W dobrej wierze - Rozdział 6.pdf

(600 KB) Pobierz
Strona
1
z
27
KARINA PJANKOWA
„W DOBREJ WIERZE”
Lekarz trochę podkurował laro Eryka i wyszedł z pokoju.
Uzdrawiająca magia naprawdę działa cuda: oparzenie na szyi księcia nie
wyglądało już tak strasznie jak na początku. Chociaż nadal obrzydliwie.
– Lepiej jak z nim zostanę – powiedziałam, patrząc z litością na półkrewka.
Mimo wszystko, moim zdaniem, Jego Ekscelencja mocno przegiął...
Zdecydowanie przegiął, przypominając sobie, jaki ślad pozostawiło rozżarzone
żelazo na szyi królewskiego bękarta.
– Z jakiego powodu? – skrzywił się na moje słowa Lord.
– Przynajmniej, aby przeprosić za obecny opłakany stan laro Eryka –
wzruszyłam ramionami.
Lord Linch nachmurzył się. Oczywiście, uważał, że jego działania nie
wymagają tłumaczenia. Prawdopodobnie, z punktu widzenia jednego z władców
rodu, miał prawo, interesy Rysi znaczą więcej niż jednej półelf. Jednak, tak obejść się
z laro Erykiem, który miał już wystarczająco dużo nieszczęścia w życiu, to było po
prostu obrzydliwe.
Przynajmniej teraz, kiedy ja znalazłam się w podobnej sytuacji, mogłam
spojrzeć na to, co się dzieje inaczej niż wcześniej – widziałam wszystko z punktu
widzenia ofiary.
– Lepiej idź – powiedział oschle przemieniec.
Strona
2
z
27
– A mogę zostać, Lordzie Linch? – spytałam wprost. Trzeciemu Lordowi wiele
może się nie podobać, ale tak długo, jak nie ma bezpośredniego zakazu, mogę
robić co uznam za stosowne.
– Tak – powiedział przez zęby przemieniec i wyszedł. Nie był zadowolony.
Na drzwi nałożyłam zaklęcia ochronne i usiadłam na krześle, czekając, aż
laro Eryk dojdzie do siebie. Było mi go żal... Mimo że półkrewek mnie szantażował i
tak było mi go żal, od swoich narodzin był w pułapce, z której nie było wyjścia, albo
po prostu ja go nie widziałam. Ja miałam rodzinę, kochającą, niezawodną jak skała,
a on przez całe swoje życie był rzeczą, niewolnikiem bez praw, przekazywanym w
drodze dziedziczenia... I był sam.
Zabawne, wcześniej nie miałam skłonności do współczucia.
Tymczasem przedmiot moich rozważań z cichym jękiem otworzył oczy,
powoli i ostrożnie odwrócił głowę i zobaczył mnie.
– Lare Tyen, co ty tu robisz? – zapytał cicho.
Co się z nim stało, nie pytał. Cóż, to nie potrzebuje dodatkowych wyjaśnień.
– A wasz Lord... to wyjątkowy... – półkrewek syknął przez zęby po kolejnej
próbie wstania.
Potem oprzytomniał:
– Proszę wybaczyć, lare Rinnelis, nie wytrzymałem.
– Rozumiem twoje uczucia, laro Eryku. Myślę, że powinnam przeprosić za
czyny Lorda Lincha. Chociaż, to nie mój Lord.
W spojrzeniu księcia błysnęło zdziwienie:
– Pani w ogóle nie ma za co.
Obruszyłam się. Po raz pierwszy od wielu lat, ktoś wątpił w moją złośliwość.
– A może ja też przyłożyłam do tego rękę?
Strona
3
z
27
Laro Eryk znów poruszył się, starając ułożyć się wygodniej ponownie jęknął i
powiedział:
– Nie, lare, to absolutnie nie w pani stylu, możesz być okrutna, ale zawsze
starasz się uniknąć niepotrzebnych uszkodzeń ciała.
Wzrok laro Eryka zatrzymał się na karafce, stojącej na stole. Wstałam,
nalałam trochę wody do stojącej obok szklanki i podałam półelfowi nie czekając na
prośbę.
Książę jedynie oczami uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością i jednym
haustem opróżnił szklankę.
– Ja już zdążyłem nieźle panią poznać lare Rinnelis. Przykuła pani moją
uwagę jeszcze w trakcie studiów. W pewnym momencie nawet myślałem poważnie
o zaangażowaniu pani do pracy w Tajnej Kancelarii.
– A dlaczego mnie nie zaangażowano? – wykazałam ciekawość.
Pomyśleć tylko, okazuje się, że mogłam się stać jedną z wszechmocnych,
tajnych pracowników Tajnej Kancelarii.
– Szczerze? – upewnił się.
– Chciałabym.
– Oficjalną przyczyną niezdolności była pani nadmierna zasadniczość –
powiedział brat króla. – W rzeczywistości... to nie było miejsce dla pani, lare, ale i
straż to nie jest miejsce dla pani, zapewniam.
– Dlaczego nie? – byłam oburzona.
Na mój profesjonalizm nigdy nie narzekano.
– Bez obrazy, lare Rinnelis – książę uśmiechnął się ugodowo. – Pani doskonale
radziła sobie z obowiązkami, ale praca wybrana przez panią, trochę nie przystoi
młodej, inteligentnej dziewczynie z dobrej rodziny, jaką bez wątpienia pani jest.
Strona
4
z
27
Mruknęłam
z
irytacją.
Można
by
pomyśleć,
że
jestem
łagodną,
uduchowioną dziewczyną, która piszczy na widok myszy lub, co gorsza, taką z
białymi rączkami.
– A gdzie jest miejsce dla mnie? Jestem śledczą, z tym już nic nie zrobisz.
– To dziwne, przemieńcy, moim zdaniem, całkowicie pani pasują. Tu nie
będzie musiała pani martwić się co za plecami. I Linch kae Oron, niezależnie od
tego za jakiego drania go uważam, swoich podwładnych żałuje i strzeże. U ludzi
Straż... jak również Tajna Kancelaria, to mechanizm, który nie będzie opłakiwać
niepotrzebnego koła zębatego, tutaj jest bardziej jak w rodzinie, choć dziwnej, ale
niezawodna. Jak skała.
– To zabawne – powiedziałam w zamyśleniu. – Nigdy nie myślałam, że
orientuje się pan w tych sprawach.
Wiedziałam, że świadomie zadaję mu ból, innego rodzaju niż spowodowany
przez Lorda Lincha, ale nie mogłam się oprzeć. Współczułam mu, ale nie miałam
zamiaru wybaczać szantażu i nie chciałam. Po pierwsze dlatego, że groził nie tylko
mnie, ale również mojej rodzinie. A tego na pewno nie mogłam odpuścić.
– Trafnie uderzasz, lare – półelf uśmiechnął się niemrawo. – Dziecko nieznanej
matki i jeszcze do tego mieszanej krwi, oczywiście, nie może nic wiedzieć o rodzinie,
nieprawdaż? Może pani nie mieć wątpliwości, lare Tyen, ja o rodzinie rzeczywiście
nie wiem nic.
On mnie nie obwiniał i nawet nie brał na litość. Po prostu stwierdzał fakt.
Dziwne. Niezwykle dziwne dla kogoś, kto zabrał się do grożenia. Sama wiem po
sobie, zamiłowanie do zabawy w marionetkarza to straszna choroba i nie tak łatwo
się od niej uwolnić. Logicznie rzecz biorąc, Jego Wysokość powinien teraz wywrzeć
nacisk na moje sumienie. Prawdopodobnie bez skutku, bo łatwo rozgryźć taki trik.
Jednak on ironizował – choć było to niezwykle gorzkie, jednak nie uszczypliwie. W
Strona
5
z
27
związku z tym zrobiło mi się wstyd, w portrecie psychologicznym laro Eryka pojawiły
się nowe akcenty, które zmieniły ogólny obraz. Chociaż brat Jego Królewskiej Mości
był również manipulatorem i to nie najgorszym, w przeciwnym razie nie zajmowałby
swojej aktualnej pozycji w Tajnej Kancelarii i po prostu by nie przeżył.
– O czym sobie myślisz? – zapytał książę.
– Wyjątkowo o panu, laro – odezwałam się.
– I jak?
– Interesująco – wzruszyłam ramionami. – Jak się pan czuje?
– Dlaczego chce pani wiedzieć? – trochę się zaniepokoił.
– Czy będzie pan w stanie poruszać się tak swobodnie i przekonywująco
kłamać towarzyszom jak wcześniej? – upewniałam się.
– Całkowicie, lare Rinnelis – powiedział i dodał po chwili. – Bywało gorzej.
Dużo gorzej.
Skinęłam głową i wyszłam z pokoju. Uwierzyłam mu na słowo. Poradzi sobie.
On naprawdę sobie poradzi.
I rzeczywiście bywało mu gorzej.
Jeśli Rinnelis Tyen w jakiś sposób dowiedziałaby się, co za myśli chodziły po
głowie księcia Eryka, prawdopodobnie byłaby zaskoczona, a potem roześmiałaby
się.
Półkrewek był w rozterce.
Ze względu na zwykłą szklankę wody.
Ta mała rzecz dla kogoś, kto żyje normalnym życiem, a bezcenny dar dla
niego samego. Nie woda. Troska. Troska, nie spowodowana w istocie chęcią zysku,
troska okazana pomimo faktu, że ją szantażował. Dziwna istota ta lare Rinnelis Tyen. I
Eryk był jej wdzięczny, co zdumiewające. Za to, że z nim została, za to, że przeprosiła
Zgłoś jeśli naruszono regulamin