W dobrej wierze - Rozdział 4.pdf

(477 KB) Pobierz
Strona
1
z
29
KARINA PJANKOWA
„W DOBREJ WIERZE”
Trzeci Lord był w pełnej rozterce. Człowieczka, człowieczka, która
jeszcze nawet trzydziestu lat nie skończyła, mogła wysłać go na tamten świat.
Mogła, niech ją diabli. Raen... Raen to jednak mądrala – wyciągnąć ze
śmietnika, którym są śmiertelni, taką perłę. A powód! Powód, dla którego się
na niego rzuciła. Rodzice. Ceni swoją rodzinę i boi się o nią. To duży plus.
Dziewczyna potrafi być wierna. A rodzice będą doskonałym atutem, żeby ją
kontrolować. Najważniejsze by nie zostawiać atutu w rękach Henryka
Erolskiego.
Ten pomysł Trzeci Lord rozważał kilka godzin, ważąc wszystkie za i
przeciw. W tym czasie udało mu się trzy razy wyrzucić z kancelarii oburzoną
Elorę, pięć razy nakrzyczeć na podwładnych. Podwładni, w przeciwieństwie
do kochanki, nie byli nic winni, więc po zdrowym namyśle, Lord ich przeprosił.
Jeśli Elorę może zastąpić każda rozsądna, atrakcyjna kobieta, to znaleźć
odpowiednie zastępstwo dla aktualnego personelu kancelarii nie wydawało
się możliwe. Ponadto korzystniejszym dla Lincha było posiadanie opinii
surowego, lecz sprawiedliwego szefa, niż aroganckiego despoty.
Myśli o małej człowieczce nie opuszczały Lorda, ani w czasie kłótni z
kochanką, ani w trakcie wyjaśniania relacji z podwładnymi. Człowieczka
Strona
2
z
29
potrafiła wzbudzić w nim żywe zainteresowanie: dość rozsądna i na pewno
silna duchem. Te wartości do pewnego stopnia nawet powodowały, że
można jej wybaczyć okropne ludzkie pochodzenie. Chociaż, co go obchodzi
jej krew? Niech sobie będzie nawet orczanką – najważniejsze, aby
wykonywała swoje obowiązki. Dziewuszkę (wydaje się, że nazywają ją
Rinnelis) trzeba mocno przywiązać do klanu, a najlepiej do rodu kae Oron.
Jak założy małżeńską bransoletkę nigdzie nie ucieknie, z taką ozdobą nie
pobiegasz i nie poswawolisz. To jest to, czego potrzebuję. Człowieczka
dostanie znacznie więcej, niż się spodziewała: bogactwo, pozycję, władzę,
na którą żadna z kobiet przemieńców nie może liczyć, bezpieczeństwo dla
siebie i swoich rodziców – przemieńcy nie oddają obcych, którzy weszli do ich
rodu. Niemała cena za wolność i posłuszeństwo. To prawda, że jej mąż straci
możliwość posiadania potomstwa legalnej żony i będzie związany z tą, która
nie wywołuje u niego pożądania. Ale w interesie całego klanu czasami trzeba
poświęcić interesy pojedynczych jego przedstawicieli.
Rozumie się, to stworzenie trzeba będzie długo oswajać, wyrabiać
szacunek dla klanu i jego władcy, ale wynik, według Trzeciego Lorda,
usatysfakcjonuje go w pełni i przyniesie wiele korzyści Rysiom.
Dziwne, że jeszcze żyję. Pomimo otwartego nieposłuszeństwa wobec
Lorda Lincha, pomimo próby zabicia go. Cuda się zdarzają (szczególnie
miłosierni przemieńcy) albo w stosunku do mnie pojawiły jakieś inne plany, to
bardziej prawdopodobne. A ponieważ nie mogłam nawet w przybliżeniu
wyobrazić sobie, co Trzeci Lord planuje po tym wszystkim, co się stało, czułam
Strona
3
z
29
się nieswojo. W żaden sposób mnie nie urazili, tylko znów pozbawili magii, to
było nawet uzasadnione. Zajął się mną też lekarz, ale historia jest pełna
przykładów, gdy skazanego wyleczono tylko po to, żeby następnie
uroczyście, z całą pompą go stracić. Takiego finału dla siebie nie chciałam.
Jedynym pocieszeniem jest to, że nie byłam wśród ludzi. Także, być może,
wszystko jakoś przejdzie.
Laro kae Werr oczywiście coś wiedział, ale wszystkie moje próby
nawiązania rozmowy na interesujący mnie temat z wdziękiem zostawiał bez
odpowiedzi. Musiałam leżeć w łóżku, jak polecił lekarz Etien kae Till i
podjadać coś bezkształtnego, czym zwykle karmią pacjentów. Byłam
rzeczywiście chora, nie ważne jak nieprzyjemnym było uznać ten fakt. Pazury
Lorda Lincha rozdarły mi do kości prawe ramię i zrobiły niezłą dziurę w boku.
Dzięki bogom i jakiemuś szczęśliwemu przypadkowi, organy wewnętrzne nie
zostały naruszone. Jeśli w ferworze walki, nie zauważyłam obrażeń, to teraz w
pełni odczuwałam osłabienie z powodu utraty krwi i bólu. Już kilka razy
miałam poważne rany, ale to było w domu, gdy wokół mnie jak kwoka
miotała się najdroższa mama, a teraz siedzi milczący laro kae Werr i cicho
pracuje nade mną laro kae Till.
Za około półtorej godziny zjawił się laro Raen, błyszczący jak
wypolerowana patelnia. Po prostu nieprzyzwoicie szczęśliwy, biorąc pod
uwagę mój stan.
– Lare Tyen, kuzyn chce, aby pani naprawdę złożyła klanowi przysięgę
wasalną! – zaczął z progu przemieniec, promieniując na otoczenie fale
radości i zadowolenia.
Strona
4
z
29
– Co? – spytałam oniemiała, z trudem zdając sobie sprawę o czum on
mówi, próbując zrozumieć, czy przypadkiem tylko sobie nie wyobrażam tego,
co się dzieje.
Jeszcze kilka godzin temu ze wszystkich sił próbowałam zabić Jego
Ekscelencję, a teraz z jakiegoś powodu okazują mi… wybaczcie, jakby nie
było zaszczyt, zamierzając oficjalnie związać z klanem Rysi. To jakaś bzdura.
– Oszalałeś – ogłosiłam swój werdykt na temat obecnej sytuacji. –
Albo ja jestem w malignie. To też prawdopodobne.
Laro Raen spojrzał na moją ponurą twarz. I roześmiał się. Bardzo
nieprzyzwoicie.
– Lare, rozumiem, że moje słowa brzmią trochę dziwnie. Po prostu nie
zna pani jeszcze temperamentu mojego kuzyna w takim stopniu, jaki pozwala
prawidłowo go ocenić. Tym razem udało się pani zrobić na nim wrażenie.
Gratulacje!
Wrażeniem. Fantastycznie. A czym, pytam się?
Dręczącego mnie pytania, nie zadałam. Pewnie obawiałam się
poznać prawdziwe motywy Lorda Lincha. A może po prostu się bałam.
Bogowie wiedzą, co motywowało mnie w tej chwili. Po wybuchu własnego
gniewu, czułam się dziwnie. Jakbym w ogóle nie była sobą. I myśli zapętliły
się, jak nici w rękach nieudolnej tkaczki. Wcześniej nigdy coś takiego się nie
zdarzyło, zawsze wyśmienicie panowałam nad sobą i mój umysł pracował
doskonale.
Strona
5
z
29
Laro Raena moje zdziwione milczenie zbiło z tropu. Nie doczekawszy
się choć jakiejkolwiek reakcji na swoje wiadomości, Irytujący typ próbował
mnie poruszyć..
– Lare Tyen, czy naprawdę z panią tak źle? – niemal zawodził nade
mną.
I pociągnął mnie za ramię. Zranione.
Znam przekleństwa. Jak miałam nie posiadać zapasu przekleństw,
kiedy
codziennie
miałam
do
czynienia
ze
złodziejami,
grabieżcami,
mordercami i inną słodką publiką? Używam przekleństw w szczególnie
znaczących przypadkach, kiedy na pewno nie można już w inny sposób
wyrazić całej burzy emocji, która przelewa się w tym momencie.
I jeden z tych momentów, nadszedł.
– Och, przepraszam, lare! Nie wiedziałem, że...
Nie wiedziałem? To nie on sam miał niedawno możliwość ocenić mój
opłakany stan?
– Myślisz, że mnie to obchodzi? – syknęłam, lulając chorą rękę. Żeby
tylko rana ponownie się nie otworzyła.
– A Linch powiedział, że nie odda pani ludziom – powiedział mi
nieludź, upewniając się, że znów jestem w stanie odbierać jego słowa.
– Co? – byłam już całkiem skołowana.
– W żadnym przypadku nie odda. Linch uznał, że korzyści z pani może
być dość dużo, więc nie można tak po prostu pani oddać.
Uspokaja mnie. A ja znowu, czuję się jak stołek.
Właściciel
zdecydował, że podejrzany mebel jednak dobrze harmonizuje z resztą
Zgłoś jeśli naruszono regulamin