Pamiętaj mnie - rozdział 36.pdf

(1416 KB) Pobierz
1
2
Niektórzy ludzie są skazani na porażkę. Niezależnie od tego co zrobią, jakie decyzje podejmą,
i tak nie sa w stanie uwolnić się od przeznaczenia, wiszącego nad nimi niczym czarny omen.
Eve przez dwa lata uciekała od życia które niegdyś prowadziła, chcąc ratować swój cały
świat, którym był ON. Wbrew wszelkim staraniom, nigdy nie potrafiła się odciąć od
wspomnień i marzeń, jakie miała wcześniej. Uciekała do momentu, gdy przeszłość w końcu
ją dopadła, otaczając niepewną teraźniejszością, ściągając w rodzinne strony, rozdrapując
stare rany i mamiąc słodką iluzją z Maxem.
3
Rozdział 36
Przeszłość
Chodziłam po domu jak na zgrzewce energetyków. Brzuch zawiązał mi się w supeł,
przez co nie mogłam przełknąć niczego. Dosłownie. Miałam problem nawet z przełykaniem
własnej śliny. Chciała znaleźć się w ramionach Maxa i spędzić tam kilka następnych godzin.
Po prostu czuć go przy sobie, słyszeć jego kojący szept. Byłam pewna, że wtedy wszystko
wyglądałoby inaczej. Jednakże nie zawsze chcieć oznacza móc, wbrew temu co powszechnie
jest przekazywane.
Odchyliłam głowę do tyłu, wypuszczając drżący oddech i przeczesałam włosy
palcami. Miałam jeszcze chwilę, aby wziąć się w garść, a później musiałam wsiąść do
samochodu razem z rodzicami i wyruszyć w kilku dniową podróż. Czułam, że była
możliwość, iż mogłam ześwirować podczas tego. Zawody międzystanowe. To jeszcze do
mnie nie docierało. Albo docierało aż za bardzo.
- Jeśli będziesz się tak przejmować, to nie skupisz się na scenie, Nikkie – westchnęła
mama, przez co się napięłam.
Nikkie.
- Ciężko jest się nie przejmować mamo. Co jeśli się nie dostanę? Co jeśli się pomylę?
Zapomnę następnego kroku i mnie sparaliżuje? Co jeśli złamię nogę wchodząc na scenę? Co
jeśli…
- … będziesz rewelacyjna i zmieciesz wszystkich ze sceny? Ponieważ to jest
najbardziej prawdopodobny scenariusz, kochanie – dokończyła, posyłając mi ten swój ciepły,
matczyny uśmiech.
- Ale…
- Nie ma ale, kochanie. Dobrze wiesz na co cię stać i my także to wiemy. Stres jest
dobry, jeśli potrafisz go opanować. Działa motywująco. Po prostu… nie pozwól mu na to, aby
tobą zawładnął – dodała i objęła mnie ramieniem, przyciągając do siebie.
Westchnęłam cicho, wtulając się w nią i znowu poczułam się jak mała dziewczynka,
szukająca schronienia za maminą spódnicą. Wtedy świat nie wydawał się tak przerażający,
ponieważ zawsze miałam przy sobie kogoś, kto ochroniłby mnie przed wszystkim. Komu
ufałam i wierzyłam w jej tajemną moc. Jednakże w tym momencie nie miałam już tego
naiwnego przekonania i strasznie za nim tęskniłam.
4
- Cath i Luke będą aby ci kibicować? Możemy ich zabrać ze sobą, mamy przecież
miejsce.
- Lecą z Maxem – wymruczałam wtulona w nią.
- Maxem?
Dopiero w tym momencie zrozumiałam swój błąd.
- Z profesorem Bradly – dodałam pospiesznie.
- Nie wiedziałam, że jesteś z nim po imieniu.
- No wiesz, jest młody i bardzo otwarty. Stara się nie traktować nas z góry, lecz
bardziej jak partnerów. Jak wiadomo to wpływa bardziej motywująco, ponieważ wiesz wtedy,
że masz też jakieś prawa. W sumie ma bardzo ciekawe myśli życiowe…
W sumie sama nie byłam pewna po co to wszystko mówiłam. Plotłam cokolwiek,
choć miałam wrażenie, że coraz bardziej zagłębiam się w bagnie, do którego wpadłam.
Widziałam w spojrzeniu mamy przebłysk zrozumienia, który ani trochę mi się nie spodobał.
- I bardzo angażuje się w życie swoich uczniów – powiedziała nieco innym głosem,
niemalże zaczepnym.
- Pasje. Angażuje się w ich pasje. Stara się nas poznać. Poza tym jeśli coś osiągnę
dzisiaj, to będzie także osiągnięcie dla naszej szkoły, prawda? Pewnie dlatego postanowił
pojechać.
- Oczywiście, kochanie – rzuciła z niecnym uśmiechem, przez co jęknęłam w duchu.
Odsunęłam się od mamy, próbując przy tym się w jakiś sposób uśmiechnąć, lecz
prędzej wyszedł z tego wyraz skrępowania. Czułam, jak policzki zaczęły mi płonąć od
zażenowania, choć starałam się zachować niewzruszoną postawę. Przestąpiłam z nogi na
nogę, nie do końca wierząc co ze sobą zrobić. Rozmowę mogłam uważać już za zakończoną?
Oblizałam wargi i odwróciłam się w stronę schodów i pokoju, gdzie został mój telefon.
Potrzebowałam jeszcze raz usłyszeć jego głos. Jeszcze raz przed tym teatrem, który będziemy
musieli odegrać przed rodzicami. I zdecydowanie musiałam mu powiedzieć o tym, że
mówimy sobie po imieniu. Przy
nich.
To nie mogło się skończyć dobrze.
- To ja ten… no… pójdę po rzeczy, bo musimy chyba jechać zaraz, prawda? –
spytałam, zaskoczona tym, że nie potrafię sklecić całego, sensownego zdania.
Ruszyłam w stronę schodów i w tamtym momencie usłyszałam swoje imię, więc
ponownie zwróciłam się w stronę mamy.
- Uważaj na siebie, kochanie – powiedziała z czułością i troską słyszalną w jej głosie,
przez co przełknęłam ślinę, czując się jak winna, przyłapana na złym uczynku.
- Na co? – spytałam.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin