Małgosia kontra Małgosia - Ewa Nowacka.pdf

(3565 KB) Pobierz
Text © Copyright by Ewa Nowacka
Warszawa 1975
Illustrations © Copyright by Waldemar Andrzejewski
Warszawa 1975
― Gdzie moje rajstopy?
― Nie wiem.
― Uciekły? Wyparowały? Zostały skradzione przez
tajemniczego złoczyńcę w czarnej masce? Jak myślisz?
― Nie wiem.
Ale wiedziałam doskonale. Rajstopy wzięłam z półki dziś
rano, miałam zamiar zadać szyku, kraciasta spódnica, golf i te
grube, białe rajstopy wyglądające jakby je zrobiono szydełkiem,
strasznie fikuśne. Trzeba akurat pecha, że w tramwaju jakaś
skwaszona pani przejechała po nich czymś ostrym. Totalny
klops z buraczkami. Do wyrzucenia. Nawet wyniosłam śmieci,
żeby wszelki ślad po tych maminych rajstopach zaginął,
zniknęły w czarnej czeluści zsypu, przepadły na zawsze. Nie
ma i nie było.
― Wzięłaś?
— Nie.
Być może mama równie dobrze jak ja wie, że wzięłam, ale
skoro już raz skłamałam, należało się trzymać tej wersji. W
gruncie rzeczy, dlaczego akurat mama musi mieć takie
młodzieżowe rajstopy, a nie ja? Fakt, podbieram mamie różne
rzeczy: bluzki, apaszkę z ręcznie malowanego jedwabiu,
lakierowane pantofle, zamszową kurtkę. Robię to wtedy, kiedy
za mamą zamykają się drzwi. Chodzi do pracy na siódmą. Po
powrocie ze szkoły odkładam pożyczone rzeczy na maminą
półkę, wszystko gra.
― Dlaczego kłamiesz?
— Nie kłamię.
― Miej trochę odwagi cywilnej. Przyznaj się.
— Mówię, że nie wzięłam.
― To był prezent dla cioci Haliny.
— Tak? ― zdziwiłam się uprzejmie.
― Tak. Jeżeli je nosisz, to przepadło. Nie ma prezentu. Za
trzy dni pensja. Urodziny dzisiaj, za dwie godziny. Możesz mi
coś poradzić?
— Nie. I wcale nie noszę tych rajstop ― oświadczyłam z
godnością i zgodnie z prawdą. Nie mogę ich nosić, bo leżą w
śmietniku, sama je tam wrzuciłam. ― Czego ty ode mnie
chcesz?
― Żebyś chociaż mówiła prawdę.
— Mówię prawdę.
Mama dotknęła palcami czoła, wyglądało to tak, jakby chciała
zetrzeć coś niewidzialnego.
― Pomóż je znaleźć ― poprosiła cicho. ― Widocznie gdzieś
się zapodziały.
W porządku, pomagałam z wielkim zapałem, przerzuciłam do
góry nogami wszystkie półki w szafie, odsunęłam tapczan,
wybebeszyłam szuflady swojego biurka.
― Nie ma.
— Nie ma ― powtórzyła mama jak echo.
Poczułam się głupio, ona była naprawdę zgnębiona tym
zniknięciem rajstop. Wcale nie rozgniewana, tylko zgnębiona.
― Dałabym słowo, że je widziałam dzisiaj rano ―
powiedziała z wahaniem, już wcale nie była taka pewna, czy je
widziała, czy nie, bo ja dobrze zagrałam swoją rolę. ―
Dałabym słowo.
― Ale nie ma ich nigdzie.
— No, właśnie.
Trochę współczułam mamie, tylko już nie mogłam się
zdradzić żadną niewczesną litością. Zresztą te rajstopy
rozleciały się błyskawicznie, ciocia Halina nie powinna
żałować, że nie dostała takiego prc zentu.
― I co teraz będzie?
― Wymyślisz jakiś inny prezent ― poradziłam.
— Co?
— Nie wiem, album, czekoladki...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin