W dobrej wierze - Rozdział 12.pdf

(480 KB) Pobierz
Strona
1
z
35
KARINA PJANKOWA
„W DOBREJ WIERZE”
Sekunda i przemieniec wbił się we mnie całą swą niemałą, zwierzęcą
tuszą. Przygotowywałam się do natychmiastowej śmierci, ale póki co jedynie
mnie przewrócono.
Przyłożyłam plecami i tyłem głowy o podłogę, w oczach mi
pociemniało, ale na swoje nieszczęście nie straciłam świadomości. Kiedy
widzenie
się
rozjaśniło,
miałam
szczęście
zobaczyć
zwierzęcy
pysk
niebezpiecznie blisko swojej twarzy. Przemieniec groźnie ryczał i raz po raz
pokazywał imponujące zęby, ale nie starał się mnie zagryźć. Strach było
nawet się poruszyć. W żółtych oczach rysia chyba rzeczywiście nie było
nawet przebłysku rozumu, albo zwyczajnie ze strachu nie mogłam go
zauważyć. Najgorsza ze wszystkiego była ta niepewność: niby jeszcze jestem
żywa, ale nie mam możliwości ucieczki.
Przypomniałam sobie, że koty lubią się bawić ze swoimi ofiarami i
zadrżałam.
Jedna rzecz, umrzeć szybko od pazurów i kłów bestii, co innego jeśli
ten zwierz zacznie się nami bawić...
Wokół tłoczyli się przemieńcy, dla których wszystko to, co się działo,
było zabawną rozrywką.
Strona
2
z
35
Leżałam tam, czując na policzku ciepły, wilgotny oddech rysia i
modliłam się do bogów, żeby to wszystko jak najszybciej się zakończyło.
– Linch! – zabrzmiał obok głos laro Raena. – Bogowie, co tu się stało?
Na krewnego Lord zareagował w dziwny sposób: po raz kolejny
zaryczał, przy czym w tak rozdrażniony sposób, że każdy zrozumiał niechęć do
jego obecności.
– Linch, ty co, nie poznajesz mnie?
Jeśli ryk można uznać za odpowiedź, to Jego Ekscelencja nie
rozpoznał laro Raena, to było oczywiste.
– Risz! Żyjesz jeszcze?
Brat. No i po co on tu się zjawił? Jakby mogło to coś zmienić.
– Póki co, tak – chlipnęłam.
Ledwo się odezwałam, kiedy zwierzęca morda przysunęła się całkiem
blisko. Przemieniec zdziwiony przekrzywił głowę na bok, z szumem odetchnął,
a następnie znów pociągnął nosem i wsadził mi do ucha mokry nos.
– Co tu się dzieje? – mruknął laro Raen.
W tłumie rozległy się zdumione szepty.
– A wy już, poszli stąd! – wrzasnął na gapiów kuzyn Lorda. – Znaleźli
sobie przedstawienie! A ty, ty i ty, upewnijcie się, żeby nikt się tutaj nie
Strona
3
z
35
przypałętał! Linch, może zejdziesz z lare Rinnelis? Na pewno jest Jej
niewygodnie.
Przemieniec oderwał wzrok od mojej twarzy, którą wcześniej w
skupieniu obwąchiwał, wyszczerzył się wymownie, dając do zrozumienia jak
odnosi się do kwestii mojej wygody.
– Linch, nie wydurniaj się, twoje dni obłędu jeszcze się nie rozpoczęły,
także nie możesz nie rozumieć co robisz.
– On naprawdę... trochę nie jest sobą – powiedział zza Lorda
Riencharn. – To wina mojej siostry.
Lord zaś rozdziawił paszczę z imponującymi kłami i ta właśnie paszcza
zaczęła niebezpiecznie zbliżać się do mojego gardła. Zamknęłam oczy i
zdusiłam pisk, przygotowując się na najgorsze. Jednak gdy po szyi przeszedł
ciepły, wilgotny i chropowaty język, również nie czułam specjalnego
entuzjazmu.
Wydawało
się,
że
przed
jedzeniem
Jego
Ekscelencja
zdecydował się upewnić o mojej przydatności do spożycia.
– Jak można odwrócić jego uwagę od Risz? – zapytał kahe kuzyna
Trzeciego Lorda.
Nie mogłam nawet zobaczyć, gdzie oni obydwaj stoją, bo morda
Lorda Lincha zasłaniała mi cały widok.
Strona
4
z
35
– Jak wy sobie to wyobrażacie? – z oburzeniem zawołał laro Raen. –
Ja z pewnością nie poradzę sobie z Linchem! I wam zadzierać z nim też nie
radzę.
– To co, mam porzucić moją siostrę na pożarcie przemieńcowi?
– Zakładamy, że on jej na razie nie zje – bez specjalnych emocji
zauważył laro Raen.
Na razie... bardzo pocieszające.
Trzeci Lord w międzyczasie zdecydował, że jest mu niezbyt wygodnie
stać nade mną. I położył się na moim nieszczęsnym ciele cały swoim
niemałym ciężarem. Już przedtem było mi niewygodnie na zimnej podłodze,
a już teraz, kiedy dosłownie mnie rozpłaszczono...
Wydałam zduszony jęk i starałam się jakoś zrzucić z siebie zwierzę. Ten
z niezadowoleniem spojrzał na mnie i nawet nie drgnął.
– Laro, a może mimo wszystko jakoś zabierzecie ze mnie Jego
Ekscelencję? Bo zdaje się, że zamierza zabić mnie ze szczególnym
okrucieństwem… rozgnieść – zajęczałam.
Pod taką tuszą oddychanie było bardzo problematyczne, oprócz
tego przemieniec bardzo szybko odleżał całe moje ciało.
– To znaczy, on ciebie nie żre? – uściślił w jakimś celu Riencharn.
– Póki co, nie. Ale nie jest mi od tego lżej.
Strona
5
z
35
Linch kae Oron całkowicie odmawiał zleźć z na wpół uduszonej Lare
Rinnelis, mowy nie rozumiał, a gdy kuzyn spróbował ściągnąć Lorda z jego
ofiary za skórę, ten niemalże odgryzł krewnemu rękę. Sen patrzył na wszystkie
zdarzenia wyłącznie z boku. Jeszcze kiedy dziewczyna wyszła na spotkanie
rozwścieczonemu władcy, chcącemu ją zabić, młodego przemieńca po
prostu sparaliżowało z szoku i niezrozumienia tego, co się działo. Z jednej
strony rozumiał, że Lord Linch w zwykłym przypadku nie złościłby się tak, w tym
przypadku prawdopodobnie gniew był sprawiedliwy, ale przywiązanie do
lare Tyen było silniejsze, niż obowiązek wobec Lorda i klanu. Bogowie wiedzą,
co by się stało z Senem, gdyby przyszło mu działać wbrew woli swego Lorda,
ale nie spróbować bronić lary Tyen młody przemieniec po prostu nie mógł.
Nie mógł i tyle.
Jednak lare Tyen sama uwolniła swojego ochroniarza od męki wyboru
i wątpliwości. Sama podjęła decyzję i urzeczywistniła ją również sama. A Sen
jeszcze do tej pory, nie to, że nie mógł ruszyć się z miejsca, ale nawet
wydobyć z siebie słowa.
Kiedy Lord nie tknął byłej śledczej, młody przemieniec odczuł taką
ulgę, że po prostu cicho opadł na podłogę i z tej pozycji patrzył na
zachodzące okropieństwo.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin