Stec Ewa - Klub matek swatek.pdf

(1276 KB) Pobierz
Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym
Ewa Stec
Klub Matek Swatek
Wydawnictwo Otwarte
===LUIgTCVLIA5tAm9Pag1kCm0IehVmJlEhD38TNg==
Dla Roberta i Judyty, żeby zawsze mieli siebie
===LUIgTCVLIA5tAm9Pag1kCm0IehVmJlEhD38TNg==
Zadzwonił telefon.
Szczupła, niemłoda już blondynka w czarnym płaszczu znieruchomiała z ręką na klamce.
Odruchowo spojrzała w kierunku, z którego dobiegał dźwięk. W myśli liczyła sygnały. Po
piątym telefon przestał dzwonić i włączyła się automatyczna sekretarka. Nikt jednak nie
zostawił wiadomości. Kobieta wzruszyła ramionami.
Nigdy nie zostawiali wiadomości.
Dobrze znała ich zwyczaje. W końcu zajmowała się nimi od lat. Wiadomość jest śladem. A
ślad prowadzi do tego, kto go zostawił.
Sprawdziła godzinę na ledwie widocznym w ciemnościach zegarku. Trzecia rano.
Odwróciła się niezdecydowana.
„Co, jeśli telefon będzie dzwonił wiele razy? – pomyślała, zagryzając wargi. – Hałas może
zwrócić uwagę choćby sąsiadki zza ściany. A może wyciągnąć wtyczkę?”
Brak sygnału mógłby jednak zaalarmować ludzi, z którymi nie chciała mieć już nic
wspólnego. I z którymi nie chciała zadzierać.
Spojrzała na pachnący jeszcze farbą paszport i rezerwację na samolot do Buenos Aires.
Potrzebowała tylko kilku godzin.
Po chwili zastanowienia weszła do salonu i schowała telefon do szafy. Wróciła do
przedpokoju, chwyciła walizkę stojącą pod ścianą i bez żalu, że opuszcza mieszkanie, w
którym spędziła ostatnie trzydzieści lat, zamknęła za sobą drzwi.
===LUIgTCVLIA5tAm9Pag1kCm0IehVmJlEhD38TNg==
ROZDZIAŁ 1
Drzwi wyglądały całkiem zwyczajnie. Były masywne, metalowe i – jak przystało na drzwi
prowadzące do biura w Galerii Krakowskiej – chronione kodem dostępu i kamerą. Beata
obrzuciła czujnym spojrzeniem kamerę, a potem przez chwilę nieufnie przyglądała się
eleganckiej tabliczce z napisem „KMS” umieszczonej na drzwiach. Nie potrafiła rozszyfrować
skrótu, więc spojrzała pytająco na przyjaciółkę. Widząc zagadkowy uśmieszek na jej twarzy,
dostała wypieków. Nie znosiła tajemnic. Choć z drugiej strony te wypieki równie dobrze
mogły być kolejnym objawem nękającej ją „menopauzy w pełnym rozkwicie”, jak to dobitnie
określił jakiś czas temu jej ginekolog. Następny, który powinien zostać poetą. Znienawidziła
go, uznając za seksistowskiego dupka. Od menopauzy jednak jeszcze bardziej nie cierpiała
sekretów.
– Danka, co jest za tymi drzwiami? – stanowczo zażądała odpowiedzi.
Danuta przestała się uśmiechać. Rozejrzała się czujnie dokoła, a nie widząc nikogo, zgasiła
papierosa i rozgniotła niedopałek czarnym lakierkiem.
– Gotowa? – spytała tajemniczym głosem.
Nieco zbyt tajemniczym jak na wieloletnią przyjaciółkę, o której, przynajmniej w teorii,
wszystko się wie. Beata poczuła się wyjątkowo bezsilna. A bezsilność stanowczo nie
licowała z jej uwielbieniem kontrolowania sytuacji.
– Nie – odpowiedziała zaintrygowana. I rozdrażniona. – Ja w ogóle nic nie rozumiem. Po
co mnie tu przyprowadziłaś?
Danuta rzuciła jej zagadkowe spojrzenie.
– Beatko, przyszłaś do mnie ze łzami w oczach, bo uważasz, że twoja córka jest
nieszczęśliwa, tak?
– Tak.
– Bo ten jej facet nie ma potencjału. Przyszłości. Nie chce się żenić. A zegar biologiczny już
jej od dawna tyka. Przyszłaś do mnie, bo nie wiesz, jak jej pomóc.
– Przyszłam do ciebie, Danka, żeby się wyżalić. Jesteś moją przyjaciółką. Nie oczekuję, że
znajdziesz rozwiązanie.
Danuta pokiwała głową.
– Oczywiście, moja droga. Ale nie przewidziałaś jednego... – zawiesiła głos.
Beata zaintrygowana wpatrzyła się w twarz przyjaciółki.
– Nie przewidziałaś, że ja wiem, jak jej pomóc – powiedziała Danuta i wklepała kod
dostępu. Tajemnicze drzwi otworzyły się bezszelestnie.
===LUIgTCVLIA5tAm9Pag1kCm0IehVmJlEhD38TNg==
Zgłoś jeśli naruszono regulamin