W latach 1930 umieściliśmy 1100 mężczyzn w seminariach żeby zniszczyć Kościół od środka.docx

(855 KB) Pobierz

"W latach 1930 w seminariach umieściliśmy 1.100 mężczyzn żeby zniszczyć Kościół od środka"

"Sama umieściłam 1.200 mężczyzn w katolickich seminariach"

[fragmenty]

http://www.traditionalcatholicmass.com/Bella%20Dodd-1.jpg

Mrs/dr Bella V Dodd – prawnik, autorka książki Szkoła ciemności [School of Darkness]
[b. at Picerno, Italy in October, 1904 - d. in April, 1969]

Mrs/dr Bella V. Dodd, a.k.a.  Maria Asunta Isabella Visono [ochrzczona Maria Asunta Isa-bella w Picerno, Włochy w październiku 1904 - zm. kwiecień 1969], córka Rocco Visono i Teresy Marsica w Picerno, Włochy, była liderką Komunistycznej Partii Ameryki (CPUSA - Communist Party U.S.A.) w latach 1930 i 1940.

Poniżej fragmenty jej autobiografii żeby pomóc wszystkim Czytelnikom lepiej zrozumieć "myślenie komunisty", bo to jest ta sama mentalność jaką mają rózni komunistyczni infil-tratorzy w Kościele Katolickim, począwszy od wczesnych lat 1900, a zwłaszcza ich "Konwencji" w pierwszej połowie lat 1960, czyli II Soboru Watykańskiego! Ważne jest by poznać swoich wrogów, w tym przypadku komunistyczną propagandę, komunistycznej taktyki zastraszania i szkalowania itd.!

Plus niektóre bardzo ważne fragmenty o komunistycznej infiltracji Kościoła poprzez katolic-kie seminaria!

W autobiografii swoje narodziny umieszcza w kontekście sytuacji swojej rodziny:

Urodziłam się w południowych Włoszech w gospodarstwie od pokoleń należącym do rodziny mojej matki. Ale naprawdę była Amerykanką urodzoną na włoskiej ziemi w rezultacie szere-gu akcydentów, i to także akcydent zatrzymał mnie we Włoszech do czasu kiedy miałam 6 lat. Dopiero w późniejszych latach dowiedziałam się, że powodem dla którego matka mnie zostawiła była nadzieja, że pewnego dnia przekona swojego małżonka w Nowym Jorku z jej innymi dziećmi do powrotu do Włoch. Dla niej to gospodarstwo koło Potenzy było domem. Ale nigdy nie mogła ich przekonać, bo Ameryka była miejscem ich wyboru".

"Mama owdowiała kiedy najmłodsze z jej dziewięcioro dzieci było jeszcze niemowlęciem. Z pomocą pozostałych dzieci kierowała gospodarstwem. Gdyby Riocco Visono nie przyszedł do Potenzy z domu w Lugano, to niewątpliwie pozostałaby tam do końca zycia".

"Ale Rocco zakochał się w Teresie Marsica, która, pomimo dziewięciorga dzieci i pracowi-tego życia, była nadal atrakcyjna, z błyszczącymi ciemnymi oczami i miłym sposobem bycia.  Rocco przybył w odwiedziny do siostry , której małżonek był drobnym urzędnikiem rzadowym i spotkał Teresę w pobliskiej wiosce Picerno. Z zawodu kamieniarz, znalazł pracę w Potenza kiedy Teresa zastanawiała się nad swoją decyzją. Była niemal przekonana, ale wahała się kiedy dowiedziała się, że planował jechać do Nowego Jorku. Dużo czasu zabrało jej by na to się zgodzić. Patrzyła na swoją bogatą ziemię, która dawała dobrą sałatę i fasolę. To było go-spodarstwo jej ojca i jej dziadka i jego ojca. Jak mogła to zostawić i z niepewnością przekro-czyc Atlantyk, a może nie mieć tam ziemi do kochania i pracy?"

"Ale spokojny niebieskooki zalotnik był uparty. Dzieci również były po jego stronie, chetne do wyjazdu do Anmeryki, bo Rocco opowiadał im piękne historyjki o życiu tam, o wolności i szansie zostania bogaczem. Spierały się i prosiły matkę aż w końcu się uległa".

"Trzej najstarsi chłopcy mieli jechać z ojcem-elektem, a matka i pozostali mieli dołączyc do nich później. Mówię "elekt" celowo, bo Teresa, z własnych powodów, nalegała, że wyjdzie za niego za mąż dopiero kiedy przyjedzie do Ameryki. Przegrawszy wszystkie inne sprawy, musiał się zgodzic na to także, i cała czwórka wyjechała do Ameryki".

"Ze wschodniego Harlemu wysyłali entuzjastyczne wiadomości. Tam mieszkało wielu Wło-chów, była to jakby kolonia rodaków, ona musi szybko przyjechac. Więc Teresa zgodziła się na to co nieuniknione. Pożegnała się z sąsiadami i ukochanymi polami, domem który dawał jej dach nad głową przez całe życie i gdzie urodziły się wszystkie dzieci. Zostawiła gospo-darstwo pod opieką krewnych bo nie mogła nawet znieść jego sprzedaży. Może pewnego dnia tam wróci. Z sześciorgiem dzieci wypłynęła do nowego domu". 


http://www.traditionalcatholicmass.com/Bella%20Dodd-15.jpg
Mrs/dr Bella V. Dodd

Była bardzo zdolną i oddaną kobietą, absolwentką Hunter College i New York University Law School.

 

O sobie tak powiedziała:

"Jestem produktem szkół publicznych Nowego Jorku, podstawowej i liceum. Ukończyłam Hunter College, gdzie otrzymałam A. B. Napisałam pracę magi-sterską na Uniwersytecie Columbia. Pracowałem nad doktoratem z filozofii, a potem przeniosłam się na wydział prawa i poszłam na Uniwersytet Nowego Jorku, gdzie otrzymałam stopień doktora prawa". [Oświadczenie dr Dodd 16.11.1953 na publicznym przesłuchaniu przed Komisją ds. Nie-Amerykańskich Działań w Izbie Reprezentantów, Filadelfia, Pa.) 


 

                                                               


Była szefem Związku Zawodowego Nauczycieli w stanie Nowy Jork, i do 1949 członkiem Krajowej Rady Komunisytycznej Partii USA (CPUSA).


Dlaczego zotała komunistką?

"Wezwano mnie przed ławę przysięgłych New York County i przesłuchiwano w biurze pro-kuratora okręgowego. Podczas przesłuchania jeden z dwóch asystentów zapytał mnie, dlaczego stałam się komunistką".

"Bo tylko komuniści wydawali się martwić tym co działo się z ludźmi w 1932-1933, powie-działam.  Oni wtedy walczyli z głodem, nędząa i faszyzmem, i ani czołowe partie polityczne, ani kościoły nie wydawały się martwić. To dlatego jestem komunistką".                                                                                                                                                                                                            


http://www.traditionalcatholicmass.com/House%20Un-American%20Activities%20Committee-001.jpg
Komisja ds. Nie-Amerykańskich Działań

"Mówiłam z praktykowaną intensywnością długiego przyzwyczajenia, ale już nie ze starą wiarą w sprawę, bo nie miałam już tego samego głębokiego przekonania do partii opowia-dającej się za ubogimi i wydziedziczonymi. Teraz wiedziałam, że jej działalność powstała w dwulicowości i zakończyła się zdradą". (Dr Bella V Dodd, autobiografia: "Szkoła ciemności", Rozdz. 14)

W czerwcu 1949 Partia Kommunistyczna wydała oświadczenie dla Associated Press infor-mujące o wyrzuceniu jej z Partii Komunistycznej.

To co się wydarzyło daje nam wszystkim ważny wgląd w NOWY Porządek Świata i sposób w jaki komunistyczne przywództwo traktuje członków partii, który przejrzeli kłamstwa i oszustwo tych "mistrzów oszustwa", jak nazwał ich szef FBI, J. Edgar Hoover, i taki był tytuł jego książ-ki o komunizmie, którą czytaliśmy będąc w seminarium.

Poniżej relacja dr Dodd o tym co się wydarzyło, w przypadku jeśli niektórzy mogą nadal błędnie myśleć, że komunizm nie jest "z natury zły":

"W kolejnych tygodniach rozwinięto przeciwko mnie nowy plan, strategię oszczerstw, znie-sławiania charakteru, szykany. Było, oczywiście, wciąż wielu ludzi w ruchu związkowym, zwłaszcza nauczycieli, którzy nie byli częścią wewnętrznego kręgu komunistycznego, którzy pamiętali czasy mojej kampanii. Teraz partia postanowiła publicznie mnie oczernić tak, żeby prości ludzie pracujący w partii, którzy mnie lubili stracili już  do mnie zaufanie.

Incydent który wykorzystano jako pretekst do mojego formalnego wyrzucenia z partii nie miał wielkiego znaczenia. Sposób w jaki go potraktowano był symptomatyczny dla partyjnych metod. Przy Lexington Avenue, kilka drzwi od mojego domu, mieszkała Czeszka, z którą czasami rozmawiałam. Mieszkała w małym trzypiętrowym budynku, w którym pełniła funkcję dozorczyni od 1941 do 1947. Jej mąż był na trwałe przywiązany do łóżka i ona była jedynym wsparciem dla rodziny. Pracując jako dozorczyni i jako pomoc domowa kilka dni w tygodniu, zdołała utrzymać swoją rodzinę.

"W 1947 właściciel budynku postanowił go sprzedac. Kobieta, obawiając się, że straci mie-szkanie i pracę, zdecydowała go kupić i zaciągnęła na to pożyczkę. W ten sposób technicz-nie stała się właścicielem, ale jej codzienne życie było nadal takie samo, dalej była dozor-czynią. Ale jako właścicielka budynku wdała się w spory ze swoimi lokatorami i w krótkim czasie dostała trzy przeciwko niej orzeczenia sądowe. Jej małżonek się kłócił i ją zostawił. Adwokat powodów, chcąc dostać swoją zapłatę, wnioskował o jej aresztowanie.

"Wtedy przyszła do mnie z prośbą o pomoc i zgodziłam się ją reprezentować. W końcu sąd uznał moją prośbę, lokatorom wypłacono i kobieta uniknęła więzienia.

Jedno było pewne: tylko technicznie można by nazwać ją właścicielką budynku. Ale przy-wództwo komunistyczne z radością usłyszało, że Bella Dodd pojawiła się jako 'adwokat kamienicznicy'. W końcu mieli pretekst złapania jej politycznie, pretekst którego szukali. Oczywiście mogli ją po prostu wyrzucić, ale to wymagałoby dyskusji o zasadach. Szukali pretekstu wyrzucenia mnie pod zarzutami, które oszkalowałyby mój charakter, odciągnęłyby ode mnie przyjaciół, i zatrzymały dyskusję zamiast ją rozpocząć. Co jest lepsze od wyrzuce-nia mnie za zbrodnię stania się 'najemnikiem kamieniczników'?

"Musieli zdać sobie sprawę z tego, że taki argument nie byłby przekonujący dla osób z zewnątrz. Nawet dla wielu z partii był słaby. Oni muszą dodać coś naprawdę niewybaczalnego by zrobić ze mnie wyrzutka w oczach prostych ludzi z partii. Zrobili to szerząc historyjki, że w stając w sądzie wyrażałam się przeciwko portorykańskim lokatorom, że ich szkalowałam, i pokazałam się jako rasista, prawie faszysta. I w końcu zarzucili mi iż jestem przeciwko Murzynom, antysemitą i dorzucili, że jestem przeciwko klasie pracującej.

"6 maja do mojego domu przyszedł lider młodzieżówki komunistycznej partii, młodzieniec o okrągłej twarzy, wpuściłam go i zaproponowałam kawę, odmówił. Zamiast tego wręczył mi kopię spisanych zarzutów. Kiedy powiedziałam coś o ich fałszu kiedy na nie zerknęłam, spojrzał na mnie drwiąco i poinstruował bym stawiła się następnego dnia na proces przed lokalną komisją przecznicę od mojego domu.

[…]

"Był to dziwny rodzaj procesu. Komisja już wcześniej postanowiła. Zapytałam czy mogę przedstawić świadków. Odpowiedź była 'Nie'. Zapytałam czy mogę przyprowadzić kobietę by opowiedziała swoją historię. Odpowiedź była 'Nie'. Zapytałam czy komisja uda się ze mną do jej domu i porozmawia z jej lokatorami. Odpowiedź była 'Nie'. Następnie zapytałam czy mogę przyprowadzić komunistycznego prawnika, który chociaż rozumiał legalne szczegóły z jakimi mierzyłam się w tej prostej sprawie. Odpowiedź była 'Nie'.

 

"Tak prosto jak możliwe usiłowałam przedstawić im fakty. Od początku wiedziałam, że rozmawiam z ludźmi którzy mieli instrukcje, i byli wrodzy, i tak będzie pomimo argumentów czy nawet dowodów. Finka która przewodniczyła komisji powiedziała, że zostanę poinformowana o orzeczeniu.

 

"I zostałam zwolniona. Kiedy schodziłam obskurnymi schodami miałam ciężkie  serce. Opa-nowała mnie marność życia. Przez 20 lat pracowałam z tą partią, a teraz w końcu znalazłam się tylko w obecności kilku nędznych mężczyzn i kobiet, nieistotnych funkcjonariuszy partyj-nych, pozbawionych wszelkiego miłosierdzia, bez człowieczeństwa w oczach, bez żadnego rodzaju dobrej woli, która działa w sprawiedliwości. Gdyby byli  uzbrojeni, to wiem że pociągnęliby za spust.

"Pomyslałam o innych którzy przez to przeszli i o tych którzy jeszcze przejdą przez ten typ terroru. Ciarki mnie przeszły na myśl o niemiłych, odczłowieczonych ludziach jak ci, wypełnionych tylko poczuciem nienawiści, roboty systemu, który opisywano jako nowy świat [Nowy Porządek Świata!] I smuciłam się za tych, których wprowadzi się na długą drogę której koniec zobaczyłam, i to był ślepy zaułek". […]

 

"17 czerwca 1949 zadzwonił mój telefon. 'Tu Associated Press' – powiedział głos. 'Otrzymaliśmy informację od partii komunistycznej o wyrzuceniu pani. Ona mówi, że jest pani przeciwko Murzynom, przeciwko Portorykańczykom, antysemitką, przeciwko robotnikom, i obrońcą kamienicznicy. Czy chce pani wydac oświadczenie?"

 

"Co mogę powiedzieć? 'Bez komentarza' to wszystko na co mogłam się zdobyć". […]

 

Choć niektórzy czytelnicy mogą czuć się sfrustrowani tym, że nie mogą nic znaleźć w różnych zeznaniach dr Dodd przed różnymi komisjami rządowymi w kwestii tego co ona i / albo inni komuniści robili kiedy byli członkami partii komunistycznej w Ameryce odnośnie infiltracji Kościoła Katolickiego ogólnie, a szczególnie katolickich seminariów, bo – na jej prośbę – jej zeznania o tych rzeczach "utajniono", i jedyną informacją teraz dostępną jest to co pisano o różnych wygłoszonych przez nia przemówieniach, być może ci sami czytelnicy lepiej zrozumieją jej awersję do wszystkiego na pismie o takich rzeczach z powodu jej prawdziwego strachu o to, że komuniści wyślą za nią swój pluton egzekucyjny. Jej niepokój o przeżycie był na pewno bardzo realny, co widać w następujących przykładach:

 

"Dla nowojorskich dzienników historia o wyrzuceniu kobiety-komunistki była jedynie jedną więcej historią. Zajeto się nią rutynowo. Ale skrzywiłam się kiedy szacowne gazety w nagłówkach umieszczały zarzuty partii i używały słów takich jak 'faszyzm' i 'rasizm', mimo że wiedziałam iż takie słowa cytowano tylko z partyjnej rezolucji. […]

 

'Czego nie mogłam zrozumieć to że bezpieczeństwo jakie czułam w partii było tylko tym grupy, i że afekcja w tym dziwnym komunistycznym świecie nigdy nie jest uczuciem osobistym. Byłeś kochany albo nienawidzony na podstawie grupowej akceptacji, i emocje podnosiła albo przyćmiewała propaganda. Tę propagandę tworzyli potężni ludzie na górze. I dlatego zwykli komuniści stosowali się do swoich grup: oni myslą i czują razem i pracują dla osiągnięcia wspólnego celu.

 

"Nawet osobiści przyjaciele, niektórych z nich wciągnęłam do partii, teraz odsunęli się ode mnie, i wśród nich wieluy było moich byłych studentów i kolegów nauczycieli. Jeśli odrzucenie przez jednostkę może wywołać zniszczenie emocjonalne, na co zwracaja uwage nasi psychiatrzy, to nie da się tego porównać, w jakiś sposób, ze zniszczeniem wywołanym przez odrzucenie przez grupę. To, jak się dowiedziałam, jest unicestwiające.

 

"Próżno mówiłam sobie, że to był dyuzy świat, i że było na nim wielu ludzi poza komunistami. To nie dawało pocieszenia, bo świat był dżunglą w której się zagubiłam, w którym czułam jakby na mnie polowano. A najgorsze, czułam stały przymus wyjaśnienia tym których spotkałam a nadal byli w kręgu komunistów. Początkowo próbowałam, ale wkrótce się poddałam.

"Zawsze była osobą niezależną i rzadko tłumaczyłam się z tego co robię. Teraz pisałam listy do ludzi, niektórzy z nich mieszkali w moim domu albo byli częstymi gośćmi, i w których domach byłam mile widziana. Ci którzy odpowiedzieli albo mnie obrazali, albo najwyraźniej chcieli odciąć się ode mnie. Dwaj przyjaciele odpowiedzieli jednym zdaniem na odwrocie mojego listu, napisali tylko tyle: 'Prosimy, nie mieszaj nas w to'. Wielu w ogóle nie odpowiedziało".

"Za niedługo moje biuro było puste nie licząc ciekawskich i wierzycieli. Pozbyłam się domu i wprowadziłam się do obskurnego pokoju w sąsiedztwie biura. Wczesnie chodziłam do biura, czytała m Timesa i Law Journal, a potem siedziałam i patrzyłam na Bryant Park, na klasy-czne linie budynku Biblioteki Publicznej. W tej bibliotece spędziłam wiele lat jako głodny wiedzy student i nauczyciel. Niestety, nigdy nie zaspokoiłam tego głodu, bo moje czytanie w późniejszych latach obejmowało jedynie komunistyczna literaturę i materiały techniczne. Nie ma cenzury czytania tak bliskiej i tak wszechstronnej jak ta partyjna. Często widziałam lide-rów ściągających książki z półek w domach i ostrzegających członków by je zniszczyli.

"Ale teraz nie czułam potrzeby czytania. Jedyną książką jaką otwierałam był Nowy Testa-ment, której nigdy nie przestałam czytać, nawet w dniach największego partyjnego złudzenia.

"Do późna zostawałam w biurze, bo nie miałam dokąd pójść poza moim pokojem, ciemnym, nieprzyjemnym miejscem, pachnącym drugiej klasy hotelem. Jeszcze pamiętam nędzę i ciemność pierwszego samotnego Bożego Narodzenia. Cały dzień spędziłam w pokoju. Pamiętam Nowy Rok, kiedy słyszałam zrozpaczona radość i zabawę na Times Square i dzwony kościołów. Więcej niż raz mysłałam o opuszczeniu Nowego Jorku i zagubienia się w anonimowości obcego miasta. Ale nie wyjechałam. Coś we mnie walczyło z ogarniającą mnie falą nihilizmu. Coś upartego we mnie kazało mi to przeczekać.[…]

"Był to dziwny i bolesny rok. Proces całkowitego uwolnienia się emocjonalnie od bycia komunistą to coś czego autsajder nie zrozumie. Grupowe myślenie, grupowe planowanie i grupowe życie partii było częścią mnie przez tak długo, że było mi rozpaczliwie trudno być znowu człowiekiem. To dlatego nie pamiętam całych dni tygodni tego okresu.

"Ale rozpoczęłam proces "odstawania się" komunistką. Był to długi i bolesny proces, jak ofiara polio, która od nowa musi się uczyć chodzić. Musiałam nauczyc się myśleć. Musiałam nauczyć się kochać. Musiałam usunąć ze swojego systemu nienawiść i wściekłość. Musiałam pozbyć się dumy, która uczyniła mnie arogantką, poczucia że znam wszystkie odpowiedzi. Musiałam nauczyć się, że nic nie wiedziałam. Było wiele przeszkód w tym procesie".

"Pewnego marcowego popołudnia tego roku do biura przyszedł stary znajomy, Wellington Roe. Wszedł z szerokim uśmiechem i powiedział, że właśnie przechodził tędy i postanowił wpaść do mnie. Nie myślałam nic o tej wizycie. 'Duke' jak go nazywaliśmy, był jednym z pierwszych kandydatów partii do Amerykańskiej Partii Pracy. Był liderem sił Wyspy Staten i z jej biletu ubiegał się o urząd. […] Nie znałam go jako członka partii, a jako liberała i przyjaciela partii, który dawał się wykorzystywać w ich kampaniach.

"Pocieszające było mówić o partii w kategoriach przeciętnego dziennikarza, i śmiać się z jej dziwnych wybryków które krytykował. Opowiedziałam mu o moich artykułóach i powiedział, że chciałby je zobaczyć, a nawet mówił o ewentualnej umowie na książkę. Następnie mówił o wydarzeniach w Waszyngtonie. Powiedziałem mu, że tak zanurzyłam się we własnych problemach, że niewiele uwagi zwracałam na bieżące wydarzenia. Gdybym miała jakąkolwiek opinię na temat sen. McCarthy'ego, o którym mówił, i o którym kraj właśnie zaczynał słyszeć, to myślałam o nim jak o pistolecie otwierającym się podczas kampanii Republikanów.

"Zapytał czy znałam Owena Lattimore. Powiedziałam nie. Czy znałam go jako członka partii, zapytał, i znowu powiedziałam – nie. Słyszałam coś o nim, powiedziałam, jako o brytyjskim agencie na Dalekim Wschodzie

"Kilka tygodni później Duke przyszedł znowu i tym razem zapytał czy chciałabym pomóc prof. Latimore. Odpowiedziałam, że nie wiedziałam jak, skoro go nie znałam. Mówił o znaczeniu zjednoczenia się wszystkich liberałów by zwalczać reakcję wszędzie gdzie się pokaże. To mnie nie przekonało. Miałam własne problemy i choć raz nie chciałam angazo-wać się w problemy innych. Ale następnego dnia przyszedł znowu, tym razem z człowiekiem którego przedstawił jako Abe Fortasa, adwokata Lattimore. Nie znałam go, ale słyszałam o nim dzięki wspólnym przyjaciołom, jak o człowieku który często bronił pracowników służby cywilnej którym zarzucano brak lojalności.

"Po krótkiej rozmowie adwokat powiedział, że uważał iż będzie musiał wezwać mnie do obrony Lattmore. Kiedy zobaczył moje wahanie, zapytał czy chciałabym dać mu podpisane oświadczenie mówiące, że nie słyszałam o Lattimore kiedy byłam liderem Parti...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin