Rozdział11-12.pdf

(174 KB) Pobierz
Rozdział 11
Urodziła się by radować, inspirować, zachwycać
W dzień jeszcze tutaj była
A pewnej nocy znikła
1
24.08.2008
Spoglądam na stary zegar wiszący na ścianie. Jest trochę po
dwudziestej drugiej, a Susie nadal nie wróciła z festiwalu. Mówiła, że
będzie w nocy, ale kurna oficjalnie mamy już noc. Jeżeli dzisiaj znowu
wróci zapłakana przez Kutasiarza to nie wiem czy najpierw pójdę mu obić
gębę, czy jej wybiję go z głowy. Ostatnio przeżywamy w domu istny
koszmar. Su nie jest z nim szczęśliwa, co chwila przez niego ryczy, ale
tylko przywiezie jej czekoladę i powiedzmy, że przeprosi, a ona wiesza mu
się na szyi. Zero szacunku do samej siebie i mam tego serdecznie dosyć.
Przed wyjazdem powiedziałem jej, że jak wróci z łzami to sama będzie
sobie winna.
Dodatkowo zupełnie mu nie ufam. Może jestem uprzedzony, ale to
największy kutas jakiego znam. Serio wolałbym już, żeby wybrankiem
mojej siostry był Jason, a to wiele znaczy.
Wyciągam telefon i decyduję się napisać do Su.
*
Wszystko w porządku? Miałaś być wieczorem.*
Wiem, że brzmi to jak wyrzut, ale chuj z tym. Całe szczęście chwilę
później czuję wibracje i spoglądam na ekran.
*
Już dojeżdżamy do Harrow, będziemy za pół godziny.
*
Czyli nie jest w porządku.
Jakby było, napisałaby mi wiadomość na dziesięć smsów. Tak bardzo
chciałbym, żeby coś jej wybiło Caleba z głowy.
Teraz.
Wracam do książki, mimo że jestem bardzo zmęczony. Przez całe
wakacje ludzie robią remonty, więc mam pełne ręce roboty. Wychodziłem
o świcie i wracałem wieczorem. Do tego często pełniłem warty czekając aż
1
Michael Jackson - Gone too soon
wróci moja młodsza siostrzyczka. Poważnie muszę z tym skończyć, bo
padnę.
Ziewam i skupiam się znowu na lekturze.
Kukułki wybijające dwudziestą trzecią wybijają mnie z lektury.
Minęło czterdzieści pięć minut od wiadomości Susie, więc powinni już tutaj
być. Może coś im wypadło, rzygająca Missy lub musieli zatankować.
Jednak czuję w sobie niepokój, który narasta z każdą sekundą i przestaję
czytać. Nie mogę się na tym skupić. Gdy słyszę pojedyncze kukanie co
oznacza, że minęło kolejne pół godziny, łapię za telefon.
- Hej tu Susie Su, nie mogę odebrać, zostaw wiadomość. - Słyszę
nagrany głos siostry i wstaję z krzesła.
W przeciągu dwudziestu minut dzwonię do Susie dziesięć razy.
Wpadam w paranoje i teraz dołączam też Missy, która nie odbiera. Mam
ochotę zadzwonić do Jasona z prośbą, żeby zadzwonił do rodziców z
pytaniem czy Mel wróciła. Tylko nie chcę robić zamieszania, bo może po
prostu pojechały do Caleba. Jedno co się tutaj nie zgadza to fakt, że Su
zawsze mnie informuje jak ma przyjechać później. Wie, że czekam i się
denerwuje. A teraz mój stres dawno opuścił dopuszczalną skalę.
Zimny pot oblewa moje ciało, gdy wałęsam się po domu. Jest po
drugiej i nadal cisza na obu frontach. Jeżeli do trzeciej Susie się nie
odezwie to wsiadam w samochód i pojadę jej szukać. A później
przetrzepię jej dupę. Dosłownie. Kurwa, co ona sobie myśli, gówniara
jedna.
Za pięć trzecia reflektory świecą w okna i oddycham z ulgą.
Wrócili.
Podchodzę do okna i nogi uginają się pode mną.
Tylko nie to.
Dwóch
policjantów wychodzi z radiowozu i kierują się w stronę mojego domu.
Zanim mają szansę zadzwonić otwieram im drzwi.
Tylko nie to.
Błagam.
- Dobry wieczór... - Zaczyna policjant i zdejmuje czapkę.
Tylko nie
to.
- Czy mieszka tutaj Susanne Burton?
Tylko nie to.
- Tak, jestem... Jestem jej bratem. Chris... Christopher Burton. Coś
się stało?
Policjanci mają smutne oczy, ale ich postawa jest poważna. Ten co
się przywitał oblizuje usta i przekłada czapkę do drugiej ręki.
Tylko nie to.
- Pańska siostra miała wypadek przy wjeździe do Harrow. Czy może
pan udać się z nami do szpitala?
Miała wypadek.
Szpital.
- Coś poważnego jej się stało? - pytam gorączkowo. - Czy to tylko
obserwacje? Powiedzcie mi co jest mojej siostrzyczce.
Głos mi się załamuje, bo wiem co jej jest.
Tylko nie to.
Błagam w myślach o cud. Błagam, żeby moje przeczucia nie były
prawdziwe.
Bo czuję, że już nie mam siostry.
- Panie Burton... - Zaczyna drugi policjant i zdejmuje czapkę. Ten
pierwszy patrzy w ziemię. Chyba pierwszy raz został zabrany na tego typu
misję. - Był to bardzo poważny wypadek. Pańska siostra prawdopodobnie
zmarła na miejscu... -
Tylko nie to. Błagam.
- ... nie cierpiała.
Potrzebujemy bliskiej osoby do zidentyfikowania zwło... Do identyfikacji.
Zwłok?
Tym teraz jest moja siostrzyczka?
Oglądam się na schody. Jestem tak bardzo zagubiony.
Mama...
To ją
zniszczy. Nie jestem na to gotowy. - Poczekamy jeżeli chce pan kogoś
zawiadomić - mówi policjant.
Oglądam się na niego. - Nie, myślę, że dam im pospać -
odpowiadam. Nie dodaję "zanim ich świat legnie w gruzach."
Wsiadam do radiowozu i wzdycham. To niemożliwe. Pomylili się. Na
pewno. Nie mogę stracić siostry. Za cztery dni będzie miała urodziny, już
zamówiliśmy tort u Carli, nawet wziąłem wolne... Dziewiętnaście lat to tak
mało, tym bardziej, że minęło jak pstryknięcie palcami.
- Chłopcy, chłopcy! - krzyczy babcia.
Schowaliśmy się z Dominiciem za szopą taty. To był jego pomysł, ja
chciałem pomóc babci i jestem ciekawy naszej siostry. Trochę do du...
pupy, że to dziewczyna, ale może być śmiesznie. Dom nie podziela mojego
zdania, uważa że zabierze nasze zabawki. Ja tam się z chęcią podzielę.
- Tutaj jesteście. - Babcia wychyla się zza rogu z rozłoszczoną miną.
- Prosiłam, żebyście ułożyli kwiaty dla mamy. Nie tęskniliście za nią?
- Przepra... - zaczynam przepraszać babcię i chcę biec ułożyć
kwiaty, bo jak tata zabierał mamę, to bardzo cierpiała. Płakała i krzyczała
jakby bardzo ją bolało. Dlatego tata zabrał ją do szpitala. I nie wiem jak,
ale mieli jej wyjąć dziecko z brzucha. No mama miała wielki brzuch, taki
że butów nie umiała sobie zawiązać i się z niej śmiałem.
- Nie chcemy, daj nam spokój. - mówi Dom. - Będziemy się tutaj
bawić.
- W tej chwili zapraszam do salonu! - Babcia podnosi głos i
posłusznie idę do domu. Nie chcę mieć problemów. - Dominic, jeżeli zaraz
nie dołączysz do brata to nie dostaniesz tortu.
Klękam przy stoliku i zaczynam układać kwiaty. W tym samym
czasie drzwi otwierają się i wchodzi mama, a za nią tata z jakby budką w
rękach. Panikuję i szybko zbieram kwiaty.
- Cześć synku, nie przywitasz się ze mną? - pyta mama i zaczynam
płakać. - Och co się stało Chris?
Kuca koło mnie i wycieram nos w rękę po czym daję jej brzydki
bukiet kwiatów. - Nie zdążyłem bo, bo uciekliśmy, a ja nie chciałem.
- Och są śliczne - mówi mama i głaszcze mnie po policzku. - Bardzo
ci dziękuje mój mały mężczyzno.
Tulę się do niej i cieszę, że mogę wąchać jej perfumy. Tata kładzie
na kanapie tę budkę i wyglądam ciekawy co tam jest. - Chcesz zobaczyć
siostrzyczkę? - pyta tata. - Tylko uważaj, bo jest bardzo malutka.
Odsłania daszek i widzę lalkę. Taką żywą lalkę. Sharon z
naprzeciwka taką ma i wozi w wózku. Tylko ta moja rusza oczami i
rączkami, które są takie malutkie. - Jaka mała - mówię.
- To prawda. Twoja młodsza siostra - odpowiada mama. - Jako jej
starszy brat będziesz musiał ją chronić. Nie tylko teraz, ale nawet za
dwadzieścia lat.
- Czyli jak już będę stary? - pytam i rodzice śmieją się. Pochodzę
bliżej i delikatnie dotykam jej rączki. Jest taka ciepła i miękka. Podoba mi
się moja siostra. Może zostać i będę się nią opiekował. - Może mieć na
imię Susie?
Opieram głowę o siedzenie. Nie ochroniłem jej. Nie udało mi się.
Przeczuwałem coś złego, ale nic z tym nie zrobiłem. Mogłem pojechać na
ten jebany festiwal. Mogłem zabić Kutasiarza. Mogłem, nie wiem co
mogłem, ale na pewno coś mogłem zrobić. A nie zrobiłem nic. Wyciągam
telefon z kieszeni i piszę do Maxa, że go potrzebuję. Zaskakuje mnie, gdy
odpisuje od razu prosząc o adres gdzie ma się pojawić.
Zatrzymujemy się przed szpitalem i policjanci prowadzą mnie do
piwnicy. Mijamy pracownie, laboratoria i widzę napis kostnica. Znowu nogi
się pode mną uginają i łapię się ściany. Odganiam policjanta machnięciem
ręki. Oddycham głęboko i wiem, że muszę być silny.
Bawię się żołnierzykami na podłodze w salonie. Jestem w trakcie
największej wojny pomiędzy pomarańczowymi, a zielonymi, gdy słyszę
krzyk. Co gorsze jest to krzyk mojej siostry. Łapię z kanapy mój
wyrzeźbiony przez tatę miecz i biegnę do ogrodu. Susie w swojej
fioletowej sukience skacze z nogi na nogę, a z jej oczu płyną łzy.
- Co się stało? - pytam i obejmuję ją ramieniem.
- Pająk! - Wzdryga sie i krzyczy pokazując mi swoją piłkę, na której
faktycznie siedzi robal.
- Zaraz spotka go kara z mojego miecza - mówię poważnie i
czubkiem biję w piłkę. Nie trafiam w pajęczaka, ale ucieka w trawę. Biorę
piłkę i oglądam czy jeszcze jakieś zło nie czai się na jej powierzchni. - Już
po problemie Księżniczko.
Susie chichocze i bierze ode mnie piłkę. - Dziękuję rycerzu.
- Zawsze cię ochronię o pani - mówię i kłaniam się nisko po czym
wracam na front. Księżniczka w potrzebie wstrzymała wojnę stulecia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin