ZARYS AMERYKI - Dickens Karol.rtf

(887 KB) Pobierz

(CHARLES IIKKESS).

rn/.F.KMn z ASOiiasKiFfio,

#3 t >               ' '*\ iA,i              t >"'-Ł .

= . *'<

%,              ; A wji •'•-- . t* *'

-■*» *M 'fi

W 1

•w •w&aiss&TOaa

KAMATiKM G. SEN NE W ALP, księgarza*

I*H7.Y r.I.ICY .MIODOW&J w. 481.

■sa^o

1 S 4 4.

\ ' *

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


SLOW KIMA Ol) TŁUMACZA.

Zarysy Ameryki, naj.isane przez p. I) i k k i lisa jednej o z najlepszych i najznakomitszych autorów w teraźniejszej angielskiej literaturze, mają iv oryginale następujepw tytuł.- „American Notes lor generał cireulation. By Charles Dickens. Łomlon, 1842. Tłumacz w nini j- szym przekładzie pozwolił sobie zrobić niektóre skróceniu, zaś opuszczone miejsca . mniej ciekawe fila polskich czytelnikówopowiedział sir o je mi wyrazami.


»W#iy nie zapomnę', mówi pan Dikkins, tego po częśei nieprzyjemnego, a razem zabawnego zadziwienia, z klórem, zrana 3 Stycznia 1842 i., wsunąłem głowę we (lrzwi tal. nazywanej paradnej kajiityfm angielskim parowem staiku, który odpływał do Ilalilaksa i Bostonu (*).

„Ze ta paradna .kajuta wynajętą b\Ia dla koniuszego Czarlza DikkirtSa i jego mal/.onki,

(*) Uprzeuzamy czytelników , źe imiona własne w ttm dziele wszędzie kładziemy podług wymawiania , nie za;> podług pisowni angielskiej. Przrp, tłum.


o

0              t. .n przestraszony rozum mój bynajmniej nio mógł powątpiewać, albowiem prawdziwość tego fałdu udowadniała mała karteczka, przypięta do płaskiego materacu, który leżał na wysokiej

1              nieprzystępnej półce,mającej służyć mi za łóżko. Lecz że to byfji ty Wina paradna l ajuta, o której koniuszy Cznrlz l).ikkins i jego małżonka marzyli dniem i nocą, w przeciągu ostnlmEfi 4 miesięcy; że to 1 vł ten spokojny lokal, o którym koniuszy Cznrlz l)ikkins,wimiósien.u pro- roi twa, przepowiadał, że niby je.d w mm mała sofa, zaś małżonka, jego, wskutek damskiej skromności, spodziewała się znaleźć przy najmniej chociaż .dwie ogromne szafy na suknie, mauKiki it.d.; że ta obrzydliwa komórka, ta skrzynia, ta nora, to legowisko, jest ten sam pokój, o którym lak szumnie ogłoszono w af- (Lzu, ozdobionym litografów amm portretem parowego statku i przyklejonym od ulicy do ściany kantoru amerykańsKtcli parowych statków w Londynie: były to tak smutne prawdy, fitóf.ych ja, grzesznik, nie mogłem na żaden sposób od razu zrozumieć. W rozpaczy osia-


dlem liii kufrze, i osłupiały patrzałem na trzech lu!) czterech przyjaciół, którzy przjbywszf- alty nas odprowadzić, próbowali wcisnąć swoje uśmiechające się twarze do ciasn j szczeliny, stanowiącej, pod imieniem drzwi, wejście do naszej klatki.

„W drodze do parowego statku, wioife żartowaliśmy ze swego przyszłego położenia, mówiliśmy o natłoku, o kołysaniu się stitku i innych niedogodnościucb; lecz to, co tutaj znaleźliśmy, daleko przewyższało wszelkie nasze domysły i przypuszczenia. Trzeba też wyznać, ze yv ty cli przypuszczeniach było cokolwiek szczerości. Żartując i śmiejąc się, julnal my- ; leliśmy sobie, że angielski statek, wysyłany do Ameryki, wyrówna się yv komforce z każdym jftfinyliskim domem; wy siny iliśiny sobie wieł- ką kajut-l-.ompanią, w kształcie długiej z. oby- dyyócb stron oświetlonej galeryi, ozdobiom j ze Wschodnim przepychem i napełnionej u: trojo- nemi damami zwinnemi dżeutlmenami, którzy rozin iwiają, romansują, śmieją ,,ię. Lecz rzeczy wy padły inaczej. Przedzierając się do


.Mvego legowiska, on ingliśmy jakiś długi pokój ; na joŁtoym z jogo końców sterczał żelazny pioo, pried ktonm czterech okrytych łaclnnaiiami majtków- ogrzewało swoje brudne ręce; na drugim końcu stał stół, naokoło zaś kilka nieczystych szklanek i karafek z mętu,] wod.]. Jeden z naszych przyjaciół, dobry człowiek, który, nam dopomagał przy_wyprawie w drogę, wszedłszy do tego pokoju, zbladł. „Moj Jłoze! co 10 jest?” wymówił z cicha ; lecz

potem , nieco uspokoiwszy się, dodał: „INie!             

to niepodobna!'’ i zawołał na inajtKow: „Ej! gdzież macie pokój bawialny?” Ci spojrzeli się na siebie, potem na nas, a jeden, odszedłszy od pieca, powiedział: „'Właśnie to jest pokój bawialny!”

„Lecz ludzie, którzy wkrótce b©d<i rozdzieleni z sobą Kilku tysiącami mil burzliwej przestrzeni, nie mają czasu zajmować się dro- bnemi nieprzyjemnościami i niedogodnościami. .Trzeba pomóy ie o tern lub owćni. NKooi.cc przi zwyczi.ilisftiy-się do bawialnego pokoju i do naszi j paradni] kajuty, przekonaliśiny się, że


ta kajuta nic* jest jeszcze tak mola, jak na niektórych innych statkach, i przy pomocy e.\pe- rimenlu wykryliśmy, że w niej niejako może stanąć razem czterech ludzi. Lecz o rosko- szaeh, jakie oczekiwały na nas w Ameryce, obezpieczeństwie przejazdu, o przyjemnościach żeglugi (kiedy nie bardzo kołysze), niema co ■ mówić: liczne ci!

„Zgodziwszy sic w tych głównych punktach, cała nasza kompania udała się do damskiej kajuty i rozmieściła sit przed kominem, tak, choćby tylko spróbować. Prawda, ogień był dosyć nędzny, Ipcz ktoś z pomiędzy nas powiedział, że zapewne podćzlis żeglugi' będzie lepszym, i my natychmiast potwierdziliśmy to przypuszczenie, powtórzy wszy chórem: „Zapewne! zapewne!” — Prócz lego pamiętam, żeśmy spostrzegli jedne pocieszaj.]- itą okoliczność, mianowicie, że pokój bawialny znajdował się obok naszej paradne/ kajut)/, a wigc, ja i moja żona, mogli,my w każdym czasie tutaj przychodzić i siedzieć przy ogniu. Lecz najwięcej pocieszającćm było od-

r


G

lrvcic, zrobione przez jednego z moich przyjaciół, klór, milczący długą'siedział z złożone- 1111 rykami. JjsTs to przyjemnie bydzic pić glint- wein!’-' zawołał nagle, jak by ocknąwszy siy i wykrzyknik ten tak cudowny zrobił cITekt, żeśmy od tej chwili jednozgodnie przystali na to, że nasz bawi. lny pokój daleko przewyższał bawialne pokoje wszelka h możebnyrh morskich statków, byłych, przyszłych i teraźniejszych.

„Tym czasem obserwowałem wszystko, co się naokoło nas działo. Kobiela średniego wieku pakryweda do stołu, r.iezmiernie byłem zdziwiony, kiedy zaezyła wyjmować bielizny z takiego miejsca, gdzie ino można było przypuścić, aby tani my znajdowała; zrzucała materace, które leżały na kanapach, odkryy> ala pod niemi szuflad;, i dostawała stąd scnvety,ryczni- ki. W ogóle, pod jej rykami, yyszystko przybierało nowy, nkspodnain kształt: zbliżała siy do ściany;—i ściana przed nią siy lozlwierida, przedstawiając wewnątrz szafy!; dotykała siy okna i w oknie natychmiast okazywała siy szu- llada. Słowem, każdy iirzedmiot, każdy kąt


w naszym bawitlirm pokoje, nie tern byłJWm się być zdawał.

„Weszliśmy na pokład statku. Bvlo imn okropne zamięszanie, Majtkowie biegali fia górę i na dół po drabinkach, czepiali się bloków, podnosili i spuszczali ciężary, sprzątali )mv. Wszędzie hałas, szlukcmo, skrzypienie, bieganie z jednego miejsca na drugie. Jedni gwałtem ciągnęli lcrowę, aby.zamknąć ją do chlewa za kratkami, drudzy krza1 ali się około baranów , świni, kur’. Tu niesiono na plecach rć/.ue eię/kio sprzęty; lam opuszczano do lodowni wiktuały, n.ięsn, masło, jaja, dziczyznę; u jednem miejscu odkręcano liny lub stawi,.no jakie drzewo; w mnem — opuszczano blokiem ciężkie paki na dno statku, nrozczochrana głowa pm jmująccgo pakę sterczała w otworze (we drzwiach),między skrzyniami, zawiniątkami i tlóinokami podróżnych; lun czasom zimowe .s-łońcc z nkosa wyglądało z po za biaław ych obłoków, maszty oblepione b\h szronem, woda, mętna i gęsta, okry wala się drobnemi pstrągami.


„Nie wiśni* czy to za porady doktorów, że odjeżdżający morzem przyjęli za stale prawidło—swój pierwszy obiad na okrycie łącze, ć z ob- fitemi strumieniami szampana i cłicrcsu, albo to się tak zdarza z woli niezbadanego losu, może w skutek tajemniczych pobudek natury ludzkiej; równie i my w ten dzień jedliśmy obiad wesoło i przyjemnie. Stół byt wyborny, wino doskonałe, rozmowy bardzo zajmujące.

„Lecz oto nadszedł drugi dzień, dzień odpłynięcia statku i ostatnich pożegnań z przyjaciółmi. Zebraliśmy się na śniadanie; ciekawą było rzeczą spojrzeć, z jakim upragnieniem każdy z nas starał się o to, ażeby rozmowa ani na chwil? me była przerwaną. Na nieszczęścia ,;przymuszona wesołość tyleż podobną jest do prawdziwej, ile kwiaty w trepauzach podobne są do tyctT, które rozkwitają na otwarłem powietrzu, skropione rosą i deszczem niebios. Jednakow oż nic można Iw ło tracić czasu, pozostawało nam tylko pół godziny do zdjęcia kotwicy, wszyscy zobaczyli, że gra jest przegraną, żc juz niema żadnej nadziei, i zrzucili


masl.i: nastrjpily pożegnania, uściskania, lzv; odprowadzający odebrali mnóstwo różnych komisów do miasta, do przyjaciół, . po ty sine razy On powtórzono, aby wszystko to wypełnili w ścisłej zupełności, prócz tego, pby nie zapomnieli i niezawodnie to wypcdnili.-„l)zwoii!” zawołał kapitan, kształtny, silny, zniebiesLie- mi oczami mężczyzna, z tak przyjemną twarzą, że miałem nadzwyczajną chęć uścisnąć mu rękę. Dal się słyszeć dzwonek; odprowadzający rzucili się do szalupy, odpłynęli, wołając ostatnie żegnam i machając chustkami, i my, podróżnicy, pozostaliśmy sami. Boże mój! v,ięc to nic żart? nic przypuszczenie? nie marzenie

w dalekiej przy szlości?              W samej rzeczy

jedzien., ?              Kapitan znowu się ukazał /trąb

ką w ręku; inni oficerowie stanęli na swoich miejscach; każdy gotów był pełnić swój obowiązek. Pnw .lało milczenie; podróżnicy trwożliwie spoglądali na kapitana; kudiarzo, praou- jący przy piecu, odłożyli na bok noże i z ciekawa... ią podnieśli głowy.... Jeszcze jeden obrót kołowrotu; jeszcze głos dzwonka? sly-


chać komendy -i statek wshząsł sig, jak ol- brzvn, l.tórcgo raptownie iialchiusto żtciem; ogromne kola zaczęły sit' obracać, okręt sumd się naprzód i zabrał pod siebie zuchwale, okryte pi uiq bałwany             

„W tym dniu wszyscy podróżni na statku jedli obiad przy jednym stole, i trzeba wyznać, towarzystwo, było licznie: osiemdziesiąt sześć osób!— Ponieważ okręt, z powodu zbytniego naładowania, nurzał się głęboko w wodzie, a powietrze Ir,ło spokojne, więc kołysanie ledwie dawało się sposlrzedz; wszyscy się roz- wesehli, największe tchórze pokazali na sobie uśmiech zadowolenia, i ci, którzy zrana na zwyczajne zapytam?: „czy się nie boisz pan wody”—odpowiadali wstydliwie: „tak, cokolwiek się boję”, — teraz podnieśli głowy i gitowi'byli powiedzieć: „Zmiłuj się? pan! za kogo pan mnię uważa?”

„Zresztą trzeba wyznać, że pomimo tej obudzonej odwagi, wszyscy okazywali nadzwyczajny pociąg do czystego jiowielrza, i najuhi- bieńsze miejsca w kajut-kornpauii by ły te, któ-


iv bliżej znajdowały się drzwi. Zaczęto pic herbatę: wszystko szło pomyślnie,* polem wzięto się du wista, także pomyślnie. Prócz jednej damy,która cokolwiek znprędko wstała od stołu, zaszczyciwszy*.1 ylko swzijem dotknięciem wy bornie upieczona i zarumienioną baranią nogę,—-wszyscy itini biesiadnicy odważnie się przechadzali, palili fajkę i pili — prawda, po w iększej części na otwarłem powietrzu—aż do jedenastej godziny, w które, wszyscy zaczęli rozchodzić się po kajutach. Pokład został próżnym: tylko p i jeszcze dwóch hd) trzech podróżników zostało, którzy, zapewne jak ja, obawiali się iść nocować w kajucie

„Dla człowieka, nieoswojonego z temi zjawi -kami, noc na morzu nadzwyczaj jest zajmującą. Nawet i potem, kiedy ona straciła dla mnie wartość nowości, zawsze znajdowałem w niej nadzwyczajne upodobanie. Ciemna przestrzeń, w I tórą zapuszcza się czarny olbrzym statek, blizkość wodnej otchłani, której nie można widzieć oczami, lecz dobitnie daj u się Słyszeć jśj szum; szeroki, białawy, lśniący się


i

r

ślad, który statek zostawia ]»o za sobą;majtkowie Stojący na straży na przodzie okrętu, sternik na swój :m miejscu, z mjrppą oświeconą latarni,'}, która blaskiem swoim wpośród ciemności mimowolnie przypomina wyższy rozum; smutne gwizdanie wiatru v/ okrętowych żaglach; słabe promienie światła, przebijające się przez każdą szczelinę, przez każdą dziurkę z pod pokładu, jakby okręt napełniony był ogniem i już, już gotów pęknąć na zgubę odważnych żeglarz,, którzy powierzyli mu swoje życie: to wszystko sprawiło na mnie nadzwyczaj silne wrażenie. Myśl mimowolnie uniósł# się daleko, Bóg wie gdzie, do nieograniezom j przestrzeni, do otchłani wieczności. Duszę coś ciążyło i przestraszało. Albo nagle, wpośród tych uczuć, olmdzaly się wspomnienia: wyobraźnia malowała sobie twarze porzuconych przyjaciół, ulice, domy, pokoje, przedmioty codziennych zatrudnień, sceny z przeszłego życia, powstawały przede mną,jakby mocą czarodziejstwa,, znowu ży tem w dniach, miesiącach i całych latach, które już dawno pogrążone zostały w wieczności.


„NakoniftC zrobiło mi się zimno; zszedłem na dół. Lecz na dole nie bardzo było spo- kojnie: najprzód — straszny zadarli, po drugie— nieprzyjemny odór, zauiy tylko na okrętach, a do tego tak ostry, ż.e zdaje się przesiąka do nas nie tylko przez same organa powonienia,lecz razem wszystkiemi porami ciała. Dwie damy, w tej liczbie i moja żona, prawie zemdlałe leżały na sofie; nasza służąca przewracała się po podłodze, przeklinającchwilę.,kiedy zgodziła się puścić na morze, i Wszystkie rzeczy w kajucie stały poprzewracane. Wchodząc tam, zostawiłem drzwi nioprzymknięte; gdy zaś po chwili wrói.ilem, aby je zamknąć, już znajdowały się wyżej od mojej głowy. \' szystkie des'.i i krzy piały, jakby szkielet statku spleciony był z prętów. Długo przysłuchiwałem się te- mu skrzypieniu, trzymając si1 za belkę, i zdecydowałem się wreszcie iść spać.

„Tak przetrwały dwa długie dni, przy dosyć chłodnym pomyślnym wietrze i suchej pogodzie. — l’o większej części ożywałem, leżąc w łóżku, lecz doprawdynie wiem teraz,jak się


to robiło: książka wysuwała sic zrąk a umysł nie rozumiał jej treści. Na pokład statku wychodziłem rzadko, jadłem same sucharki i to hardzo umiarkowanie; piłem zimną wodę z arakiem, czując do niej nadzwyczajny wstręt; zresztą jeszcze byłem zdrów, jednak na progu c lxo roby.

„Nakonicc nastąpi! dzień trzeci. Obudziłem się dla tego, że moja żona krzyczała i zapytywała się, czy niema niebezpieczeństwa. Podnoszę głowę i patrzę: w kajucie woda; wszystkie drobne rzeczy pływają, tylko moje pantofle siadły na mieliźnie, na wzniesionej kupie zgniecionego kobierca, i stoją niby dwie wyładowane tratwy, w jakich wożą węgiel kamienny. Dalej patrzę, pantofle podskoczyły, spojrzały się w bistro, uderzyły się o sufit, i w tymże czasie drzwi zupełnie znikły , a w ich miejscu otwarły się inne w podłodze. Zacząłem domyślać się, że „paradna kajuta” stoi do góry nogami.

„Jednakowoż, wprzódy aniżeli można było zrobić jakie rozporządzenie, odpowiadające te-


mu nowemu położeniu naszej kaiuly, okręt wyprostował się. Lecz zaledwie wymówiłem Uchwała 15ogu!" okręt znowu schylił się jeszcze więcej, jak wprzódy. Chciałem krzyczeć, lecz okręt znów u już stał prosto. Zdawało się, że był istota żyjąc;} i obracał się naumyśbre, aby połamać nam szyje i nogi. Nic nie może wyrównać bystrości i rozmaitości jego obrotów, lłaptem pogr.yżał się w otchłań; lecz nim mogłem zrozumieć to poruszenie, już wzlatywał wysoko na powietrze, i nim yyzleciał w górne strefy, jut znowu był w wodzie, i zaledwie był w wodzie, znowu ukazywał się na powietrzu. Już to zupełnie leżał na boku, już to stał prosto, już to sterczał do góry sterem, jjjż to zadzierał nosa. W>płyyvai.jc z otchłani, tylko co dostawał powierzchni, już stał wysoko nad ni<l, na grzidecie jakiego potężnego bałwanu, potem toczył się z tego bałwanu do otchłani i /.nowo wzbijał sic na ininy wodnisty górę, drżał, kołysał się-, obracał się, skakał, rzucał się jak szalony i okropnie skrz.piał.

/

<? Yt-rdóT', -z/r „ - )


"„Zobaczyłem majtka.

—Słuchaj no, koclum! u!

—Co pan rOzkaże?

—No, jak rzeczy stoją?.... Co lo takiego?...

— Cokolwiek chłodno, panie

„Cokolwiek chłodno!.. Oni to nazywają cokolwiek chłodno!... Statek w.dezy O każda cal przestrzeni, wszystkie jego członki natężone, koła obracają się naprożno, robi kroi. naprzód, lecz jeden bałwan odrzuca go na kilka sążni w tył; spojenia okrętu rozrywają się, wszędzie oknznjn się szczeliny, wszędzie przesiąka woda, zdaje ?ig natychmiast statek rozsypie się ; a u moli to się nazywa—cokolwiek chlodiio!...

„Takim sposobem przeszło czlery doby. Nie czułem morski j choroby, przynajmniej takiej, jakiej oczekiwałem podług słyszanych opisów, r ciałem jak drewniane, nie traciłem pamięci, lecz nie doznawałem także żadimli wrażeń; nic nie życzyłem, am odmiany swego stanu, ani czystego powietrza, na wszystko byłem obojętny, i już nie pamiętałem,


co to jest troska, smutek, roskosz, ciekawość. Wszystko zdawało mi się być zwyczajnym, proslein, iiic nic mogło mnie zadziwił Jeżeliby \V tej oliwili niespodzianie wszedł do kajuty briftregor i podał mi lot zLotulynu, wcalebyin się nio dziwił przyjściu tego ozłov leku. .leżeliby nawet sam Neptun nagle ukazał się przedb miny z swoim trójząb; ni, uważali),m to za najpospolitszy wypadek, który codziennie pow‘arza się.



,,1‘cwncgo razu znalazłem się na pokładzie. Nie wiem, jak tam dostałem się, co mhię tam przymusiło pójść; lecz rzeczy wiacie byłem na pokładzie, a do tego zupełnie ubrań, w długim surducie grochowego koloru i w clegan- ckiółi bułach. Stałem i za coś trzymałem się ,r nie wiem za co; zdawało mi sięj ze za majtka, lecz może był1 to komin od pieca, a może i krowa. Nie umiem powiedzieć, jak dawno lu stałem, czy od dnia wczorajszego, czy uU- piero "szedłem. Usiłowałem o rzćmkolwiek II, śleć, lecz bez żadnego skutku. Nie mogłem nawet zrozumieć,


gdzie niebo, albow.. m «,z; >tko krjiylo prze- flOJTirją, i nic lulein w stanic na c/ćm hąiL z<.- trzymać rnojf uwagę. Jednakowoż poznałem p&wnego (l/ciiUinona, który zwykle trzymał kę- ce y\ kies/emaeli swoich ipodni i iii wszystko patrzał z zadziwiającą obojętnością, tiigclj nie ipń\\i{p: ani siodła. Stał wprost mnie, w gu- mel.isty c/neni pallo i w lakierowanym kapeluszu. Lecz po kilku sekundach już. punie by-lo: intern miejscu, gdzie stał, już inna figura derczala. Zdawało sic, /.e |dvw da. kołysała sit, nihy widziałem ją w hiUrze, które bezustaiime porusza się. Jednakowoż poznałem w niej naszego kapitana, a wpływ jego otw ni lej , prostodusznej li/yonomii sprawi! to, że próbowałem uśmiechnąć się. Kapitan poruszał ustami, rolni różne gcsla: lecz długo, długo nie mogłem zrozumieć, czego on chce ode mnie. Ledwie w kwadrans udało mi się nakoniec zrozumieć moje poloże- żenie; stałem a/, do kolan w wodzie. Ma się rozumieć, pierwszem mojem życzeniem była podziękować kapitanowi; lecz język inój

s

f *

V

. -i ,1

'iWiyt *


nie ruszał się, mogłem hlko zejść z miej sca, w:,Lazar na swoje but\ i smutnym glosom wymówić: ..Kolkowe podesiw >•" 1'ot‘in zrobiwszy kilka kroków, usiadłem na mokry (li deskaeli pokładu. lvapi‘.an, wiflząS że zupełnie straciłem rozum, wziął mnię pod rękę i zaprowadził do kajut'

„Oto wszystko, co pamiętam, nim zrobiło rui sic lepiej. Lecz w yzdrowienie szło bardzo powolnie. Jeden z podróżujących miał do mnie list rekmuendamjiiy. 1’mslał mi bilecik pod czas mojej < hondprzyszedłszy do siebie, b\Iem banb.o zagniewany, że nie mogłem z nim się w idzieć. Za kogo on będzie minia uważał'’ powie, że jestem—babą! lękam sig wody, nie mogę wytrzymać najmniejszego kołysania się. 31ysl ta juzy prowadziła mnię do WŚcioJłtŁśeij arinniouwc wsi du okrywał tm twarz. Lecz po kilku dniach dowiedziałem się z niewypowiedzianem zadziwieniem , że doktór naszego statku zmuszony byd pmkladae kalaplazim do żołądka niezna-


jomcgoj mi podróżnika, Natychmiast^ uczułem dla niego firzjj*/ń.

„T n czasem wiatr nic ustawał, ciągle walczyliśmy zburzy. Nigdy nu: zapomną jednej nocy, która na zawsze została ł*Się w mej pamięci. Statek okropnie kołysał sic, fale pluskały o pokład, ze wazystkich stron dawały sic shszeć słowa: „Czyż maże być jeszcze gorzej?”— Istotnie, żadna wyobraźnia me może wystawę sobie tego kołysania się, na które narażonym bywa statek przy niepomyślnym wietrze, w nocy, na burzliwym Atlantyckim Oceanie. Powiedzieć, że zupełnie kładzie sn na bok i swoje maszty pogrąża w falach, potem wyskakuje, kładzie się na inną stronę, drży, rzuca się, opuszcza się, podnosi się, trzeszczy i mhy co moment gotów jest rozlecić się na drobne kawałki od nacisku straszny cli bałwanów',które nadymają się, ryczą i srożą naokoło niego, przy gwaitownem welin wiatru, który nie dozwala stać na nogach i porywa z pokładu wszystko, co nie j'>st mocno do niego przy w iązanem: tu wszy st-


ko za mało. Dodać, te' tym...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin