Niezapomniany5.pdf

(103 KB) Pobierz
Rozdział 5
Nie podchodź zbyt blisko
W środku jest mrok
Tam kryją się moje demony
1
Koniec kwietnia 2007
Nasze głośne śmiechy niosą się po całym pociągu. Spontanicznie
postanowiliśmy pojechać na imprezę do Londynu. Bo kurwa możemy. Nie
zdziwię się, jeżeli imprezy przeciągną się do kilku dni czy nawet tygodni.
Rodzice Jasona wyjechali i jego dom w stolicy stoi pusty. Nadal nie
odezwałem się do mojej rodziny więc cieszę się, że mogę nocować u
Jasona. Choć szczerze mówiąc mam to gdzieś. Już nie raz zdarzyło mi się
zasnąć na ławce czy w jakiejś uliczce między śmietnikami.
Jason podaje mi kubek wódki i wypijam połowę. Nie pamiętam kiedy
ostatnio byłem trzeźwy. Najbliżej tego stanu jestem w piątki, gdy idę do
roboty. Nie chcę stracić jedynego źródła dochodu, choć dzisiaj mi
powiedzieli, że budowa jest skończona i jak przeniosą się na następną to
odezwą się do mnie. Możliwe, że była to wymówka. Dlatego jedziemy do
Londynu. Tam bez problemu można znaleźć miejsce na szybką kasę.
- Mam tu coś dla ciebie - mówi Liz, laska z którą można powiedzieć
się spotykam. Jest na każdej naszej imprezie od kilku tygodni i już sporo
razy się pieprzyliśmy. Totalnie pijani i totalnie naćpani. Teraz pokazuje mi
piękną białą kreskę prowadzącą od jej sutka do końca cycka. A ma solidne
zderzaki.
Pochylam się i gdy wciągam czuję jej rękę na moim penisie. Zlizuję
po sobie biały szlak. Euforia która rozpościera się po moim ciele chce
seksu.
Teraz.
Gryzę Liz w sutek, a ona posłusznie wyciąga mojego kutasa
ze spodni. Odsuwa moją głowę i wciąga moją mniejszą główkę w usta.
Taaa. Wódka, koka i obciąganie. Moja najlepsza rozrywka. Spoglądam na
korytarz przy naszym przedziale i ludzie szybko przemykają, udając, że
nie widzą co tu się dzieje.
Usta znikają z mojego penisa i po chwili zastępuje je ciepła, wilgotna
dziurka. Liz dosiada mnie i zaczyna swoją magię. Ma tak zajebiste mięśnie
1
Imagine Dragons - Demons
tam na dole, że jej zaciskanie się na mnie, wywraca mi oczy. Do tego jest
zajebiście głośna. Jęczy, kwili, krzyczy i dochodzi, a ja za nią, zalewając
ją. Po chwili pieprzy językiem moje usta. Jason wiwatuje, szczęśliwy, że
miał porno na żywo, choć podczas naszych imprez nie jest to nic
niezwykłego.
Co jeszcze lubię w Liz? Że zawsze po sobie sprząta. Mój fiut już lśni
po tym jak dokładnie go wylizała. Normalnie byłbym gotowy na drugą
rundę, ale już nie jestem takim ogierem jak kiedyś. Nie powstaję tak
szybko i w zasadzie czas ten coraz bardziej się wydłuża.
Wysiadamy z pociągu i kierujemy się w stronę najbliższego klubu.
Nie chcą nas wpuścić i tak chodzimy aż w końcu znajdujemy spelunę,
gdzie wpuszczają chyba wszystkich. Wypijamy szybką kolejkę i giniemy w
tłumie. Widzę rudą ślicznotkę więc uderzam do niej. Stoi przy barze i
czeka na swojego drinka. Kelner podaje jej kieliszek i zanim mu płaci, ja
posuwam banknoty w jego kierunku. Dziewczyna patrzy na mnie i mruga.
- Dzięki - mówi.
- Nie ma sprawy ślicznotko. - Przysuwam się do niej i pochylam do
jej ucha. - Aż grzech pozwolić abyś płaciła za siebie.
- Czemu to? - pyta z zadziornym uśmiechem.
- Od tego są faceci.
- I czego oczekujesz po tym jak postawiłeś mi drinka?
- Może na początek ze mną zatańczysz.
Śmieje się. - Na początek?
Kładę dłoń na jej długich palcach i błyskam uśmiechem. - Na
początek.
- Spierdalaj stąd póki masz szansę. - Słyszę głos za mną.
Prostuję się i odwracam. Biały mięśniak stoi z założonymi rękami. -
Bo co? - pytam i określam swoje szanse. Masą może mieć przewagę, ale w
moich żyłach płynie całe mnóstwo używek i jestem nabuzowany.
- To moja kobieta i żaden czarny nie będzie kładł na niej swoich łap
- mówi, przybliżając do mnie swoją mordę.
- A co jeżeli coś długiego i czarnego w nią wepchnę aż jęknie z
rozkoszy?
Dostaję tak, że chwieję się do tyłu i ciemność rozpościera się przed
moimi oczami. Czekam chwilę i gdy odzyskuję jasność widzenia robię
rozpęd i z całej siły wpadam w mięśniaka, który szedł przy lożach ze swoją
laską. Zamiast przewrócić go na ziemię, źle wycelowałem i poleciał prosto
w szklane ściany oddzielające loże od parkietu. Odłamki rozsypują się po
całej okolicy, a mięśniak przy okazji wpada jeszcze na stolik który
rozwala. Chcę do niego podbiec, idealna okazja do skopania leżącego, ale
zanim mam okazję łapie mnie dwóch kolesi i powala na ziemię.
Leżę tak do czasu przyjazdu policji. Jason próbuje dyskutować z
mundurowymi, ale gdy zobaczyli mój promil alkoholu i poświecili mi
latarką po oczach wiedziałem, że wyląduję na dołku. Dodatkowo mięśniak
został zabrany do szpitala. Nigdy nie byłem oskarżony o napaść, a teraz
pięknie rysowała mi się taka przyszłość.
Zamykają mnie w celi z trzema innymi imprezowiczami. Kładę się na
wolnej pryczy i zamykam oczy. Szczerze mówiąc chuj mnie obchodzi co ze
mną zrobią. Zapewne nie po raz ostatni znalazłem się w takiej sytuacji.
Naciągam kaptur od mojej bluzy i zasypiam. Nie jest to spokojny sen,
komisariat jest prawie tak głośny jak klub. Krzyki, telefony, rzyganie,
przekleństwa. Normalnie jak w domu.
- Burton! - Krzyczy policjant i wali pałką w kratę. Podskakuję
wyrwany ze snu i łapię się za głowę. - Wychodzisz.
Próbuję
przełknąć
śmierdzący
kapeć
w
ustach,
jednak
bezskutecznie. Łeb mi pulsuje, w oczach mam piasek z całej plaży w Filey,
a żołądek robi niebezpieczne salta. Wstaję niepewnie i przechodzę obok
policjanta. Patrzy na mnie z pogardą i mam wielką ochotę mu wpierdolić.
Powinien pomagać obywatelom zamiast ich oceniać. Zatrzymuję się w
połowie drogi, bo przy rejestracji widzę osoby, których nie chciałem
widzieć. Przejeżdżam ręką po twarzy i ruszam dalej. Kurwa.
- Synku! - Mama przytula mnie jak tylko jestem w jej zasięgu. Stoję
bez ruchu, nie odwzajemniam uścisku. - Pojedziesz z nami do domu i
wszystko będzie dobrze.
Jakiego domu?
Chyba śni. Nigdzie z nimi nie jadę. Ich dom nie jest
już moim domem. Spotykam wzrok ojca i gdyby mógł zabijać, byłbym
martwy. Z drugiej strony kryje się w nim
Wyswobadzam się z uścisku mamy i wychodzę.
nutka
zmartwienia.
- Myślisz, że gdzie się wybierasz? - pyta ojciec. Gdy
odpowiadam, ponownie woła - Christopher zatrzymaj się w tej chwili.
nie
Zatrzymuję się na środku chodnika, ale nie odwracam się w ich
stronę.
- Miguel nie tutaj, pojedziemy do domu i porozmawiamy - mówi
mama.
Wzdycham. - Nie jadę z wami.
- Chris, synku, proszę nie mów tak. Błagam cię pojedź z nami do
domu. - Słyszę płacz w głosie mamy i gdy staje przede mną, widzę jej
mokre policzki. Schudła. Zmartwienie okrywa całą jej twarz. Nie mogę jej
tego zrobić, za bardzo ją kocham.
- Nie - mówię. - To już nie jest mój dom.
- Chris co ty do cholery mówisz - wrzeszczy ojciec.
- Miguel nie rób scen - szepcze mama. - Proszę, pojedźmy do domu
i porozmawiajmy na spokojnie.
Patrzę na kobietę, która mnie urodziła i która zawsze była po naszej
stronie. Robiła dla nas wszystko, gdyby musiała wskoczyłaby w ogień i
nawet się nie zawahała. - Trzymaj się mamo. Nie martw się o mnie.
Odchodzę. Zakładam kaptur i całą siłę, która mi została, zużywam
na to, żeby się nie obejrzeć.
- Christopher, wracaj tu w tej chwili - krzyczy ojciec. - Jeszcze nie
skończyliśmy tej rozmowy.
Mama tylko płacze i krzyczy moje imię.
Nie oglądam się.
Nie mogę dalej niszczyć im życia.
Mama żyje złudzeniami, gdyby mnie poznała, to jaki teraz jestem,
gdyby zobaczyła moje życie... Nie wiem czy nadal by mnie kochała.
Pewnie tak. Tylko to by ją zniszczyło.
Widzę nadjeżdżający autobus i podbiegam do niego. Nie mam
pojęcia gdzie jedzie. Chcę uciec od rodziców. Siadam na wolnym miejscu
przy szybie i obserwuję świat. Widzę zakochanych, matki ze swoimi
małymi dziećmi, roześmianych przyjaciół, ludzi spieszących do pracy. Tak
bardzo różni się to od mojego życia. Samotnego, z dala od rodziny, z
przyjaciółmi jedynie do picia i imprezowania, bez pracy.
Nie wiem dlaczego wybrałem taki los. Moje dzieciństwo nie było złe.
Może biedne, ale pełne miłości i rodzinne. Mój brat już założył rodzinę.
Susie na pewno znajdzie sobie wspaniałego męża i będzie kopią naszej
mamy. Kochającą i oddaną dla swoich dzieci. Dlaczego więc ja zostałem
takim wyrzutkiem?
Wysiadam z autobusu i piszę do Jasona. Ma po mnie przyjechać, ale
póki co wchodzę do sklepu i kupuję wódkę. Muszę uciszyć głosy w mojej
głowie, które mówią mi kim się stałem. Wieczorem znajdę zapomnienie w
alkoholu, dragach i ciepłej szparce. Wszystko wróci do normy i zapomnę o
spotkaniu z rodzicami.
Nie pozostaje mi nic jak tylko cię kochać
I to jak dzisiaj wyglądasz
Z każdym słowem jesteś coraz bardziej czuła
Przeganiasz mój strach
I ten śmiech
Który marszczy Twój nos
Wzrusza moje głupie serce
2
Koniec października 2010
Budzę się z uśmiechem na twarzy. Nadal nie mogę uwierzyć w to jak
bardzo Samantha mnie zmienia. Otwiera mnie na świat i na doznania,
które są tak inne. Czuję się jak na haju, mimo że jestem czysty. Sam jej
uśmiech powoduje euforie w moim sercu. Gdy czuję jej ciało obok mojego,
zasypiam jak małe dziecko. Jest moim narkotykiem i wiem, że jestem już
tak bardzo uzależniony, że odstawienie jej mnie zniszczy. Chociaż co
jeszcze może się stać, żeby nas rozdzielić? Poznała moją przeszłość i
kocha mnie jeszcze bardziej. Nie powiedziała mi tego, ja jej też nie, ale
widzę to, czuję i słyszę w jej głosie. Słyszę ją poprzez jej piosenki, widzę
poprzez to co dla mnie robi, czuję jak mnie dotyka. Jeżeli to nie jest
2
The way you look tonight - Frank Sinatra
Zgłoś jeśli naruszono regulamin