11_Podst-kult-narod_Poczucie-prawa.doc

(22 KB) Pobierz

Zdzisław Dębicki, PODSTAWY KULTURY NARODOWEJ

 

 

POCZUCIE PRAWA

Podstawą kultury życia publicznego jest poszanowanie prawa.

Naród, żyjący w ustroju demokratycznym, a więc sam stanowiący prawa dla siebie, musi te prawa szanować.

Obywatel, który nie schyla głowy przed prawem, który prawu temu się sprzeciwia w jakikolwiek sposób, jawnie lub skrycie, przez pogwałcenie go lub przez wykrętną jego interpretację, popełnia czyn występny i czynem tym przekreśla swoją obywatelskość. Rezygnuje dobrowolnie ze swojej wolności i godzi się na zastosowanie do siebie przymusu, prawo bowiem, niewykonane dobrowolnie, musi stosować do krnąbrnych obywateli przymus, musi ich siłą pod porządkować sobie, lub usunąć ze społeczeństwa wolnych i odpowiadających za swoje czyny.

Społeczeństwo tedy, które chce mieć kulturę polityczną, nie może posiąść jej inaczej, jak tylko przez wszczepianie szerokim warstwom obywateli poczucia świętości i nienaruszalności prawa.

Bez tego nie może być praworządnych stosunków w państwie, nie może być jasnego i niezbędnego w milionach głów zrozumienia obowiązków w zakresie publicznego i prywatnego życia, które w swoich złożonych formach współczesnych wymaga nieustannie pomocy i kontroli stałego czynnika regulującego. A tym właśnie czynnikiem jest prawo.

Ono jest fundamentem Rzeczypospolitej i dla tego każdy, kto je narusza, narusza fundament państwa — wszystko jedno, czy tak czyni najwyższy w państwie urzędnik, czy najzwyklejszy kryminalista.

W dawnej szlacheckiej Rzeczypospolitej mówiono z przekąsem, ale i nie bez zadowolenia, że „w Polsce, jak kto chce”.

W dzisiejszej, demokratycznej Rzeczypospolitej może być tylko tak, jak tego chce prawo, to znaczy tak, jak tego chce naród, prawo stanowiący.

Niesforny polski indywidualizm musi się z tym zgodzić, musi ulec powadze prawa. Inaczej rozsadzi on całą budowę państwową i doprowadzi naród do ponownej niewoli.

Dla Polski odrodzonej są to rzeczy niesłychanej wagi nie tylko ze względu na nasze obarczenie dziedziczne w kierunku samowoli i swawoli, ale w daleko większym stopniu z uwagi na to, że cały wielki odłam naszego narodu, związany z państwem rosyjskim, w obrębie tego państwa nie przeszedł przez dyscypliny nowoczesnego ustroju praworządnego, lecz, przeciwnie, ulegał razem z tym państwem rozkładowi politycznemu i społecznemu.

Prawo w b. cesarstwie rosyjskim nie było nigdy i przez nikogo szanowane. Gwałcono je na każdym kroku i obchodzono wszelkimi sposobami. Unikano nawet jego karzącej ręki albo przez stosunki, albo drogą przekupstwa, co doprowadziło do tego, że, zwłaszcza w dziedzinie administracyjnej, panowała na całym obszarze państwa, nieznana gdzie indziej, samowola gubernatorów i policmajstrów, robiących „złote interesy” na spółkę z Żydami, przeciwko społeczeństwu i przeciwko państwu.

Zwolna, jak trucizna, przesączało się to do nas, to też skutki długoletniego połączenia naszego z Rosją były takie, że nawet stosunki prawne w dziedzinie cywilizacji, ustalone w Ks. Warszawskim i w Królestwie Kongresowym, a oparte na przyjętym i zasymilowanym przez Polskę kodeksie napoleońskim, uległy z czasem rozprzężeniu Tym bardziej wszystko, co było dowodem starej kultury prawno-politycznej w Polsce, było konsekwentnie niszczone, lub tam, gdzie nie dało się zniszczyć i usunąć, zanieczyszczone przepisami dodatkowymi wnoszącymi nieład do najprostszych i najlogiczniejszych nawet konstrukcji.

To opłakane dziedzictwo, które objęliśmy z chwilą powstania państwa polskiego, kładzie na nas podwójny i potrójny obowiązek czuwania nad tym, aby naród, powołany do samodzielnego życia, wyprowadzić co rychlej z trzęsawiska, w jakie wepchnęła go niewola i postawić na mocnym gruncie prawa.

Przywrócenie prawu powagi i zaufania w szerokich masach, uświadomienie tych mas, że prawo nie jest po to, aby szkodzić i krępować, lecz po to, aby pomagać i zabezpieczać wolność obywatela, jest pierwszym i nieodzownym w tym kierunku zadaniem które równolegle spełniać muszą czynniki państwowe i społeczne.

Rozdźwięk pomiędzy tymi czynnikami jest niesłychanie szkodliwy i jeżeli jeden z nich idzie „do Sasa” a drugi „do Lasa”, to wniosek, jaki z tego wyciągają masy, prowadzi już prosto do anarchii, t. j. do tego, że „każdy sobie rzepę skrobie”, nie oglądając się na dobro i pożytek ogółu, ale jedynie własny interes mając na widoku.

W ciągu trzech pierwszych lat istnienia państwa polskiego i obradowania w Warszawie sejmu konstytucyjnego, byliśmy niejednokrotnie świadkami rozbieżności pomiędzy jego uchwała mi, stanowiskiem i dążeniami społeczeństwa a tym, co przedsiębrał rząd. Było to zrozumiałe, bo żyliśmy na zasadach tymczasowości, w trakcie obrad sejmu nad konstytucją. Ale ta tymczasowość, niestety, przedłuża się. Konstytucja, uchwalona nie bez przeszkód i trudu już weszła w życie. Zanim jednak prawa zasadnicze zaczęły obowiązywać, na tle ustaw przejściowych powstały całe szeregi dziwolągów prawno-politycznych, które zdążyły już zapuścić korzenie w nasze młode życie państwowe.

Tymczasem bez jasno określonych norm prawno-politycznych życie publiczne jest niemożliwe. Z jednej strony wykoleja się ono w każdym trudniejszym momencie tam, gdzie powstaje kwestia donioślejszych decyzji i odpowiedzialności za nie, z drugiej wykoleja to masy w ich politycznym rozwoju, rozwój ten opóźnia, a mniej świadomych i mniej dojrzałych obywateli demoralizuje, wydając ich na łup agitacji stronnictw i partii, walczących z sobą o władzę.

Niebezpieczne przykłady takiej właśnie demoralizacji dawał nam wielokrotnie sejm konstytucyjny w czasie swoich obrad. Nie był on szkołą kultury politycznej dla mas, nie przekonał postępowaniem swoim tych mas o tym, co wziął sobie za godło i wypisał, jako hasło.

Salus reipublicae nie była dla niego suprema lex, bo często nad dobrem Rzeczypospolitej brał górę interes danego stronnictwa. Rozkołysane fale namiętności pochłaniały wówczas już nie pojęcie prawa i słuszności, ale pojęcie dobra ojczyzny i elementarnych względem państwa obowiązków.

Musiało się to odbić na całokształcie naszego życia publicznego, gdzie rozwielmożniła się zasada swobody działania na własną rękę i nie oglądania się na to, jakie pociąga to za sobą skutki dla państwa.

W ten sposób w masach zachwiane zostało przede wszystkim poczucie prawa własności, które, aczkolwiek gwarantowane przez konstytucję i uznane za jej podwalinę, pozostaje u nas pod znakiem zapytania na skutek całego szeregu ustaw i ograniczeń, krępujących właściciela w swobodzie rozporządzania własnością.

Dalej uległo w społeczeństwie zanikowi poczucie krzywdy społecznej, wyrządzanej przez spekulację. Rozwinął się wyzysk, nie tamowany nie tylko już przez prawo, ale nawet przez sumienie. Lichwa żywnościowa i orgia walutowa przybrały zastraszające rozmiary.

Jeszcze dalej rozwinęło się nadużywanie władzy przez czynniki, władzę tę piastujące. W sferach urzędniczych i wojskowych częste były wypadki sprzeniewierzeń i przestępstw.

Wszystko to świadczy o braku w społeczeństwie poczucia prawa.

Elementy, wychowane dawniej w obawie prawa, za którym stała siła państwa zaborczego, z chwilą upadku tej siły, przestały obawiać się prawa, a siła powstającego państwa polskiego okazała się zbyt słabą, aby poszanowanie dla prawa nakazać tym, którzy bez takiego nakazu obejść się nie mogą.

Z drugiej strony zły przykład idący z góry, od rządu i od sejmu, nie sprzyjał tworzeniu się w społeczeństwie mocnej i skoordynowanej opinii publicznej, stojącej za prawem i występującej w jego obronie, ilekroć byłoby ono w powadze swojej zagrożone.

Dla tworzenia się jednak takiej opinii i dla tworzenia się takiej obrony niezbędna jest przede wszystkim znajomość prawa, a tej u nas jest mało, nawet wśród warstw inteligentnych.

Nigdzie na świecie juris ignorantia nie jest tak rozpowszechniona, jak u nas, gdzie obywatel mało dotychczas dba o to, jakie przysługują mu prawa, jak i w jakim zakresie może z nich korzystać, kto i kiedy te prawa mu uszczupla lub odbiera.

W takich warunkach kultura życia publicznego zawieszona jest jakby w powietrzu, nie ma ona stałego oparcia, nie ma fundamentu, na którym możnaby ją budować wyżej i szerzej.

I dopóki tego fundamentu nie założymy, dopóki nie obudzimy w szerokich masach narodu poczucia prawa, dopóty o kulturze politycznej możemy tylko mówić, jak o muzyce przyszłości.

Ponętną może być dla nas jej melodia, ale nie my usłyszymy symfonię, którą pragnęlibyśmy słyszeć, nie my będziemy świadkami harmonijnego układu sił, ścierających się z sobą w walce politycznej o lepsze jutro narodu, o większą siłę i znaczenie państwa.

Walka ta jest niezbędna, jeżeli jednak toczą ją pomiędzy sobą stronnictwa i partie, posiadające niski poziom kultury politycznej, lub zgoła kultury tej pozbawione, to zamienia się ona w orgię polityczną, gdzie szaleją rozpętane namiętności, a gdzie dobro, o które wszystkim chodzić powinno, najwyraźniej traci. Strat tych nie widzą w zaślepieniu obozy walczące, ale naród i państwo odczują je zawsze, prędzej czy później, na własnej skórze.

Dlatego kultura polityczna jest nieodzownym składnikiem kultury narodowej, obejmującej całokształt życia narodu, którego dobro wymaga podporządkowania indywidualnych i sprzecznych nieraz z sobą dążności jednemu celowi i jednemu interesowi zbiorowemu.

Naruszanie tego interesu przez jednostki, pozbawione poczucia szkody, którą wyrządzają, a więc przez lekkomyślnych agitatorów i mówców wiecowych, przez niesfornych lub niepoczytalnych publicystów, wreszcie przez wszystkich, którzy własne sprawy i cele przekładają ponad sprawy i cele państwa, powinno być doraźnie piętnowane przez zdrową opinię publiczną.

Opierając się na poczuciu prawa i zrozumieniu obowiązków obywatela, opinia ta jest źródłem norm życia publicznego, pilnuje dobrych jego tradycji i krzewi tym samem w wewnętrznych i zewnętrznych stosunkach narodu kulturę polityczną. Innej drogi do jej zdobycia niema.

Zdzisław Dębicki, PODSTAWY KULTURY NARODOWEJ, Rok 1925               Strona 3 z 3

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin