Przeżyłam szok, że walka między dobrem a złem w duchowym świecie jest tak realna - świadectwo Klaudii.rtf

(12 KB) Pobierz

Przeżyłam szok, że walka między dobrem a złem w duchowym świecie jest tak realna - świadectwo Klaudii

 

 

Nigdy nie wątpiłam w istnienie Boga i szatana jednak po narastaniu problemów, kiedy myślałam, że znajduję się w sytuacji bez wyjścia, podczas modlitwy prosiłam Boga, aby mi pomógł. Bardzo pragnęłam, żeby moja modlitwa została wysłuchana. Postanowiłam mieć pewność i zwróciłam się o pomoc do szatana - powiedziałam: „Jeżeli  chcesz to ewentualnie ty możesz mi pomóc”.

 

 

 

Z racji tego, że nie byłam świadoma konsekwencji wypowiedzianych słów, jak też siły i nienawiści, jaką szatan pała do człowieka myślałam, że to tylko takie niewinne słowa… prośba, która pewnie i tak nie zostanie spełniona – nic bardziej mylnego. To, o co prosiłam się spełniło, a o słowach wypowiedzianych w stronę złego kompletnie zapomniałam.

 

Moje życie od tego momentu dzień za dniem zaczęło się diametralnie zmieniać, oczywiście na gorsze. Szatan działa pomału. Na początek przedstawia nam zło w dobrym świetle, pobudza naszą ciekawość „wszystkiego w życiu trzeba spróbować”, ”przecież wszyscy tak robią”. Wkraczamy na jego teren on nas zniewala, znieczula, wyniszcza i prowadzi do śmierci.

 

Ogarniał mnie bezsens istnienia, chciałam wypełnić czymś pustkę, która mnie wypełniała. Poszukiwałam miłości, akceptacji i zrozumienia, gdy tego nie znajdowałam narastał we mnie duch buntu i tak zaczęła się moja przygoda z nikotyną, alkoholem, imprezami. Stopniowo zatracając  samą siebie bardzo mocno uwikłałam się w okultyzm,  zaczęłam  słuchać muzyki z przekazem często satanistycznym, kościół budził we mnie niechęć, unikałam Mszy Świętych a do spowiedzi przystępowałam tylko przed większymi świętami  zatajając grzechy czego konsekwencją były świętokradcze Komunie Święte = szeroko otwarte drzwi dla wszelkiego rodzaju zła.

 

Wyśpiewywałam  pewne mantry, których znaczenia nie rozumiałam, a jak się później okazało nieświadomie przywoływałam do siebie demony, jednocześnie je ubóstwiając. ( Można to porównać do tego, gdy ktoś nieświadomie pije truciznę – zatruwa się bez względu na to czy tego chciał czy też nie).

 

Przeżywałam obsesje  diabelskie,  co przejawiało się udrękami  wewnętrznymi, które mnie paraliżowały duchowo, objawiając się poprzez natarczywe myśli, koszmary senne, tendencje samobójcze, samookaleczenia itp.

 

Przeżyłam również różne formy zewnętrznego nękania przez szatana, jak np. niewytłumaczalne zjawiska, hałasy, odgłosy niewiadomego pochodzenia, których często świadkami byli moi znajomi. To był zdecydowanie najgorszy okres w moim życiu i nikomu nie  życzę takich doświadczeń! 

 

Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy podczas lekcji religii w szkole średniej ksiądz powiedział, że człowiek  może dokonać wyboru być po dobrej lub złej stronie, służyć Bogu lub diabłu. Nie istnieje coś takiego jak bycie  pośrodku, między dobrem a złem - (Mt 6, 24 – Apokalipsa 3.15-16) Te słowa Mnie dogłębnie poruszyły, całkowicie zmieniły mój tok myślenia – nie chciałam być po stronie zła. Pod wpływem tego impulsu i wysłuchaniu wielu świadectw osób nawróconych – pierwszy raz od kilku lat zaczęłam się modlić i powiedziałam: „Jezu, jeśli naprawdę istniejesz, to pokaż mi to, bo ja już nie mam siły tak dłużej żyć, chce abyś był Panem mojego życia” (Rz 10, 9-10).

 

Po kilkuletniej przerwie, pierwszy raz przystąpiłam do sakramentu pokuty ze szczerą chęcią poprawy, żałując za wszelkie zło, jakiego dokonałam w życiu. Ta spowiedź zmieniła moje życie zaczęłam dostrzegać świat, którego wcześniej nie widziałam. Wszystkie obsesyjnie myśli zniknęły, byłam bardzo wrażliwa na otaczające mnie zło, a jednocześnie w moim sercu zapanował głęboki pokój, który dać może tylko dobry Bóg. Przeżyłam szok, że walka między dobrem a złem w duchowym świecie jest tak realna.

 

Zaczęłam uczęszczać na modlitwy o uwolnienie do księdza posługującego w mojej parafii, który  mówił: „Odmawiaj różaniec i zawierz swoje życie Niepokalanemu Sercu Maryi”.

 

Tak też zrobiłam, podczas odmawiania różańca czułam jak wielka walka toczy się wokół mnie w niewidzialnym świecie. Zrozumiałam  jak potężna i ważna jest ta modlitwa…

 

Właśnie wtedy nastąpił przełom w moim życiu.

 

Chciałam bliżej poznać osobę Jezusa, ale nie wiedziałam do końca jak. Pewnego popołudnia siedząc w pokoju usłyszałam wewnętrzny głos: „Otwórz Pismo Święte”. Pomyślałam co? Jakie Pismo Święte? Mój pokój przepełniony był symbolami okulistycznymi, figurkami różnych bożków. A tu taka myśl… Zdziwiłam się tym bardziej, gdy zobaczyłam Biblię na moim biurku. Zaczęłam czytać. Byłam w szoku, że tekst, który został spisany 2000 lat temu jest tak aktualny i prawdziwy, na sam koniec 2 listu do Tymoteusza, przeczytałam zapisane imię „Klaudia”. W jednym momencie poczułam  obecność  i ogromną miłość dobrego Boga,  która jak gorąca lawa wlewała się do mojego serca. (Moje życie było nieustannym poszukiwaniem miłości, jednak żaden człowiek, ani świat nie jest w stanie dać duszy takiej miłości, jaką daje Stwórca). Przez dar łez, który towarzyszył temu doświadczeniu,  doznałam oczyszczenia serca – nie mogłam wyjść z podziwu i zachwytu.

 

Kiedy pierwszy raz opowiedziałam o moich przeżyciach niewierzącej koleżance, kolejny raz poczułam to cudowne ciepło i pokój. W duszy  usłyszałam słowa „Jestem  jak powietrze”. Znów  będąc w wielkim szoku  pomyślałam – jak to, jak powietrze?  Odpowiedź brzmiała: „Nie widzisz Mnie, nie czujesz, jednak Jestem wszędzie. Potrzebujesz Mnie do życia, beze mnie umierasz...”. Nie da się opisać stanu, w jakim jest człowiek po takim doświadczeniu.  Jednak pewnej niedzieli, po namowach znajomych opuściłam Msze Świętą, a całą złość, jaką czułam dawniej powróciła. Jednak znikły wszelkiego rodzaju nękania demoniczne. W pewnym stopniu odpowiadało mi to, powróciłam do tego, co było dawniej, chociaż – zmieniłam rodzaj imprez i towarzystwo – gra pozostała ta sama. Znów bardzo rzadko bywałam w kościele. Żyłam w pozornym szczęściu,  lecz w głębi duszy wiedziałam, że robię coś złego… Jednak ciężko mi było się z tego podnieść. (Szatan wmawia nam, że mamy czas do nawrócenia i możemy odkładać tą sprawę, jednak nigdy nie wiemy, kiedy nastąpi koniec naszego życia... Codziennie słyszymy o wypadkach śmiertelnych, ale myślimy, że nas to nie dotyczy jest to oczywiście kłamstwo (Mt 25,13).

 

W jakimś stopniu przekonałam się o tym, kiedy przechodziłam przez ulicę, gdy na przejściu dla pieszych zobaczył  mnie  kierowca busa, śmiejąc się, bardzo gwałtownie przyspieszył – nigdy nie zapomnę jego wyrazu twarzy – to czy przeżyję było kwestią jednego kroku mogłam wybrać życie albo śmierć. Towarzyszyły temu bardzo silne pokusy, którym uległam – zrobiłam krok do przodu jednak jakaś wielka siła odepchnęła mnie i dopiero wtedy uświadomiłam  sobie,  co mogło się stać. Wewnętrzny głos mówił: „Klaudia mogłaś zginąć… Kiedyś tak bardzo Mnie prosiłaś, żebym Cię zachował od nagłej i niespodziewanej śmierci, teraz żyjesz dzięki Mnie! Nawróć się!!!” Reszta tamtego dnia była przepełniona refleksją nad moim życiem. Nigdy nie byłam tak blisko śmierci – to było wyraźne ostrzeżenie – jednak nie zrobiłam nic w kierunku zmiany mojego życia. W dalszym ciągu sama się wyniszczałam, aż do wieczoru, kiedy powiedziałam: „Boże daj mi jakiś znak, bo już tak dłużej nie mogę żyć”.

 

Odpowiedzią na modlitwę był pożar w moim domu, w  wyniku  tego właśnie  pożaru spłonął cały strych a strażacy wynieśli tylko 1 rzecz, jaką było nienaruszone Pismo Święte. Otworzyłam księgę powtórzonego prawa (Pwt 30) pomyślałam ironicznie: „Dzięki za taki znak”… wtem z Pisma wypadły dodatkowe 2 strony o bardzo mocnym przekazie z nieznanej mi dotąd książki, ale nawet to nie zmieniło mojego negatywnego nastawienia w stosunku zmiany mojego życia, wręcz przeciwnie – bardziej zbuntowałam się przeciwko Kościołowi. Jeszcze przez pół roku trwałam w tym buncie, skutecznie odrzucając wszelkie napomnienia pochodzące od Boga... (2 Tm 2,13)

 

W końcu uległam, dzięki łasce postanowiłam odrzucić życie w  ciągłym grzechu i zapragnęłam ze wszystkich sił ratować mą duszę używając do tego konkretnych środków, jednym z nich było podjęcie  decyzji o wstąpieniu do Ruchu Czystych Serc. W tym momencie wszelkie zniewolenia  nałogami zanikły, a w sercu poczułam ogromną siłę do całkowitej zmiany mojego życia.

 

Po zakończeniu  grudniowych rekolekcjach RCS-u w Częstochowie odbyłam spowiedź generalną  dzięki, której poczułam ogromny pokój i wolność, którą może dać tylko Chrystus. Kolejny raz dostałam nową szansę, byłam jak nowonarodzona a moje życie duchowe przeszło na całkiem inny wymiar. Bóg wypełnił moje życie i serce, dał mi niesamowity dar, jakim jest Jego Matka Maryja. To właśnie Ona prowadzi mnie prostą drogą do pełnego zjednoczenia z Jej Synem Jezusem Chrystusem, który jest Panem i Zbawicielem każdego człowieka nawet największego grzesznika. Bóg jest dobry a umysł ludzki nie zdoła pojąć Jego wielkiego Miłosierdzia i Miłości, jaką darzy ludzi. Od nas zależy czy otworzymy Mu drzwi do Naszych serc. Potrzeba tak niewiele a tak dużo przez ten akt woli możemy zyskać.

 

Niesamowite jest to, czego doświadczam w moim codziennym życiu z Bogiem i wciąż jestem pod wrażeniem jak Swoją miłością potrafił On skruszyć tak zatwardziałe serce jak Moje.

 

Wiele mogłabym pisać i opowiadać o tym, co dobry Bóg robi w Moim życiu jednak każdy z nas może doświadczyć tej Miłości osobiście: „Jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych”…

 

Klaudia (19 lat)

https://mali-rycerze.pl/czytam,1305

Zgłoś jeśli naruszono regulamin