W3 Naczelna A5.pdf

(3258 KB) Pobierz
Olga Gromyko
Wiedźma naczelna
Przełożyła: Marina Makarevskaya
Tytuł oryginalny: Верхов�½ая ведьма
Rok pierwszego wydania: 2004
Rok pierwszego wydania polskiego: 2011
Co jest potrzebne do szczęścia Najwyższej Wiedźmie
najzwyklejszej doliny, zamieszkanej przez same najzwyklejsze
wampiry? Ulubiona praca? Szybka kariera? Stopień arcymaga?
Lub ...
Przyjaciele nie są w stanie udzielić poprawnej odpowiedzi
(mimo szczerych chęci), a wrogowie czekają tylko na to aby
udzielać rad.
I tak, czarna kobyłka została osiodłana, czarodziejski miecz
naostrzony - i Wolha Redna znowu udaje się psuć nastroje złym
bytom, a tym samym konkurentom, rycerzom a nawet świętym.
***
Spis treści:
Część 1. Żywot świętego Fenduła. ................................................................................................................................5
Część 2. Solidny wypoczynek....................................................................................................................................106
Część 3. Wiedźmosprzedawcy....................................................................................................................................182
Część 4. Sezon pogoni................................................................................................................................................265
Część 5. Nieśmiertelna walka.....................................................................................................................................323
Epilog - Już mi niosą trumnę z welonem....................................................................................................................416
-2-
Stojąca przy ganku czarna kobyła ma podejrzanie niewinny
wyraz pyska i leniwie macha wspaniałym ogonem. Ktoś osiodłał i
podprowadził ją stanowczo zbyt wcześnie, czy raczej to oni zbyt
długo się żegnali...? Znając to bezczelne i nadaktywne stworzenie,
nie można mieć nadziei, że przez godzinę będzie spokojnie
czekała w jednym miejscu, co oznacza, że zdążyła już pójść na
spacer i wrócić. Dopiero świta, okryta kołdrą ze zbyt zimnej i
gęstej jak na wiosnę mgły dolina nadal śpi. Nawet jeśli kobyłka
coś zbroiła, nikt nie wykryje tego zbyt prędko, więc to ON będzie
musiał odpowiadać, gdyż pani karej rozbójnicy potrząsa głową,
odrzucając włosy na plecy, i przymierza się do strzemienia.
- Nie jedź.
Ona opuszcza już podniesioną nogę, odwraca się. Patrzy na
niego z wyrzutem, ale też i zrozumieniem. Prosto w oczy, nie
próbując ukrywać spojrzenia za rzęsami ani prawdziwych myśli
pod ulotnymi bzdurkami na błahe tematy. Mało kto ma na to
odwagę. Wiatr czochra jej długie złocistorude włosy, jedyną jasną
plamę wśród szarego, rześkiego poranka.
- Dlaczego?
- Mam złe przeczucie.
- Daj spokój! - Kobieta uśmiecha się niedbale i klepie kobyłę po
karku. - Już dawno wszystko przedyskutowaliśmy. Muszę zebrać
materiały do pracy i zdobyć tytuł bakałarza trzeciego stopnia, a na
tak odpowiedzialnym stanowisku po prostu nie mam innego
wyjścia. Przecież jestem twoją naczelną wiedźmą, pamiętasz?
- Tak, ale pamiętam również, że jesteś moją narzeczoną. -
W tym żarcie brakuje wesołości.
- Wrócę, przecież wiesz.
Mężczyzna delikatnie przesuwa koniuszkami palców od jej
skroni do podbródka, po drodze chowając za ucho niesforny
-3-
kosmyk. Ona żartobliwie wykręca się, wkłada stopę w strzemię i
wskakuje na siodło.
- Wiem.
Czarna kobyłka chętnie rusza z miejsca. Zbyt chętnie, czyli
zapewne wkrótce należy oczekiwać niespodziewanych gości,
rozgniewanych równie niespodziewaną wizytą psotnicy na ich
dopiero co zasianych grządkach, w sadzie czy nawet na stryszku z
nieostrożnie pozostawioną u wejścia drabiną.
Jeżeli on zawoła, zrobi krok do przodu czy nawet opuści głowę,
zdradzając, jaki ciężar leży mu na sercu, ona natychmiast zawróci.
On również to wie. I milczy.
-4-
Część 1. Żywot świętego Fenduła.
Jaki dajn, taka świątynia.
Stare belorskie powiedzenie
Wiosną nawet najgęstszego, wypełnionego dzikimi zwierzętami
i strzygami lasu nie można nazwać mrocznym i złowieszczym.
Posępne skrzypienie omszałych pni tonęło w szczebiotaniu
ptaków, a na ziemi rozciągały się całe dywany z kwiatów,
nadające starej puszczy wygląd niezwykle radosny, czarowny i
tajemniczy. Tylko patrzeć, a z pobliskiej kupy gałęzi wyskoczy
śliczna driada na białym jednorożcu (albo chociaż jedno z tych
dwojga) lub dobra wróżka, nadal pod urokiem słonecznej kąpieli i
w związku z tym chętna, by bez żadnych opłat uszczęśliwić
pierwszą napotkaną osobę, spełniając jej trzy największe życzenia
(albo przynajmniej jedno, to naj-naj!).
Zresztą od biedy starczy też wredna wiedźma na czarnej kobyle.
- No tak, Smołko... co my tu mamy?
Kobyłka położyła uszy po sobie i cicho brzęknęła sprzączkami
ogłowia. W chwili obecnej jej pani miała wyjątkowo paskudny
nastrój - nie licząc innych problemów, parę minut temu odpadła
jej podeszwa od prawie nowego buta.
Strzemię nieprzyjemnie chłodziło bosą stopę, a ja puściłam
wodze i obracałam pechowy kawałek obuwia w ręku,
zastanawiając się, czy olać sprawę i podkleić go przy użyciu
magii, czy może wrócić do wsi i od serca porozmawiać sobie z
szewcem oszustem, miłośnikiem zgniłej dratwy. Mimo że
powrotna droga nie była daleka, nie miałam szczególnej ochoty na
jej pokonywanie. Pieniędzy również było mi szkoda, a zaklęcie
naprawcze wymagało codziennego odnawiania. Ale nic to, zawsze
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin