Odkrywając Tajemnice - Lisa Renee Jones.pdf

(927 KB) Pobierz
Dla Diego,
to była miłość od spotkania w księgarni.
Podziękowania
Dziękuję moim Underground Angels za ich fascynację
napisanymi przeze mnie książkami i rozgłaszanie światu o ich
istnieniu. Doceniam wasze uwielbienie dla tej serii i wysiłek
włożony w pomoc przy jej rozpowszechnianiu. Szczególne
podziękowania składam Brandy, Laurze, Rae, Zicie i Mandy. Moje
panie, jesteście cudowne. Dziękuję także Allyssi i Aemelii za
dogrywanie szalonych terminów.
Dziękuję wszystkim w Simon i Schuster, którzy pracowali
przy tej serii, a w szczególności mojej redaktorce Micki Nuding.
Dziękuję Louise Fury za jej wsparcie, oddanie i ciężką pracę.
I dziękuję Diego za to, że w magazynie znalazł pamiętnik,
który zainspirował mnie do stworzenia tej serii. Za to, że
praktycznie zmusił mnie do napisania książki o namiętności,
pamiętniku i magazynie (pod warunkiem, że to nie ja umrę!).
Środa, 11 lipca 2012 r.
Jest północ. Siedzę na hotelowym balkonie na Maui. Dźwięk
fal oceanu rozbijających się o brzeg działa jak narkotyk. Trochę
uspokaja chaos, który mam w sobie. Trudno uwierzyć, że stałam
się podróżniczką i znawczynią sztuki. Że nie jestem kelnerką, która
ledwo wiąże koniec z końcem. Ja. Rebeka Mason. Podróżniczka.
Niełatwo w to uwierzyć. Tak samo jak w to, co wydarzyło się w
minionym roku.
Mój nowy mężczyzna leży w hotelowym łóżku. Nagi i piękny.
Śpi zmęczony po kolacji, drinkach i namiętnym seksie. Seks. Tylko
tak mogę to nazwać. On mówi, że uprawiamy miłość, ale ja nie
potrafię tak o tym myśleć. Chociaż chciałabym. I to bardzo.
Dlaczego nie wtulam się teraz w niego i nie cieszę się
zmysłową bliskością jego ciepłego, wysportowanego ciała?
Powinnam, ale przez wiadomość, która przyszła na moją komórkę,
nie mogę. „On” napisał, bym zadzwoniła. On, o którym nie jestem
w stanie zapomnieć. Pragnę go i tęsknię za jego dotykiem i
pocałunkami. Za uderzeniami pejcza na mojej skórze, które
przynoszą jednocześnie ból i niesamowitą przyjemność.
Walczę z pokusą wybrania jego numeru. Próbuję sobie to
wyperswadować. Mój nowy mężczyzna zasługuje na coś lepszego.
Tak jak i ja zasługuję na coś więcej niż to, co daje mi mój Pan.
Jeśli do niego zadzwonię, okażę brak szacunku dla nowej osoby w
moim życiu. I dla siebie. Gdyby nie to, że sprawiał wrażenie
desperacko pragnącego kontaktu ze mną... To niedorzeczne. Ten
mężczyzna nigdy nie był zdesperowany.
Ostatnie tygodnie wypełnione były cudowną namiętnością i
odkrywaniem – świata i siebie nawzajem. Powinnam zachwycać
się tym wszystkim i wielbić mężczyznę, który mi to umożliwia.
Odnosi sukcesy. Jest przystojny i seksowny pod każdym względem.
Ale to nie jego pieniądze mnie pociągają. Podoba mi się pasja, z
jaką je zarabia. To, jakie wiedzie życie. To, jak kocha się ze mną.
Jest niesamowicie pewny siebie. Za nic nie przeprasza. Zna siebie
i akceptuje siebie całego. A mimo to nie jego nazywam Panem.
Nigdy nawet nie spojrzę na niego w ten sposób. Nie wiem, czemu
nie potrafię się w nim zakochać. Nie rozumiem też, dlaczego nigdy
nie będę wobec niego uległa. Nawet gdyby o to poprosił (choć
wiem, że tego nie zrobi).
Jeśli mam być szczera ze sobą, to muszę przyznać, że jest
tylko jeden powód, dla którego nie potrafię otworzyć się na tę
nową miłość. „On” ciągle jest moim Panem. W moim sercu i w
mojej duszy. Nawet w mojej głowie.
Ale on mnie nie kocha. On nawet nie wierzy w miłość. Nie
mogę udawać, że tego nie wiem. Zbyt wiele razy mi to powtarzał.
Pożegnałam się z nim i nie zadzwonię do niego. Wiem, że
jeśli się złamię, ponownie wpadnę w sidła jego uroku. Ponownie
skażę się na zagubienie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin