Caldwell Erskine - NAJLEPSZE NOWELE - 57 NOWEL.pdf
(
1038 KB
)
Pobierz
ERSKINE
CALDWELL
NAJLEPSZE NOWELE
Autorem niniejszego, nowego, wyboru nowel Erskine’a Caldwella jest
Kazimierz Piotrowski, jeden z najwybitniejszych powojennych tłumaczy
literatury amerykańskiej, jej znawca i niestrudzony propagator.
Znając Jego osobiste zaangażowanie w każdą z tłumaczonych pozycji —
j
es
t bowiem Kazimierz Piotrowski zarazem tłumaczem większości zawartych
w „Najlepszych nowelach” opowiadań — jestem przekonana, że chciałby sam
napisać słowo wstępne do książki, do której przywiązywał tak wielką wagę.
Niestety, nie zdążył tego zrobić. Myślę więc, że najstosowniej będzie posłużyć
się tutaj fragmentami obszernego uzasadnienia, jakie Kazimierz Piotrowski
przedstawił wydawnictwu składając propozycję niniejszego wyboru.
„Amerykańska nowelistyka ma długą i wspaniałą tradycję. Wystarczy
wymienić, że uprawiali ten gatunek literacki Washington Irving, Nathaniel
Hawthorne, Edgar Allan Poe, Herman Melville, Henry James, Stephen
Crane, Mark Twain, Jack London, O. Henry, Scott Fitzgerald, Robert Penn
Warren, Ernest Hemingway, William Faulkner i Truman Capote.
Wśród tego literackiego towarzystwa Erskine Caldwell zajmuje poczesne
miejsce. Jako nowelista zyskał sobie uznanie i ogromną popularność w
świecie dzięki mistrzowskiemu opanowaniu formy tego trudnego gatunku
literackiego i dzięki temu, że nie ma sobie równego w znajomości życia
amerykańskiego, zwłaszcza na Południu. Pisarz ten w sposób wstrząsający
ukazuje los kolorowych i. białych nędzarzy. Jest też Caldwell malarzem
amerykańskiego krajobrazu i obyczaju, rzetelnym, wrażliwym na barwy
świata i bystrym obserwatorem ludzkich zachowań.
Bohaterami jego opowiadań są ludzie prości, wśród których pisarz żył.
Daleko się trzyma od dydaktyki i ferowania wyroków społecznych, a przecież
wymowa jego pisarstwa jest jednoznaczna.
(...) Nowelistyczny dorobek Caldwella obejmuje dziś ponad sto pięć-
dziesiąt opowiadań. Mój wybór zawiera 57 nowel. (...) Wybrane nowele
ułożyłem w porządku chronologicznym. (...) Wybór jest, w moim prze-
konaniu, reprezentatywny. (...) Uważny Czytelnik zorientuje się, że zwróciłem
uwagę nie tylko ną treść, ale i na rozmaitość formy literackiej”.
Tyle nieżyjący już autor wyboru. Na koniec należy wspomnieć, że
część opowiadań ukazała się po raz pierwszy w polskim przekładzie w roku
1957 nakładem „Czytelnika” w tomie pod tytułem „Szarlatan i inne
opowiadania”. Niektóre z nich prezentujemy w nowym tłumaczeniu
Kazimierza Piotrowskiego.
Zofia Uhrynowska
W SOBOTĘ PO POŁUDNIU
Tom Denny odsunął kawał mięsa i wyciągnął się na ladzie. Pragnął
położyć się na grzbiecie i odpocząć. W jatce lada była jedynym miejscem, na
którym można było wygodnie się wyciągnąć, a Tom musiał od czasu do
czasu wypocząć. Leżąc tak, mógł na krawędzi lady oprzeć jedną nógę,
założyć na nią drugą i — z kawałkiem tylnej krzyżowej pod głową — czuć się
niezwykle błogo. Mięso było orzeźwiająco chłodne — Tom właśnie przyniósł
je z lodówki. Chciał przez chwilę odpocząć, więc rozlokował się na ladzie
możliwie najwygodniej. Zrzucił buty, żeby móc poruszać palcami nóg.
Jatka Toma nie pachniała zbyt pięknie. Klienci, którzy wchodzili tu po raz
pierwszy, aby kupić mięso, pytali zawsze, co to takiego zdechło tutaj pod
podłogą. Zapach pogarszał się z roku na rok.
Tom odgryzł kawałek tytoniu do żucia i wygodniej rozłożył się na ladzie.
Naokoło bzykała chmara much — leniwych, dokuczliwych, tłustych i
ociężałych much, które żyły w jatce Toma. Siatka druciana na drzwiach
frontowych powstrzymywała niektóre z nich przed dostaniem się do środka,
ale jeśli udało się im tam dostać i nażłopać świeżej krwi z lady, wiedziały już,
jak dolecieć do tylnych drzwi, na których nigdy nie było siatki.
Mięso sprzedawane przez Toma jedli wszyscy i wszystkim ono sma-
kowało. W mieście nie było innego rzeźnika. Wchodziłeś więc i mówiłeś: —
Halo, Tom, cóż tam dziś słychać? — Wszystko w porządku, tylko moja stara
znów ma gorączkę i dreszcze. — Następnie, gdy Tom skończył opowiadać,
jak się czuje człowiek mający gorączkę i dreszcze, mówiłeś: — Proszę o funt
kotletów wieprzowych, Tom. — A Tom odpowiadał: — Już się robi. —
Podczas gdy stałeś czekając na kotlety, Tom w skupieniu obracał dwa lub
trzy razy kawał wołowiny, po czym odrąbywał funt mięsa wieprzowego. Jeśli
zażądałeś cielęciny, Tomowi nie sprawiało to różnicy. Hałaśliwie uderzał
kilka razy o ladę wołowiną, po czym dawał ci cielęcinę. Wszyscy byli
zadowoleni. Zapytaj Toma
o każdy rodzaj mięsa, jaki potrafisz nazwać, a Tom będzie je miał właśnie na
ladzie, czekając tylko na odrąbanie i zważenie.
Tom odegnał muchy od twarzy i zdrzemnął się na chwilę. Było południe.
Ludzie ze wsi nie przyjechali jeszcze do miasta. Był okres zbiorów i wszyscy
pracowali bez przerwy do dwunastej w południe, orien
tując się według słońca, chociaż czas urzędowy, obowiązujący na kolejach,
był o pół godziny wcześniejszy. O tej porze dnia nie było więc prawie nikogo
w mieście, mimo że była sobota. Wszyscy mieszkańcy miasteczka, którzy
chcieli kupić mięso na sobotni obiad, dostali już to, czego potrzebowali, a
było jeszcze za wcześnie, żeby kupować mięso na niedzielę. Ażeby mięso na
niedzielę było świeże, najlepiej było kupić je u Toma w sobotę około
dziesiątej wieczorem. Potem mogłeś przynieść je do domu i być zupełnie
pewnym, że nie zepsuje się do południa następnego dnia — jeśli nie będzie
wyjątkowego upału.
Muchy brzęczały i siadały na ustach i nosie Toma. Odganiał je dłonią i
próbował zasnąć wyciągnięty na ladzie z kawałkiem chłodnej tylnej
krzyżowej pod głową. Od żucia tytoniu ślina napływała mu do ust i ściekała
do gardła, więc co pewien czas musiał ją wypluwać.
W kącie za wystawą, na której leżały wątroby i móżdżki, stało pudełko od
cygar do połowy wypełnione trocinami, ale z pozycji, w której Tom się
znajdował, nie mógł splunąć tak daleko i dokładnie. Ślina brunatna od
tytoniu rozpryskiwała się na podłodze, .między ladą i pudełkiem od cygar. Ta
odrobina, która spadała na kawał tylnej krzyżowej, nie miała żadnego
znaczenia: większość klientów myła przecież mięso przed ugotowaniem go i
zjedzeniem.
Tylko te przeklęte muchy uporczywie brzęczały i gryzły, a nie ma nic
podlejszego niż leniwe, nażarte muchy w jatce, letnią porą. Tom spędzał je z
nosa i odganiał od ust, jak tylko mógł nie ruszając się zanadto. Po chwili dał
temu spokój.
Gdy Jim Baxter wybiegł z zakładu fryzjerskiego na rogu i wpadł tylnymi
drzwiami, Tom rozkoszował się drzemką. Jim był wspólnikiem Toma i
niekiedy, w bardziej ruchliwe dni, przychodził mu pomagać. Był to ogromny,
rosły mężczyzna, niemal dwa razy większy od Toma. Nosił stale duży czarny
kapelusz o szerokim rondzie i niebieską koszulę z rękawami zawiniętymi po
łokcie. Miał ogromny jajowaty brzuch, z którego stale zsuwały się bryczesy.
Idąc ustawicznie je podciągał. One jednak wciąż się obsuwały, tak że
zdawało się, iż lada chwila w ogóle opadną i zaplączą się pod nogami. Jim
nie używał szelek. Pasek wyglądał bardziej sportowo.
Tom drzemał, gdy Jim wbiegł tylnymi drzwiami i potrząsnął go za ramię.
Wielka czereda much ułożyła się do snu na ustach Toma. Jim je spłoszył.
— Hej, Tom, Tom! — krzyczał zdyszany. — Obudź się, Tom. Zbudź się
szybko.
Tom zeskoczył na podłogę i włożył buty. Był przyzwyczajony do tego, że
ludzie przychodzili i budzili go po to, aby kupić kawałek krzy-
żowej lub kawałek szynki za ćwierć dolara, i w pierwszej chwili wziął Jima za
klienta. Przesunął grzbietem dłoni po ustach, aby spędzić muchy.
— Cóż u diabła — prychnął podnosząc wzrok i widząc stojącego obok
Jima. — Czego chcesz?
— Chodź, Tom. Weź strzelbą. Idziemy w dół rzeki, za Murzynem.
— Boże Wszechmocny! — krzyknął Tom rozbudzony zupełnie.
Chwycił Jima za ramię i zaskomlał:
— Idziesz łapać Murzyna? Naprawdę?
— Do licha, masz słuszność, Tom. Znasz tego starego Negra, który kiedyś
pracował przy kolei? To jego właśnie idziemy łapać. Damy mu dobrą szkołę,
temu Murzynowi. Jakąś godzinę temu, tu niedaleko, na drodze, powiedział
coś do najstarszej córki Freda Jacksona. Fred opowiedział nam o tym u
fryzjera. Dalej, Tom, musimy się śpieszyć. Zdaje mi się, że się z nim za
chwilę pobawimy.
Tom zasznurował buty i pobiiegł przez ulicę za Jimem. W ręce trzymał
strzelbę, a Jim ściągnął tasak z lady. Na pewno złapią przeklętego Murzyna i
poślą go do piekła razem z jego przeklętą czarną skórą.
Tom wraz z jakimiś innymi ludźmi wcisnął się do auta. Jim wskoczył na
stopień drugiego wozu w chwili, gdy ten ruszał. Trzydzieści albo czterdzieści
aut jechało już w stronę wąwozu, a jeszcze więcej przygotowywało się do
drogi.
Mieli upatrzone miejsce nad rzeką. Była tam polana w lasku przy drodze,
a .na niej w sam raz dość miejsca, aby należycie zrobić to, co zamierzali. Tuż
obok znajdowało się mnóstwo suchych gałęzi, a pośrodku polany solidne
drzewo ambrowe.
Samochody zatrzymały się i ludzie wyskoczyli z nich * pośpiechem.
Niektórzy pobiegli po Willa Maxie. Will był właśnie tym starym Murzynem.
Powinni znaleźć go w domu, przy'uprzątaniu bawełny. Will uprawiał dobrą
bawełnę. Wycinał najpierw całą trawę, a potem osypywał ziemię wzdłuż
rzędów bawełny. Każdy inny uprawiał bawełnę nie zadając sobie trudu
wycinania trawy. Ale Will był niegłupim Murzynem. Potrafił także z jednego
akra otrzymać mnóstwo kukurydzy. Ale Willa nikt nie lubił. Dzięki
wycinaniu trawy przy uprawie bawełny i kukurydzy Will zarabiał zbyt wiele
pieniędzy. Zarabiał więcej, niż Tom i Jim potrafili zarobić w swym sklepie
sprzedając ludziom mięso.
Doc Cromer przysłał chłopca ze swojej drogerii z sześcioma skrzynkami
coca-coli i kawałem lodu w cebrze. Do cebra nalano błotnistej wody ze
strumienia, .następnie włożono do niego kawał lodu i trzy skrzynki coca-coli.
Po jej sprzedaniu chłopak miał włożyć do cebra
dalsze trzy skrzynki, aby ochłodzić napój. Każdy lubił pić • coca-colę w
Plik z chomika:
ChomikKulturalny
Inne pliki z tego folderu:
Caldwell Erskine - EPIZOD W PALMETTO.rtf
(908 KB)
Caldwell Erskine - EPIZOD W PALMETTO.pdf
(427 KB)
Caldwell Erskine - OSTATNIA NOC LATA.pdf
(336 KB)
Caldwell Erskine - Jenny.pdf
(701 KB)
Caldwell Erskine - OSTATNIA NOC LATA.rtf
(620 KB)
Inne foldery tego chomika:
A. S. Byatt
Aaa
Abagnale Frank
Abaszydze Grigoł
Abbott Jeff
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin