Niemcy wobec Słowian Połabskich.doc

(985 KB) Pobierz
O Królu Stasiu, czyli Jak Nie Popełniać Stale Tego Samego Błędu

Niemcy wobec Słowian Połabskich

 

ROZDZIAŁ I
PARCIE NIEMCÓW KU WSCHODOWI


1. Pierwsze wieść i o słowiańskich mieszkańcach Połabia. Ogół Słowian obejmowany mianem połabskich dzielił się na dwie językowe grupy: północną i południową; pierwsza z nich mówiła językiem zbliżonym do polszczyzny, druga stanowiła ogniwo przejściowe od gwar lechickich do czeskiej mowy. Dla odłamu południowego istniało zbiorowe miano Serbów, dla północnego — miana takiego nie było. W historii ważniejszą rolę odegrała północna, przy-bałtycka grupa; wśród niej powstało kilka związków państwowych, z których na czoło wysunęły się państwa Weletów i Obodrytów: pierwsze rozciągało się między dolną Odrą i uchodzącą do Bałtyku rzeką Warną, drugie — na zachód od Warny aż po kres słowiańskiego świata. Czas jakiś doniosłą rolę odgrywało także morskie państewko Ranów, mieszkańców wyspy Rany (Rugii).


Na widowni historycznej poszczególne odłamy Połabian zjawiały się w różnych czasach. Najwcześniejsze wiadomości mamy o Weletach. Jeszcze ludy odnośne nie objęły ziem połabskich w swoje posiadanie, jeszcze wszystkie siedziały w słowiańskiej praojczyźnie, a już znano Weletów daleko poza granicami ich kraju. Geograf aleksandryjski Ptolemeusz, żyjący w II wieku po narodzinach Chrystusa, taką o nich zanotował wiadomość: "dalej obok pobrzeży za Zatoką Wenedzką mieszkają Weltowie (Wel-tai)". Zatoka Wenedzką to dzisiejsza Gdańska zatoka, siedziby zatem Weltów, czyli Weletów znajdować się musiały gdzieś nad dolną Wisłą. Położenie siedzib wskazuje miejscowość Swarożyn w powiecie tczewskim. Nazwa Swarożyn wywodzi się od imienia głównego bóstwa Słowian, Swaroga, a bóstwo to szczególnej czci doznawało właśnie u Weletów. Kiedy Weleci pociągnęli później na zachód, w nowej ojczyźnie wznieśli dla Swaroga okazałą świątynię w stołecznym grodzie Radgoszczu; widział ją i opisał kronikarz Dytmar z Merseburga (zm. 1018). Otóż wątpić nie można, że kult Swaroga wynieśli Weleci z pierwotnej swej kolebki, a właśnie nadwiślański Swarożyn wskazuje położenie kolebki.

O Obodrytach nie posiadamy wiadomości z doby starożytnej, istnieją tylko poszlaki, że w czasach kiedy Weleci siedzieli we wschodniej połaci dzisiejszego Pomorza, Obodryci zajmowali połać zachodnią. Poszlaki są geograficznej i onomastycznej natury. W późniejszych czasach w połabskich stronach siedzieli Obodryci obok Weletów, przy czym pierwsi — w stosunku do drugich — zajmowali ziemie zachodnie. Takie samo rozlokowanie ich musiało być w pierwotnej już ojczyźnie; przemawia za tym onomastyka: nazwa "Obodryci" oznacza po prostu mieszkańców kraju "obok Odry", a Pomorze zachodnie ciągnie się właśnie wzdłuż dolnej Odry.


W nie znanym bliżej czasie opuścili Weleci i Obodryci pierwotne siedziby i ruszyli na zachód, ku Łabie. Ale w nowej ojczyźnie nie oni zjawili się na widowni dziejowej najrychlej, wyprzedziła ich tutaj grupa serbska, która może razem z nimi wybrała się z nadwiślańskich okolic ku zachodowi, a może wędrówkę odbyła wcześniej. Pierwsza wiadomość o Serbach potrąca zarazem o stosunek do germańskiego sąsiada, do państwa Franków.
W celach obronnych przeciw wrogom utworzony został w VII wieku wielki związek słowiańskich ludów. Twórcą jego był kupiec frankoński Samo (623—658), ośrodek zaś związku znajdował się w obrębie dzisiejszych Czech. Gdy młode państwo uwikłało się w wojnę z Frankami i wyszło z niej zwycięsko, czynem tym w historii zjednało sobie przydomek "pierwszej słowiańskiej zapory" dla germańskiego parcia ku wschodowi. Pod wrażeniem zwycięstwa Słowian, zależny dotychczas od Franków władca Serbów Derwan wszedł w porozumienie z Samonem i około roku 630 przystąpił do utworzonego przezeń związku. Te właśnie wydarzenia wydostały Serbów z przed-dziejowych mroków, przy czym ujawniły stosunek ich do germańskich Franków.


Na chwilę podobną Słowianie przybałtyccy czekać jeszcze musieli półtora przeszło wieku. Podczas bojów Karola Wielkiego (768—814) z Sasami wojska frankońskie zapędziły się na wschód od Łaby, przez co wodzowie ich zyskali możność rozejrzenia się w panujących tam stosunkach. Relacje ich dotarły niebawem do kronik i z tą chwilą stało się ogólnie wiadomym, że poza Łabą mieszkają liczne słowiańskie ludy, wśród których stanowisko najprzedniejsze zajmują Weleci i Obodryci. Z rokiem więc 789, datą wkroczenia wojsk frankońskich na ziemię słowiańską, została usunięta jak gdyby zasłona, która ludy tamtejsze kryła przed światłem historii.


O Ranach wreszcie dowiedziano się najpóźniej. W hobolińskim dyplomie Ottona I z roku 946 wspomniane zostało "marę Rugiano-rum", o mieszkańcach atoli wyspy pierwsza wiadomość pochodzi z roku 955. Toczyła się wtedy wojna skoalizowanych Słowian z Niemcami, jedni Rano wie do koalicji tej należeli i przeciw współziomkom wspomagali Niemców. Wiadomość o tym wprowadziła lud wyspiarski na arenę dziejową.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



2. Karol Wielki wobec połabskiej Słowiańszczyzny. W 789 roku dowiedzieli się Frankowie nie tylko o istnieniu państw Weletów i Obodrytów, ale i o tym jeszcze, że oba państwa zostawały z sobą w niezgodzie Dla Franków była to wiadomość pomyślna, niezgoda dawała im możność wygrywania jednych przeciw drugim, a na wypadek wojennych działań niezgoda czyniła niemożliwym wystąpienie zwartej słowiańskiej masy. Jedynie Weleci konsekwentnie zwalczali germańskiego przeciwnika; Obodryci natomiast, jako też Serbowie wspomagali Franków zarówno w walce z Sasami jak i z Weletami. Zanosiło się wprawdzie na to, że Obodryci dobrze wyjdą na przyjaźni z Frankami; w roku 804 przesiedlił Karol Wielki 10.000 Sasów w głąb frankońskiego państwa, a kraj ich, położony na północ od Łaby oddał Obodrytom. Gdy jednak wmieszali się w to Duńczycy ł Obodrytom zadali ciężką klęskę, odebrał im Karol darowaną ziemię i oddał sprowadzonym kolonistom frankońskim. Aż
nadto krótko, wszystkiego pięć lat (804—809), trwała dla Obodrytów korzyść ze współdziałania z Frankami.


Niezgoda wśród Słowian nie pociągnęła za sobą na razie poważniejszych następstw, gdyż niebezpieczeństwo nie było jeszcze groźne. Karol Wielki narzucił im wprawdzie swoje zwierzchnictwo, o dokonywaniu jednak podbojów poza Łabą nie myślał, troską jego było tylko zapewnić swemu państwu spokój z tamtej strony. A że był to organizator równie świetny jak wojownik i polityk, przeto umiał wynaleźć sposoby zapewnienia spokoju: gwarantować go miała specjalna organizacja pogranicza.


Przystępując do dzieła, zaczął Karol wielki od dokładnego wyznaczenia samej granicy. Jej przebieg z dokumentu z roku 805, w którym została dokładnie opisana. Szła w pobliżu następujących miejscowości: Lauriacum nad Dunajem (koło Linzu w Górnej Austrii), Ra-tyzbony, Forchheimu, Bambergu, Erfurtu, Magdeburga i Bardowika. Źródła nazywają tę linię "granicą serbską" (limes Sorabicus). Objęła ona długi odcinek rubieży frankońskiego państwa, ale — doprowadzona niedaleko ujścia Łaby — nie uwzględniła stanu rzeczy z drugiej, prawej strony rzeki. Dalszy jej ciąg opisał kronikarz niemiecki Adam z Bremy na podstawie wiarogodnych relacyj, które atoli nie przetrwały do naszych czasów. Granicę tę wyznaczył Karol Wielki w trzy lata po tamtej, tj. w roku 808, w źródłach przyjęło się dla niej określenie "granicy saskiej" (limes Saxoniae). Poczynając od Bardowika, biegła ta granica w północnym kierunku i osiągała Bałtyk w okolicy dzisiejszego portu Kielu.


Granica z Serbami okazała się niebawem niedogodną dla Franków, ponieważ dobrze nadająca się do obrony linia Łaby i Sali pozostała w ręku Słowian. Toteż sam jeszcze Karol zdołał przesunąć ją dalej ku wschodowi i oprzeć o obie wspomniane rzeki; już w roku 806 kazał wybudować koło Magdeburga nad Łabą jedną twierdzę, a koło Hali nad Salą drugą, ponadto w północnej stronie od Magdeburga — w miejscu pod względem strategicznym szczególnie ważnym — utworzył marchię. Rozumiano przez to pojęcie graniczne przedpole wybiegające poza terytorium właściwego państwa i wyposażone w specjalne urządzenia wojskowe, które miały ułatwić natychmiastową obronę. Na marchiach spoczął cały ciężar obrony państwa, im bardziej jakieś pogranicze wystawione było na niebezpieczeństwo, tym więcej tworzono tam marchij. Spoza ubezpieczonej w ten sposób bariery wojska Karola urządzały wypady na terytorium Słowian, nie po to jednak, by czynić podboje, lecz dla szerzenia postrachu i wstrzymania przez to sąsiada od napadów na państwo frankońskie.


Działalność Karola Wielkiego posiada wielkie znaczenie; dla następców wytknięte zostały szlaki, jakimi kroczyć mieli w interesie państwa. Sam Karol nie zdobył zbyt wiele ziemi słowiańskiej — trwałe zabory ograniczały się do obszarów z lewej strony Łaby — następcy przeto mieli kontynuować akcję zdobywczą i opanować to, czego on nie mógł dokonać. Można więc powiedzieć, iż wybitny ten monarcha stworzył jakby szkołę bardziej nowoczesnych germańskich zdobywców.

 

 



3. Początki naporu Niemców ku wschodowi. Państwo Karola Wielkiego rozpadło się po zgonie następcy jego, Ludwika Pobożnego. Na zjeździe w Yerdun 843 roku rozdzielili je między siebie trzej synowie Ludwika: Lotariusz, Ludwik ł Karol. Ziemie, które otrzymał Ludwik, stały się podwaliną niemieckiego państwa. Granice jego — w chwili powstania — nie wszędzie były wyraźnie ustalone. Najjaśniej przedstawiała się sytuacja na zachodzie; tu granica trzymała się na ogół Renu, i to w niektórych miejscach stanowiła ją sama rzeka, w innych odchylało się rozgraniczenie w prawą lub lewą stronę od rzeki. Całkiem inaczej było na wschodzie; Karol Wielki — jak wiemy — nie podbił Słowian połabskich, lecz zadowolił się narzuceniem im swego zwierzchnictwa. Była to jednak korzyść problematyczna, gdyż ludy owe przy każdej sposobności starały się zrzucić z siebie niemiłą zależność. Toteż granicę w tej stronie można by nazwać otwartą, o ustaleniu jej w przyszłości miała zadecydować energia obu zwalczających się zapaśników. Od zgonu Karola po czas zawarcia układu w Yerdun decyzja co do tego nie zapadła. Ludwik (843—876) zatem przejął w spadku niezałatwioną kwestię i od jego już talentu zależeć miało, jak daleko ku wschodowi sięgnie nowoutworzone państwo. W południowej i północnej stronie nie nastręczała sytuacja takich niepewności jak na wschodzie; na południu kres państwa stanowiły grzbiety alpejskie, a na północy — brzeg morski. Przyznane Ludwikowi terytorium obejmowało niemal wyłącznie starogermańskie kraje, a to: Bawarię, Alamanię z romańską Recją, Frankonię nad Menem i środkowym Renem, Turyngię oraz nadmorską Saksonię. Z uwagi na etniczny skład tego państwa zwano niekiedy Ludwika monarchą "niemieckim" (Germanicus), samo jednak państwo nie rychło uzyskało taki sam tytuł. Ludwik zwal je Frankonią Wschodnią, a nazwa ta utrzymywała się długi jeszcze czas po nim. Dopiero od połowy X wieku zaczęto mieszkańców wyszczególnionych ziemi nazywać zbiorowo: Theutonici, Deutsche; w toku XI stulecia ustalało się zwolna to określenie, a w wieku XII było już w powszechnym użyciu. Nazwa natomiast, która potrącała o dawnych Franków: Francigenae, popadła w niemieckiej części w zapomnienie, za to przylgnęła do samych Franków zachodnich, dzisiejszych Francuzów. Idea "parcia ku wschodowi" (Drang nach Osten) zjawiła się u ludów germańskich bardzo wcześnie; nie było jeszcze niemieckiego państwa, kiedy ją z wydatnym skutkiem realizowano. Mowa była poprzednio o Frankach, wspomnieć nadto można o Bawarach, którzy prowadzili również ożywioną akcję w tym kierunku. Największe atoli wyniki osiągnęli Sasi. Kiedy po wygaśnięciu Karolingów doszła w państwie niemieckim do władzy dynastia saskich Ludolfingów (919—1024), pęd ku wschodowi przybrał znacznie na rozmachu. Z tą chwilą kończy się okres, w którym mówi się o naporze na Słowian Germanów w ogóle, a zaczyna się okres zdobywczej działalności Niemców. Zaraz pierwszy przedstawiciel Ludolfingów, Henryk I (919—936), wszczął boje ze Słowianami w wielkim stylu. Poczynił do nich gruntowne przygotowania, a mianowicie ulepszył organizację pogranicza, pobudował liczne twierdze, a do walki sformował nie byle jakie wojsko. Współczesny kronikarz Widukind taką przekazał o tym wiadomość: "Król Henryk, ilekroć ujrzał złodzieja lub rozbójnika silnego i nadającego się do walki, uwalniał ich od zasłużonej kary, a osiedliwszy na przedmieściach Merseburga, obdarowywał ziemią i uzbrajał, z obowiązkiem, by własnych ziomków oszczędzali, ale za to wobec barbarzyńców dopuszczali się jakich tylko zechcą zbrodni"; przez pojęcie "barbarzyńców" rozumiał Widukind niemal wyłącznie Słowian połabskich. W ten sposób do walki z nimi stworzony został specjalny "legion łotrów" (legio collecta ex latronibus).


Od roku 928 zaczęły się systematyczne najazdy Henryka na ziemie słowiańskie i trwały do roku 934. Pokonane zostały kolejno wszystkie ludy między Łabą i Odrą a ponadto Czesi; tylko do Polski Henryk I nie dotarł, ale otarł się o jej zachodnią (granicę, którą stanowiła rzeka Odra. Mimo tylu jego sukcesów nie należy mniemać, jakoby pozycja Niemców wśród pokonanych Słowian była wszędzie jednakowo silną. Zupełnemu ujarzmieniu i wcieleniu do państwa niemieckiego uległa na razie najdalej na zachód wysunięta część Serbów. Odłam ten Połabian wykazał najmniej państwowotwórczych zdolności. Być może, że raz jeden, w czasach księcia Miliducha (umarł 806 roku) doszło do zjednoczenia wszystkich lub znacznej części szczepów tego odgałęzienia, poza tym rozbicie polityczne utrzymywało się wśród nich stale. Ten brak spoistości wewnętrznej i — co za tym idzie — siły na zewnątrz przypłacili Serbowie rychłą utratą niepodległości. Henryk I założył w kraju ich twierdzę Miśnię, która miała podbitą ludność utrzymywać w posłuszeństwie, a zarazem służyć za oparcie dla dalszych wypadów niemieckich w stronę wschodnią. Inne natomiast, bardziej oddalone części Słowiańszczyzny zostały tylko zhołdowane i zmuszone do płacenia danin, gdyż wcielać je do Niemiec i urządzać na sposób saski było jeszcze za wcześnie; zdobywcy rozumieli, że nie da się dokonać za wiele na raz i że pewną część pracy trzeba zostawić pokoleniom późniejszym.



4. Działalność na wschodzie Ottona Wielkiego. Dzieło podboju Połabian prowadził po śmierci Henryka syn i następca jego Otto I Wielki (937—973). Działalność jego nie ograniczała się do samej akcji wojennej, w parze z nią szła wytężona praca organizatorska. Zaczął ją Otto od zaprowadzenia pewnych ulepszeń w organizacji wschodniego pogranicza. W czasach Henryka I podlegało ono nadzorowi jednego tylko dowódcy, teraj rozdzielił je Otto na dwie części, północną i południową, i na wodzów wynalazł bardzo odpowiednich ludzi: północ powierzył opiece Hermana Billinga, a południe — opiece Gerona. Z czasem dla pierwszej części przyjęła się nazwa Marchii Północnej, dla drugiej — nazwa Marchii Wschodniej.
W dziejach podboju Słowian połabskich marchie odegrały decydującą rolę. Zadaniem ich było strzec państwa niemieckiego przed napadami Słowian, margrabiowie jednak pojęli swe obowiązki szerzej, a mianowicie w zupełnym wytępieniu wschodniego sąsiada i wcieleniu ziemi jego do niemieckiej ojczyzny upatrywali właściwą swą misję. Jak obszar marchii wzrastał, okazać można na przykładzie marchii Gerona. Zalążkiem jej była cząstka północnej Turyngii. Z czasem przyłączono do niej część obwodu szwabskiego, a jeszcze później resztę północnej Turyngii, w której obrębie leżało ważne miasto Magdeburg. Stąd obszar marchii przesunął się na prawy brzeg Łaby; pierwszym okręgiem słowiańskim, który w tej stronie dostał się pod zarząd Gerona, była ziemia Morzyczan (pagus Moraciani); był to już niewątpliwie owoc jego podbojów. Potem rosła marchia niemal z roku na rok, a największy zasiąg ku wschodowi osiągnęła w roku 963, kiedy pod nadzór Gerona dostał się duży szczep serbski Łużyczan a ponadto cząstka państwa polskiego. Była to chwila, w której ekspansja Niemiec nie zatrzymała SIĘ na Odrze, lecz przekroczyła ją w dolnym biegu i sięgnęła po dolną Wartę. Rzecz znamienna, iż sprawca owych zdobyczy, margrabia Gero, ustąpił z zajmowanego stanowiska właśnie w 963 roku, kiedy stanął u szczytu powodzeń.


Umiejętnym urządzeniem marchii przygotował Otto grunt pod trwały zabór słowiańskiej ziemi, ale na tym nic kończyła się organizatorska jego działalność, dla tychże celów umiał on użyć także Kościoła; role zostały rozdzielone w ten sposób, iż marchie realizowały cel środkami wojennymi, a Kościół — środkami pokojowymi. Pierwsza organizacja Kościoła dla Sin-wiati potabskich była wiośnie dziełem Ottona, Początek ku temu dało erygowanie dwóch biskupstw, w Hobolinie (°4o) i Braniborzu (948); w obu tych grodach istniały chramy ku czci rodzimych bóstw słowiańskich, które stanowiły oparcie dla pogaństwa i równocześnie były ochroną słowiańskości przed naporem germanizmu; leżało przeto w interesie Niemiec opanowanie przede wszystkim takich ognisk narodowej odporności Połabian. Ku temu wiośnie zmierzały postanowienia Ottona.


W miarę, coraz dalszych postępów oręża niemieckiego mógł Otto I pomyśleć o założeniu dla świata słowiańskiego nawet osobnej metropolii.


Stało się to Faktem w toku 968, przy czym na siedzibę arcybiskupów obrany został Magdeburg. Metropolii tej podporządkowanych zostało pięć sufraganij, z których dwie już istniały (Hobolin i Branibor), a trzy teraz właśnie powstały; ośrodkami ich stały się miejscowości: Merseburg, Życz i Miśnia. Metropolia magdeburska objęła ludy serbskie i weleckie, dla Obodrytów natomiast ustanowił Otto I osobne, szóste z rzędu, biskupstwo w Starogrodzia (Oldenburg), podporządkowane metropolii hamburskiej.


Tworząc organizację Kościoła dla Słowian połabskich miał Otto I wyraźne cele przed oczyma. Narodowości w dzisiejszym tego słowa znaczeniu nie znano w tamtych czasach, narodowość pokrywała się wtedy z przynależnością państwowy, ludzi natomiast dzielono najczęściej według wyznania. Przez pozyskanie Słowian dla chrześcijaństwa znikała najważniejsza różnica, jaka dzieliła ich od Niemców, w ślad za czym łatwiej można było przeprowadzić ich germanizację. Żeby zaś misje mogły osiągnąć powodzenie, musiało się duchowieństwo nauczyć języka słowiańskiego. Rozumiejąc doniosłość tej sprawy założył Otto I w Magdeburgu klasztor, w którym zakonnicy uczyli się po słowiańsku, po czym udawali się do Słowian. Sam nawet Otto uczył się i w jakimś stopniu opanował mowę słowiańską.


Mimo tych zabiegów praca misyjna szła opornie. Wiele złożyło się na to przyczyn. Najwięcej na szali zaważyło opaczne pojmowanie przez Niemców samego apostolstwa. Jak władze świeckie tak też niemieckie duchowieństwo patrzyło na nie przeważnie pod kątem widzenia materialnych korzyści i terytorialnych zdobyczy. Znakomity uczony niemiecki A. Meitzen nie wahał się powiedzieć: "To nawrócenie bodajże się nie różniło od podboju". Szerzeniu się chrześcijaństwa stawała na przeszkodzie nienawiść Słowian do Niemców, lud słowiański nie chciał słyszeć o nowej wierze, ponieważ głosili ją śmiertelni wrogowie; kurczowo trzymając się wiary przodków szukał w niej ratunku od zguby. Niestety, ratunku nie znalazł. Niemal wszystkie powstania Połabian miały — między innymi — religijni podłoże, niemal każdy ich bunt wyładowywał się przede wszystkim nienawiścią wobec niemieckich duchownych. Dopóki trwało u nich pogaństwo, dopóty byli Słowianami, w miarę natomiast postępów chrześcijaństwa przeistaczali się zwolna w Niemców.


Marchie i Kościół — to były filary, na których oparły się germanizacyjne poczynania Ottona Akcję tę przeplatały energiczne działania wojenne. Obaj margrabiowie, o których mowa była poprzednio, Herman Billing i Gero, wywiązywali się ze swych zadań z największą dla państwa niemieckiego korzyścią. Imiona ich stały się niebawem głośne w całych Niemczech, taktyka, jaką w zwalczaniu Słowian stosowali, budziła współcześnie i dzisiaj budzić musi zdumienie. Oto, jak w trudnej sytuacji radzi sobie Cero.


W 939 roku wybuchło groźne powstanie Słowian. Do Gerona dotarła wieść, że przeciw niemu głównie zwraca się nienawiść mas i jego przede wszystkim zamierzają powstańcy podstępnie zabić. A on — jak pisze kronikarz Widukind — "za podstęp odpłacił im się podstępem". Udając, że o niczym nie wie, zaprosił do siebie na ucztę trzydziestu słowiańskich książąt, spoił ich i — gdy bronić się nie mogli — kazał wszystkich wymordować. Niesłychany ten postępek wywoła! odruch wściekłości u Słowian. Uderzenia ich krwawy margrabia nie wytrzymał i cofnął się za Łabę. I znowu, nie mogąc sprostać przeciwnikowi na polu walki, chwycił się podstępu. Jeszcze od czasów Henryka l internowany był w Niemczech książę Braniborski Tęgomir; jego to przekupstwem i różnymi obietnicami pozyskał Gero jako narzędzie do pokonania Słowian. Tęgomir niby to uciekł od Niemców i przybył do rodzinnego Braniboru; tu, poznany przez rodaków, obwołany został księciem. Miał wprawdzie rywala w osobie synowca, ale pozbył się go w taki sam sposób, w jaki Gero pozbył się, książąt słowiańskich: zaprosił synowca do siebie i kazał zamordować. Potem, jako zwierzchnik swego państewka, poddał je Niemcom. Zdrada jego wywołała tak wielkie wrażenie na innych Słowian, że i oni zaprzestali walki i poddali się Niemcom.
Powstanie zostało wprawdzie zduszone, ale trwały pokój nie nastał. W 50-tych latach X stulecia rozpętała się wojna na nowo. Początkowo wiodło się Słowianom, gdy jednak Otto zebrał znaczne siły, w walnym starciu nad rzeką Raksą (dziś Recknitz, wpadająca na północ od Roztoka do Bałtyku) zadał im w roku 955 druzgocącą klęskę. Wszystkie te niepowodzenia nie zdołały złamać oporu Słowian. Niemcy musieli podejmować kilka jeszcze wypraw, by zmusić ich do uległości; mimo to nie osiągnęli rozstrzygnięcia takiego, jakie by im zapewniało trwale nad Słowianami panowanie.


Napór w dobie Henryka I i Ottona Wielkiego prowadzony był z wielką energią, dzieje Słowian połabskich nie znają uderzeń równie potężnych. Siły były nierówne: z jednej strony świetnie zorganizowani i metodycznie działający Niemcy, z drugiej — do walk z takim przeciwnikiem nie przygotowani Słowianie. Toteż nie byle jakim zapałem i hartem ducha rozporządzać musiała strona słabsza, jeśli złamać się nie dala.

 



5. Słowianie odzyskują pełną niezależność. Brutalne postępowanie Niemców nagromadziło u uciśnionych bezmiar nienawiści, która przy każdej sposobności wyładowywała się z żywiołową silą. Najgwałtowniejszy odruch, jaki zna historia Słowian połabskich, przypadł na czasy Ottona II, następcy Ottona Wielkiego. Iskrą, która wznieciła wybuch powstania, stała się wieść o strasznej klęsce Ottona II pod Basentelto w Kalabrii, zadanej mu 13 lipca 982 roku przez Greków i Saracenów. Powstanie rozlało się szerokim pasem od Laby po Odrę, objęło łez zawojowane przez Henryka I ludy serbskie. Zrewoltowane musy nie znały w szaleństwie granic, plądrowały kościoły i klasztory, mordowały Niemców świeckich i duchownych, a gdy ich w ziemi ojczystej zabrakło, rzuciły się na niemiecką Norilalbingie i spustoszyły ją ogniem i mieczem. Zaskoczeni Niemcy byli początkowo bezradni, po czasie jednak zdołali zebrać dość znaczne siły i stoczyli z powstańcami bitwę nad rzeką Tongerą (dziś Tanger), uchodzącą koło Tangerm Unde do Łaby. Bitwa było, zdaje się, nierozstrzygnięta, ale obie strony zaprzestały dalszej walki z powodu poniesionych strat. Ostatecznym rezultatem powstania było zniszczenie panowania Niemców z prawej strony Łaby.


Za rządów trzeciego (III) z rzędu Ottona doszło do skutku kilka niemieckich wypraw, które zdołały częściowo powetować poniesione straty, osiągnięte jednak korzyści były niczym w porównaniu z tym, co pierwsi przedstawiciele Ludolfingów mieli już w swej mocy. Panowanie niemieckie było nadal ugruntowane jedynie na południu, wśród Serbów, północni natomiast Weleci i Obodryci cieszyli się całkowitą od Niemców niezależnością. Około roku 1000 istniała w tych stronach taka mniej więcej sytuacja, jaka była w dobie Karola Wielkiego: Łaba oddzielała świat słowiański od ziem podległych Niemcom, poprzez Łabę jedni i drudzy urządzali na siebie napady.


W stosunku Połabian do Niemców zaszła zasadnicza zmiana w tym dopiero momencie, kiedy jednym i drugim zagroziła Polska. Było to w czasach wielkiego polskiego monarchy Bolesława Chrobrego; dążył on do zjednoczenia jak największej ilości zachodnich Słowian, by razem z nimi przeciwstawić się Niemcom. Idei jego nie pojęli Słowianie. Podczas świąt wielkanocnych 1003 roku najdzielniejsi z nich, Weleci, przysłali do niemieckiego Henryka II poselstwo, by porozumieć się z nim co do wspólnego przeciw Polsce działania. Doszło więc do tego, że chrześcijański władca połączył się z najzacieklejszymi poganami przeciw drugiemu chrześcijańskiemu państwu, przeciw Polsce; niewłaściwość sojuszu wytknął mu wybitny Niemiec współczesny, Bruno z Kwerfurtu. Cel koalicji został osiągnięty i Bolesław przeciw Niemcom zachodnich Słowian nie zjednoczył.


Podczas długoletnich zapasów Polski z Niemcami odetchnęły ludy połabskie, nie przedsięwzięły jednak środków, które by mogły je na przyszłość zabezpieczyć przed agresywnością Niemców. Na razie sytuacja nie była dla nich groźna, co więcej, Niemcom nie powodziło się w dalszym ciągu. Kiedy od Weletów zaczęli się domagać hołdu i danin, doszło do kilku pomniejszych utarczek, a wreszcie do walnej bitwy w 1056 roku; stoczono ją niedaleko ujścia Ha-weli do Łaby, pod grodem Przecławą (miejscowość ta nie przetrwała do naszych czasów i jedynie nazwa łąki "Pritzlav" zdaje się wskazywać jej położenie). Niemcami dowodził zarządca Północnej Marchii, margrabia Wilhelm. Źródła współczesne (Annalista Saxo i Kronika Ekkeharda) nazwały bitwę "wielką klęską" Niemców i nadmieniły, że wojsko niemieckie częściowo zginęło od miecza, a częściowo podczas ucieczki utonęło w rzece. Z tego, że zginął także wódz naczelny Wilhelm, można nabrać wyobrażenia o rozmiarach klęski. Słowianie okrążyli po prostu nieprzyjacielskie wojska, odcięli im drogi odwrotu i wparłszy w kąt utworzony przez dwie rzeki, znieśli doszczętnie. Wiadomość o klęsce stała się nawet przyczyną przedwczesnego zgonu cesarza Henryka III, co daje pojęcie, jak ważną była bitwa i ile w niej wojska saskiego zginęło. Zakusy niemieckie o podporządkowanie sobie Słowian zostały zniweczone, związek Weletów stanął u szczytu potęgi.


Okres świetności Weletów objął stulecie X i pierwszą połowę XI. Drugi główny lud północny, Obodryci, odgrywał wtedy drugorzędną rolę. Potem stanowisko obu państw uległo zasadniczej zmianie: kiedy Weleci zaczęli staczać się ku upadkowi, na czoło Słowian połabskich wysunęli się Obodryci. Nowy okres w ich dziejach zapoczątkował książę Gotszalk (zm. 1066). Wykazywał on dużą przedsiębiorczość w rządzeniu, ale zbyt gorliwie popierał chrześcijaństwo, czym zgotował sobie upadek. Obrońcą pogaństwa tudzież wolności ludu przed zakusami Kościoła i książąt saskich stal się książę Krut (zm. 1105). W toku 30-letnich jego rządów zostało zniszczone chrześcijaństwo, a znowu ugruntowana wiara pogańska. Panowanie jego przypadło na czasy osłabienia Niemiec, spowodowanego zatargiem Henryka IV z papieżem Grzegorzem VII. Koniunktura była nadzwyczaj pomyślna, Krut osiągnął zupełną niezależność od Niemiec, co więcej, zdołał nawet podbić północnych Sasów; można było dokonać jeszcze więcej, a przede wszystkim wprowadzić w państwie reformy wewnętrzne i umocnić je do stawiania oporu wrogom w przyszłości, ale tego już Krut nie wykonał. W każdym razie okres jego panowania był czasem największej świetności Obodrytów.


Po Krucie doszedł do władzy syn Gotszalka Henryk (zm. 1127), zwany "królem słowiańskim". Stworzył on rozlegle państwo, podlegały mu nie tylko wszystkie obodryckie, ale także niektóre weleckie szczepy a nawet mieszkańcy wyspy Rany; w dziejach Słowian połabskich bodaj czy istniał drugi książę, który by posiadał tak wiele ziem. Mimo to państwa Henryka nie można nazwać potężnym, ile że władza jego opierała się na kruchych podstawach, na protektoracie książąt saskich. Niewiele więc pożytku miała z tego Słowiańszczyzna, tym bardziej, że "król" był na pół zniemczony i o interesy Słowian nie dbał. Po śmierci jego stało się państwo obodryckie widownią zamętu, który zniweczył przodowniczą rolę Obodrytów wśród Połabian.

 



6. Ponowny napór Niemców i upadek państw słowiańskich. Po bitwie pod Przecława (1056) związek welecki stanął u szczytu potęgi. Nie trwało to jednak długo. Niemal nazajutrz po wielkim zwycięstwie, mianowicie w 1057 roku wybuchła wśród Weletów wojna domowa. Czego nie dokonały najazdy Niemców, to zrobili Słowianie sami: wewnętrzny rozstrój zniszczył ich federację; 2 czterech szczepów rdzennych, które stanowiły fundament zrzeszenia, dwa dostały się pod władzę obodryckiego księcia Gotszałka, a dwa zostały nadal w związku, osłabiona jednak federacja nie posiadała już tej powagi i znaczenia, co dawniej. W czasie europejskiego sporu o inwestyturę mógł SIĘ związek dźwignąć z upadku, tymczasem niepojęta apatia ogarnęła jego członków; gdy Henryk IV zwracał się do nich z prośbą o pomoc, otrzymał odpowiedź, że ziemia, jaką posiadają, zupełnie im wystarcza, i że są zadowoleni, gdy mogą obronić granice swego państwa. W dobie podróży misyjnej biskupa Ottona na Pomorze (1127) słyszymy po raz ostatni o niezawisłości politycznej Weletów, potem urywają się wiadomości źródłowe i dopiero około r. 1170 dowiadujemy się, że ziemie obu szczepów, które do ostatka tworzyły związek, były już własnością książąt pomorskich. Kiedy i wśród jakich okoliczności zostały przez nich opanowane, brak bliższych informacyj. Monarchia Obodrytów stała się po śmierci Henryka Cotszalkowicza widownią wewnętrznego zamętu. Jednolite dotychczas państwo rozpadło się na dwie części; zachodnią i wschodnią; w pierw...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin