S.A Rolls - A brand new ending (tłumaczenie nieoficjalne, windrunner_).pdf

(4215 KB) Pobierz
Dla Jenice.
Bez Twojego entuzjazmu ta historia wciąż mogła być niedokończona.
Jesteś wiatrem pod moimi skrzydłami.
„Mimo że nikt nie jest w stanie cofnąć się i zacząć na nowo, każdy
może zacząć teraz i stworzyć nowe zakończenie.”
Wbijam paznokcie w zimną, metalową barierkę, podczas gdy moje oczy obserwują
masę ludzi, spieszących się pode mną. Wtorkowa noc, kolejny zwykły dzień.
Wszyscy są zajęci martwieniem się o to, co zamierzają przygotować na obiad, albo
czy uda im się zdążyć na recital taneczny córki. Dla mnie jednak to kolejny dzień
bólu. Kolejny dzień wypełniony wyniszczającym strachem.
Założę się, że żaden z nich nawet nie zauważył mnie stojącej tutaj z kapturem
naciągniętym na głowę i patrzącej w dół w zimną, ciemną czeluść. Chłodny wiatr
wieje ponad stalowymi kablami, ten złowieszczy dźwięk sprawia, iż moje serce bije
jeszcze szybciej. Zupełnie jakby szatan śmiał się ze mnie, czekając, aż dokończę
dzieła. W dłoniach kurczowo ściskam złożony świstek papieru. Moje pożegnanie. Nie
dla kogoś konkretnego, dla świata.
Podskakuję na dźwięk dzwoniącego telefonu i z zaskoczenia poluźniam uścisk na
kartce. Patrzę, jak sfruwa w dół na chodnik w takim tempie, iż niemożliwym byłoby
dla mnie złapać ją na czas. Wyciągając telefon z kieszeni w kurtce uświadamiam
sobie, że to nie mój telefon dzwoni.
Kto w ogóle by do mnie dzwonił? Nie mam
nikogo.
Powinnam schować go z powrotem, jednak zamiast tego trzymam w dłoni
przed sobą. Wyciągam rękę poza barierkę tak szybko, jak tylko mogę, ciasno
zaciskając na nim uścisk. Moje knykcie bieleją. Później wypuszczam go.
Telefon spada tak szybko, iż moje oczy ledwo mogą skupić się na nim poza
zarysem metalu. Po kilku sekundach widzę mały krąg na wodzie, po czym telefon
zostaje pochłonięty przez ciemność.
Mdłości natychmiast ogarniają mój żołądek.
Muszę to zrobić. Nie mam po co żyć.
To nie tak, że ktokolwiek się przejmie… albo zauważy.
Podciągam rękaw kurtki, przebiegając palcami po siniakach i bliznach, które
zdobią moje ramiona.
Wracam myślami do wszystkich tych razów, gdy pokazałam je Elainie tylko po to,
aby usłyszeć, że wini za nie moją niezdarność. Znała prawdę, mogłam to wyczuć.
Widać to było w jej oczach.
To, że pracowała na nocne zmiany zawsze było takie dogodne. Usiłowałam nie
bywać w domu, gdy on tam przebywał, jednak jakimś cudem zawsze udawało mu
się wejść do niego bezszelestnie. Ucieczka była niemożliwa. Tak bardzo, jak
chciałam opuścić ich obydwoje, nie mogłam. Nie miałam dokąd pójść, ani pieniędzy,
czy pomysłu na rozpoczęcie nowego życia. Nie było innej opcji prócz tej jednej.
Chciałam, by ból w końcu ustał. Chciałam, by strach się zakończył.
Ponownie przesuwając spojrzeniem dookoła, dostrzegam przerwę w tłumie - na
moście nie było nikogo w zasięgu wzroku. Wślizguję stopę między szczeliny w
barierce, podciągając ciało w górę o kilka cali. Wiatr wieje mocniej na tej wysokości.
Kaptur zsuwa mi się i włosy zaczynają powiewać w powietrzu tak szybko, że
uderzają mnie w twarz.
Przerzucając prawą nogę ponad barierką, siadam na niej okrakiem, ręce trzęsą
mi się, gdy zaciskam je na niej.
Po kilku sekundach zauważam ludzi pojawiających się niedaleko, więc szybko
podrywam drugą nogę. Jeśli mam zamiar to zrobić, muszę teraz. Moje ciało
ponownie mierzy się z oceanem, gdy zaciskam palce na barierce za sobą. Patrząc
przed siebie, oglądam powoli zachodzące słońce. Niższa partia nieba ma teraz
jaskrawo-pomarańczową barwę. Mój umysł i ciało stają się niesamowicie spokojne,
gotowe do zostawienia za sobą tego bolesnego życia. Ponownie zerkam na niebo ze
łzami przesłaniającymi widok.
- Przepraszam, tato – szepczę przez zaciśnięte gardło zaraz przed puszczeniem
barierki.
Odpychając się od ściany prysznica, kończę spłukiwanie szamponu z włosów i
wyłączam ciepłą wodę. Wychodząc, zdaję sobie sprawę z tego, jak lodowato jest w
mieszkaniu, już tęskniąc za ciepłym strumieniem, spływającym po całym moim
ciele. Łapię ręcznik z wieszaka i przebiegam nim przez włosy, po czym owijam
ciasno wokół bioder. Patrzę na siebie w lustrze i przesuwam dłonią po brodzie,
wyczuwając zarost.
To będzie musiało poczekać.
Zakładam okulary, przez co mogę dokładnie zobaczyć na jak zmęczonego
wyglądam, rezultat zbyt wielu nadgodzin. Podnoszę telefon z lady i klikam ekran, by
sprawdzić czas. Minęła 17:30.
Ziewam głośno, moje ciało nie pragnie niczego więcej, jak tylko ponownego
wpakowania się do łóżka. Jest wtorkowy wieczór, mój siódmy z kolei dzień pracy na
nocnej
zmianie.
Krótko
mówiąc
-
jestem
wyczerpany.
Szybko
nakładam
antyperspirant oraz wodę kolońską, po czym gaszę światło i wracam do sypialni.
Otwieram szafę, wyciągam z niej mój uniform - jasnozielony fartuch.
Nakładając go, przebiegam palcami przez włosy, próbując poskromić dłuższe
kosmyki na czubku głowy, jednak przegrywam z kretesem. Łapię torbę z podłogi,
przerzucam ją przez ramię i przechodzę do salonu. Podchodzę do lodówki i otwieram
ją, by wyciągnąć butelkę wody oraz jabłko, po czym wrzucam je do torby. Podnoszę
karton mleka zauważając, że jest niesamowicie lekki. A przecież był pełen tego
ranka.
Chwilę później słyszę, jak otwierają się frontowe drzwi. Wyglądając zza drzwi
lodówki, gapię się na postać, wchodzącą do środka.
- Hej – mówię, po czym zwracam swoją uwagę z powrotem do nieistniejącego
jedzenia.
- Co tam? – pyta, upuszczając swoje rzeczy na środku przejścia.
Zamykam lodówkę.
- Mógłbyś nie zostawiać swojego gówna na środku korytarza? Inni ludzie żyją
obok ciebie – wyjaśniam nieco zirytowanym tonem.
- Jak sobie chcesz, gościu – odpowiada, opadając na kanapę.
Wylewam resztki mleka do zlewu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin