twarz Nika ścią​gnę​ła się w po​nu​rym gry​ma​sie.
– W ta​kim ra​zie pew​nie się ucie​szysz, kie​dy ci po​wiem, że mam się ju​tro spo​tkać
z Bet​sy w obec​no​ści praw​ni​ków, mo​ich i jej. Mamy dojść do ugo​dy fi​nan​so​wej.
– To tyl​ko pie​nią​dze, Nik. Dio mio – wes​tchnął Clau​dio, my​śląc o ol​brzy​mim im​pe​-
rium biz​ne​so​wym, któ​re zbu​do​wał jego brat pra​co​ho​lik. – Masz prze​cież mnó​stwo
pie​nię​dzy.
W zie​lo​nych oczach Nika bły​snę​ła wście​kłość.
– Nie o to cho​dzi. Bet​sy pró​bu​je za​gar​nąć po​ło​wę wszyst​kie​go, co mam.
– Nie ro​zu​miem, dla​cze​go do​ma​ga się aż tyle. Mógł​bym przy​siąc, że nie jest ma​-
te​ria​list​ką. Pró​bo​wa​łeś z nią po​roz​ma​wiać?
– A dla​cze​go miał​bym z nią roz​ma​wiać? – za​py​tał Nik ze zdu​mie​niem, jak​by uwa​-
żał tę su​ge​stię za nie​do​rzecz​ną. – Wy​rzu​ci​ła mnie z domu, wy​stą​pi​ła o roz​wód, a te​-
raz pró​bu​je ukraść mi mi​liar​dy.
– Mia​ła po​wód, żeby cię wy​rzu​cić – przy​po​mniał mu Clau​dio z ża​lem.
W od​po​wie​dzi Nik tyl​ko za​ci​snął usta. Miał wła​sne zda​nie na te​mat przy​czyn, dla
któ​rych ich mał​żeń​stwo po​pa​dło w ru​inę. Oże​nił się z ko​bie​tą, któ​ra twier​dzi​ła, że
nie chce mieć dzie​ci, a po​tem zmie​ni​ła zda​nie. Ow​szem, za​ta​ił przed nią pew​ne in​-
for​ma​cje, ale są​dził, że jej pra​gnie​nie dziec​ka było tyl​ko ka​pry​sem i mi​nie rów​nie
szyb​ko i nie​ocze​ki​wa​nie, jak się po​ja​wi​ło.
– To był mój dom – od​po​wie​dział bez​barw​nie.
– Chcesz jej za​brać jesz​cze dom, tak jak za​bra​łeś psa? – wes​tchnął Clau​dio.
– Gi​zmo na​le​żał rów​nież do mnie. – Nik po​pa​trzył na psa, któ​ry był pod jego opie​-
ką od dwóch mie​się​cy i przez cały ten czas wy​ka​zy​wał ob​ja​wy psiej de​pre​sji. Le​żał
te​raz przy oknie, oto​czo​ny nie​tknię​ty​mi pisz​czą​cy​mi za​baw​ka​mi, z pyszcz​kiem
smut​no opar​tym na ku​dła​tych ła​pach. Miał wszyst​ko, co moż​na było ku​pić za pie​nią​-
dze, ale po​mi​mo wy​sił​ków Nika wciąż tę​sk​nił za Bet​sy.
– Czy zda​jesz so​bie spra​wę, jak była za​ła​ma​na, kie​dy za​bra​łeś jej psa? – za​py​tał
Clau​dio.
– Ow​szem. Przy​sła​ła mi li​stę in​struk​cji, jak mam się nim zaj​mo​wać. Trzy kart​ki
pa​pie​ru po​zna​czo​ne śla​da​mi łez – od​rzekł Nik szy​der​czo. – O mnie ni​g
dy się nie
mar​twi​ła tak jak o tego psa.
– Uwiel​bia​ła cię jesz​cze rok temu – od​pa​ro​wał Clau​dio.
Nik mu​siał przy​znać, że tak było i że było to bar​dzo przy​jem​ne, do​pó​ki trwa​ło.
Ale po​tem uwiel​bie​nie zmie​ni​ło się w gwał​tow​ną nie​na​wiść i Bet​sy za​czę​ła mu za​da​-
wać py​ta​nia, na któ​re nie mógł od​po​wie​dzieć – a wła​ści​wie mógł​by, gdy​by rze​czy​wi​-
ście mu​siał, ale nie po​tra​fił​by znieść wy​ra​zu gro​zy i li​to​ści na jej twa​rzy. Nie​któ​re
rze​czy były zbyt prze​ra​ża​ją​ce, by o nich mó​wić, i czło​wiek miał pra​wo za​cho​wać je
dla sie​bie.
Clau​dio za​wa​hał się.
– Kie​dy pro​si​łeś po wa​szym roz​sta​niu, że​bym po​roz​ma​wiał z Bet​sy i oka​zał jej
życz​li​wość, my​śla​łem, że cho​dzi ci o to, że​bym był po​śred​ni​kiem mię​dzy wami, bo
wciąż ją ko​chasz i chcesz, żeby do cie​bie wró​ci​ła.
Twarz Nika przy​bra​ła twar​dy wy​raz.
– Nie ko​cha​łem jej. Ni​g
dy ni​ko​go nie ko​cha​łem – przy​znał zim​no. – Lu​bi​łem ją
i mia​łem do niej za​ufa​nie. Była do​brą pa​nią domu.
– Pa​nią domu? – Clau​dio zdu​mio​ny był tym sta​ro​świec​kim okre​śle​niem. Na ogół
Nik nie mie​wał kon​ser​wa​tyw​nych za​pę​dów.
– Do​brą pa​nią domu – po​wtó​rzył Nik spo​koj​nie. Clau​dio wy​cho​wał się w przy​zwo​-
itym domu i za​pew​ne nie ro​zu​miał, jak bar​dzo po​cią​ga​ją​cy może być tego ro​dza​ju
ta​lent u ko​bie​ty. – Ale za​wio​dła moje za​ufa​nie i ab​so​lut​nie nie chcę, żeby do mnie
wró​ci​ła.
– Je​steś pew​ny?
– Ne… Tak – po​twier​dził Nik po grec​ku. Roz​wód nie zo​stał jesz​cze orze​czo​ny, ale
on już ru​szył da​lej ze swo​im ży​ciem. Bet​sy ni​g
dy nie była ty​po​wą żoną mi​lio​ne​ra.
Po​ja​wi​ła się w jego ży​ciu pod​czas burz​li​we​go okre​su i prze​mi​nę​ła ra​zem z nim.
A te​raz przed Ni​kiem ja​wi​ły się nowe, obie​cu​ją​ce per​spek​ty​wy. Żyli w se​pa​ra​cji już
od pół roku. Przez ten czas Nik zmie​nił się i był z tego bar​dzo dum​ny. Od​rzu​cił ba​-
gaż ob​cią​żeń wy​nie​sio​ny z dys​funk​cyj​ne​go dzie​ciń​stwa. Te​raz mógł dzia​łać szyb​ciej
i sku​tecz​niej. Nie miał naj​mniej​sze​go za​mia​ru po​wta​rzać błę​dów prze​szło​ści, a Bet​-
sy była bar​dzo po​waż​nym błę​dem.
Bet​sy cze​ka​ła w ele​ganc​kiej sali kon​fe​ren​cyj​nej w to​wa​rzy​stwie swo​ich praw​ni​-
ków i choć bar​dzo się sta​ra​ła to ukryć, była na​pię​ta jak stru​na. Jej zde​ner​wo​wa​nie
było zro​zu​mia​łe, w koń​cu nie wi​dzia​ła Nika już od sze​ściu mie​się​cy. Nie pró​bo​wał
się z nią spo​tkać ani w ża​den spo​sób wy​ja​śnić swo​je​go nie​zwy​kłe​go za​cho​wa​nia.
Z dnia na dzień zmie​ni​ła się ze szczę​śli​wej mę​żat​ki, któ​ra pró​bu​je po raz pierw​szy
zajść w cią​żę, w zdra​dzo​ną, gorz​ko zra​nio​ną, nic nie​ro​zu​mie​ją​cą żonę.
To ona wy​rzu​ci​ła Nika z domu, ale tak na​praw​dę to on ją po​rzu​cił. Oszu​kał ją
okrut​nie i za​ata​ko​wał z taką siłą, że ode​szła od nie​go, nie oglą​da​jąc się za sie​bie.
Za​cho​wy​wał się tak, jak​by trzy lata mał​żeń​stwa, któ​re jej wy​da​wa​ły się szczę​śli​we,
dla nie​go zu​peł​nie nic nie zna​czy​ły. Zbyt póź​no przy​szło jej do gło​wy, że wy​szła za
męż​czy​znę, któ​ry ni​g
dy nie po​wie​dział, że ją ko​cha, a wręcz po​wta​rzał, że nie wie​-
rzy w mi​łość, i któ​ry przy każ​dej oka​zji udo​wad​niał, że prio​ry​te​tem w jego ży​ciu są
in​te​re​sy.
Po tym ostat​nim, naj​okrut​niej​szym od​rzu​ce​niu nie mógł się chy​ba dzi​wić, że Bet​sy
w koń​cu zde​cy​do​wa​ła się od​pła​cić mu pięk​nym za na​dob​ne. Wie​dzia​ła, że Nik ją za
to znie​na​wi​dzi, ale to było lep​sze od do​tych​cza​so​wej obo​jęt​no​ści. Nic już jej nie ob​-
cho​dzi​ło, co my​śli o niej Ni​ko​los Chri​sta​kis. Mi​łość zmar​ła, gdy Bet​sy uświa​do​mi​ła
so​bie w koń​cu, jak ni​sko Nik ceni ją i ich mał​żeń​stwo. A te​raz po pro​stu pró​bo​wa​ła
się ode​grać i wy​mie​rzyć mu karę.
Ze​msta. Nie było to ład​ne ani ko​bie​ce sło​wo, a poza tym to była ostat​nia rzecz,
ja​kiej taki ma​ni​pu​lant i re​kin biz​ne​su jak Nik mógł się spo​dzie​wać po swo​jej nie​gdyś
ule​głej żo​nie. Nie ob​cho​dzi​ła go Bet​sy, ale ob​cho​dzi​ły pie​nią​dze. Bez​względ​na po​-
goń za zy​skiem była dla nie​go naj​waż​niej​szym ce​lem w ży​ciu i Bet​sy wie​dzia​ła, że
je​śli chce go zra​nić, to musi ude​rzyć go po kie​sze​ni. I rze​czy​wi​ście, do​pie​ro nie​do​-
rzecz​ne żą​da​nie po​ło​wy ma​jąt​ku skło​ni​ło go, by ze​chciał się z nią spo​tkać twa​rzą
w twarz. Było ja​sne, że pie​nią​dze zna​czą dla nie​go wię​cej niż ona i ich zwią​zek.
Na ko​ry​ta​rzu roz​le​gły się kro​ki. Bet​sy ze​sztyw​nia​ła. Klam​ka drgnę​ła, ale drzwi
po​zo​sta​wa​ły za​mknię​te.
– Pro​szę po​zwo​lić, że to my bę​dzie​my mó​wić – przy​po​mniał jesz​cze raz jej peł​no​-
moc​nik, Ste​wart An​ner​sley. Rów​nie do​brze mógł po​wie​dzieć wprost, że Bet​sy nie
po​ra​dzi so​bie sama w star​ciu z Ni​kiem i jego praw​ni​ka​mi. Do​brze o tym wie​dzia​ła.
Spę​dzi​ła trzy lata w bo​ga​tym świe​cie Nika, a jed​nak wciąż po​zo​sta​wa​ła na​iw​na i ła​-
two było ją za​sko​czyć. Czyż​by to zna​czy​ło, że jest głu​pia, nie zna się na lu​dziach
i nie po​tra​fi oce​nić ich mo​ty​wa​cji? Czu​ła się wstrzą​śnię​ta, gdy Nik za​brał jej Gi​zmo.
Pies był jej je​dy​ną po​cie​chą, a on uparł się go za​brać, choć nie prze​pa​dał za zwie​-
rzę​ta​mi. Dla​cze​go to zro​bił? Za​pew​ne dla​te​go, że miał ob​se​sję na punk​cie kon​tro​li
i nie lu​bił po​zby​wać się ni​cze​go, co do nie​go na​le​ża​ło – chy​ba że cho​dzi​ło o po​rzu​co​-
ną żonę. Pró​bo​wał jej ode​brać tak​że dom, któ​re​go ni​g
dy nie lu​bił, a któ​ry ona ko​-
cha​ła. Był jego wła​ści​cie​lem i za​pła​cił za re​mont, ale ku​pił go tyl​ko po to, by spra​-
wić jej przy​jem​ność. Ale czy rze​czy​wi​ście tak było? Może uznał La​ven​der Hall za
obie​cu​ją​cą in​we​sty​cję? Bet​sy co​raz czę​ściej pod​da​wa​ła w wąt​pli​wość wszyst​kie
jego mo​ty​wy.
Drzwi otwo​rzy​ły się gwał​tow​nie i Nik sta​nął w pro​gu. Bar​dzo wy​so​ki i do​brze
zbu​do​wa​ny, ema​no​wał sek​sem i cha​ry​zmą. Nie​zwy​kłe ja​sne oczy błysz​cza​ły w ciem​-
nej, przy​stoj​nej twa​rzy jak dwa szma​rag​dy. Ser​ce Bet​sy za​bi​ło gwał​tow​nie i przy​-
pły​nę​ła do niej fala wspo​mnień – od pierw​sze​go spo​tka​nia, po​przez sie​lan​ko​wy mie​-
siąc mio​do​wy, aż do twar​de​go zde​rze​nia z rze​czy​wi​sto​ścią.
Wzię​ła się w garść, po​sta​na​wia​jąc twar​do, że nie po​zwo​li się wy​trą​cić z rów​no​-
wa​gi. Unio​sła wy​żej gło​wę, wy​pro​sto​wa​ła ra​mio​na i od​da​ła mu rów​ne spoj​rze​nie.
Nie mo​gła jed​nak prze​stać się za​sta​na​wiać, jak to się sta​ło, że męż​czy​zna, któ​re​go
kie​dyś uwiel​bia​ła, stał się jej naj​gor​szym wro​giem. Gdzie po​peł​ni​ła błąd? Co ta​kie​go
zro​bi​ła?
Przez chwi​lę gro​zi​ło jej, że za​cznie po​pa​dać w pa​ra​no​ję i uża​lać się nad sobą, ale
na​raz usły​sza​ła w gło​wie głos Nika. „Skończ z tym kom​plek​sem prze​śla​dow​czym
i prze​stań się ob​wi​niać – po​wie​dział jej kie​dyś. – Nie wszyst​ko jest two​ją winą. Nikt
nie wy​mie​rza ci kary za ja​kiś grzech po​peł​nio​ny na tym czy na tam​tym świe​cie. Złe
rze​czy cza​sa​mi po pro​stu się zda​rza​ją”.
Pa​trzył te​raz na nią prze​ni​kli​wie. Wy​da​wa​ła mu się ja​kaś mniej​sza, jak​by się
Zgłoś jeśli naruszono regulamin