Thorwald, Jürgen - Detektywi 1. Stulecie detektywów.pdf

(4152 KB) Pobierz
Jurgen Thorwald
STULECIE DETEKTYWÓW
Drogi i przygody kryminalistyki
Tytuł oryginału:
Das Jahrhundert der Detektive
Przełożyli: Wanda Kragen i Karol Bunsch
I. NIEWYMAZALNA PIECZĘĆ, CZYLI PRZYGODY Z
IDENTYFIKACJĄ
1. Kiedy w roku 1879 Alfons Bertillon, siła pomocnicza w Pierwszym Wydziale Paryskiej
Prefektury Policji, rozpoczął chlubną karierę, dając na arenie historii bodziec do rozwoju
nowoczesnej kryminalistyki, liczył lat dwadzieścia sześć, francuska policja kryminalna zaś
okrągło siedemdziesiąt.
Sûreté, jak zwała się francuska policja kryminalna, miała w owych czasach opinię najstar-
szej w świecie i najbogatszej w tradycje i uchodziła w ogóle za kolebkę policji kryminalnej.
Jej siedemdziesięcioletnie dzieje sięgały wstecz do epoki Napoleona. Jeśli wcześniej istniała
już we Francji jakaś władza policyjna, służyła ona raczej szpiclowaniu i więzieniu politycz-
nych przeciwników ówczesnych królów francuskich niż wyświetlaniu przestępstw kryminal-
nych. Również w drugiej połowie ery napoleońskiej szef I Wydziału Prefektury Paryskiej,
utworzonego dla zwalczania zbrodniczości, Hénri, był panem tylko 28 sędziów pokoju oraz
kilku inspektorów. Ulice Paryża były wdzięcznym terenem operacyjnym dla całych band
zbójów i złodziei. Dopiero w roku 1810, gdy w następstwie wojen napoleońskich rozluźniły
się wszystkie więzy społeczne i fala przestępczości groziła Paryżowi zalewem, wybiła godzi-
na narodzin Sûreté, a wraz z nią godzina przeznaczenia jej założyciela — którego cień obec-
nie, po latach siedemdziesięciu, w pozytywnym zarówno, jak i negatywnym sensie, unosił się
jeszcze nad Sûreté — Eugeniusza Franciszka Vidocqa.
Do lat trzydziestu pięciu życie Vidocqa było burzliwym pasmem awanturniczych wyda-
rzeń. Syn piekarza z Arras, przedsiębiorca widowiskowy, żołnierz, marynarz, aktor w teatrze
marionetek, więziony za pobicie oficera (który uwiódł jedną z jego kochanek) i uciekinier z
więzienia. Raz wymknął się w skradzionym mundurze żandarma, innym razem rzucił się z
zawrotnej wysokości wieży więziennej w płynącą na dole rzekę. Za każdym razem na nowo
chwytany, został w końcu skazany na ciężkie roboty na galerach i przykuty do łańcucha. Całe
lata żył w kaźni, ramię w ramię z najstraszniejszymi zbrodniarzami owych czasów, między
innymi z członkami osławionego rodu morderców Cornu, w którym już dzieci zaprawiano do
mordów i — dla przyzwyczajenia — dawano im do zabawy ludzkie czaszki. W roku 1799
udała mu się trzecia, tym razem pozornie ostateczna ucieczka. Przez dziesięć lat mieszkał w
Paryżu jako handlarz ubrań. Ale przez tych dziesięć lat byli współwięźniowie grozili mu usta-
wicznie, aż w końcu, przejęty wstrętem i nienawiścią do dawnych towarzyszy, uczynił decy-
dujący krok — zgłosił się w prefekturze policji w Paryżu i zaoferował władzom policyjnym
swoje usługi oraz przez tyle lat zdobywaną znajomość świata przestępców, jeśli oszczędził
mu więzienia.
Wówczas, po siedemdziesięciu latach, niektórzy przedstawiciele Sûreté czuli pewne zaże-
nowanie, gdy była mowa o Vidocqu i narodzinach Sûreté. W końcu bowiem historia życia
Vidocqa do roku 1810 była przeciwieństwem wszystkich wyobrażeń lat siedemdziesiątych o
pochodzeniu i trybie życia funkcjonariusza policji, nie mówiąc już o szefie policji kryminal-
nej. Zapomniano, w jak trudnej sytuacji znajdował się Hénri i urzędujący w roku 1810 prefekt
policji paryskiej baron Pasquier, kiedy podjęto jedyną w swym rodzaju decyzję, aby powie-
rzyć Vidocqowi główną rolę w zwalczaniu przestępczości. By zamaskować ową rolę przed
światem podziemia, zaaresztowano go dla pozoru, a jego uwolnienie odbyło się pod zwod-
nym płaszczykiem szczęśliwej ucieczki. W pobliżu prefektury policji, w posępnym gmachu
przy Petite rue Sainte Anne, założył Vidocq swą kwaterę główną. Współpracowników dobie-
rał sobie wedle zasady, że „jedynie zbrodniarze mogą zwalczać zbrodnię”. Zatrudniał
najpierw czterech, potem dwunastu, potem dwudziestu byłych więźniów, płacąc im z pota-
jemnych funduszów i trzymając ich w żelaznej dyscyplinie. W jednym tylko roku z pomocą
zaledwie dwunastu ludzi ujął 812 morderców, złodziei, włamywaczy, zbójców i oszustów i
wyczyścił meliny przestępców, w których nigdy przedtem nie postała noga inspektora policji
czy sędziego pokoju.
Po krótkim czasie jego organizacja otrzymała nazwę Sûreté
1
i w ciągu dwudziestu lat,
wbrew wszelkim wrogim poczynaniom, rozwinęła się w zalążek policji kryminalnej. Tysiącz-
ne przebrania i maski, potajemne pobyty w dzielnicach zbrodniarzy, pozorne uwięzienia,
przemycanie swych ludzi do więzień i ich pozorne ucieczki lub nawet sfingowana śmierć, gdy
spełnili swoje zadanie — wszystko to zapewniało Vidocqowi nieprzerwany strumień informa-
cji.
Dokładna znajomość świata przestępczego i jego członków, zwyczajów i metod, cierpli-
wość oraz zdolność wczucia się; osobisty wkład w utrzymanie stałego kontaktu z „obliczem
zbrodni”, jedyna w swoim rodzaju fotograficzna pamięć oraz archiwum, w którym gromadził
notatki o znanych mu zbrodniarzach, ich wyglądzie i metodach pracy — to wszystko stanowi-
ło fundament: jego pracy. Kiedy nie dało się już dłużej ukrywać jego roli jako szefa Sûreté,
Vidocq zjawiał się regularnie w więzieniach, aby zaznajomić się z twarzami kryminalistów.
Ustąpił dopiero w roku 1833, ponieważ nowy prefekt policji Henryk Gisquet nic godził
się dłużej na to, aby cała paryska policja kryminalna, składała się z byłych przestępców. Jako
właściciel prywatnej agencji detektywistycznej (prawdopodobnie pierwszej w świecie),
zamożny człowiek interesu oraz dostarczyciel pomysłów do powieści wielkiego francuskiego
twórcy Balzaka, Vidocq spędził w dostatku zmierzch życia, nim umarł w roku 1857.
Mieszczańscy szefowie Sûreté przejęli spadek po Vidocqu. Oto ich nazwiska: Allard,
Canler, Claude, lub wówczas, w roku 1879, Gustaw Macé. Sûreté przetrwała cztery przewroty
polityczne we Francji: od Napoleona do Burbona, od Burbona do monarchii lipcowej Ludwi-
ka Filipa Orleańskiego, od monarchii lipcowej do cesarstwa Napoleona III i od Napoleona III
do Trzeciej Republiki. Z dawnego posępnego domu przy ulicy Św. Anny, gdzie urzędował
1
„Bezpieczeństwo”
Vidocq, przeniosła się do tak samo niemal ponurego budynku przy Quai de l’Horloges, a w
końcu do gmachu prefektury przy Quai d' Orfevres. W miejsce dwudziestu ośmiu podwład-
nych Vidocqua Sûreté zatrudniła obecnie paruset inspektorów; funkcjonariusze z kryminalną
przeszłością ustąpili miejsca mniej lub bardziej czcigodnym obywatelom, ale ani Allard, ani
Canler, ani Claude czy Macé nigdy w rzeczywistości nie porzucili metod pracy ustanowio-
nych przez Vidocqua, nie przestali zatrudniać i opłacać sporej, co więcej, stałe rosnącej liczby
recydywistów w charakterze szpiclów i współpracowników. Wydaleni z Paryża i potajemnie
wracający kryminaliści stawali w obliczu ponownego aresztowania przed wyborem: albo
będą pracować dla Sûreté, albo znikną w więzieniach. Nigdy też Sûreté nie przestała wprowa-
dzać do cel więziennych agentów-prowokatorów (przezywanych „moutons”
2
), którzy mieli
się wkradać w łaski współwięźniów i pozyskiwać w ten sposób informacje. W regularnych
odstępach czasu sami inspektorowie zjawiali się na dziedzińcach więzień, każąc aresztantom
defilować przed nimi, aby za przykładem Vidocqa ćwiczyć i wpisać w ten sposób w swoją
„fotograficzną pamięć” twarze przestępców. „Parada więźniów” była najszerzej stosowaną
metodą służącą do rozpoznawania więźniów uprzednio już karanych lub też do identyfikowa-
nia tych, którzy przypadkiem dostali się do więzienia, a poszukiwani byli za inne zbrodnie.
Archiwum Vidocqa rozrosło się w olbrzymi aparat biurokratyczny; góry papierów zalega-
ły wysokie, niemiłe, zakurzone, oświetlone gazem sale prefektury. Tutaj każdy znany prze-
stępca miał swoją kartę, na której zapisane było jego nazwisko, przewinienia i kary oraz
opisany był jego wygląd — razem prawie pięć milionów kart. A wciąż przybywały nowe,
gdyż wszystkie hotele i oberże, wszyscy obcy znajdowali się pod kontrolą. Odkąd w jednym z
więzień brukselskich zastosowano po raz pierwszy w latach czterdziestych wynalezioną
niedawno fotografię do utrwalania twarzy przestępcy, Paryż przejął również i tę nową metodę
rejestracji i identyfikacji; w paryskiej prefekturze zgromadzono okrągłą liczbę 80 000 zdjęć.
Ale chociaż zagraniczni goście dziwili się, jak prędko zatrzymuje się niekiedy w Paryżu prze-
stępców, którzy z ich kraju uciekli do tego miasta, i chociaż owo zdziwienie dało asumpt do
legendarnej renomy policji paryskiej — w rzeczywistości Sûreté przeżywała w roku 1879
głęboko trawiący ją kryzys.
═══════ ♦ ═══════
2. Reguły i miary, według których historia wybiera swych pionierów i bohaterów, należą
do jej wielkich tajemnic. Kiedy wybrała. Alfonsa Bertillona, aby wśród tego na zewnątrz
ukrytego jeszcze kryzysu zapoczątkował nową erę kryminalistyki, posłużyła się — jeśli
chodzi o pozory — chwytem więcej niż dziwnym. Alfons Bertillon był młodym człowiekiem
o bladej szczupłej twarzy, smutnej i chłodnej, o ruchach powolnych i glosie bez wyrazu.
Cierpiał na dolegliwości przewodu pokarmowego, na krwawienie z nosa i straszliwe ataki
migreny, a był tak skryty i nieudolny w nawiązywaniu wszelkich kontaktów, że sprawiał
2
baranami (przyp. tł.)
Zgłoś jeśli naruszono regulamin