Uwielbiam wyzwania.pdf

(112 KB) Pobierz
„Uwielbiam
wyzwania”
(Ostatnia scena z Obsydianu)
Wszystkie kolonie były takie same.
Ludzi. Luxen. Arum. Mrówek.
Nic poza tonami stukniętego gówna, do którego nie chciałem zbliżać się na
pięć mil i nie robiłbym tego, gdyby nie mieli oni czegoś, czego potrzebowałem –
czego potrzebowała Kat.
Oj naprawdę mi za to wisiała.
Wyobrażanie sobie sposobów na jakie mogłaby mi się odwdzięczyć za tą
wizytę, nigdy się nie skończy. Czekałem w sterylnym salonie. Wszystko było białe –
kanapy, dywan, ściany i poduszki. Jakby mieli coś przeciw kolorom. Sprawiło to, że
specjalnie chciałem coś rozlać.
Kiedy Ethan Smith wrócił, niósł w rękach mały skórzany woreczek. Spojrzał
na mnie raz i uniósł brwi nad fioletowe oczy.
Wiem, że nie jesteś najbardziej cierpliwym z naszego rodzaju, ale naprawdę
dużo czasu zajmuję zrobienie takich rzeczy.
Ta, prawie trzy dni mojego życia, których już nigdy więcej nie przeżyję.
Większość tego czasu spędziłem na przeszukiwaniu stanu na obecność więcej Arum i
cały dzień szukając idealnego kawałka Obsydianu, ale aż mnie swędziało żeby
wrócić do Dee... i Kat. Nie podobała mi się myśl, że świeciła się jak kula
dyskotekowa na sterydach.
Ethan nie podał mi zawiniątka. Oczywiście że nie, bo to było by za proste.
Mogę spytać dlaczego tego potrzebujesz?
Mogę odpowiedzieć nie i darujesz sobie tą rozmowę?
Na twarzy Luxena pojawił się mały, napięty uśmiech.
Pewnego dnia twoja arogancja będzie twoim upadkiem.
To spośród innych rzeczy, ale nie żebym wspominał jakieś imiona czy coś.
Przez twarz Ethana przemknęła irytacja.
Nie to żebym nie doceniał wszystkiego co robisz dla koloni, ale twoja...
Osobowość mogłaby przynieść udoskonalenie, - przerwałem mu myśląc o Kat.
- Łapię to. Zaufaj mi.
Ethan przekrzywił głowę na bok. Włosy na jego skroniach zaczęły siwieć.
Mam nadzieję. Gdyby przydarzyło ci się coś niefortunnego, byłaby to ogromna
strata dla naszej rasy.
Napotkałem jego wzrok swoim.
Oj, jestem tego pewien.
Drugi Luxen pierwszy odwrócił wzrok.
Czy ma to coś wspólnego z pokazem świateł z zeszłego weekendu?
Tak. Zabiłem kilku Arum i straciłem kilka ostrzy w procesie, więc chciałem
żeby Dee nosiła coś na wypadek gdyby to się powtórzyło. - Pochyliłem się do
przodu, opuszczając ręce między kolana. - To samo powiedziałem innym
Starszym, Ethan.
Hmm, tak to wydaje się znajome. - Podał mi woreczek i ciężar obsydianu był
znajomy. Wepchnąłem go do kieszeni gotowy by zwijać się stamtąd w diabły. -
Chociaż, muszę powiedzieć że nigdy nie widziałem takiego pokazu mocy. To
było niezwykłe.
Kiedy wstałem zalał mnie niepokój.
Cóż, jestem po prostu niesamowicie zajebisty.
Tak, jesteś. - Ethan wstał płynnie i wygładził pomarszczoną koszulę. - Jestem
pewny, że DOD będzie o to pytało.
Zatrzymałem się przy drzwiach, odwracając z powrotem do niego.
A jeśli to zrobią?
Jeśli zapytają, nie powiemy DOD niczego, jak robimy zazwyczaj, ale jeśli
będziesz przyprowadzał ich pod nasze drzwi zbyt często nie będziesz się
musiał martwić tylko o nich. - Fioletowe oczy wwiercały się we mnie. -
Rozumiesz co mówię?
Gniew zastąpił niepokój i powiedziałem przez zaciśnięte zęby,
Ta, rozumiem co mówisz.
Daemon?
Stając twarzą do niego jeszcze raz, zacisnąłem szczękę tak mocno, że chyba
będę musiał zobaczyć się z dentystą.
Tak?
Ethan złączył dłonie i uśmiechnął się.
Jeszcze jedno pytanie.
Zaraz rzucę się na okno.
Dajesz.
Ta ludzka dziewczyna, z którą zaprzyjaźniła się twoja siostra? - zapytał Ethan i
zesztywniałem, ale nie byłem zaskoczony. Starsi byli tak źli jak DOD, jeśli nie
gorsi. - Będzie ona problemem? - spytał.
Nie. -
Ale ty będziesz jeśli jeszcze raz wspomnisz o tej „ludzkiej dziewczynie”.
Tego nie powiedziałem na głos ani w naszym języku, ale wyraz mojej twarzy
przekazywał wiadomość głośno i cholernie wyraźnie.
Ethan przytaknął i już mnie nie zatrzymywał.
Wślizgując się w swoją prawdziwą formę, opuszczenie kolonii i dotarcie do
domów zabrało mi kilka sekund. Nie wiedząc czy mama Kat była w pobliżu,
zmieniłem formę na ludzką zanim wyszedłem z lasów.
Kiedy podszedłem do naszego podjazdu stała się najdziwniejsza cholerna
rzecz. Ciepło zalało mój kark i prawie przyjemne
mrowienie
rozeszło się między
moimi łopatkami. Razem z tym, doświadczyłem kolejnego uczucia. Jakby
kompletności?
Co do diabła?
Chyba potrzebowałem drzemki.
Jak tylko wszedłem na ganek, wiedziałem że w środku była Kat. Nie umiałem
wytłumaczyć jak ani dlaczego, ale czułem to w kościach.
Pchnięciem otwierając drzwi do salonu, przeszedłem przez foyer i przed
wszystkimi to Kat pierwszą odnalazłem wzrokiem. Siedziała na kanapie z gęstymi
rzęsami zasłaniającymi te szare oczy i rozpuszczonymi włosami, opadającymi wokół
jej twarzy, ramion i na plecy.
Zatrzymałem się w miejscu, niezdolny do ruchu, zbyt szybko by mogła
zauważyć. Widzenie jej, cóż robiło ze mną rzeczy w które wcześniej nie byłem gotów
się zagłębiać. Do diabła, nawet nie wiedziałem w którym momencie stałem się
gotowy.
Pewnie gdzieś między tym jak myślałem, że umarła ale żyła.
Opadłem obok niej na kanapę i obserwowałem ją. Wiedziałem że była mnie
świadoma na tym wewnętrznym poziomie. Nikły rumieniec skradający się po jej
policzkach tylko to potwierdził.
Gdzie byłeś? - zapytała.
Zapadła cisza kiedy Dee i Adam odwrócili się do niej. Uniosłem brew,
zwalczając śmiech kiedy czerwień rozeszła się po jej policzkach i w dół gardła.
Witaj, skarbie, byłem na wódce i dziwkach. Tak, wiem moje priorytety się
trochę zmieniły.
Zacisnęła usta w cienką kreskę.
Kutas.
Moja siostra jęknęła.
Daemon, nie bądź dupkiem.
Tak, mamusiu. Byłem z inną grupą, przeszukując cały przeklęty stan, by
upewnić się, że nigdzie nie ma więcej Arum, - zaoferowałem lepsze
wyjaśnienie.
Adam pochylił się do przodu.
I nie ma żadnych, tak? Bo powiedzieliśmy Katy, że nie ma się czym martwić.
Krótko na niego spojrzałem.
Nie widzieliśmy ani jednego.
Dee podskoczyła radośnie i klasnęła w dłonie. Odwróciła się z uśmiechem do
Kat.
Widzisz, nie ma się czym martwić. To już koniec.
Kat uśmiechnęła się.
Co za ulga.
Wprowadziłem Adama w szczegóły wycieczki, zostawiając dla siebie
większość rozmowy z Ethanem, ale cały czas skupiony byłem na Kat. Byłem super
wyczulony na każdy jej ruch, każde napięcie i rozluźnienie się mięśni i na każdy jej
oddech.
Katy? Jesteś tu jeszcze? - spytała Dee.
Chyba. - Kat znowu się uśmiechnęła, ale coś tu było nie tak. Zmrużyłem oczy.
Zamęczaliście ją? - westchnąłem. - Bombardowaliście milionem pytań?
Nigdy! - krzyknęła Dee. A potem się zaśmiała. - No dobra. Może trochę.
Domyśliłem się, - mruknąłem, prostując nogi. Sekundę później spojrzałem na
Kat. Nasze spojrzenia się spotkały. Napięcie wypełniło pokój i zastanawiałem
się, co działo się za tymi oczami.
Dee głośno odchrząknęła.
Ciągle jestem głodna Adam.
Roześmiał się.
Jesteś gorsza ode mnie.
Prawda. Chodźmy do Smoke Hole Diner. Chyba mają dziś domową mięsną
roladę. - Dee skoczyła na nogi i pocałowała mnie w policzek. - Cieszę się, że
wróciłeś. Tęskniłam za tobą.
Uśmiechnąłem się do niej.
Też za tobą tęskniłem.
Kiedy za Dee i Adamem zamknęły się drzwi, Kat odwróciła się do mnie.
Naprawdę wszystko jest dobrze?
Właśnie wtedy uderzył we mnie bardzo dziwny impuls. Chciałem ją trzymać,
bo musiała być zmartwiona pytając o to i zrobienie tego wydawało się właściwą
rzeczą.
Oczywiście, że tak było. Ile razy trzymałem Ash, kiedy była smutna? Albo
Dee?
W większej części, tak. - Zanim wiedziałem co robię, wyciągnąłem rękę
przebiegając palcami po jej policzkach. Poraził mnie tak jakby prąd, ale jednak
coś innego. - Niech to szlag.
Co? - otworzyła szeroko oczy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin