Abercrombie Joe - Czerwona kraina.txt

(959 KB) Pobierz
Joe Abercrombie

Czerwona kraina

A Red Country

Tłumaczenie: Robert Wali
I

KŁOPOTY

Wy, którzy sšdzicie ludzi po rękojeci i pochwie, jak sprawić, bycie poznali się na ostrzu?.

Jedediah M. Grant
WYJĽTKOWY TCHÓRZ

 Złoto...  Wist sprawił, że to słowo zabrzmiało jak niewyjaniona tajemnica  ...czyni ludzi szalonymi.
Płoszka pokiwała głowš.
 Tych, którzy już nie sš szaleni.
Siedzieli przed Domem Mięsa u Stupfera. Takš nazwę mógłby nosić burdel, lecz w istocie była to najgorsza oberża w promieniu pięćdziesięciu mil, chociaż konkurencja była ostra. Płoszka przycupnęła na workach w swoim wozie, za Wist na płocie, jak miał w zwyczaju, zupełnie jakby unieruchomiła go tam drzazga wbita w dupę. Obserwowali tłum.
 Przyjechałem tutaj, żeby uciec od ludzi  rzekł Wist. Płoszka pokiwała głowš.  No to popatrz.
Poprzedniego lata można było spędzić w miecie cały dzień i nie napotkać żadnych nieznajomych. Można było spędzić tutaj kilka dni i w ogóle nikogo nie spotkać. Jednakże wiele może się zmienić za sprawš kilku miesięcy oraz goršczki złota. Teraz Uczciwoć pękała w poszarpanych szwach od miałych pionierów. Ruch odbywał się tylko w jednš stronę, na zachód ku domniemanym bogactwom. Niektórzy przebijali się tak szybko, na ile pozwalał tłum, a inni przystawali, żeby zwiększyć pulę handlu i chaosu. Turkotały koła wozów, rżały muły i konie, wrzeszczał żywy inwentarz i ryczały woły. Mężczyni, kobiety i dzieci wszelkich ras oraz stanów również robili mnóstwo hałasu, w różnych językach i z różnego powodu. Byłby to całkiem kolorowy spektakl, gdyby nie wzbijany z ziemi pył, który nadał wszystkiemu taki sam brudny odcień. Wist hałaliwie pocišgnšł z butelki.
 Niezła zbieranina, co?
Płoszka przytaknęła.
 Wszyscy chcš zdobyć co za darmo.
Wszyscy oszołomieni wariackš nadziejš. Albo chciwociš, w zależnoci od tego, jak bardzo patrzšcy wierzył w ludzkoć, z czym u Płoszki nie było najlepiej. Wszyscy pijani wizjš sięgnięcia obiema rękami w głšb jakiego lodowatego stawu porodku wielkiego pustkowia i znalezienia w nim nowego życia. Pozostawienia monotonnej egzystencji na brzegu niczym zrzuconej skóry i skorzystania ze skrótu do szczęcia.
 Nie kusi cię, żeby do nich dołšczyć?  spytał Wist.
Przycisnęła język do przednich zębów i splunęła przez szparę.
 Ani trochę.
Jeli nawet przedostanš się żywi przez Dalekš Krainę, prawdopodobnie spędzš zimę z tyłkami w lodowatej wodzie i nie znajdš niczego poza błotem. A jeli nawet piorun trafi w czubek twojej łopaty, to co z tego? Czy bogaci nie majš kłopotów? Kiedy Płoszka wierzyła, że dostanie w życiu co za darmo. Zrzuci skórę i odsunie się od niej z umiechem. Okazało się, że czasami skrót nie prowadzi tam, gdzie bymy chcieli, lecz wiedzie na krwawe manowce.
 Wystarczy plotka o złocie, żeby stracili rozum.  Wist pocišgnšł kolejny łyk, aż podskoczyła grdyka na jego wštłej szyi. Patrzył, jak dwóch niedoszłych poszukiwaczy złota walczy o ostatni kilof na straganie, a handlarz bezskutecznie próbuje ich uspokoić.  Wyobra sobie, jak ci dranie będš się zachowywali, jeli wpadnie im w ręce samorodek. 
Płoszka nie musiała sobie tego wyobrażać. Widziała to na własne oczy i nie lubiła tych wspomnień.
 Mężczyznom niewiele trzeba, żeby zachowywać się jak zwierzęta.
 Podobnie jak kobietom  dodał Wist.
Zmrużyła oczy.
 Dlaczego patrzysz na mnie?
 Zajmujesz najważniejsze miejsce w moich mylach.
 Nie wiem, czy mam ochotę być z tobš tak blisko.
Wist rozemiał się, pokazujšc zęby wyglšdajšce jak nagrobki, po czym podał jej butelkę.
 Dlaczego nie znajdziesz sobie mężczyzny, Płoszko?
 Chyba nie bardzo ich lubię.
 Ty nikogo nie lubisz.
 To oni zaczęli.
 Wszyscy?
 Wystarczajšco wielu.  Mocno przechyliła butelkę, uważajšc, żeby upić tylko łyczek. Wiedziała, jak łatwo jeden łyk może się zmienić w całš butelkę, a potem w przebudzenie w zaszczanym ubraniu z jednš nogš w strumyku. Ludzie na niš liczyli, a ona już dostatecznie wiele razy zawodziła.
Rozdzielono walczšcych, którzy obrzucali się wyzwiskami w swoich językach, nie rozumiejšc szczegółów, ale pojmujšc ogólne przesłanie. Wyglšdało na to, że kilof zaginšł w całym zamieszaniu; zapewne zabrał go jaki sprytniejszy awanturnik, gdy oczy wszystkich były zwrócone w innym kierunku.
 Złoto z pewnociš może czynić ludzi szalonymi  mruknšł z mšdrš minš Wist.  Ale gdyby nagle otworzyła się ziemia i zaproponowała mi swoje bogactwa, raczej bym nie odmówił.
Płoszka pomylała o gospodarstwie i wszystkich obowišzkach, na które nie miała czasu, po czym potarła poobijanymi kciukami o pogryzione palce. Przez chwilę wyprawa na wzgórza nie wydawała jej się aż takim szalonym pomysłem. A jeli tam naprawdę jest złoto? Obfite bogactwa rozsiane na dnie jakiego strumienia, tęsknišce za pocałunkiem jej wierzbišcych palców? Płoszka Południe, największa szczęciara w Bliskiej Krainie...
 Ha.  Odpędziła tę myl jak natrętnš muchę. Nie mogła sobie pozwolić na luksus marzeń.  Z dowiadczenia wiem, że ziemia niczego nie daje za darmo. To taka sama sknera jak my wszyscy.
 Nie brakuje ci go, prawda?
 Czego?
 Dowiadczenia.
Mrugnęła, oddajšc mu butelkę.
 Żeby wiedział, staruszku.
Na pewno miała więcej dowiadczenia niż większoć pionierów. Pokręciła głowš, obserwujšc najnowszš grupę. Po wyglšdzie rozpoznała w jej członkach czcigodnych Unionistów, których stroje bardziej nadawały się na piknik niż na kilkaset mil podróży przez pozbawione praw pustkowie. Ludzie, którzy powinni być zadowoleni ze swojego wygodnego życia, nagle postanowili, że zrobiš wszystko, żeby jeszcze bardziej się obłowić. Zastanawiała się, jak prędko pokutykajš do domu, złamani i zubożali. Jeżeli w ogóle wrócš.
 Gdzie jest Gully?  spytał Wist.
 Został w gospodarstwie, opiekuje się moim bratem i siostrš.
 Dawno go nie widziałem.
 Dawno go tu nie było. Twierdzi, że jazda konna sprawia mu ból.
 Starzeje się. To dotyka nas wszystkich. Kiedy się z nim zobaczysz, powiedz, że mi go brakuje.
 Gdyby tutaj był, opróżniłby twojš butelkę jednym haustem, a ty przeklinałby jego imię.
 Nie zaprzeczę.  Wist westchnšł.  Tak to już jest z rzeczami, za którymi tęsknimy.
Owca brnšł ulicš pełnš ludzi, a jego siwa czupryna sterczała ponad głowami tłumu, chociaż był jeszcze bardziej przygarbiony niż zazwyczaj. 
 Ile dostaniemy?  spytała Płoszka, zeskakujšc z wozu.
Owca się skrzywił, jakby wiedział, co się zaraz wydarzy.
 Dwadziecia siedem?  Jego grzmišcy głos załamał się piskliwie na końcu zdania, zmieniajšc wypowied w pytanie, ale tak naprawdę mężczyzna chciał spytać: Jak bardzo to spieprzyłem?.
Płoszka pokręciła głowš, wypychajšc policzek językiem, co znaczyło, że spieprzył to koncertowo.
 Wyjštkowy z ciebie tchórz, Owco.  Uderzyła pięciš w worki, wzbijajšc obłok zbożowego pyłu.  Nie po to wlekłam je tutaj przez dwa dni, żeby teraz oddać je za darmo.
Jeszcze bardziej się skrzywił, a na jego ogorzałej i brudnej twarzy poroniętej siwš brodš wyraniej zarysowała się siatka starych blizn i kurzych łapek.
 Przecież wiesz, że nie umiem się targować.
 A co ty w ogóle umiesz?  rzuciła przez ramię, ruszajšc w stronę sklepu Claya. Przepuciła stado łaciatych kóz, po czym przecisnęła się bokiem pomiędzy jadšcymi wozami.  Poza noszeniem worków?
 To też co, prawda?  mruknšł.
W sklepie panował jeszcze większy cisk niż na ulicy i unosiła się woń pociętego drewna, przypraw oraz stłoczonych, ciężko pracujšcych ciał. Płoszka musiała się przepchnšć pomiędzy sprzedawcš a jakim czarniejszym niż noc Południowcem, próbujšcym się dogadać w języku, którego nigdy nie słyszała, potem okršżyć tarkę zwieszajšcš się z niskich krokwi, rozbujanš przez czyj nieostrożny łokieć, wreszcie minšć marszczšcego czoło Ducha o rudych włosach, w których tkwiły gałšzki wcišż poronięte lićmi. Wszyscy ci ludzie pršcy na zachód oznaczali szansę na zarobek i biada kupcowi, który spróbowałby stanšć między Płoszkš a jej pieniędzmi.
 Clay?!  wrzasnęła, wiedzšc, że szeptanie zda się na nic.  Clay!
Handlarz podniósł surowy wzrok, przerywajšc ważenie mški na szalkach wielkoci dorosłego mężczyzny.
 Płoszka Południe w Uczciwoci. Czyż to nie mój szczęliwy dzień?
 Na to wyglšda. Całe miasteczko pełne frajerów, których można okantować!  Ostatnie słowo wypowiedziała z większym naciskiem, co sprawiło, że kilka głów zwróciło się w ich stronę, a Clay oparł potężne pięci na biodrach.
 Nikt tutaj nikogo nie kantuje  odrzekł.
 I tak pozostanie, póki mam na ciebie oko.
 Z twoim ojcem umówilimy się na dwadziecia siedem, Płoszko.
 Dobrze wiesz, że on nie jest moim ojcem. Poza tym, umowa jest gówno warta, jeli to nie ja jš zawarłam.
Clay uniósł brew i zerknšł na Owcę, a Północny wbił wzrok w ziemię, odsuwajšc się w bok, jakby bezskutecznie próbował zniknšć. Mimo potężnej postury, Owca nie potrafił wytrzymać surowego spojrzenia. Był serdecznym człowiekiem, nie bał się ciężkiej pracy i godnie zastępował ojca Ro, Pestce, a także Płoszce  w stopniu, w jakim mu na to pozwalała  ale, na spokój zmarłych, był z niego wyjštkowy tchórz. Płoszka wstydziła się za niego oraz wstydziła się jego towarzystwa, co jš irytowało. Wycelowała w twarz Claya palec, jakby to był obnażony sztylet, którego nie zawaha się użyć.
 Dziwne, że rozkręcasz interes w miecie o nazwie Uczciwoć! W zeszłym sezonie płaciłe dwadziecia osiem, a miałe ponad czterokrotnie mniej klientów. Wezmę trzydzieci osiem.
 Co takiego?  Clay odezwał się jeszcze bardziej piskliwie niż się spodziewała.  To złote ziarno?
 Zgadza się. Najwyższej jakoci. Nie zważajšc na odciski, młóciłam je własnymi rękami.
 I moimi  mruknšł Owca.
 Cicho  syknęła Płoszka.  Zgodzę się na trzydzieci osiem, w przeciwnym razie nie ruszę się stšd.
 Nie robisz mi łaski!  wciekł się Clay, a jego tłusta twarz pokryła się zmarszczkami.  Ponie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin