HUGO HIRIART
GALAOR
TYTUŁ ORYGINAŁU: GALAOR
PRZEKŁAD: JOANNA SKÓRNICKA-NALEPINA
WYDAWNICTWO LITERACKIE KRAKÓW 1987
Dla Fausta, Berty
i mego chrześniaka Fernanda
Chór starych papug wyśpiewał rzewną historię o śpiącej królewnie-mumii i księciu Galaorze. Nie wiadomo skąd pochodzi owa pieśń przekazywana jedynie przez ptasich rapsodów, ale dziad pradziada tych bezwstydnych śpiewaków już ją wyśpiewywał, siedząc na swej huśtawce. Zapisujemy tę opowieść, aby ocalić ją od zapomnienia i oczyścić z oszczerstw plotkarskich ptaków; w ten sposób echo znów się w głos przemieni. Śpiewaj więc, bogini, w swej klatce z obłoków: śpiewaj dzielnym rycerzom i dzieweczkom-mumiom, śpiewaj tym, których serca biją, czarownikom i karłom; śpiewaj o tym, jak zaginęła Brunhilda i jak ją odzyskano; wysławiaj, Pani Słów, w najpiękniejszych obrazach, prawe czyny, miłości i trudy tych, co umieli mężnie walczyć i byli prawdziwie dwornymi rycerzami.
1. DARY
Królowie Zajęczego Kraju mądrze władali swym państwem. Naród, szczęśliwy pod ich panowaniem, widział, jak pomnażają się bogactwa i panuje pokój i porządek: tędzy, szczęśliwi mieszkańcy — zawsze spokojni i radośni, zarówno przy pracy i modlitwie, jak na zabawach i targach — krążyli po tym ogromnym ulu, rządzonym mądrą ręką.
Kiedy królowa, pulchniutka i rumiana, ukazała się wśród sztandarów, a wejście jej obwieszczał głos dzwonów i bicie w bębny, kiedy zajęczy ludek ujrzał, jak piastowała w ramionach od dziesięciu lat oczekiwaną następczynię tronu, wszyscy wielce się weselili; radość ich była tak doskonała jak brosza cudnej roboty.
Długo jeszcze trwać będzie pamięć o chrzcinach małej księżniczki, tak były wspaniałe i niczego na nich nie brakło. Przybyli najznakomitsi i natchnieni muzycy z instrumentami jak złociste labirynty; przybyli również malarze, rzeźbiarze, złotnicy i garncarze, aby uwiecznić chwałę wydarzeń w klejnotach, w marmurze, na dzbanach i murach. Nie brakło też komediantów, treserów małp, naśladowców ptasich i zwierzęcych głosów, linoskoczków wyczyniając przedziwne łamańce, błaznów, kuglarzy, poetów i oszustów; można było oglądać ciche walki wielobarwnych ryb; przelewał się po pałacowych salach cały ten rozkrzyczany tłum cudacznie poprzebierany — za krokodyle i słonie. Otwarto spichrze pełne ziarna, beczki z winem, nie zamykano stajni ni zagród pełnych krów, świń, cieląt i kogutów łagodnych i spaśnych. W pięknie przyozdobionej katedrze wszystko już było przygotowane.
Nadszedł wreszcie dzień chrztu księżniczki; katedra wypełniła się dostojnymi gośćmi: byli tam królowie i ich małżonki, ważne osobistości z rozmaitych krajów i wszystkie znajome wróżki. Na chrzcie otrzymała dzieweczka imię: Tęcza Turniej Mglista Purpura Brunhilda. Gdy udzielono księżniczce sakramentu, wokół drewnianej rzeźbionej kołyski zgromadziły się wróżki, by uroczyście ofiarować królewskiej dziecinie rozmaite dary. Tłusty arcybiskup uśmiechnął się z ukontentowaniem i czule pogładził swój brzuch ciężkimi od pierścieni dłoń-mi. Wszystkie cztery wróżki były młodziutkie, piękne, przyciągające spojrzenia i bardzo dostojne; najstarsza mogła mieć trzynaście lat, a najmniej piękna, jeżeli tak można powiedzieć, przypominała madonnę wyrzeźbioną w brunatnym marmurze. Wszystkie cztery uśmiechały się błogosławiąc; światło przenikające strzeliste witraże rzucało kolorowy odblask na ich twa-rzyczki; sklepienie katedry było jak purpurowy nieboskłon. Wówczas przemówiła najstarsza z wróżek imieniem As Kier, a głos jej brzmiał jak posapywanie łani:
„Błogosławiona Brunhildo, ty, która będziesz matką królów i łuczników, oto ofiaruję ci pełen powagi dar wielkiej inteligencji; dzięki niemu przyjaciółmi twymi staną się księgi i mądre rady.”
Odezwała się druga wróżka, zwana Waletem Treflowym:
„Ukochana Brunhildo, matko królów i astronomów; oto ci ofiarowuję pełen uśmiechu dar wielkiej dobroci, aby przyjaciółmi twymi byli wszyscy pogrążeni w smutku i aby czyny twe były dobre i pełne skromności.”
Przemówiła następna wróżka, Trójka Karo: „Umiłowana Brunhildo, matko królów i myśliwych: ofiaruję ci oto dar, w którym zaklęty jest rytm; to dar wspaniałego, melodyjnego głosu; niech będą ci przyjaciółkami wszelkie godne rozkosze ducha.”
Odezwała się wreszcie najmłodsza, imieniem Szóstka Pik: „Brunhildo z utęsknieniem oczekiwana, matko królów i teologów: oto ofiaruję ci dar płynnej wymowy; dzięki niemu przyjaciółmi twymi staną się wszyscy ludzie, a słowa twe będą słuszne i doskonałe.”
2. GŁOS JAK MUZYKA
Miarowy jak krok młodej lwicy, czysty i melodyjny jak dźwięk samotnego fletu, dono-śny i wzbudzający podziw jak tysiąc harf anielskich, rozległ się w katedrze głos księżniczki, dobiegł z jej kołyski, kiedy ostatnia z wróżek zakończyła swą przemowę.
Polichromowane twarze panien-czarodziejek przybrały odcień bladości i różu. Wróżki przesunęły się wolno; lecz nagły przestrach rozbił tę grupę, która zastygła niczym wyrzeźbiona, na wiele delikatnych jak mgła ruchów, i poczwórne zdumienie, nadal pełne harmonii, otoczyło księżniczkę o głosie jak muzyka. Odezwał się wówczas arcybiskup: „Och, przecież ona nie ma nawet miesiąca!” I przeżegnał się pobożnie, przymykając oczy.
Tak mówiła Brunhilda:
„Królu Jupiterze, książę Apollo, połóżcie kres memu nieszczęściu! O panno Artemido! Bogini i dziewico najczystsza, uwolnij od męki twą wyznawczynię, najmłodszą spośród twych służebnic, wyzwól ją od nędzy i cierpienia. O święta Cecylio, pani muzyki, pokrzep mnie, bo uginam się pod brzmieniem niewiedzy: kim jestem? za co spada na mnie tak okrutna kara? Maleńkie, ulotne, niejasne wspomnienia oświetlone blaskiem jutrzenki nie należą do mnie; za jakąż winę znosić muszę te cierpienia, wszak nie zachowałam w pamięci żadnych nieszczęść ani kaprysów, ukarana, nic nie wiem o cudownych wspomnieniach, które sprawia-ją, że nieroztropne niewiasty i okrutnice uśmiechają się w samotności. Jakiejże dokonałam niegodziwości? Kto złożył we mnie swój gniew? Jeżeli budzę się z płaczem, kiedyż to spałam? Któż odmienia swe miłosierdzie? Czemuż to potężni tego świata nie słuchają skarg moich? W smutku zapomniałam, gdzie mój dom i skąd pochodzę; moje rozpalone dłonie przy mych uszach szalone, pełne gorączki, nieujarzmione jak owady, a nogi me są jak źrebaki w biegu donikąd; me oczy znają jedynie mętne kolory i niosące grozę cienie. Och, jakże cierpię! Zabierzcie mnie stąd! Powiedzcie, że istnieję i dlatego tak cierpię! Dusze życzliwe, przyjdźcie mi z pomocą!”
Śpiew i muzyka harf przepłynęły jak jęk przez nawy katedry; wzbiły się aż ku żebrowa-niom, na wskroś przeniknęły kamienne anioły, opadły ku kolumnom i ołtarzom, same serca wyśpiewały ze łzami smutne, prześlicznie harmonijne melodie; zdumienie i smutek zamieszkały w osłupiałych oczach, otwartych szeroko, nie mogących pojąć tego cudu.
3. POWIETRZNE ZJAWISKO
W owej chwili pod główną kopułą katedry pojawiły się przedziwne wirujące kłęby dy-mu. Spojrzenia wszystkich powędrowały w górę, w ślad za kolorową mgiełką, która, leciutka jak piórko, opadała w dół. Gdy tylko powietrzne zjawisko dotknęło posadzki, rozpadło się z hukiem. Zgromadzeni tłumnie wierni wydali okrzyk przerażenia, zawyli ze strachu; cofnęły się nawet wróżki. Niektórzy chcieli uciekać, inni się cofali, kobiety płakały i mdlały, zaś czterech starców sięgnęło po szybkie jak śmierć sztylety. Mgła z wolna przesunęła się ku kołysce księżniczki. Arcybiskup ścisnął mocno krzyż, wróżki osunęły się na kolana, lecz księżniczka nie przestawała śpiewać swego smutku i zgryzoty:
„Czy to sklepienie niebios ukazało się mym oczom, czy też to tylko baldachim?”
Kiedy wreszcie ten barwny wir powietrza dosięgną! kołyski, rozpoczął przedziwny taniec, jak gdyby dotknęło go szaleństwo. Przerażenie wiernych zmieniło się w panikę. Obłok zaczął prędko wirować, przybrał kształt symetrycznej spirali i zaraz dał się słyszeć donośny, schrypnięty głos morskich muszli. Kolorowy dym ogarnął pląsającą spiralę i muszlę, i rozrzedził się jak mgła. Powoli przyjmował inny kształt: zmienił się w prawdziwą starowinkę; pojawiła się też małpa, którą staruszka nosiła na głowie jak czapkę; zaraz też ucichła wrzawa.
„Jestem Walet Pikowy, wróżka znana niegdyś jako Morgana, i chciałabym się dowiedzieć, czemu mnie nie zaproszono na chrzest i ceremonię darów”.
4. STĄPANIE TYGRYSA
Ukradkiem, z pełną lęku matczyną czułością królowa podeszła do kołyski, pragnąc oswobodzić swą córkę. Lecz oto zanim jeszcze zdążyła wziąć ją na ręce, wydała nagle bole-sny krzyk i osunęła się na marmurową posadzkę.
„Kim jest ta milutka tłuścioszka, która chciała mi pomóc i tak szybko zniknęła?” — odezwał się z kołyski uprzejmy głosik brzmiący jak muzyka.
Wróżka Walet Pikowy poruszała się z przedziwną zwinnością; jej świńskie oczka pło-nęły gniewem, olbrzymi nos zadarty był dumnie i gotów do ataku, bezzębny ryjek wykrzywiały ciągle inne grymasy, garbata sylwetka pochylona była do przodu, a żylaste ręce, kościste jak karłowate uschłe drzewka, czyniły wymowne i groźne gesty. Coś teatralnego było w rozwścieczonej staruszce, zwłaszcza że udawała śmiertelną powagę; zaś głos starej wróżki był prześliczny i młodzieńczy, a śmiech jej brzmiał jak kaskada świeżej wody.
„Szalone! Nienasycone stworzenia! Spójrzcie tylko, coście osiągnęły!”
W tej samej chwili gwałtownie i bez matczynej zręczności wyjęła z kołyski Brunhildę i uniosła ją w ramionach. Wyciągnęła z kołyski nie dziewczynkę o miłej twarzyczce, tylko coś niesamowicie zniekształconego, straszliwą masę ciała i włosów, potwornego karzełka. Dzięki działaniu czarów mała księżniczka przeszła metamorfozę: jej głowa, aby pomieścić wielką mądrość, urosła ponad wszelką miarę; jej twarzyczka o harmonijnych przedtem rysach, przypominała teraz szorstkiego płaza, szyja niezrównanej śpiewaczki stała się gruba i mięsista jak u tureckiego wojownika, ręce i nogi wspaniałej lutnistki były białe i muskularne jak u mar-murowego dyskobola.
Walet Pik ganiła cztery młode wróżki:
„Cóż za dary ofiarowałyście księżniczce! Przemieniła się w śpiewającą ropuchę, odpu-stową zabawkę, żywy globus, meduzę, obolałą harpię. Ach! Słodyczki wy moje, coście się stały okrutne od pustoty i uciech światowych, przyjrzyjcie się swemu dziełu i spójrzcie na to biedne stworzonko, na to okropieństwo tak pełne czułości i tak okrutnie cierpiące. Co za głowa! Co za głowa! Od dzieła zniszczenia, jakiego dokonały Circe i krewniaczka jej, Medea, nie widziano czegoś tak okropnego i tak wyrafinowanie szpetnego jak owa istotka! Ale posłuchajcie: przetasuję was, kiery i trefle, konie przebiegną galopem po waszych głowach, czeka was straszliwa tortura wróżenia z kart: to ja, Walet Pik, wydaję taki wyrok. Tysiąc razy mówiłam, radziłam, rozkazywałam: nie należy niczego wznosić ani rozpoczynać bez głębokiego zrozumienia wszystkich przyczyn i skutków. Karty rzuca się tylko na mądry i dobrze rządzo-ny stół. Na próżno jednak wskazywałam wam potworności, wypaczenia, bałagan i szpetotę. Próżno pokazywałam, jak magia i porządek natury snują się i delikatnie przeplatają, skręcają się i wiążą ze sobą, tworząc wspaniały kobierzec naszego pracowitego dzieła. Na próżno; nie słuchałyście słów moich.
Cóż począć z tobą, cierpiąca istotko? Przemiany nie da się zniweczyć: jako że tygrys nigdy się nie cofa, a cuda są nieubłagane. Co począć? Cierpisz i cierpieć będziesz jako ofiara czarów: natura twoja przedziwna jest i pozbawiona umiaru, wszystko zostało przewidziane w porządku spraw, i dary, które w złą godzinę ci ofiarowano, stały się narzędziem tortury dla twego delikatnego ciałka i niewinnej duszyczki. Aby zdolności mogły się wspaniale rozwinąć, muszą być dobrze stosowane. Co robić? Już okrzepło w tobie niby koszmarny sen wszystko, co magiczne, i wszystko to, co cudowne...”
Melodyjny głos Brunhildy przerwał wywody staruszki:
„O nic nie proszę, pani doskonałego umysłu, tylko o to, by nadszedł kres mych cierpień. Jeżeli, jak mówisz, pani, dźwigam brzemię przychylnych mi czarów, przywróć mnie, pani, ciemnemu snowi, z którego wypłynęłam; uczyń, błagam, me życie jak najkrótszą podróżą”.
Walet Pik przemówiła, wzruszona:
„Brunhildo, dzieweczko, córko królewska, oto słucham próśb twoich: miej odwagę i znoś twe cierpienia, bo rychło ujrzysz kres. Królowo, pani młodziutka, królu, panie wielkiej mądrości: cierpieniu Brunhildy kres może położyć jedynie sen. Tak więc ofiaruję taki dar: uśpię ją snem głębokim, pragnę, aby Brunhilda stała się mumią pod mymi dłońmi. W igłach, których do tego użyję, tkwi wybawienie od bólu i cierpienia, jest to bowiem jedyny ludzki sposób, który przezwyciężyć może magię”.
Zapłakali wtedy król, królowa, duchowni i wierni, zapłakał lud prosty i możni panowie. Król, wśród szlochu, wypowiedział te słowa: „O pani, Walecie Pik, uczyń z księżniczki mu-mię, czyń swą powinność”.
Przymknąwszy oczy, staruszka obwieściła:
„Księżniczka stanie się mumią. Lecz ja przysięgam w imieniu mych przodkówczaro-wników, którzy ukazują się, gdy pada deszcz, że jeśli ktoś pokocha Brunhildę, obrócą się wniwecz wszelkie czary i odżyje ona w piętnastej wiośnie swego życia, i piękna będzie i delikatna jak prześliczne jabłuszko.
Następnie Walet Pik wydała rozkaz małpie, którą nosiła na głowie jak czapkę:
„Almanzorze, zabierz księżniczkę i pójdź za mną”.
Zwierzątko zeskoczyło z głowy staruszki prosto do kołyski.
„O, bogowie! oto porywa mnie jakiś małpolud!”
Pierwsza szła przez katedrę wróżka Walet Pik, popatrując wokół groźnie, za nią Almanzor z małą księżniczką przerzuconą przez ramię, za nim podążała królewska para; cztery wróżki zbite w ciasne stadko popłakiwały przerażone, zamykając ten orszak.
5. KTÓRA JEST JAK ŚMIECH STRUMIENIA
Mumifikacji księżniczki Brunhildy dokonano w pałacowym salonie w kształcie ośmiokąta, wspaniale udekorowanym błękitnymi jak niebo kobiercami; wśród mebli wyróżniał się wielki mahoniowy stół. Podczas operacji Walet Pik pokazała, jaką jest mistrzynią. Była bardzo ożywiona; wydając suche i zwięzłe rozkazy żądała mnóstwa igieł, mocnych różnobarwnych nici, mis, szklanych kolb, przeróżnych dziwnych substancji i kociołka. Z zakasanymi aż po łokcie rękawami koszuli, nucąc pod nosem stare kołysanki, Walet Pikowy dokonała swego dzieła.
Zapadła Brunhilda w ciemny sen, a stara wróżka takie dała objaśnienie królowi, królowej pani, arcybiskupowi i możnym panom, którzy oczekiwali, pogrążeni w smutku:
„Skoro zakończyłam me dzieło chirurga i zarazem najwprawniejszej krawcowej, muszę wam przypomnieć, że Brunhilda z pozoru jedynie zda się zabalsamowaną mumią lub pomnikiem bez życia, naprawdę zaś pogrążona jest we śnie; jeżeli jakiś młodzian nie mający więcej niż trzydzieści lat, ale i nie mniej niż piętnaście, pokocha ją szczerą i szlachetną miłością, Brunhilda odżyje w piętnastej wiośnie swego życia i piękna będzie i delikatna jak najśliczniejsze jabłuszko. Jeśli zaś miłość, podobna igłom, którymi ją zszywałam, nie przebije jej ciała, pozostanie taka jak teraz: godne podziwu arcydzieło sztuki pogrzebowej.”
Królowa ucałowała z wdzięcznością ręce dobrej wróżki Waleta Pikowego. Ta pożegnała się dosyć sucho i wyruszyła w drogę, przybrawszy postać porannej bryzy; Almanzor pofrunął za nią, zamieniwszy się w leciutką śnieżnobiałą pianę. Wzbiły się w powietrze także cztery wróżki, posłuszne i pełne pokory, staruszka bowiem przemieniła je w potulne, leciutkie karty do gry z najcieńszej bibułki. Ostatnie zaś słowa wróżki tak brzmiały: „pamiętajcie, moje dziatki, że niepostrzeżenie mogę znaleźć się wszędzie”; potem jej dźwięczny śmiech podobny do pluskania strumyka stał się cichy jak szept.
6. POGRĄŻONA WE ŚNIE MUMIA
Don Grumedán i doña Darioleta miłościwie panujący w Zajęczym Kraju rozkazali, by czym prędzej wyrzeźbiono postument, na którym miała się znaleźć pogrążona w głębokim śnie Brunhilda. Został on wykonany z kremowego marmuru o purpurowym żyłkowaniu, które przebiegało przezeń jak płomień; był prosty i wysmukły w kształcie. Aby wszyscy mogli widzieć Brunhildę i by mogła dokonać się upragniona przemiana, umieszczono księżniczkę w największej z pałacowych komnat. Walet Pik tak uformowała jej ciało, że wydawało się, iż księżniczka rozmawia z kimś, a może śpiewa; ta pozycja być może odbierała jej nieco wdzię-ku, za to dawała wrażenie, jakby Brunhilda była żywa i zastygła w pół gestu w kamiennym spokoju.
Królowa Darioleta wraz ze swym królewskim małżonkiem troskała się o przyszłość swej córki.
„Kto czeka na miłość, ten w smutku żyje! Serce ma wielką ku kochaniu słabość, zaś los, który wiedzie wybrańca, silniejszy jest i aż przytłacza. Trzeba więc czekać; dziewczęta ofia-rowują pocałunki swej podobiźnie w zwierciadłach, zaś młodzieńcy błąkają się zagubieni i bez radości. Może teraz właśnie przychodzi na świat ten panicz, który przywróci mej Brunhildzie ruchy i oddech; dni jego jednak, nim się pojawi u jej boku, są puste i pełne utrudzenia, jak żywot bezpańskiego psa.”
Tak przemawiał don Grumedán:
„Zważ dobrze, pani moja, że z naszą Brunhildą nie jest tak jak z innymi panienkami; zrozum, pani, że jej śliczne oczy, podobne twoim, pani, wielkie i pełne przerażenia jak oczy młodej jałówki, zdobią Brunhildę i sprawiają, iż pełna jest wdzięku; otrzyma najpiękniejsze dary, jeżeli dzięki twym, pani, pieszczotom, stanie się piękna i pełna powabu. Prośmy Boga o drugie dziecko, by mogło rządzić ziemiami należnymi pierworodnemu, a potem całym królestwem.”
Lecz drugi potomek nie był im sądzony.
7. WIELBICIELE
Królowie, książęta, hrabiowie, baronowie i rycerze ze wszystkich krain przybyli do Zajęczego Kraju, aby ujrzeć księżniczkę-mumię pogrążoną we śnie; jedni pragnęli posiąść wielkie bogactwa zgromadzone w królestwie, inni przybywali ze szczerą nadzieją, że za sprawą miłości zdołają zdjąć czar spoczywający na królewnie; niektórzy już pokochali piętnastoletnią Brunhildę, śliczną i delikatną jak jabłuszko. Płynęły jednak lata i najmężniejsi z wielbicieli ponieśli klęskę.
Był wszakże jeden, który wszystkich prześcignął, a moc jego miłości nie cofnęła się przed ostateczną próbą. Ów wytrwały młodzian o imieniu Acis, niezwykle przystojny, całym swym ciałem i duszą pragnął wyzwolić księżniczkę, przyglądał się jej więc z wielkim natęże...
Little_Wing