Lekcja 4 – Czy Wiara Słowiańska to to samo co Wiara Przyrody – Wielka Tajemnica Czterdzieści i Cztery.doc

(3737 KB) Pobierz
Żydzi Uknuli Holokaust Ormian

Lekcja 4 – Czy Wiara Słowiańska to to samo co Wiara Przyrody? – Wielka Tajemnica Czterdzieści i Cztery

 

Ta Lekcja, czwarta z kolei jest przyporządkowana Wielkiej Czwórce i dwóm Wielkim Czwórkom: 4 oraz 40 i 4 albo 44. Będzie ona trochę długa i bardziej skomplikowana, więc zaczynajmy:

 

Adam Mickiewicz - Dziady

1.

Patrz! – ha! – to dziecię uszło – rośnie – to obrońca!
Wskrzesiciel narodu,
Z matki obcej; krew jego dawne bohatery,
A imię jego będzie czterdzieści i cztery.

 

2.

Nad ludy i nad króle podniesiony;
Na trzech stoi koronach, a sam bez korony;
A życie jego – trud trudów,
A tytuł jego – lud ludów;
Z matki obcej, krew jego dawne bohatery,
A imię jego czterdzieści i cztery.

Sława, Sława, Sława

 

Symboliczny posąg o którym mowa w dalszej części


Dlaczego tak?

 

Czterdzieści i Cztery - to nic innego jak dwie czwórki, które składają się w Pełnię (4 i 4 = 8, także 40 i 4 = 8). 8 zaś to dwa węże splecione w jedność – to Nieskończoność – Bóg Bogów – dwie zwrócone ku sobie litery SS.

 

SS – Światło Świata, Świt Świata, Świato-Świat i Święto Świata – 4 Postacie Boga Bogów podczas Przepoczwórzenia.

 

To także 40 symboli poczwórnych, których tutaj wszystkich nie wymienimy – takich jak: Cztery Przesilenia Ziemi, Cztery Największe Tany Przyrody, Cztery Okresy Życia Ludzkiego, Cztery Stany Społeczne w Plemieniu, Cztery Pory Roku, Cztery Strony Świata, Cztery Wymiary Rzeczywistości, Cztery Kiry (Kierunki Rozwoju), Cztery Rodzaje Losu-Koszu, itd.

 

(Przedstawimy tych Świętych Czwórek więcej w dalszej części Lekcji 4)

 

Dwie czwórki to są Cztery Wejrzenia w Cztery Oblicza Światła Świata.

 

 

Przez ponad sto lat – zwłaszcza w Polsce, ale nie tylko, wielu mądrych ludzi, w tym krytyków literatury i historyków, ale także i filozofów zastanawia się nad tym zdaniem wypowiedzianym przez Adama Mickiewicza ustami Księdza Piotra w wieszczym jego widzeniu w III części wielkiej, wspaniałej, natchnionej sztuki dramatycznej – Dziadach.

 

Najtęższe umysły interpretują te dwa słowa, a co człowiek to zdaje się jeszcze inna możliwa interpretacja. Jak zaświadcza Seweryn Goszczyński (przyjaciel Adama Mickiewicza) napisał on te słowa w chwili wieszczego natchnienia, bez żadnego zastanowienia po prostu postawił znaki 40 i 4. Czy to umniejsza wartość tego przekazu czy ją wręcz niebotycznie podkręca. Żeby rozwikłać zagadkę 40 i 4 trzeba wiedzieć dwie rzeczy, bez których można stworzyć tylko kolejną z nieskończonych interpretacji, które to interpretacje (objawienia) są owszem wszystkie zawarte w tym – jakże przekrótkim kodystycznym komunikacie, ale są tylko interpretacjami a nie zgłębieniem tajemnicy i dotarciem do istoty wypowiedzi Adama Mickiewicza.

 

Jakież to dwie rzeczy, które wiedzieć trzeba?

 

Pierwsza – że Adam Mickiewicz był Strażnikiem Wiary Przyrodzonej Słowian. Być strażnikiem to znaczy znać tę wiarę, to znaczy czuć tę wiarę, to znaczy utożsamiać się z nią, to znaczy być głęboko związanym z otoczeniem, z siedliskiem – co wtedy, w XIX wieku oznaczało po prostu – z Przyrodą.

 

Adam Mickiewicz posiadał znajomość Słowiańskiej i Litewskiej Wiary, rzeczywiście głęboką wiedzę kabalistyczną, numerologiczną, wiedzę Wiary Przyrodzonej Świata, w tym wiedzę WED, wreszcie niezbędną wiedzę okultystyczną dotyczącą zasad magii i wiedzę astrologiczną. Poznał też wróżby i uczestniczył w rytuałach szamańskich – nie tylko na Litwie, ale i na stepach Ukrainy. Osobiście uczestniczył w Dziadach – obrzędzie świątynnym, jaki opisuje. Uczestniczył też w innych ofiarach wiary przyrodzonej i rytuałach okultystycznych.

 

Adam Mickiewicz przeszedł długą – nie pozbawioną cierpienia – drogę rozwoju wewnętrznego. Idąc tą drogą nabierał niezbędnego doświadczenia życiowego, wiedzy duchowej, stawał się pełnym człowiekiem, uwrażliwiał się na otoczenie i płynące z niego sygnały oraz emocje.

 

Był wreszcie piekielnie inteligentnym człowiekiem, ponadprzeciętnym umysłem, osobą pełną energii, a przede wszystkim niezwykle wrażliwym i utalentowanym pisarzem – tj. operatorem słowa.

 

Był pisarzem specyficznym, bo przede wszystkim poetą – tj. pisarzem posługującym się najintensywniej skondensowaną formą wypowiedzi, która kumuluje w słowach ładunki symboliczne i używa słów do budowania wielowarstwowych obrazów, które przez metafory i inne zabiegi poetyckie stają się wielopiętrowymi znakami informacyjnymi.

 

Nie każdy pisarz jest wybitnym pisarzem, nie każdy wybitny pisarz jest poetą, nie każdy poeta jest wybitnym poetą – a ten człowiek był niepowtarzalnym geniuszem. Jestem pisarzem – a jak mi powiedzieli krytycy literaccy warszawscy, osoby bardzo cenione w środowisku literackim, których nazwisk na razie nie wymienię, ale związani z kręgiem czasopisma Literatura w roku 1980 – byłem najwybitniejszym prozatorskim talentem powojennym w Polsce, najmłodszym debiutantem w prozie drukowanej – więc możecie mi wierzyć, że wiem co mówię.

 

Mieć talent prozatorski to nie wystarczy, żeby być dobrym poetą, może wystarczy żeby być przeciętnym. I proza na najwyższym poziomie i poezja wymaga takiego zakorzenienia w języku, w słowie, takiego czucia słowa i zrozumienia sensu słowa, że człowiek zaczyna przenikać do jego najgłębszych warstw i odkrywać znaczenia i związki, których posługując się mową na co dzień, nawet nie podejrzewamy.

 

Zaryzykuję stwierdzenie, że genialny poeta dotyka istoty swojego narodowego języka, a przez to dotyka samej wiary przyrodzonej, bo ona powstawała z pierwszymi wypowiadanymi przez nas słowami i przekształcała się w całych długich łańcuchach powiązanych ze sobą słów i znaczeń, które wypływają jedno z drugiego licznymi strugami i strumieniami i obejmują całą otaczającą nas Świątynię Cudu Przyrodzonego (sacrum – jądro świętości Przyrody).

 

Druga rzecz – trzeba wiedzieć i przyjąć to, że istnieje taki stan ducha, kiedy człowiek tworzy, który – jest szczególnym nasileniem koniecznej do pisania weny twórczej, a który się określa jako stan „NATCHNIENIA”. Osobom, z którymi rozmawiałem, a które nie są twórcami (nie tworzą: muzyki, słowa, obrazu) trudno uwierzyć i przyjąć, że jest to stan de facto wyłączenia normalnej świadomości, stan w którym umysł się zatraca, a człowiek nie ma nad sobą prawie kontroli.

 

Druga więc rzecz, którą trzeba zaakceptować i uwierzyć to to, że taki stan jak wena i jej szczególna forma – natchnienie – to jest stan faktycznie istniejący, i że jest to po prostu „odmienny stan świadomości”. Jest to stan utraty poczucia czasu, utraty kontroli nad zapisem, jest to stan raczej transmisji modulowanej świadomością niż świadomego układania sensów i znaków.

 

Transmisji czego?

 

Otóż to – to jest transmisja wizji powstałej z przetworzonej przez umysł informacji. Informacji zgromadzonej w mózgu, skumulowanej przez pewien czas, płynącej z „bycia”, z istnienia w rzeczywistości – czyli z otoczenia, w efekcie interakcji ze środowiskiem. Poeta, pisarz (innego rodzaju twórca) w takim momencie „wyrzuca z siebie” „boski zapis”, zapis złożony z przetworzonych zasobów wiedzy (ale nie tylko tej książkowej, wyuczonej, rozumowej, lecz tej codziennej, nagromadzonej przez współoddziaływanie ze światem, przez każdą myśl i uczucie, przez każde najdrobniejsze doświadczenie).

 

Dlaczego można użyć określenia, iż to jest „zapis boski”? Bo współtworzą go wszystkie struktury mózgu – te które już Freud, w latach dwudziestych ubiegłego wieku powiązał ze sferami takimi jak: Świadomość, Podświadomość i Nieświadomość. Współtworzą go wszystkie formacje mózgu, w tym te najstarsze rządzące wyłącznie instynktami i emocjami. Powiązanie ich wszystkich w jedność, następująca potem ekspresja i werbalizacja, wyrzucenie na zewnątrz „komunikatu” i jego precyzyjny zapis, pozwalają nam zajrzeć w strukturę CZWARTĄ – w NADŚWIADOMOŚĆ, czyli świadomość boską – także w nadjęzyk. Wiedza przekazywana takim zapisem – w stanie natchnienia – w procesie tworzenia jest ubierana w artystyczną formę, jest kształtowana według pewnej idei (wzoru, dramaturgii). Tej formy się samemu nie wybiera. Właściwa forma narzuca się sama, ona jest niejako nadrzędna, jest nam dana jako Ludziom – jako tworom Matki Ziemi i Jej Przyrody, jest związana organicznie z naszą fizyczną konstrukcją (muzyka, pieśń, wiersz, opowieść, rzeźba, obraz – to coś co siedzi i gra w naszych duszach, to coś organicznego). Ta idea nadrzędna organizuje przekaz i steruje doborem środków wyrazu, w każdej sekundzie procesu twórczego. W tym sensie genialne dzieło (natchnione dzieło) niesie boski przekaz – wyraża istotę człowieczeństwa powiązanego z Macierzą-Przyrodzoną (Wszechbytem, Wszechświatem). Artysta nie wybiera formy wypowiedzi, forma narzuca się sama.

 

Oczywiście są utwory natchnione i utwory wykoncypowane. Te drugie nie są mniej wartościowe, ale nie miejsce tutaj o nich mówić, ani o tym – choć to ważne – jak je odróżnić od tych natchnionych. Komunikaty natchnione, wybitne – niosą w sobie nieodłączny pierwiastek religijny, atomy wiary – nie mamy świadomości jako odbiorcy w jaki sposób to działa, ale doświadczamy piorunującej mocy takich komunikatów. Mówiąc krótko – jak najłatwiej odróżnić wybitne dzieło natchnione od przeciętnego lub wykoncypowanego: Jeżeli nas zadziwia – jakimkolwiek elementem, jeżeli nami wstrząsa emocjonalnie, jeżeli potrafimy się w jego odbiorze zatracić i ocknąć nagle zdziwieni gdzie to byliśmy – To jest właśnie to.

 

(W dziale „sztuka” – komunikaty kodystyczne na tym blogu jest komunikat który nazywa się „pod” i jego analiza znaczeniowa – to najprostsza ilustracja, zajrzyjcie tam – bo to jest dzieło natchnione)

 

Mój wykład na temat weny i zasady powstawania komunikatu artystycznego (bo to są komunikaty informacyjne pisane językiem sztuki, językiem ludzkiej intuicji) był nieco przydługi i skomplikowany. Chciałem jednak być precyzyjny, nie wiem na ile się to powiodło, ale jedno jest pewne, żeby dobrze i do głębi odczytać sens słów Adama Mickiewicza te dwie rzeczy trzeba zrozumieć i przyjąć za pewnik.

 

Pisał w natchnieniu więc przemawiała przez niego sama boska Matka Ziemia, przemawiała Przyroda Wielkiej Polski, przemawiała Przyroda Krain Słowiańskich, przemawiał Rod – Duch Narodu, Istota Dziejowa, przemawiał Łado – Ład Świata (jego dzieje) i Makosz – Los (osobisty i narodowy), i Dziewanna – Najwyższe Uczucie, a wreszcie przemawiał przez niego i Najwyższy – Bóg Bogów – Wszechświat.

 

Woda – jeden z Czterech Głównych Żywiołów – Bogini Wody w interpretacji Korolkowa.

Bo Żywioły to także 4+4 – Cztery Główne i Cztery Dopełniające (Skośne – 45 stopni), z którego to przesunięcia bierze początek znak Swastyki i od której to czwórki wywodzi się Zodiak.

 

Co powiedzieli o Czterdzieści i Cztery mądrzy ludzie. Mówili dużo i powiedzieli wiele. Na przykład (z portalu wiedzy Wiem):

Czterdzieści i Cztery”, symbolika liczby wykorzystana w funkcji szyfru cyfrowego w charakterze “imienia”. Nazywa tak przyszłego obrońcę, zbawcę Polski, wskrzesiciela narodu ks. Piotr: “Z matki obcej: krew jego dawne bohatery, / a imię jego będzie czterdzieści i cztery”, widząc kibitki wywożące na północ polską młodzież gimnazjalną i akademicką (część III Dziadów A. Mickiewicza). Tajemniczością i niezwykłością szyfr ten poruszał wyobraźnię czytelników kolejnych pokoleń i obrósł w bogatą literaturę komentarzy filozoficznych i filologicznych.

 

J. Kleiner widział w “czterdzieści i cztery” kabalistyczny szyfr imienia Adam – przyszły zbawca będzie nosił to imię dopiero po spełnieniu misji, jest to zatem zaszczytny tytuł. W. Weintraub uważa, że Mickiewicz najprawdopodobniej liczbę tę przejął z mistyki L.-C. Saint-Martina, zafascynowany jego spekulacjami o mistycznym znaczeniu cyfr wywodzących się z kabały (kabalistyka). Poeta posłużył się więc w Widzeniu ks. Piotra cyfrowym szyfrem po to, aby stworzyć wokół tekstu aurę Bożej Tajemnicy; sam z katedry Collège de France (1844) ogłosił, że mężem opatrznościowym jest A. Towiański (wcześniej, na łamach Biesiady – 1841 – siebie samego nazwał Mesjaszem, mężem opatrznościowym Polski, narodu wybranego). Przyjaciel poety S. Goszczyński relacjonował, że “był to efekt niezwykłego natchnienia w trakcie pisania Dziadów, bez żadnego świadomego rozmysłu położył liczbę 44, nie wiedząc, dlaczego tę a nie inną, położył, bo mu sama nastręczała się w chwili natchnienia”. Ten zapis wg Z. Sudolskiego, to najwłaściwsze wyjaśnienie.”

 

44 – w kabalistyce – najwyższa liczba mistrzowska”

 

„Osoby z tą wibracją posiadają jeszcze większą moc i zdolność do osiągania sukcesów i władzy, niż osoby z wibracją 22. Są to ludzie wielkich czynów, szczególnie na płaszczyźnie materialnej. Mają szansę zajścia naprawdę wysoko i osiągnięcia władzy, uznania na wysoką skalę, oczywiście jeśli w odpowiedni sposób wykorzystają dany im dar. Wibracja 44 daje dużą wyobraźnię, umiejętność perspektywicznego myślenia, wytrwałość, systematyczne dążenie do celu, nie zrażanie się przeciwnościami losu, łatwość pokonywaniu przeszkód. Ponadto wyróżniają takie osoby, wspaniałe zdolności organizacyjne, kreatywność, genialne rozwiązania, profesjonalizm w wybranej dziedzinie. Nawet w kryzysowych sytuacjach odznaczają się opanowaniem i mocnymi nerwami.”

 

***

 

To tylko ułamek tego co powiedziano.

 

Nie przytaczamy tutaj opinii na temat wieszczości daty Powstania Warszawskiego – tej wielkiej ofiary krwi polskiego narodu, która także jest w znaczeniach tych cyfr „44″ zawarta. Poniżej w opracowaniu T. S. Marskiego przytoczonych zostanie kilka związanych z numerologiczną 44 zdarzeń historycznych. To, że wydarzenia o określonym charakterze pokrywają się z numerologicznymi zestawami dat, jedni uznają za przypadek i będą próbowali wytłumaczyć teorią prawdopodobieństwa, inni uznają za ingerencje „Palca Bożego”. Trzeba jednak przyznać, że nagromadzenie pewnego typu zjawisk wokół pewnych dat zaprzecza rachunkowi prawdopodobieństwa – można oczywiście powiedzieć że zapisane datami – w wypadku Polski 1000 lat, to nie tak jeszcze wielka statystyczna próba.

Światłogońce – Pomocnicy Kirów

 

To są te właśnie różne interpretacje, które można mnożyć i mnoży się je, ale które nie sięgają głęboko, bo nie są oparte na wiedzy, którą wyłożyłem powyżej. Czterdzieści i Cztery to symbol słowiańskiego pogańskiego boga – Światła Świata – Świętowita, boga cztero-twarzowego, boga symbolicznego, boga uosabiającego Wszech Świat. To symbol Pełni w najgłębszym magicznym i numerologicznym znaczeniu, który w swojej istocie nie wynika z wykoncypowanych, wymyślonych czyichś ubzdurań, lecz wynika z tysiącleci obserwacji i współodczuwania Wszechświata przez Ludzi i ma charakter uniwersalnej prawdy – prawdy Wierzenia (nie naukowej, a mistycznej, intuicyjnej) powtarzanej przez wszystkich niezależnie od kultury – przez Chińczyków, Słowian, Żydów, Persów, Hindusów, Greków, Rzymian, Majów i Tolteków, Egipcjan, Sumeryjczyków, plemiona Czarnej Afryki i ludy Mikronezji oraz Wyspy Wielkanocnej.

 

Myślę, że na tym etapie możemy już odpowiedzieć wstępnie twierdząco: Tak Wiara Słowiańska to Wiara Przyrody – to jest jedno i to samo. Bo język nasz wypłynął z naszej przyrodzonej egzystencji, ukształtowały go zjawiska przyrodnicze, wypowiadał on pierwsze ludzkie „zadziwienia” nad zjawiskami takimi jak ogień, woda, błyskawica, niebo, słońce, ciepło, zimno, mróz, drzewo, rzeka, morze (skąd ta nazwa morze – powiązana tak powszechnie z morzyć, umierać, marznąć – a więc z Morem i Marzaną nazywaną też Moreną?). Język polski i wszystkie języki słowiańskie, zawierają w sobie całą nieskończenie bogatą Mitologię Słowian, język zawiera w sobie wszystkie najpierwotniejsze opowieści. Poprzez język i związki słów możemy dotrzeć do najpierwotniejszych tanów i rytów Wiary Przyrodzonej, poprzez język, poprzez pamięć starego języka i ślady starych słów w nowym języku możemy nadać właściwy dzisiejszy – pełny i rozwinięty kształt Wierze, którą chciano zniszczyć i zatracić. Język ukrył i przechował wszystko. Nic innego a właśnie język – bo język ludzki jest to język Przyrody zakodowany w człowieku – czyli w jej Stworzeniu-Wytworze, stworzeniu inteligentnym, posiadającym pamięć, myślenie symboliczne i zdolność przekazywania kodów informacyjnych.

 

Gdyby wiedzieli o tym ci niezliczeni misjonarze Chrześcijan, którzy włożyli tyle trudu w zniszczenie wszelkiego śladu Wiary Przyrodzonej, to być może darowali by sobie cały ten trud, zbyteczny, zbędny, bo do niczego nie prowadzący, niczego, ale to dosłownie niczego nie wymazujący.

 

Może dlatego jedynej szansy zaczęli w końcu upatrywać – owi głosiciele pustynnego judeo-chrześcijańskiego objawienia – w odebraniu nam języka – zastąpieniu go swoim? Na przykład niemieckim? Na przykład wcześniej greką i łaciną – mową uniwersyteckich wykładów i Kościoła. Rosyjskiego – czyli rusyfikacji można się mniej obawiać, bo tam słowa znaczą prawie to samo, ale i to jest groźne bo język polski jest najczystszym i najbliższym pierwotnego praindoeurpejskiego (słowiano-isto-skołockiego, słowiano-indo-scytyjskiego). Przez język polski i pokrewne słowiańskie, przez język perski, przez języki hindi i pali można bez trudu odtworzyć całą Starożytną Słowiańską Baję (i całą Wiedę), której częściowym zapisem, a właściwie wendyjską – południowo-azjatycką wersją, jest indyjska Weda.

 

Także i teraz trwa próba odebrania nam języka, zamazania go, napompowania kolejnymi obcymi (obecnie anglojęzycznymi) zwrotami. Uważajmy zatem, bo to jest bardzo wrażliwe miejsce. Nie pozwólmy odebrać naszym słowom znaków słowiańskich, nie pozwólmy na żadne manipulacje z ortografią. Język uratował nas przez 1000 lat Ciemnych. Jeśli pozwolimy wyrugować język polski i zastąpić angielskim – to stanie się z nami dokładnie to samo co jest ze Słowianami na Węgrzech i w Niemczech – Oni nosząc w sobie słowiańską krew haplogrupy R1a1a1 myślą o sobie, że są 100% Niemcami czy Węgrami, mało tego potrafią być bardziej zajadle antypolscy niż rodowici Niemcy – przykład Gustaff Kossina (Kosina).

 

I znów kłamstwa i przekręcenia, które nieustannie trzeba prostować:

TO Mit rozgłaszany specjalnie, że przetrwaliśmy dzięki Kościołowi Katolickiemu, że on nas wszystkiego nauczył, że z nim cywilizacja, że on wybronił naród od zagłady – nie Kościół Katolicki ocalił nas przed komunizmem i innymi plagami tego świata – ale Język Polski – język, który nie sposób zmanipulować do tego stopnia, aby nie czuło się fałszu w wypowiadanych antysłowach, w nowomowie, w propagandowych bełkotach, w pokrętnych wyjaśnieniach, w zamazywaniu sensu i znaczenia słów przyjętego od wieków.

 

Wdrukowane przez rodziców zaraz po urodzeniu struktury semantyczne polskiego języka i wyuczone w praktyce codziennego zastosowania znaczenie słów stanowi niezawodną tarczę ochronną Umysłu przed kłamstwem, fałszem. Fałsz i kłamstwo rozpoznajemy po sygnałach werbalnych i niewerbalnych. Słowo zastosowane inaczej niż powinno razi nasze uszy i wzbudza czujność, a w ślad za czujnością buduje się odporność na perswazję i niechęć do wygłaszającego fałszywe komunikaty osobnika.

 

Język i pamięć pokoleń – a nie KK – przeniosły wiedzę o Katyniu, każda z rodzin pielęgnowała tę wiedzę – której nie wolno było zapisać. Nie przypominam sobie z dzieciństwa i młodości aby w KK organizowano wystawy katyńskie, albo żeby ksiądz pozwalał o tym mówić na lekcjach religii – to się stało bardzo późno dosłownie w latach 80-tych XX wieku, że Kościół się włączył w kwestie społeczno-polityczne i historyczne. Wcześniej myślał o własnych racjach, własnym przetrwaniu – jak wszyscy. Kiedy bito i wsadzano za kratki w 1968 i potem kiedy robiono fikcyjne procesy hippisom polskim KK milczał.

 

Język polski – w każdej rodzinie i pamięć, pamięć zwłaszcza MATEK – tych (prze)kazicielek wiedzy i wiedy (wiedźm, wiodących, wiedzących – które palono i zabijano, jako pierwsze wprowadzając nową religię w 966 roku) przekazały nam wiedzę o II Rzeczpospolitej, o tym jak wyglądała gazeta Kurier, jak wyglądały demokratyczne wybory, kim był Piłsudski – którego Kopiec teraz za socjalizmu nagle się nazywa Kopcem Wyzwolenia – jakiego wyzwolenia, jak o wszystkim decyduje Moskwa? – pytałem matkę. Ten przekaz nienaruszony przetrwał przez 50 lat, a mógłby przetrwać i 1000 – bądźmy tego pewni – mimo zakazu używania pisma. W całym PRL aż do końca istnienia Cenzury w 1989 roku nie padło w oficjalnym obiegu słowo Katyń – a II Obieg podziemnej literatury trwał raptem ostatnich 10-15 lat.

 

Kir Nocy (ten sam który jest związany z zamieraniem i morzeniem – a w nauce z oddziaływaniami słabymi – promieniotwórczymi siłami rozkładu materii)

 

Co mówi właściwie Taja Siódma o Czterech Obliczach Światła Świata?

 

Słowo o czterech obliczach Swąta i jego piątej postaci (Taja 7)

Bóg Bogów Swąt ma cztery twarze. Każda z nich odpowiada jednej jego Stronie – jednemu obliczu. Każda patrzy w świat szeroki, w jednym z czterech kierunków. Takie też są wszystkie przedstawienia Najwyższego z Bogów.

 

Jego pierwsze oblicze zostało objawione wraz z Pierwszym Dziełem, Pierwszym Działem i Pierwszą z Rzeczy Pierwszych. Ukazał je w pierwszym Dziewiątym (lub siódmym) Dniu Stwarzania Świata, ale przebywał w owej postaci od Początku (poczęcia) do owego Pierwszego Dzieła. Wiąże się ona z najwcześniejszym okresem jego bytu, czasem, który Pierwszy Dział wieńczy i zamyka. Chwila owego działu była jednocześnie chwilą Pierwszego Przepoczwórzenia (Przepotworzenia) Swąta. Odtąd osiągnął on nowy stan i inny poziom własnej istności – drugą postać.

 

Pierwszą postać i pierwsze oblicze ukazał również Bóg Bogów nieco później, opuszczając Kłódź po raz pierwszy, kiedy rozsądzał pierwszy spór i zabił Potwory na końcu Wojny o Bułę-Bytę. Jego działanie było wtedy stanowcze, lecz łagodne, a odpowiedź na wrogie światu działania bogów pobłażliwa i wyrozumiała.

 

To jego oblicze jest skierowane twarzą ku wschodowi, objawiło się o wschodzie stworzenia. Pierwsza twarz Swąta odpowiada pierwszemu okresowi – jego dzieciństwu, i pierwszej postaci, Światłowiłta (Światłowita). Jest ona okrągła, gładka, usta ma zamknięte, ale uśmiechnięte, a oczy szeroko otwarte, jakby w zadziwieniu. Rysuje się na niej wyraz radości i zachwytu. Bije z niej otwartość i łagodność.

 

Ta postać objawia Swąta jako Światło Witalne (czyli żywe), Światło Wiłte, Łowcę Światła. Jest to oblicze Samozaródzi posiadającej możności stwórcze, moc samozalęgu, zdolności dowolnego przekształcania wewnętrznego oraz swobodnego kształtowania rzeczy zewnętrznych. Oblicze owo odpowiada stanowi Pierwni i jest związane z Niebem Dalekim, zaraniem Ziemi, jarunną porą Weli oraz Założną Nawią Zaświatów – skąd dusze wracają wcielone w kolejne postacie żywych istności. Pierwsza postać Swąta pokazuje drogę „ku sobie”, czas rozpoznawania samego siebie, wewnętrznego kształcenia, poznawania świata i własnych możliwości działania oraz dokonywania zmian.

 

[komentarz: Pierwsza twarz Swąta-Świętowita odpowiada dokładnie Kirowi Wschodu – Jarunie-Jaryle. Jest tak ponieważ Kirowie są dokładnie „Ćwiartkami” Pełni (Pełnia 4+4 = 8, Kirowie 4 x 2 głowy-postacie-formy = 8).

 

Nie Działowie-Kaukowie są bezpośrednimi – niejako rozszczepionymi emanacjami i kontynuacjami, przedłużeniami Pełni-Wszego Świata. Czarnogłów i Białoboga reprezentują czertę 6 – ich narodziny wiążą się wciąż z kolejnymi wcieleniami tej samej Pierwnicy – która ukształtowała samego Swąta – Światło Świata). Kaukowie to Dzieci Swąta, ale z jakichś względów ich sfery istnienia i działania – poprzez związek z Nicą – mają zupełnie niematerialne wymiary.

 

Najnowsze ustalenia fizyki i astronomii mówią, że Wszechświat zbudowany jest w zaledwie 4% z Widzialnej Materii, a w 23% z tak zwanej Ciemnej Materii. O Ciemnej Materii niewiele wiemy, dopiero zaczynamy ją poznawać. Nie odbija ona światła przez co była niewidzialna, nie wywiera ciśnienia na materię widzialną – „przesnuwa” się przez nią, a wiadomo że jest, bo obserwuje się efekty grawitacyjne jej istnienia. Pozostała część Wszechświata wcale nie jest PUSTA – wypełnia go bowiem w 73% CIEMNA ENERGIA – O KTÓREJ NAUKOWCY W OGÓLE NIE WIEDZĄ CZYM MOŻE BYĆ I JAK DZIAŁA, poza tym że przyspiesza rozszerzanie się Wszechświata. Ciemna Materia i Energia – to w naszym intuicyjnym języku wierzeniowym, religijnym ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin