Skwarczyński Adam - autoerotyzm.doc

(97 KB) Pobierz

OSOBA SAMOTNA WALCZY O CZYSTOŚĆ Z MIŁOŚCI DO BOGA

 

Nie żyjemy w czasach wspaniałego średniowiecza, kiedy to ludzie zdobywali się dość powszechnie na wielki wysiłek, by całkowicie należeć do Boga poprzez jak najpełniejsze opanowanie swoich popędów. W tamtych czasach nawet niektóre małżeństwa potrafiły zachować dziewictwo. Nas nie stać, jak ich, na długotrwałe surowe posty, na zastąpienie miękkich i wygodnych ubrań włosiennicą, na noszenie kłujących łańcuszków na rękach czy nogach, na biczowanie swojego ciała. My nawet nie zawsze potrafimy powiedzieć „nie” swoim oczom, gdy narzucają się nam obrazy nasycone erotyką. Mimo wszystko jednak i my chcemy całkowicie – z duszą i ciałem – należeć do Boga. Jak to możliwe…?

Ludzie raz – w raju – dokonali bardzo złego wyboru, którego jednym ze skutków była utrata zdolności samoopanowania („poczuli, że są nadzy”, i zaczęli ze strachu i wstydu chować się przed Bogiem). Pozostała nam (wszystkim, poza Niepokalaną) już tylko jedna możliwość: zawrócić z tej ucieczki i zaprosić Boga do swojej zranionej płciowości, obnażyć przed Nim i ofiarować Mu swoją „nagość”, wyrywając ją tym samym z rąk szatana, rajskiego węża. Tylko jak to w praktyce zrobić…?

Szatan stara się każdego człowieka uczynić „ciałem”, a więc tak rozdmuchać jego potrzeby psychofizyczne, by stały się jakby bożkiem, a wtedy duch – najwyższa sfera naszej osobowości, ta jakby „cząstka Boga” i Jego ducha – znajdzie się najniżej, stłamszona, zdegradowana, zbrukana. Zbuntowany sługa zajmie miejsce swego pana.

Wróg piekielny osiąga to przez różnorakie uzależnienia, zwane też nałogami, do których należy także masturbacja. Jeśli o nią chodzi, dąży on do tego, byśmy zanurzyli się w swoim ciele i w sposób egoistyczny tę energię, która z woli Stwórcy ma służyć poczęciu nowego życia w miłosnym zjednoczeniu małżonków, skierowali ku samym sobie. Staniemy się wtedy (w sferze płciowej) wielkimi „żarłokami”, podobnymi do tych starożytnych, którzy na ucztach wymiotowali to co zjedli, by mieć przyjemność z dalszego jedzenia.

Przeciwnik bywa bardzo natrętny – swoje ataki skierowuje na umysł, pobudza pamięć, chce nas tak omotać, byśmy tylko o tym w kółko myśleli. „Pomaga” nam do tego, byśmy rozbudzili swoje namiętności przez dotyk, wyobrażanie sobie pierwszego w życiu doznania erotycznego, dawnych upadków, scen filmowych, może wspólników grzechu. On zna doskonale naszą naturę od dziecka i potrafi do niej znaleźć dostęp, w dzień i w nocy. Tak, i w nocy – u niektórych wtedy ma nawet większe pole do działania, gdy dusza nie kontroluje ciała. Może bazować na naszych zranieniach, wyniesionych z domu (np. na wspomnieniach, dotyczących bliskich nam osób, zachowujących się w sposób niezrównoważony, a nawet niemoralny); na naszych emocjach, które mogą szukać

ujścia w sferze fizycznej; na stanie naszego zdrowia, powiększając np. świąd pewnych wrażliwych okolic ciała.

Trudniejszy ma do nas dostęp wtedy, gdy nasze życie płynie zwykłym, względnie spokojnym rytmem. Gdy jednak jesteśmy czymś podnieceni, podenerwowani, przemęczeni, wytrąceni z równowagi psychicznej – natychmiast nas atakuje. Ten spryciarz nie zaproponuje nam jednak nigdy tego, co uznajemy za samo zło, lecz podsuwa nam zło w opakowaniu dobra. Także w opisanej przed chwilą stresującej sytuacji od razu przynosi nam „lek” – coś jak narkotyk: propozycję „odlotu”, „uspokojenia”, „ulgi”, a w nocy „dobrego snu”. Stąd wniosek: mamy być wtedy szczególnie czujni, przygotowani i uzbrojeni do walki, by nie dać mu się zaskoczyć i już w pierwszej chwili na atak odpowiedzieć swoim atakiem, a jeśli nie – to przynajmniej ucieczką, zajęciem się czymś innym. Jeśli przeciwnik uderza w kogoś, pobudzając do wspominania osób, mających dawniej udział w jego grzechu – dobrym sposobem walki będzie wtedy podniesienie ich w wyobraźni ku Niebu, wysoko, nawet bez słów, a jeśli ze słowami – to z prośbą, by Bóg im wybaczył, uświęcił, błogosławił.

Jeżeli ktoś nie doznał ciepła, pieszczoty, przytulenia ze strony rodziców – wchodzi w dorosłe życie z tym brakiem, niedosytem, przez co jego sfera zmysłowa może być bardziej podatna na działanie rajskiego węża, zwodzącego Prarodziców (choć taką teorię niektórzy specjaliści odrzucają). Warto wtedy na nowo „przepracować” ten problem, a mianowicie obejmować ojca lub matkę (zarówno żyjących na ziemi, jak i zmarłych) „ramionami serca”. Polega to na odblokowaniu i uzdrowieniu sfery uczuciowej przez wyobrażanie sobie takiego przytulenia do ojca lub matki, jakiego w dzieciństwie zabrakło. Należy trwać w tym przytuleniu (objęciu) tak intensywnie i długo, powracając do niego nawet całymi tygodniami, aż poczujemy w sobie fale ciepła i serdeczności, łączące nas z tymi osobami, takie jakby promieniujące z nas „pole życzliwości”. Może nam w tym pomóc ich zdjęcie.

Pewna zakonnica stwierdziła, że w ten sposób przytula się do serca Jezusa oraz do Boga Ojca i miewa wrażenie, że sama jest przez Nich przytulona, ale co do innych – „ziemskich” osób – chyba nie powinna tego czynić, skoro cała należy wyłącznie do Boga… Wydaje mi się, że samo „przytulenie” nie musi oznaczać „oddania się” człowiekowi; a zresztą, czy przyjacielskie „oddanie się” komuś (zwłaszcza w relacjach dziecko – rodzice) musi mieć zaraz zabarwienie erotyczne, a więc w tym wypadku niepożądane? Nie chcę tu głębiej wchodzić w to zagadnienie, gdyż każdy z nas ma swoją własną drogę, własne bogactwo uczuć i przeżyć, więc nie da się stworzyć „szablonu zachowań” wspólnego dla wszystkich. Ogólna, Chrystusowa zasada rozponawania „dobrego drzewa po dobrych owocach” i tutaj znajduje zastosowanie: gdyby były wyraźnie złe, należy to „ćwiczenie” przerwać.

Bywa i tak, że jesteśmy ostatnim ogniwem biblijnych „czterech pokoleń”, a więc niesiemy na sobie ciężar czyichś niemoralnych czynów, mając okazję do ekspijacji (wynagrodzenia) za nie. Gdy tę szansę wykorzystamy, nasi przodkowie mogą być uwolnieni z czyśćca. W tym celu może jednak nie wystarczyć oczyszczające nas zmaganie się ze sobą i z szatanem i niesiony przez nas ciężar, ofiarowany Bogu. Potrzebne będzie wtedy ofiarowanie Ojcu Niebieskiemu Jego Jedynego Syna we Mszy świętej wynagradzającej za grzechy przodków trzeba poprosić o nią kapłana.

Na powyższych wnioskach oprę teraz kilka rad praktycznych, próbując odpowiedzieć na pytanie: co ma zrobić osoba samotna, może nawet wiążąca się z Bogiem ślubem lub przyrzeczeniem czystości, by doznania erotyczne nie obciążały jej sumienia i nie oddalały jej od Boga?

1. Niech bezwzględnie uzna, że chodzi tu o problem bardzo poważny, rzutujący na całokształt jej życia duchowego, a nawet na bardziej lub mniej szczęśliwą wieczność. Zły duch znalazł sobie dzisiaj wielu takich, z księżmi włącznie, którzy chcą ten problem bagatelizować, by usprawiedliwić złe życie własne i innych. Twierdzą oni np., że Apostołowie byli żonaci i mieli dzieci, więc „i dzisiaj nie ma w tym nic złego”, czego przykładem może być Prawosławie; że „taka jest nasza natura – takimi nas Bóg stworzył, więc nie powinien być w tej kwestii zbyt

wymagający”; że „zmieniły się czasy” i my dzisiaj inaczej patrzymy na ciało i na życie niż w średniowieczu… Lista takich rzekomych usprawiedliwień byłaby długa! Jednak tylko Bóg może nas usprawiedliwić i potraktować mniej lub bardziej łagodnie, ale my sami nigdy nie próbujmy tego czynić! Także w konfesjonale spowiednik nie ma prawa sugerować nikomu ani przekonywać, że „nie jest grzechem” to, co penitent odczuł i wyznaje jako grzech. Jest to wielkie nieporozumienie, gdyż Bóg osądza nas według tego, jak trzymaliśmy się ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin