Masłowska Dorota - Między nami dobrze jest.doc

(188 KB) Pobierz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

DOROTA MASŁOWSKA

MIĘDZY NAMI DOBRZE JEST

 

Lampa i Iskra Boża

Warszawa 2008

ISBN — 978 83 89603 60 9

 

Poprawiono interpunkcję.

Inne błędy językowe — jak w oryginale.

 

 

 

 

ADNOTACJA

Sztuka powstała na zamówienie TR Warszawa oraz Schaubühne Am Lehniner Platz, Berlin.

Tytuł zaczerpnięty został z utworu Tomasza Adamskiego.

 

DEDYKACJA

Dla mojej Mamy z okazji dwudziestopięciolecia na jednym świecie (i — oczywiście — dla Agaty).

 

OSOBY

Mała, Metalowa Dziewczynka;

Halina;

Bożena;

Osowiała Staruszka Na Wózku Inwalidzkim;

Mężczyzna;

Aktor;

Prezenterka;

Edyta;

Monika.

 

AKT PIERWSZY

SCENA 1

stary, wielokondygnacyjny budynek ludzki w warszawie. mieszkanie jednopokojowe. dwie pary drzwi — jedne wychodzą na podwórko z pojemnikami na odpady wtórne, zza drugich dochodzi cały czas toaletowy szum, wodne bełkoty, ciurkanie rur. okno, za którym przetacza się cały czas w bezpośredniej bliskości dzika, wszystkożerna karuzela wielkiego miasta ze swoimi tramwajami, samochodami, klaksonami i przelatującymi po niskim niebie samolotami, od których drży w barku butelka ze zwietrzałym ciociosanem, drżą misterne piramidy obitych i oblepionych resztkami żywności garnków i garnuszków na kuchence, trzęsie się obraz w wiecznie włączonym telewizorze, i syczy, i spina się żarówka w żyrandolu. wnętrze sprawia cały czas wrażenie zbudowanego na pękającej ziemi albo spychanego spycharką, mała, metalowa dziewczynka w marynarskim ubranku i z dziko prężącą się kokardą w rzadkich, metalicznych włoskach, i jej babcia, osowiała staruszka na wózku inwalidzkim, ciągnąca za sobą po wykładzinie splątane kable warkoczy albo pajęczyn, są w nim jak pasażerki tonącego statku — zawieszone pomiędzy paniką a nudą, bezmyślną aktywnością                         a bezmyślną stagnacją, klaustrofobią a lękiem przestrzeni, z charakterystyczną dla osób skazanych na swoje towarzystwo niejasnością, czy bardziej gonią się, czy przed sobą uciekają, czy zmęczone jednym i drugim trwają w bezruchu. pomiędzy ich naprzemiennymi napadami stuporu i nadpobudliwości matka dziewczynki, halina, wykonuje                      z niewzruszeniem automatycznego zwierzęcia pociągowego automatyczne czynności gospodarcze, a teraz akurat wychodzi wyrzucić śmieci.

 

osowiała staruszka — Ech, pamiętam dzień, w którym wybuchła wojna.

mała, metalowa dziewczynka — Co wybuchło?

osowiała staruszka — Wojna. Byłam wtedy młodą, śliczną dziewczyną, a twarz miałam jak wiosna, serce tłukło się w młodej piersi jak słowiczek schwytany w…

mała, metalowa dziewczynka — W słoiczek.

osowiała staruszka — Jeszcze wtedy chodziłam na nogach, Boże, jak ja chodziłam.

mała, metalowa dziewczynka — Eee, przesadza babcia z tym chodziłam i chodziłam.

osowiała staruszka — A tak, chodziłam, pamiętam, że…

mała, metalowa dziewczynka — Tyle babcia chodziła, to się chyba babcia nachodziła. Teraz babcia sobie może wreszcie gdzieś nie pójść. O Jezu, ja to, jakbym była babcią, to bym sobie nie poszła, oj, nie poszła. Do szkoły, na angola i jeszcze by się znalazło w parę miejsc.

osowiała staruszka — W tę i we w tę, w tę i we w tę. Przed wojną to się chodziło, że aż hej. Do kina, na wafle, na ptifury, nad rzekę. Po piasku, po ziemi, nad rzekę. Po trawie, po fiołkach puszystych, nad rzekę, w upalne dni, gdy jej gruba, czysta, porżnięta promieniami słońca jak jaka karafka, tafla…

mała, metalowa dziewczynka — Jaką znowu rzekę?

osowiała staruszka — Jak to? Nad Wisłę.

mała, metalowa dziewczynka — Nad tę gnojówę? O, Jezu.

osowiała staruszka — Jaką gnojówę? Tu, nad Wisłę. Tylko saboty na nogi, kawałek chleba w rękę i dalejże. Kąpać się, opalać, marzyć, śnić sen najpiękniejszy, najświętszy sen młodości, czysty jak łzy, co po policzkach…

mała, metalowa dziewczynka — A co to jest chleba? Nie, nie żartowałam. Też przepadam kąpać się w Wiśle, to ponaczczasowa przyjemność. Zawsze, jak wychodzę na brzeg, raźno parskając benzyną, to mam odrę, dur brzuszny i zatrucie kadmem, i nie żyję, więc dostaję zwolnienie rekalskie i nie muszę już chodzić do szkoły.

osowiała staruszka — Płotki łowiliśmy, drobne, dzikie, tak się targały raptusy, srebrną, tłustą łuską brukając nam dłonie.

mała, metalowa dziewczynka — Co babcia mówi, my też nieraz łowimy preski. W znaczeniu zgnite kondony. A jak uciekają, a jak się wyrywają! Chłopaki się śmieją, a mnie to krew zalewa, jak sobie uświadamiam, ile szczwanych, oportunistycznych, potencjalnych Polaczków każdego dnia wywija się od istnienia.

osowiała staruszka — Wszyscy mówili, że Hitler, ojciec mówił, że ten Hitler…

mała, metalowa dziewczynka — A jak się wyrywają! Myślą chyba, że Wisła w połowie Polski skręca i płynie prosto do Ameryki, i że tam się urodzą ze stupięćdziesięciodolarówką w jednej ręce i trzystapiętnastodolarówką w drugiej, a my tu będziemy sami się użerać na tym kartoflisku. Urodzą się, urodzą, z miotłą           i szufelką, i ogryzioną pałką od świątecznego indyka ze śmietnika! A raczej nie urodzą, bo my ich chlaps i ten…

osowiała staruszka — A kto tam wierzył w jakiegoś Hitlera, młody był człowiek, serce szarpało się w piersi… szarpało się jak złapany…

mała, metalowa dziewczynka — …kondon w słoiczek!

do mieszkania, starannie wycierając pantofle, wchodzi halina z bimbającym smętnie, opróżnionym ze śmieci wiaderkiem. zadowolona, starannie wyciera pantofle domowe w wycieraczkę i wiesza kluczyk na haczyk. może przynieść też z piwnicy węgiel, ogórki konserwowe albo, tak przydatne zimą przy przywożeniu pościeli z magla, saneczki dziecięce, ale najważniejsze, że pod pachą przynosi znaleziony właśnie skarb — wychachmęcony z kubła z makulaturą magazyn kobiecy, mocno już przez kogoś przeczytany.

halina — Jaki słoiczek? Co to znowu za słowa?

mała, metalowa dziewczynka — Mama to taka oburzona, jakbym została poczęta drogą usiądnięcia mamy na brudnym fotelu w PKP Nieintercity.

halina kręci się koło swojego królestwa — kuchenki po sufit zastawionej festiwalem różnych osmalonych i ocharchanych garnuszków, wydartych z kalendarzy przepisów kucharskich, gazetek z tesco, starannie zachowanych ulotek szkół językowych i etykietek od konserw, stert umytych starannie kubeczków po jogurtach. w ślad za nią postępuje, łakomie zaglądając jej przez ramię i śliniąc się, mała, metalowa dziewczynka, usiłująca dostać się do cukierniczki. halina bije ją po brudnych łapach.

halina — Obiad jadłaś?

mała, metalowa dziewczynka — A co jest na obiad?

halina — A suche pierdo z octem.

mała, metalowa dziewczynka (unosząc pokrywkę jakiegoś garnka) — A suche pierdo, moje ulubione. A co tak wstrętnie śmierdzi?

halina (wyrywając jej garnek i kategorycznym gestem zamykając lodówkę) — Zostaw, to ja sobie odgrzeję na kolację.

osowiała staruszka — Aż do Warszawy wkroczyli Niemcy. Ja tylko w sukience, tylko z torebką, w torebce tylko…

mała, metalowa dziewczynka — Niemcy, Niemcy, coś słyszałam o jakichś Niemczech… O, Jezu, wiem, to ci, co tak jodłują!

osowiała staruszka — Ja tylko z torebką, tylko w tej sukience w różyczki…

mała, metalowa dziewczynka — Chyba w zgnite… Znaczy — w suszone!

osowiała staruszka — …wracałam znad Wisły, bo dzień był całkiem upalny, z oczami jeszcze wciąż zbłękitniałymi od patrzenia w jej senną, chłodną,           mydlaną, czystą…

mała, metalowa dziewczynka — …brudną, ciepłą, zielonkawą, spienioną, jadowitą taflę tej gnojówy…

osowiała staruszka — …gdy aż tu nagle…

mała, metalowa dziewczynka z tornistrem — Gdy aż tu nagle bum.

 

osowiała staruszka — Słucham?

mała, metalowa dziewczynka — Dym, płomienie, ogień, widziała babcia?

osowiała staruszka — Co widziałam?

mała, metalowa dziewczynka — No, jak się palił?

osowiała staruszka — Co się pali?

mała, metalowa dziewczynka — Rower. Rower.

osowiała staruszka — Jaki rower?

mała, metalowa dziewczynka — A nie wiem. Strasznie było słychać palącym się rowerem, ja czego, jak czego, ale tego charakterystycznego swądu nie pomylę        z niczym.

osowiała staruszka — Nie, nie widziałam.

mała, metalowa dziewczynka — A ja widziałam.

niewzruszona rodzinnymi niesnaskami halina, potrzaskawszy trochę dla animuszu pokrywkami od garnków, ściera ze stołu dłonią niewidzialne okruchy, wyciera ręce w sweter i, wzdychając w kierunku niebios, zabiera się do lektury świeżo zdobytego magazynu.

mała, metalowa dziewczynka — Co tam mama ma? Nowa gazetka cenowa?

halina — A, to magazyn. Nie Dla Ciebie. Był w kuble z makuraturą. Za darmo, więc mówię — a kupię, a co, a stać mnie.

mała, metalowa dziewczynka — Nawet niezły.

halina — Z kwietnia zeszłego roku. W sam raz nie dla mnie.

mała, metalowa dziewczynka — Nawet krzyżówkę ma mama od razu rozwiązaną.

halina — Nie muszę rozwiązywać, tylko od razu mam hasło. wiosenne tete a tete.

mała, metalowa dziewczynka — Mama pokaże. wiosenne tete a tete… Chwilka… Wiosenna macanka nad gnojówką?

halina — Babcia już nie jadła obiadu?

mała, metalowa dziewczynka — Babciu, nie jadłaś już obiadu?

osowiała staruszka — A co było?

halina — Leczo.

mała, metalowa dziewczynka — Leczo. Różne takie flupsy z papryką i spermą węgierskich kosmitów. Zobacz również — zupa tygodnia, zupa miesiąca, niemarnowanie, II wojna światowa, głód.

osowiała staruszka — A nie, nie, nie, to nie jadłam.

mała, metalowa dziewczynka — Babcia nie jadła.

halina — Dlaczego to?

mała, metalowa dziewczynka — A ja wiem? Najpewniej się odchudza, ja też się odchudzam.

halina — A czy babcia już dzisiaj nigdzie nie była?

mała, metalowa dziewczynka — Ja, ja, ja! Ja nie zabrałam nigdzie babci.

halina — No to dobrze, to ja już nie muszę jej nigdzie nie zabierać, czego i tak bym nie zrobiła, bo wrócę dziś z pracy po 2300.

mała, metalowa dziewczynka — W końcu cały dzień siedzi babcia w domu bez windy, do nikogo ust otworzyć, więc jak wracam ze szkoły i aż do wieczora siedzę przed telewizorem, to nie mam czasu tej starej brukwi jeszcze gdzieś wozić! Rączo furgotały na wietrze moje warkoczyki, gdy tak sobie nie szłyśmy jesiennym parkiem, ona opowiadała mi te swoje pyszne historie, jak pojechała na ten obóz koncentracyjny. Moim zdaniem trochę zżyna z czterech pancernych i psa i allo, allo, ale niech jej tam. W końcu jest postmodernizm.

halina — Co ty znów wygadujesz? Co to za słowa?

mała, metalowa dziewczynka — Też nie znam, dopiero ściągnęłam z Internetu. No i tak nie spacerowałyśmy sobie w najlepsze w tę i we wtę po ozłoconych jesienią alejkach, gdy ni stąd, ni zowąd przyczepił się do nas pewien natręt. Jak myślę, był Niemcem, bo był kurturalny i nawet ukłonił się, stuknął obcasami i mówi tak — dzień dobry, moje nazwisko arzheimer, ale to jego nazwisko to całkiem wyleciało mi z głowy… No, jakże on to tam… no, zapomniałam… czy ja już zupełnie tracę głowę? Takie znane nazwisko na a… Jakże to… No, nieważne. W każdym razie ledwie zapomniałam nazwisko tego, już pojawił się następny, też zapukał, bardzo kurturalny, ubrany w taką perukę i mówi — jestem tym znanym filozofem niderlandzkim, tym, no, jak mu tam, no, ten, co przeciwstawił się dualizmowi kartezjańskiemu… No, skleroza. No właśnie. Jak nie zaczęli mącić, jak nie zaczęli kręcić, uznałam, że moja dłuższa obecność w babci braku pokoju jest zbędna, a wręcz krepująca, więc, nie chcąc im przeszkadzać, poszłam do swojego braku pokoju i aż do wieczora siedziałam tu razem z wami przed telewizorem.

halina przybiera dogodną pozycję osoby czytającej gazetę i jednocześnie oglądającej telewizję, co utrudnia jej pałętająca się wszędzie na swoim wózku staruszka.

halina — E, ojciec szklorz, matka szyba. Mamie to się ciągle zdaje, że jest przezroczysta. Niech mama lepiej zje flupsy z papryką. Dla kogo ich nie ugotowałam, tylko przelewałam cały tydzień z garnka w garnek?

mała, metalowa dziewczynka — Najpewniej się odchudza, nie chce być już taka wychudła, tylko przezroczysta.

osowiała staruszka — Ja chodziłam! Przed wojną to się chodziło, że aż hej, to się biegało. Do kina, na wafle, na ptifury, nad rzekę.

 

mała, metalowa dziewczynka — No, jak babcia będzie jeść ciągle te wafle i inne kogle – mogle, to gratuluję. Nigdy się babcia nie odchudzi.

osowiała staruszka — Po piasku, po ziemi, nad rzekę. Tylko kawałek chleba w rękę i dalejże…

mała, metalowa dziewczynka — Niech babcia zapomni o chlebie, zwłaszcza biały, pszenny — tuczy. I ważny jest ruch. Jak babcia będzie tak tylko siedzieć na tym wózku inwalidzkim, to babcia się nigdy nie odchudzi, musi babcia więcej jeździć, a przynajmniej sama się pchać. Cicho, bo ktoś pukał. Puk, puk.

osowiała staruszka — Kto tam?

mała, metalowa dziewczynka — Otworzę, sprawdzę… A, nie… Myślałam, że to przyszła II wojna światowa.

halina — Co ty znowu opowiadasz!?

mała, metalowa dziewczynka — Przysięgam. No nic, widocznie przelatywały po prostu jakieś modele samolotów.

 

SCENA 2

mieszkanie i wszystko tak, jak wcześniej. staruszka w stuporze, dziewczynka bawi się, znudzona, kogucikiem na patyku. a jednak, w pewnym momencie oceniwszy tę czynność jako nietwórczą, zaczyna swoim patykiem pchać po mieszkaniu babcię. halina, trochę poirytowana ich przepychankami, trochę już na nie impregnowana, zagłębia się w lekturze swojego magazynu, jednocześnie z cyrkową wprawą łapiąc spadające z szaf i półek przedmioty. po podwórku mogą przechodzić jacyś ludzie, wrzucający śmieci do odpowiednich pojemników, pomiędzy nimi może czaić się monstrualnie gruba bożena, jak komandos ukrywająca się przed ich spojrzeniami za niemogącymi ukryć jej obelżywie wielkiego ciała pojemnikami. osowiałej staruszce udaje się wyrwać z kociokwiku zabawy i pośpiesznie zamyka się na kluczyk w toalecie, wśród kojących ciurkań wody.

halina — Już zakwitły pierwiosnki i pełną parą nadeszła wiosna, kusząc nas swoją piękną aurą. Chętniej wybierasz się na dotleniający spacer, do łask wraca też rower. Chętniej nie wybierasz się na dotleniający spacer, do łask nie wraca też rower, którego nie posiadasz. Słoneczne popołudnia sprzyjają aktywności fizycznej             i spotkaniom z przyjaciółmi, z którymi się nie spotykasz, bo ich nie masz, i wspólny wyjazd z miasta, i wypad z restauracji, if you know what i mean. Najwyższy czas na porządki w wiosennej garderobie! Na wieszak nie wędrują szarości, brązy, grube rajstopy, ciężkie swetry, palta i jesionki. Chętniej nie wkładasz też tych lekkich sukienek, których nie masz, i cienkich rajstop, których również nie masz. Na pewno nie masz też lżejszych żakietów, ale na ten jeden, co masz, to na pewno jesteś zbyt gruba. Nie szkodzi. Oto nasze zeszłoroczne propozycje, które nie pozwolą ci zlądować twardo na marginesie wszystkiego z ręką w nocniku wiosennych trendów.

mała, metalowa dziewczynka — Trochę przetrzepać z moli, trochę popryskać dezodoryzantem, trochę wyprać, trochę nie wyprać, trochę w ogóle nie wyprać, nie wyjąć z szafy i chodzić w tym, w czym się spało, i spać w tym, w czym się chodzi, trochę otrzepać, trochę w ogóle nie mieć wcale, i gotowe! Wysiłek żaden, a i efekt proporcjonalnie nie większy.

halina — Spódnica — Tesco, 28 złotych. Plama z tłuszczu doda zagadkowości. Podkoszulka — z szafy, przetarta na cycach. Szarości, brązy i urynowa żółć, tłuste plamy i przecierki to hity tego sezonu, jak i każdego innego sezonu. Plamy potu. Nasz trick — prędzej niż później pojawią się same. Skarpety męskie — Stadion Dziesięciolecia, 17 par 10 złotych. Buty — skaj. wszystko po pięć złotych, 12 złotych. Torebka — siatka plastikowa. Złoty pięćdziesiąt, Lidl. Duża i pakowna, pojemność — 10 kilo kartofli, 5 butelek octu, łapy kurze, wczorajszy numer bezpłatnej gazety Metro, ale zmieści się jeszcze niewielka portmonetka. Można myć w zlewie.

mała, metalowa dziewczynka — Zeszłowiosenne zabiegi na poszarzoną zimą i zniszczoną papierosami, niewłaściwym odżywianiem i chorobą wieńcową cerę.

halina — Twarz umyj mydłem i posmaruj kremem Nivea albo zwykłą margaryną. Świetnie zrobi też tarcie ręcznikiem.

mała, metalowa dziewczynka z tornistrem — Nasza porada — swojego kremu Nivea, aby starczył ci na dłużej, nie używaj.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin