Wilno w legendzie.doc

(47 KB) Pobierz
CZESŁAW JANKOWSKI

CZESŁAW JANKOWSKI

 

WILNO W LEGENDZIE

Dochód z rozsprzedaży

przeznaczony na kolonje

wakacyjne.

PRZEMyŚL 1928.

NAKŁADEM POLSKIEGO TOWARZ. HIGJENICZNEGO.str3

 

Z drukarni Jana Łazora w Przemyślu.

.....Co wiecznie żyć będzie,

Tak się — jak dusza — odradza w legendzie.

Gaszyński.

Cudzoziemiec, zaprowadzony na szczyt wi-

leńskiej góry Zamkowej, z której rozta-

cza się, zwłaszcza o słońca zachodzie, prze-

pyszny widok na miasto, zwykł dawać upust

swemu przedewszystkiem zdziwieniu, wołając:

— Ależ to włoskie miasto! Lombardzkie

starodawne.... Coś w tym rodzaju.

I tak jest w istocie.

Na to morze domów, gmachów, zaułków,

krętych uliczek, kościołów, wież, leżących

w cudnie malowniczem zagłębieniu, w otocze-



 

str4

 

niu sporych wzgórz — położyła wszędzie bły-

ski swoje gotyckie, renesansowe, barokowe:

kultura romańska, hen, z Italji rodem. Cią-

gnęła ona od Salamanki, Paryża, Padwy świa-

tłem wielkiem na Wschód Europy — przez

Polskę. Polska niosła to potężne promienio-

wanie kultury heleńsko - łacińsko - romańskiej

dalej.... dalej.... aż nad Dniepr.

Tam, na najdalszym kresie, dokąd kultura

ta sięgnęła, na najdalszych wschodnich nie-

gdyś rubieżach byłej królewskiej Rzeczypo-

spolitej Polskiej, tam jeszcze do dziś dnia

mogoce tej kultury romańsko-polskiej promie-

niowanie: po zburzonych wiejskich dworach

polskich, po zdewastowanych kościołach rzym-

sko-katolickich, po tych miastach i miastecz-

kach naddnieprzańskich, które, obrócone w pe-

rzynę przez dzicz bolszewicką, nigdy już ni-

gdy nie wskrzesną w dawnej swej przedwo-

jennej postaci...

Cofnijmy co rychlej wzrok i pamięć z tych,

niemal bezkresnych horyzontów.

Jesteśmy przecie tylko na górze Zamkowej

w Wilnie. U stóp naszych stare, prastare mia-

sto. Cudne architektoniczne linje załamują się

 

 

str5

 

wszędzie po niem, po gmachach, co się w ciągu

wieków nie porozpadały, po kościołach, co je

ręka, w ciągu całego szeregu stuleci, najbie-

glejszych mistrzów wznosiła Bogu Najwyższe-

mu i hojnym fundatorom na chwałę wiekuistą.

— Eine vergessene Kunststätte!") — wołali

Niemcy opanowawszy Wilno, olśnieni jego

nieprzeczuwaną pięknością.

Słońce powoli zachodzi. Opary przedwie-

czorne rozścielają się po kotlinie. Co to? Jak

na srebrnym kinomatografu ekranie, zapada

się miasto w jakąś mglistą toń i na miejsce

jego wyrasta — olbrzymia, niesłychana, ba-

jeczna puszcza.

Róg po niej myśliwski dzwoni. To poluje

wielki książę litewsko-ruski Giedymin, po dę-

bowej puszczy swojej, może kilkusetletniej,

poświęconej bogom pogańskim. W puszczy

tej, strudzony łowami, uśnie pogański książę

na górze zwanej Turzą, i przyśni mu się wilk

kolosalny, cały żelazną zbroją okryty.

 

1) Tytuł doskonałej, prześlicznie ilustrowanej mono-

grafii Wilna, skreślonej przez jenajskiego profesora dra

J. Webera, a wydanej podczas okupacji Wilna przez

Niemców, w roku 1917-tym.



 

str6

 

Wilk, podniósłszy głowę ku księżycowi,

wył przeraźliwie, jakby sto i więcej wilków

miał we wnętrznościach swoich.

Coby miał znaczyć sen taki?

Arcykapłan najwyższy Litwy, wówczas je-

szcze pogańskiej, sen dziwny księciu swemu

najprościej wytłumaczył:

— Na górze zamek stanie mocny, dokoła

niego rozrośnie się miasto potężne, a jakby

sto wilków grało na przestworzu, tak głośno

i daleko rozbrzmi sława tego, co zamek

wzniósł i miasto zbudował. Ty nim będziesz

książę-panie!

I był nim Giedymin, którego synowie i wnu-

ki panowali długo od Czarnego morza do

Bałtyku, póki jeden z nich, Władysław Ja-

giełło, nie połączył ogromnego swego dzie-

dzictwa z mniejszem o wiele, lecz słynnem

już z mocy i powagi sąsiedniem Państwem

Polskiem.

Wówczas Jagiełło zasiadł w Krakowie na

tronie — a Wilno.... Wilno nie przestało być

przez całe stulecia umiłowanem miastem kró-

lów polsko-litewskich z wielkiego rodu Jagiel-

lonów. Jakby drugą Polski stolicą. Ostatni

 

 

str7

 

z nich, po dziś dzień nieodżałowany, o nie-

dościgłej szlachetności ducha monarcha, tu

w Wilnie przeżył tragedję życia swego, godną

pióra Szekspira.

Tu w Wilnie u stóp góry Zamkowej poka-

zują turyście z cudzoziemskich stron miejsce,

gdzie w ogrodach książęcego pałacu Radzi-

wiłłów prześnił na jawie król Zygmunt August

świetlaną idyllę miłości swej dla cudnej i prze-

miłej Barbary z magnackiego—lecz, niestety,

nie królewskiego rodu. Tu w Wilnie, pomimo

żelaznego oporu panów polskich, zazdrosnych

o splendor, któryby na Radziwiłłów spadł,

król ukochaną Barbarę poślubił, tu na górnym

zamku, na tej właśnie górze, gdzie stoimy, na

której szczycie samotna jeszcze wznosi się

baszta, nagle i niespodziewanie senatorom,

kasztelanom i wojewodom małżonkę swoją

prezentował, zginając najdumniejsze głowy do

jej królewskiej ręki. Tu przywiózł zwłoki jej

— zmarłej niebawem w Krakowie, i tu ją po-

chował w Bazylice tej oto, wzniesionej przed

wiekami na gruzach świątyni pogańskiej. I tu,

tu w Wilnie czarnoksiężnik niektóry cień

zmarłej ukochanej przed oblicze nieutulonego



 

str8

 

w żalu króla przywoływał — ledwie, że mo-

narchę nie przyprawiając o zmysłów pomię-

szanie.

Od tej daty — a działo się to mniej wię-

cej w czasach, gdy Reformacja dosięgała

swego apogeum w środkowej Europie — obie

świetlane postacie Zygmunta i Barbary, zestą-

piwszy z wileńskiej góry Zamkowej, idą przez

świat polski jak dwa duchy, cudną legendą

przebóstwione, niczem Paolo i Franczeska,

płynący wiekuiście po niebie Dantejskiej

epopei.

Jest u bram Wilna cudowny obraz Matki

Boskiej, Panny Przenajświętszej.

Nieduża kaplica nadbramna, a przepłynęła

przez nią cała kilkusetletnia niedola ludzka...

Ba, w niedużej Kaplicy nadbramnej wileńskiej

Matki Boskiej Notre Dame de Vilno, od eks-

wotów nieskończonych lśniącej, dałoby się

pomieścić całą historję Wilna.... Tu ona, hi-

storja Wilna, tak wszystka w ciągu stuleci

przebrzmiała, jak najdrobniejszy nawet szept

w dolinach biorą w siebie echa gór.

 

 

str9

 

Tu — w tę kaplicę, cofała się, jak morze

podczas odpływu, ludność Wilna za straszli-

wego najazdu moskiewskiego, w połowie XVII.

stulecia, gdy podczas ośmiodniowego pożaru

kilkanaście tysięcy ludzi w pień wycięto i kwi-

tnące miasto, jedno z pierwszych w Europie,

jak opisywali podróżnicy zagraniczni, obró-

cono w perzynę.

Gdy w 1688-ym roku przybył do Wilna król

Jan Sobieski, nie miał gdzie zamieszkać „pod

własnym dachem" i hetman Pac w pałacu

swoim musiał dać gościnę królowi.

Lecz czuwała nad grodem swym ukocha-

nym Matka Boska w Ostrej Bramie. Owóż

i Wilno najokrutniejsze przetrwało inwazje

i podźwignęło się i znów dokoła prastarych

świątyń swoich i gmachów odkwitło.

Gdy podczas najazdu Szwedów na Wilno

w 1702 r. niejaki żołdak króla Karola XII-go

sięgnął ręką świętokradzką po bezcenne klej-

noty, zdobiące szatę Matki Boskiej Wileńskiej,

siła go jakaś potężna odepchnęła i — opo-

wiada legenda—niosła powietrzem przez całe

miasto i o mur katedry zdruzgotała. Szwedz-

 

 

str10

 

kiej krwi czerwonej długo potem nie było

sposobu ani zmyć, ani zabielić. Dopiero, gdy

zaczął powoli zacierać się sam cud w pa-

mięci ludzkiej, historyczna plama owa znikła

z katedralnej ściany.

 

Nie zawsze atoli symboliczny cud ratował

Wilno z najcięższe) opresji. Broniło się ono

dzielnie samo.

Tak z owych niezliczonych osaczań Wilna

przez obcą przemoc pozostała znowu jakby

symboliczna legenda o tem, jak podczas in-

surekcji Kościuszkowskiej padł trupem u tejże

Ostrej Bramy generał rosyjski, dowodzący

wojskiem, szturmującem zrewoltowane Wilno,

Mnich niejaki, porwawszy krucicę, miał

podobno ustrzelić najezdcę. Pochowano zabi-

tego generała w okolicy Wilna, u traktu zwa-

nego „Napoleońskim" i do dziś dnia kapliczka

tam nadgrobna stoi, przypominając ludziom

niepamiętnym pierwszą Wilna insurekcję prze-

ciwko zaborczemu gwałtowi niesytej Rosji.

 

 

str11

 

A insurekcyj tych było sporo; akurat tyle, ile

ich znaleźć zapisanych w porozbiorowych

dziejach narodu polskiego.

W ciężkiej zaś tej epoce porozbiorowej

może jedynym naprawdę jasnym momentem

było przelotne zamigotanie w Wilnie wielkiej

Legendy Napoleońskiej.

Podczas gdy armje niemal całej Europy

ciągnęły za nim zdobywać.... resztę konty-

nentu europejskiego, on sam, onego na zawsze

pamiętnego, czerwcowego dnia, pieszo, z nie-

liczną świtą wszedł do ścielącego mu się do

stóp miasta, przez most na Wilji, zwany Zie-

lonym.

W pałacu miał cesarz rezydencję swoją

niegdyś biskupów wileńskich, zagarniętym dla

cesarskich generał-gubernatorów. W setną ro-

cznicę zgonu zwycięzcy z pod Austerlitz

i Jeny Wilno, zaledwo wyswobodzone przez

Piłsudskiego, pośpieszyło wmurować tablicę

pamiątkową w ścianę pałacową.

Lecz tablica — to dla cudzoziemców, któ-

rych teraz wycieczki nieskończone Wilno

odwiedzają. W Wilnie samem żyje pamięć

 

 

str12

 

o Napoleonie, na włos jeden nie mniej żywa

niż — kto wie? — może nawet w samym

Fontainebleau lub na Elbie.

Zwłaszcza zaś z pokolenia przeszła w po-

kolenie rozmowa cesarza z rektorem uniwer-

sytetu ówczesnego wileńskiego, z europejskiej

sławy uczonym Janem Śniadeckim.

Śniadecki miał odwagę nie skrywać, że

dobrodziejstw niejednych zaznał polski uni-

wersytet w Wilnie od cesarza Aleksandra.

Napoleon — opowiada legenda — przeszył

wzrokiem stojącego przed nim polskiego pa-

trjotę, przeszedł się, potem nagle ująwszy

Śniadeckiego za obie dłonie, rzekł:

Oui, AIexandre est un bon souverain— et vous

monsieur le recteur, vous étes un honnéte homme!

Genjusz Napoleona dał mu jasne zrozu-

mienie niezmiernie trudnej sytuacji Polaków

w Wilnie. Ewakuowane przez wojska i władze

rosyjskie stanęło otworem wobec zwycięskie-

go pochodu „boga wojny" —lecz— któż mógł

ręczyć, że szczęście wojenne będzie nieod-

miennie Napoleonowi towarzyszyć? Nawet

niepodległość Polski nie była ogłoszona i przy-

wrócona....

 

 

str13

 

Powtórzył się taki moment w historji Wil-

na w lat przeszło sto po tem. Było to wcze-

sną jesienią 1915-go roku.

Po raz drugi — tym razem wobec zwycię-

skiego na wschód pochodu niemieckich armij

— opuściły wówczas Wilno władze i wojska

rosyjskie, uwożąc z sobą nawet pomniki Ka-

tarzyny II-giej i krwawego Murawjewa. Przez

godzin kilka, od chwili zniknięcia z ulic Wil-

na ostatniego plutonu kozaków, do chwili o-

kazania się pierwszego patrolu niemieckiego

było miasto — bezpańskie. Bóg tylko w Wilnie

rządził — i własna rada miejska.

W grudniu tegoż roku otoczony licznym

sztabem, witany salwami armatniemi, scho-

dził z góry Zamkowej ku katedrze Wilhelm II.

Niesiono przed nim sztandar cesarski Hohen-

zollernów, a na baszcie góry Zamkowej po-

wiewała ogromna niemiecka chorągiew pań-

stwowa. Plac przed katedrą zasiany był woj-

skiem i tłumem. Bitoby niechybnie we dzwo-

ny po całem mieście, jeśliby ich Rosjanie

z sobą nie wywieźli, aby nie wpadły w ręce

Niemców, jako wielce poszukiwana zdobycz

wojenna.



 

str14

 

W katedrze zaś, stanąwszy przed srebrną

trumną z relikwjami św. Kazimierza, królewi-

cza polskiego, zawieszoną nad ołtarzem, nie

mógł Wilhelm Hohenzollern powstrzymać się

od przypomnienia... swego kuzynostwa z Ja-

giellonami.

Gdy za panowania króla Jana Kazimierza

zwycięzcy Szwedzi trzymali pod okupacją

wojsk swoich niemal Polskę całą, kazał sie-

bie król szwedzki oprowadzać po katedrze

w Krakowie i w butnej pozie stanął przed

sarkofagami królów polskich.

Wówczas oprowadzający króla kanonik

rzekł patrząc cudzoziemskiemu monarsze pro-

sto w oczy:

— Fortuna viriabilis, Deus admirabilis.

Wilhelmowi Hohenzollernowi nie powtó-

rzył tych słów prałat oprowadzający go po

wileńskiej katedrze. Tylko, gdy wyniosły spad-

kobierca korony Karola Wielkiego spoufalił

się chełpliwie ze świętym wileńskim, czczo-

nym przez Polskę całą — wzruszył ksiądz

prałat spokojnie ramionami.

Po tej zaś wizycie cesarskiej, podczas naj-

 

 

str15

 

straszliwszej burzy wojennej, do niezliczonych

legend wileńskich przybył jeszcze jeden, a

świeżej daty, epizod, zaiste nie najmniej efe-

ktowny i suggestyjny...

Czesław Jankowski.

 

Wilno, styczeń 1928.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin