James Graham Ballard - Wyspa.pdf

(546 KB) Pobierz
J. G. BALLARD
WYSPA
Tytuł oryginału angielskiego A CONCRETE ISLAND
1973 by J. G. Ballard
„Czytelnik” – Warszawa 1982
James Graham Ballard współczesny pisarz brytyjski urodził sie w roku 1930 w Szanghaju. Wojnę spędza w japońskim obozie, potem
studiuje medycynę w Cambridge i służy w lotnictwie. Debiutuje w roku 1956 opowiadaniami science fiction. Ballard stworzył własny typ
tego rodzaju prozy zwracając się ku „kosmosowi wewnętrznemu” człowieka i twierdząc, że „jedyną naprawdę obcą planetą jest Ziemia”.
Od lat sześćdziesiątych był współtwórcą “nowej fali”, prądu łączącego awangardowe poszukiwania z fantastyką naukową. W latach
siedemdziesiątych odchodzi stopniowo od science fiction i pisze powieści symboliczne: „Wyspa” 1974 (The Concrete Island), „High-
Rise” 1975, „The Unlimited Dream Company” 1979.
Twórczość Ballarda we wszystkich okresach obraca się wokół niszczącego działania czasu w charakterystycznym dla znacznej części
prozy brytyjskiej nastroju upadku i przemijania. Jednym z obsesyjnie powracających obrazów-znaków czasu jest wypadek drogowy (lub
lotniczy). „Wyspa” jest opowieścią o „dobrze urządzonym” przedstawicielu współczesnej cywilizacji przemysłowej, który na skutek
wypadku zostaje nagle wyrzucony poza granice świata autostrad i wieżowców.
1.
PRZEZ BARIERĘ OCHRONNĄ
Parę minut po trzeciej 22 kwietnia 1973 roku trzydziestopięcioletni architekt Robert Maitland
jechał najszybszym pasmem zjazdu z Trasy Zachodniej w centrum Londynu. Sześćset jardów za
połączeniem z nowo zbudowanym odgałęzieniem trasy M4, kiedy jego Jaguar przekroczył prędkość
70 mil na godzinę, trzasnęła przednia guma po stronie kierowcy. Wybuch powietrza, odbity od
betonu, odezwał się echem w czaszce Roberta Maitlanda. W ostatnich sekundach przed wypadkiem
wczepił się w rozlatane szprychy kierownicy, ogłuszony po uderzeniu głową o chromowy słupek.
Wóz tańczył po pustej autostradzie, szarpiąc nim jak marionetką. Rozerwana opona czarnym ukośnym
śladem przekreślała białe linie znaczące łagodną krzywiznę autostrady. Pozbawiony kontroli wóz
przebił płot z sosnowych żerdzi, tworzący prowizoryczną barierę wzdłuż skraju szosy, i
przeskoczywszy twarde pobocze zjechał po trawiastym stoku nasypu. Trzydzieści jardów dalej
zatrzymał się na rdzewiejącym podwoziu przewróconej taksówki. Niezbyt poszkodowany w tym
gwałtownym zderzeniu, w którym otarł się o śmierć, Robert Maitland leżał na kierownicy, a jego
spodnie i marynarka, usiane odpryskami przedniej szyby, wyglądały jak zrobione z błyszczącej lamy.
W pierwszych chwilach po odzyskaniu przytomności Maitland niewiele pamiętał z wypadku poza
odgłosem pękającej dętki, słońcem przesuwającym się raptownie, kiedy samochód wyłaniał się z
tunelu pod wiaduktem, i ukłuciami odłamków rozbitej szyby na twarzy. Ciąg gwałtownych wydarzeń
trwających zaledwie ułamki sekundy otworzył się i zamknął za nim jak wrota piekieł.
– … mój Boże…
Maitland słuchał własnego głosu, rozpoznając słaby szept. Jego dłonie wciąż jeszcze leżały na
popękanych szprychach kierownicy, z palcami rozcapierzonymi bezwładnie, jak po sekcji zwłok.
Wparł dłonie w kierownicę i wyprostował się. Samochód stał na pochyłości wśród pokrzyw i
wysokiej trawy.
Ze zgniecionej chłodnicy z sykiem tryskała para, wypluwając krople rdzawej wody. Z silnika
wydobywał się pusty odgłos, mechaniczny charkot śmierci.
Maitland spojrzał pod tablicę rozdzielczą uświadomiwszy sobie nienaturalną pozycję nóg. Jego
stopy leżały między pedałami, jakby je tam umieściła tajemnicza grupa specjalistów zajmująca się
inscenizacją wypadków.
Poruszył nogami i uspokoił się, kiedy przybrały zwykłą pozycję po obu stronach kolumny
kierownicy. Pedały reagowały na nacisk jego stóp. Maitland przestał interesować się trawą i
autostradą za oknami i zaczął drobiazgowy przegląd swego ciała. Sprawdził uda i brzuch, strząsnął
okruchy szkła z marynarki i obmacał klatkę piersiową szukając śladów złamań.
W lusterku obejrzał głowę. Na prawej skroni miał trójkątne skaleczenie w kształcie kielni. Czoło
Zgłoś jeśli naruszono regulamin