Millay Katja - Morze spokoju.pdf

(1862 KB) Pobierz
Millay Katja
Morze spokoju
Żyję w świecie, pozbawionym magii i cudów. W tym miejscu nie ma jasnowidzów ani
zmiennokształtnych, nie przybędą ci na pomoc anioły ani chłopcy, obdarzeni
ponadnaturalnymi mocami. W tym miejscu ludzie umierają, muzyka rozpada się i generalnie
wszystko jest do dupy. Czasami rzeczywistość tak mocno przyciska mnie do ziemi, że dziwię
się, jakim sposobem nadal jestem w stanie oderwać od niej stopy.
Dwa i pół roku - tyle minęło od tragedii, która zamieniła Nastyę w cień samej siebie.
Dziewczyna właśnie przeprowadziła się do innego miasta i chce za wszelką cenę ukryć swoją
przeszłość. Nastya jest mistrzynią w trzymaniu ludzi na dystans. Ale jej plan działa tylko do
momentu, w którym spotyka kogoś równie odizolowanego jak ona.
Historia Josha nie jest tajemnicą. W wieku siedemnastu lat został zupełnie sam. Kiedy twoje
imię wydaje się być synonimem śmierci, ludzie zazwyczaj dają ci święty spokój. Tylko Nastya
przekracza niepisaną granicę i stara się za wszelką cenę poznać każdy aspekt jego życia. Gdy
trudna przyjaźń powoli przeradza się w uczucie, Josh zaczyna się zastanawiać, czy
kiedykolwiek pozna sekret dziewczyny - i czy w ogóle tego pragnie.
Prolog
Nienawidzę swojej lewej ręki. Nienawidzę na nią patrzeć.
Nienawidzę, kiedy drży i zacina się, i przypomina o utraconej
tożsamości. Ale i tak na nią patrzę, ponieważ przypomina mi również o
tym, że znajdę chłopaka, który wszystko mi odebrał. Zamierzam zabić
swojego mordercę. I zamierzam zrobić to lewą ręką.
Rozdział 1
Nastya
Śmierć nie jest taka straszna, kiedy już ją przeżyjesz. A ja przeżyłam.
Już się jej nie boję. Boję się całej reszty.
Sierpień na Florydzie oznacza trzy rzeczy: upał, okropną wilgotność i
początek szkoły.
Szkolą.
Nie byłam w szkole od ponad dwóch lat. Nie
licząc lekcji z mamą w domu, przy kuchennym stole, a nie liczę. Jest
piątek. W poniedziałek zaczynają się lekcje, a ja jeszcze się nie
zapisałam. Jeśli nie zrobię tego dzisiaj, nie dostanę planu na
poniedziałek i będę musiała najpierw pójść do sekretariatu. Wolałabym
uniknąć kiepskiej sceny rodem z filmu z lat osiemdziesiątych typu:
nowa uczennica wkracza spóźniona do klasy, wzbudzając ogólną
sensację. Nie byłaby to wprawdzie najgorsza rzecz, jaka mi się w życiu
przydarzyła, ale i tak beznadziejna.
Ciotka wjeżdża na parking przed Liceum Ogólnokształcącym w Mili
Creek. Budynek niczym nie różni się od innych szkolnych budynków.
Pomijając ohydny kolor i nazwę na tabliczce - replika szkoły, do której
chodziłam poprzednio. Margot - zabroni-
ła mi zwracać się do niej „ciociu", bo czuje się przez to stara - wyłącza
radio, którego ryki towarzyszyły nam przez całą drogę. Na szczęście
droga była krótka, bo głośne dźwięki doprowadzają mnie do szału. Nie
dźwięki jako takie, ale ich natężenie. Głośne dźwięki sprawiają, że nie
słyszę tych cichych, a cichych dźwięków należy się bać. Ale jakoś
wytrzymałam, bo jesteśmy w samochodzie, a w samochodzie
przeważnie czuję się bezpiecznie. Co innego na zewnątrz. Na zewnątrz
nigdy nie czuję się bezpiecznie.
- Twoja mama chciała, żebyś zadzwoniła, kiedy skończymy -mówi
Margot.
Mama chce ode mnie wielu rzeczy, ale nigdy ich nie dostanie. W
porównaniu z innymi prośba o telefon to bardzo niewiele, co jednak nie
znaczy, że zamierzam ją spełnić.
- Mogłabyś przynajmniej wysłać esemes. Kilka słów.
Zapisałam się.
Wszystko w porządku.
I może w przypływie hojności dorzucić
uśmiechniętą buźkę.
Spoglądam na nią z boku. Margot jest siostrą mamy, młodszą o jakieś
dziesięć lat. I pod niemal każdym względem stanowi jej
przeciwieństwo. Nawet nie jest do niej podobna, co znaczy, że nie jest
podobna również do mnie, ponieważ ja wyglądam jak kopia mamy.
Margot ma ciemnoblond włosy i niebieskie oczy, jest zawsze opalona,
pracuje w nocy, odsypia w dzień, na leżaku, w pełnym słońcu, chociaż
jako pielęgniarka chyba powinna wiedzieć, jakie to szkodliwe. Ja mam
białą skórę, ciemnobrązowe oczy i długie, kręcone, niemal czarne
włosy. Margot wygląda, jakby urwała się z reklamy mleczka do
opalania. Ja wyglądam, jakbym wstała z trumny. Chyba tylko ktoś
głupi mógłby uwierzyć, że jesteśmy spokrewnione, choć to jedna z
nielicznych rzeczy na mój temat zgodnych z prawdą.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin