Orino ko ilustr.pdf

(5425 KB) Pobierz
-2-
Arkady Fiedler
Orinoko
Okładkę projektował Janusz Grabiański
Ilustracje Stanisława Rozwadowskiego
Wydanie polskie 1961
-3-
Spis treści:
Spotkanie na morzu...........................................................................................................................................................................4
Wieś bez ludzi..................................................................................................................................................................................11
Kulawy Indianin Arasybo..................................................................................................................................................................19
Pogrom Hiszpanów..........................................................................................................................................................................23
Broń ognista.....................................................................................................................................................................................33
Gdzie mrówki sędziami....................................................................................................................................................................40
Przymierze z Warraułami.................................................................................................................................................................48
Naczelny wódz i czarownik..............................................................................................................................................................53
Jadowite węże..................................................................................................................................................................................61
Wąż, dziki i jaguar............................................................................................................................................................................70
Między życiem, a śmiercią...............................................................................................................................................................74
Oko jaguara......................................................................................................................................................................................82
Choroba dziecka..............................................................................................................................................................................88
Repartimientos.................................................................................................................................................................................96
Nocna Wyprawa.............................................................................................................................................................................103
Cztery strzały na majdanie.............................................................................................................................................................110
„Don Juan, jesteś szatan”..............................................................................................................................................................119
Czerwony mór................................................................................................................................................................................125
Śmierć Karapany............................................................................................................................................................................133
Taniec mukuari...............................................................................................................................................................................140
Ośmiu Akawojów............................................................................................................................................................................149
Wpływa angielski bryg....................................................................................................................................................................159
Walka na rzece...............................................................................................................................................................................168
Puma i małpy..................................................................................................................................................................................174
Na wyspie krwawego żniwa...........................................................................................................................................................179
Jutrzenka w puszczy......................................................................................................................................................................185
Spotkanie na morzu.
Przez dwie doby po opuszczeniu bezludnej wyspy - naszej Wyspy Robinsona, jakem ją przezwał -
płynęliśmy równym kursem na wschód, dwa razy co rano widząc prościuteńko przed sobą czerwoną
tarczę słońca, kiedy wyłaniało się spoza oceanu. Ocean stał się pusty, nie było widać nijakiego statku
jak okiem sięgnąć, co nas otuchą napawało. Wiatr i fale szły od północnego wschodu i chociaż
niewprawne dłonie rozpinały żagle, a przeciwne prądy morskie utrudniały nam żeglugę, przecież
szkuner nasz na żółwiu nie jechał i czynił niezłe postępy.
Przez cały dzień pierwszy i drugi z oka nie traciliśmy stałego lądu, rozpościerającego się na
południu smugą wyboistą, wybrzeże tej części Ameryki Południowej, a ściślej mówiąc: Wenezueli, było
wzgórzyste. Wódz Manauri i jego Indianie wypatrywali na dalekim lądzie znajomej góry, pod którą, jak
mnie zapewniali, leżały ich wioski. Nosiła miano Góry Sępów.
-4-
- Ale czy poznacie ją z tak daleka? - wyrażałem wątpliwość. - Siła mil oddziela nas od lądu! Tam
jeden szczyt wydaje się bliźniakiem drugiego...
- Poznamy, Janie, naszą górę, poznamy! - odpowiadał Manauri w języku arawaskim, a moi młodzi
przyjaciele, Arnak i Wagura, którzy cztery lata przebywali w niewoli u Anglików, jak zwykle tłumaczyli
mi słowa wodza na język angielski.
- Może statek przybliżyć do lądu? - podsunąłem myśl.
- Nie trzeba! Bliżej mogą być skały podwodne i nie trudno o rozbicie... Górę Sępów poznamy. Ma
uderzające oblicze, widoczne z daleka...
Jakże żarliwie wypatrywaliśmy wszyscy onej góry, zwiastunki lepszych dni. Rozumieliśmy, że tam,
w wioskach Arawaków, skończy się nasza bieda. Tam moi indiańscy przyjaciele znajdą się znowu
wśród swoich - po szczęśliwej ucieczce z okrutnej niewoli hiszpańskiej na wyspie Margarita; tam
również sześcioro Murzynów, takoż byłych niewolników, będących obecnie z nami, dozna na pewno u
przyjaznego szczepu ochrony i gościny. A ja? Ja, rozbitek z kaperskiego okrętu, wyrzucony przez fale
na bezludną wyspę, na której blisko półtora roku z dwoma młodymi Arawakami, Arnakiem i Wagurą,
wiodłem żywot Robinsona, liczyłem na to, że raz stanąwszy na lądzie południowo-amerykańskim,
łatwo będę mógł dotrzeć przy pomocy Indian do angielskich wysp na Morzu Karaibskim.
Wiedziałem, że Indianie ci nie zawiodą mych nadziei; że pomogą mi ochoczo i z całego serca;
wśród straszliwych doświadczeń ostatniego tygodnia związała nas wierna, dozgonna chyba przyjaźń.
Była to walka na śmierć i życie. Na naszą wyspę na chybkim szkunerze przypłynęła za zbiegłymi
niewolnikami zaciekła pogoń. Zgraja kilkunastu Hiszpanów, wyposażona w rusznice i w gończe ogary
na ludzką nastawione zwierzynę, myślała, że łatwo pokona i wyłapie bezbronnych niewolników. Kosa
trafiła na kamień wszelako.
Nad zbiegami objąłem dowództwo i - w broń ich wyposażając - nie pozwoliłem im zginąć. Kierowało
mną nie tylko serdeczne współczucie dla ich niedoli, ale jednocześnie i własnej broniłem skóry.
W zażartych potyczkach, jakie się wywiązały, wróg natłukł nam sporo ludzi. Jedenaścioro naszych
postradało życie, aleśmy w końcu walnie wzięli górę. Wszystkich Hiszpanów udało nam się wybić do
nogi, szkuner ich zagarnąć.
A oto na zdobytym statku, pełni dobrej myśli po odniesionym zwycięstwie, pruliśmy fale Morza
Karaibskiego, dążąc ku ojczystym stronom wyswobodzonych Indian. Czy dziwić się, że z taką
niecierpliwością wyglądaliśmy nad wybrzeżem morskim Góry Sępów, znaku zbawienia? I że niejeden
z nas w ciągu onych dwóch dni żeglugi spozierał ukradkiem wstecz, azali nie ściga nas nowa pogoń
mścicieli z wyspy Margarity? Ale los był łaskawy. Morze stało bezludne, dal czysta, wiatry sprzyjające.
Z nastaniem drugiego wieczoru kazałem ukrócić żagle, ażeby w mroku nie wpaść na jakie
podwodne licho. Ster powierzyłem Manauriemu i Arnakowi na zmianę. Noc upłynęła spokojnie, bez
wypadku. O świcie trzeciego dnia nagle na pokładzie wielki krzyk i przerażenie.
- Hiszpanie!! - złowróżbnie niby grom przeszyło powietrze.
- Gonią nas!
- Pościg za nami!!
- Uciekajmy!
Kto spał jeszcze, na równe zerwał się nogi.
Co żywo skoczyłem do steru. Czuwał u niego, wachtę sprawując, Arnak.
- Tam! Tam oni! - pośpiesznie objaśnił mnie chłopak wskazując dłonią na północ.
Wszyscy, którzy właśnie sen spędzili z powiek, patrzyli tam, z wypisanym na twarzach lękiem.
Noc miała się ku końcowi. Niebo zbladło; już świt wyjaśniał morze i wszelakie na nim przedmioty. W
mrocznej oddali majaczyły kontury widma - nie widma. Tak, to był statek, wielka trzymasztowa
brygantyna. W ćmie jeszcze panującej wydawała się potężnym okrętem, groźnie wyolbrzymiałym.
Szła w tym samym co my kierunku wschodnim, jeno dalej na morzu, odległa od nas - jeśli półmrok
oczu nie zwodził - o jakie trzy czwarte mili, a może i kęsek mniej.
- Rozwinąć całe żagle! - krzyknąłem przejąwszy ster z rąk Arnaka.
Arnak przetłumaczył mój rozkaz. Natychmiast zakrzątali się Manauri, Wagura i Murzyn Miguel i
dopadli żagli, pociągając innych za sobą.
- Arnak, ty przy mnie pozostań! - zawołałem, by w razie potrzeby mieć tłumacza pod ręką.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin