David Mitchell
SENNUMER 9
Przełożył Janusz Margański
Spis treści:
Jeden. PANOPTICON
Dwa. UTRACONA WŁASNOŚĆ
Trzy. GRY WIDEO
Cztery. ZIEMIA ODZYSKANA
Pięć. STUDIUM OPOWIEŚCI
Sześć. KAI TEN
Siedem. KARTY
Osiem. MOWĄ GÓR JEST DESZCZ
Dziewięć
O ileż łatwiej pogrzebać rzeczywistość, niż porzucić sny
Don DeLillo, Americana
Dla Keiko
Jeden
PANOPTICON
– Sprawa jest prosta. Ja znam pani nazwisko, pani dawno temu poznała moje: Eidżi Mijake. Nie inaczej, ten Eidżi Mijake. Oboje, droga pani Kato, należymy do ludzi zajętych, nic więc nie stoi na przeszkodzie, byśmy sobie ucięli małą pogawędkę. Przyjechałem do Tokio, aby odnaleźć ojca. Pani zna jego nazwisko i adres. I jedno, i drugie pani mi da. I to zaraz. – Albo coś w tym stylu. Galaktyka śmietanki rozwija się wstęgą w filiżance kawy i rozmyta w tle paplanina nabiera ostrości. Pierwszy dzień w Tokio i już przechodzę samego siebie. Lunchowy śmiech, piątkowe plany, brzęk talerzyków wypełniają Jupiter Cafe. Trutnie warczą do komórek, trutnice modulują niskie głosy, żeby brzmiały bardziej kobieco.
Kawa, kanapki z rybami, detergenty, para. Przez ulicę mam widok na główne wejście do PanOpticonu. Nieźle się przedstawia ten metalizowany, szary gotyk drapacza chmur. Jego wyższe piętra spowijają chmury. Pod ich ściśle przylegającą pokrywą Tokio paruje – w temperaturze 34°C przy wilgotności sięgającej 86%. Tak pokazuje wielki wyświetlacz Panasonica. Ale nie zawsze to widać, tak ścieśnione jest Tokio. Żadnych odległości. Wszystko masz ponad sobą – dentystów, przedszkola, studia tańca. Nawet drogi i chodniki wznoszą się na ponurych palach.
Wenecja, z której odsączono wodę. Samoloty zwierciadlanymi odbiciami pną się ponad lustrami budynków. Zawsze myślałem, że Kagoszima jest ogromna, a tymczasem spokojnie zmieściłaby się w jakiejś bocznej alei Szindżuku. Zapalam papierosa – Kool, marka, jaką wybrał stojący przede mną w kolejce biker – i obserwuję ruch uliczny, przechodniów, na skrzyżowaniu alei Omekaido i ulicy Kita. Prążkowane trutnie, fryzjerka z ozdobą w przebitej wardze, pijaczkowie zaczynający w południe, gospodynie domowe objuczone dziećmi. Nikogo, kto stałby w miejscu. Potoki, nawałnice, korowody, bajty, pokolenia, tysiące twarzy na minutę. Jakuszima to tysiąc minut na twarz. A każda wyposażona w szufladkę pamięci opatrzoną tabliczką: „Rodzice”. Migawki, zdjęcia – porządne i spaprane – przeraźliwe...
renfri73