Kornel Filipowicz - Nasz blokowy Hans Muffke.pdf

(46 KB) Pobierz
Nasz blokowy Hans Muffke
Jak jest człowiek porządny, to jest porządny. Nasz blokowy na bloku 19,
mały, kulawy, zielony winkiel Hans Muffke, był mimo tego winkla człowiekiem
porządnym. Za czasów mojej bytności na jego bloku nie zdarzyło mi się widzieć,
aby Muffke kogoś zabił, nawet Żyda. Był człowiekiem sprawiedliwym i do
przesady skrupulatnym, i co rzadko przy tym chadza w parze, odznaczał się
dużym poczuciem humoru. Lubił bardzo z nami rozmawiać i w tym celu
gromadził nas przed wieczornym apelem znacznie wcześniej, niż to mieli
w
zwyczaju robić inni blokowi. Urywał nam z naszego skąpego wolnego czasu
kwadrans, czasem nawet pół godziny, ale sowicie nam tę stratę wynagradzał.
Staliśmy w dwuszeregu przed blokiem, a on chodził tam i z powrotem
wzdłuż naszej kolumny i gadał. Czasem robił kilka kroków do tyłu, aby nas
wszystkich móc lepiej ogarnąć wzrokiem, potem na odmianę zbliżał się i
przypatrywał któremuś z nas. Poruszał się żwawo, kulejąc, utykając na lewą,
krótszą i zgiętą nieco w kolanie nogę, przez co jego chód podobny był do
jakiegoś skocznego, chłopskiego tańca. Nie robił nigdy żadnych ruchów rękami,
nie gestykulował w czasie mówienia. Miał twarz nieruchomą, poważną, a nawet
smutną. Czasem tylko jego prawa ręka podnosiła się w górę i poprawiała czapkę.
Niekiedy, ale to się rzadko zdarzało, czapka stawała się na moment przedmiotem
śmiesznego widowiska. Działo się to przeważnie pod koniec zbiórki, na chwilę
przed odliczeniem i odmarszem na plac apelowy. Nasz blokowy zrywał wtedy
czapkę gwałtownym ruchem i zaczynał się nad nią pastwić: zgniatał ją, tłamsił
w obu rękach, przewracał na lewą stronę, uderzał o kolano, jakby otrzepując
czapkę z kurzu, potem na naszych oczach doprowadzał ją do porządku,
wyprostowywał, wygładzał, wkładał na głowę i formował z pomiętej szmaty
regulaminowe nakrycie głowy. Numer ten bardzo wszyscy lubiliśmy, wydawał się
nam optymistyczny, przywodził nam na myśl własny los: że wszystko złe mija,
po tyfusach, dyzenteriach, rewizjach, odwszeniach i pogromach ci, co przeżyją -
staną znów spokojnie do apelu, dostaną dobrą zupę, zaległą porcję margaryny, a
może nawet do któregoś z nas przyjdzie list albo paczka. Ci, którzy wierzyli w
Pana Boga, myśleli pewnie o zmartwychwstaniu i życiu wiecznym. Odprawiając
ten taniec przed frontem naszej kolumny, Hans Muffke bez przerwy gadał.
Informował o tym, co się stało na bloku, przygotowywał nas na jeszcze gorsze
wydarzenia, opowiadał między tym kawały, sypał wicami jak z rękawa - i nigdy
się nie powtarzał. Mówił więc na przykład:
- Wiesz co, ty 62 788? Ty wyglądasz jak kutas złamany. Tak możesz sobie
wyglądać na bloku 17, 18, 20, 21 - twoja rzecz. Ale nie u mnie. U mnie, bracie,
musisz trzymać fason. Życie jest smutne, zgoda, ale żebym ja miał jeszcze
patrzeć na twoją żałosną figurę? Co, chcesz powiedzieć, że jutro możesz
zdechnąć, to po co masz dzisiaj trzymać fason? Możliwe, nawet bardzo
prawdopodobne, że do jutra Opatrzność uwolni mnie już od widoku twojej
nieszczęśliwej twarzy, twojej czapki, która leży ci na głowie jak krowie gówno,
twoich spodni, jak psu z gęby wyjętych. Ale wyroki Opatrzności są niezbadane.
Kto mi zagwarantuje, że nie pożyjesz jeszcze dwa tygodnie, a może nawet
miesiące? Na samą myśl o tym zbiera mi się na wymioty.
Dlatego, bracie, ja
mówię: masz wyglądać jak człowiek, a jak nie, to się możesz od razu powiesić.
Tylko wypraszam sobie w jadalni albo w sypialni. Możesz to spokojnie zrobić w
waszraumie!
Rzecz jasna, z wiców naszego blokowego mogli się śmiać tylko starsi
więźniowie, to rozumiało się samo przez się. Cugangi dostawały za to w mordę.
Nam, starszym, też zresztą nie wolno się było śmiać przesadnie. Hans Muffke
lubił, aby na jego dowcipy reagować dyskretnie, z umiarem. Było więc
dopuszczalne bezgłośne raczej, wewnętrzne chichotanie, można było przy tym
lekko kiwać się do przodu i do tyłu, wychylając tylko górną połowę ciała i nie
zmieniając położenia nóg. Przyjęte było też poprawianie od czasu do czasu
czapki, ale mowy nie było, aby któryś z nas, starych lagrow-ców, wyprawiał coś
takiego z czapką jak Hans
Muffke. Raz, że nie było to dopuszczalne, a po wtóre, nie miałoby w ogóle
żadnego sensu, bo my byliśmy przecież tylko widzami.
Największe kino było, kiedy na naszym bloku zjawiały się tak zwane
cugangi. I to nie takie, przerzucane z bloku na blok, bo kawały Hansa Muffke
były w obozie powszechnie znane, ale z innych obozów, z więzienia albo na
przykład z powstania warszawskiego. W czasie zbiórki ustawiali się ci
przybysze na końcu kolumny, a nasz blokowy rozpoczynał swoje przedstawienie
niby nic, od drobiazgowego, skrupulatnego sprawdzenia ich personaliów. Ale my,
starzy lagrowcy, czekaliśmy na to, co dopiero się rozpocznie, a czego nie sposób
było przewidzieć, bo jak już powiedziałem, Hans Muffke nigdy się nie powtarzał.
A więc wyglądało to na przykład tak:
Muffke: - Uwaga! Czytam numery cugangów: 91 233, Rifkovic Tika, Serb!
-Jest!
Muffke, łagodnie:
-
W kacecie, jak dotychczas, językiem urzędowym jest niemiecki.
Obozy obcojęzyczne są przewidziane w terminie późniejszym. Zrozumiane?
-Jawohl, Blockalteste!
Muffke zbliża się do cugangów, przystaje, przerzuca papiery, czyta dalej:
-
-
-
-
-
-
-
91 234, Zieliński Adam, Polak. 91 235, Wanat Józef, Polak!
Hier, hier!
Dobrze. 91 236, Ringer Wacław, Czech!
Hier!
Dobrze. 91 237, Rosol Moses, Żyd.
Hier!
Dobrze.
Muffke oddala się, kulejąc, ale jego krok staje się jakiś powolny, ociężały.
Zatrzymuje się, przerzuca w milczeniu papiery, mówi poważnym głosem:
-
Uważajcie teraz dobrze. Sprawdźcie jeszcze raz we własnym
interesie swoje numery lagrowe. Numer 91 233, Wanat Józef, Polak, i numer 91
237, Rosol Moses, Żyd!
-
-
-Tak.
-
No więc, jestem zmuszony zakomunikować wam rzecz niewesołą:
jutro rano, po apelu, o godzinie 6.33, będziecie obaj rozstrzelani.
Chwilę trwa cisza, potem odzywa się Wanat:
-
-
mówi Rosol.
-
Żebym to ja wiedział, dlaczego? Mam tu czarno na białym, że
będą nabite kocim
będziecie rozstrzelani i sprawa załatwiona. - Muffke jeszcze raz zagląda w
papiery, uderza w nie dłonią: - Jutro o 6.35. Karabiny
gównem...
Dlaczego, panie blokowy?
Z jakiego powodu? Ja nic niej zrobiłem, to musi być pomyłka -
Hier, hier!
Rozumiecie po niemiecku, tak?
Muffke stoi naprzeciw nas, czeka. Ma kamienną twarz, ani jeden muskuł w
niej nie drgnie. Teraz powinny się rozlegnąć oklaski, tusz, marsz tryumfalny,
Muffke powinien, kłaniając się, schodzić ze sceny. Ale my jesteśmy w lagrze,
więc przez naszą kolumnę przeszedł tylko stłumiony szmer i głowy więźniów
poruszyły się lekko, jakby musnął je wiatr.
Muffke zrobił krok w lewo, w stronę czoła kolumny, ale zatrzymał się i
powiedział:
- Nie macie się z czego śmiać, to nie jest wcale wesołe. Ja osobiście sto razy
wolałbym kulę. Wiecie, jak długo się śmierdzi po kocim gównie? Pół roku. Co
najmniej!
Taki jest nasz blokowy, Hans Muffke, który nigdy nikogo nie skrzywdził,
wątpię nawet, czy potrafiłby zabić muchę lagrową.
Ale po co ja właściwie to opisuję? Zaraz. Aha, chciałem powiedzieć
mianowicie coś takiego: że jak blokowy jest porządny, ludzki, wesoły to i życie
w obozie jest lżejsze, łatwiej jest znieść wszystko najgorsze.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin