Andruchowycz Sofija Siomga A5.pdf
(
1855 KB
)
Pobierz
Sofija Andruchowycz
Siomga
Przekład z ukraińskiego Michał Petryk
Projekt okładki: Kamil Targosz
Tytuł oryginalny: Сьомга
Wydanie oryginalne 2007
Wydanie polskie 2009
Siomga to gatunek łososia, różowa, mięsista ryba, ale także
potoczne określenie waginy. Sofija Andruchowycz wykorzystuje
tę dwuznaczność i pisze o kobiecej seksualności, będącej
jednocześnie jej podróżą w nieodlegle czasy dzieciństwa i
dojrzewania - podróżą pełną smaków i zapachów, niewolną od
erotycznych podtekstów. Siomga to rodzaj intymnej autobiografii
- słodkiej i pikantnej zarazem.
Spis treści:
Pan światła, władca wody. ..............................................................................................................................................3
Krew..............................................................................................................................................................................65
Rajski ogród i okolice.................................................................................................................................................101
Historia o Mirce i Wirce.............................................................................................................................................156
Piraci i Dziewica Maryja............................................................................................................................................163
Diabeł tkwi w ryżu......................................................................................................................................................282
Chcę poznać twój świat wewnętrzny..........................................................................................................................346
-2-
Pan światła, władca wody.
I nawet tu, w tej dwumetrowej toaleto-łazience z brodzikiem i
grzybem na ścianach, nie mogę czuć się bezpieczna. Tak - tutaj
nie ma okien i nie może mnie widzieć, a to oczywiście trochę
przeszkadza mu walić konia, chociaż nie wiem, może dźwięki
podniecają go jeszcze bardziej.
Siedzę na przykrytym błękitną plastikową klapą klozecie,
słyszę, jak w kuchni z niedokręconego kranu cieknie woda, baterii
w laptopie zostało sześćdziesiąt osiem procent, drzwi do łazienki
nie mają zamka, i jeśli postanowi wtargnąć do naszego
mieszkania, żeby mnie w końcu zgwałcić, nie będę się miała gdzie
schować, będę po prostu siedzieć na klozecie z laptopem na
kolanach (dobrze przynajmniej, że nie na jajach!) i w milczeniu
patrzeć na niego. Dokładnie to sobie wyobrażam: będę
sparaliżowana, nie zdołam nawet wypuścić powietrza, nawet
przełknąć śliny, serce będzie mi walić w mózgu, a oczy zrobią się
idealnie okrągłe. On, myślę, będzie nie mniej przestraszony. On w
ogóle jest taki strachliwy, wstydliwy i odludek.
On się mnie boi, tyle razy słyszał, jak używam niezrozumiałych
dla niego długich wyrazów, widział, jak czytam książki, jak piszę
coś na laptopie - wszystko to dla niego niepotrzebne i
nieosiągalne; przeczytał tylko kilka książek przygodowych w
dzieciństwie, a potem tyle samo broszur o rurach, kanalizacji i
kranach. Teoretycznie mogłabym go do nas zaprosić, żeby
naprawił kran w kuchni. Praktycznie już na samą myśl o nim
przechodzą mnie ciarki i boję się wrócić do pokoju. Ściągnęłam
sobie na głowę czarne kosmate wąsy.
Nasz pokój, dziesięć metrów kwadratowych - to jego telewizor.
Albo akwarium. Albo klatka z chomikami. Misza poszedł palić
trawę ze swoim dilerem i jego dziewczyną Anną Marią. Dobrze
-3-
przynajmniej, że nie Marią Antoniną. Chociaż to prawie to samo.
Przedtem myślałam, że takie imiona zdarzają się w najlepszym
wypadku w historii, a w gorszym - w literaturze. Od niedawna
wokół mnie zaroiło się od Frid Stern, Emanuel, Augustynów,
Franciszków i Symeonów.
Sprzedawca trawy nazywa się jakoś bardzo prosto, nawet nie
pamiętam jak. Handel gandzią - to jego hobby, zajęcie uprawiane
dla przyjemności. Pieniądze zarabia na tym, że kieruje
zakładaniem angielskich parków dla bogaczy. Umie urządzać
eleganckie skalniaki, ten Roma czy jak mu tam. I dlatego jeździ
czerwonym chevroletem i nosi garnitury od Michaiła Woronina,
jest też wrażliwy i delikatny - jak zresztą większość ludzi
związanych z gandzią. Nie lubi oglądać horrorów, bo na widok
krwi i poszarpanych wnętrzności zbiera mu się na wymioty i nie
może potem zasnąć. We wszystkim innym Roma nie jest
szczególnie interesujący, skalniaki tłucze na jedno kopyto, nigdy
szczególnie go nie pociągały, pociąga go natomiast Anna Maria,
chociaż nie wiem, co jest w niej tak czarującego poza imieniem.
Misza poszedł do nich, mówiąc, że wymaga tego etyka, trzeba
być w dobrych stosunkach ze swoim dostawcą. Dostawcą statków.
Wymagają tego niepisane prawa żeglugi morskiej i ogrodnictwa.
Zostałam, aby zająć się pożytecznymi dla mnie sprawami.
Najpierw rozłożyłam na podłodze kolorowy koc, potem czym
prędzej otworzyłam na oścież lufcik, za którym dzień zaczął już
kisnąć i blaknąć, i siadłszy na kocu, tak jak lufcik otworzyłam
nogi i zaczęłam się starannie rozciągać.
Moje ruchy były płynne i miękkie, starałam się unikać bólu, a
posmak lekkiego dyskomfortu tylko wzmacniał przyjemne ciepło
w mięśniach i nagłe skurcze macicy. Tak ociekając potem i jęcząc
z wysiłku, w myślach rysowałam sobie każdy swój mięsień, zbity
i silny, niemal gumowy, napięty, posłuszny, żywy. Skrzypienie
parapetu i głuche uderzenia o kraty w oknach wybijały mi rytm,
-4-
im szybszy stawał się mój oddech, im bardziej mokry był
podkoszulek, tym niżej pochylałam głowę i piersi wzdłuż nóg,
tym wyżej zadzierałam kolana, tym mocniej naprężałam tułów.
Skrzypienie za oknem stawało się coraz bardziej przejmujące i
coraz szybsze, jakieś konwulsyjne, egzaltowane, histeryczne, aż
nagle uświadomiłam sobie, że nie są to po prostu przypadkowe
dźwięki z dworu, że to nie ptaszek usiadł na gościnnym skraju
naszego okna, że to nie bezdomny łaciaty pies gryzie pod brzózką
robaczywą świńską kość, że to nie sąsiadka z prawej szoruje
„Gazetą po Ukraińsku” okna przed Wielkanocą, i nawet nie sąsiad
z lewej ostrzy noże kuchenne, śliniąc filtr swojego wiecznie
niedopalonego papierosa.
Położyłam się płasko na kolorowym kocu, wyciągając nogi i
dotykając dłońmi zewnętrznej strony ud. Zamknęłam oczy i
głęboko oddychałam. Musiałam poczekać, aż krew w żyłach
przestanie tak nieznośnie szurać tam i z powrotem, niepokojąc
wody Światowego Oceanu, aż ciśnienie znów się unormuje, aż
serce przestanie rozdymać swoje miechy, płuca przestaną drżeć, a
żółte i czarne koła przed oczami znów schowają się w źrenicach.
Za oknem jeszcze kilka razy gwałtownie skrzypnęło, szarpnęło i
ucichło, zaczaiło się, chociaż wciąż czułam na sobie spojrzenie,
które strącało z mojej skóry krople potu, a one rozpryskiwały się
bryzgami na wszystkie strony, spadając na nos niezadowolonemu
kotu.
I wtedy ogarnęła mnie panika. On tam jest, za oknem, znów
przyszedł, znów na mnie patrzy. Widzi mnie, słyszy mój oddech,
ogląda rumieńce na moich policzkach i pasma mokrych,
potarganych włosów. Jego wzrok jest tak wyostrzony i
wyczulony, że wyraźnie, niczym przez szkło powiększające, widzi
najdrobniejsze włoski na moim ciele i może z zamkniętymi
oczami narysować na zaparowanej od swojego oddechu szybie
-5-
Plik z chomika:
entlik
Inne pliki z tego folderu:
Andruchowycz Sofija Siomga A5.doc
(1555 KB)
Andruchowycz Sofija Siomga A5.pdf
(1855 KB)
Inne foldery tego chomika:
Abalos Rafael
Abercrombie Joe
Abnett Dan
Adam ska Aga ta
Adams Richard
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin