Armstrong Lindsay - Narzeczona milionera.pdf

(482 KB) Pobierz
LINDSAY ARMSTRONG
Narzeczona milionera
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Joanna Lucas wjechała swym range roverem na
wyboistą drogę i z dezaprobatą potrząsnęła głową.
Rzecz jasna, zdawała sobie sprawę, ze wyprawa do
˙
owczej farmy, zagubionej w buszu gdzieś na południe
od Charleville w stanie Queensland, to nie wycieczka
na majówkę. Jednak przez długi czas szosa była cał-
kiem znośna i dopiero lokalna droga dojazdowa na-
prawdę dała jej w kość. Nie przypuszczała tez, ze
˙ ˙
podróz zajmie jej az tyle czasu. Zapadał juz chłodny
˙
˙
˙
zimowy zmierzch, a ona wciąz nie dotarła do celu.
˙
Omiotła wzrokiem horyzont w daremnym poszuki-
waniu jakichś zabudowań. Przed wyjazdem przeczyta-
ła, ze w hrabstwie Murweh trudniono się głównie
˙
hodowlą owiec – ponad osiemset tysięcy sztuk! – oraz
bydła, totez nie dziwiła jej panująca wokół pustka.
˙
Ale farma Kin Can, do której jechała, nalezała do
˙
największych i najlepiej prosperujących, a jej właś-
ciciele, rodzina Hastingsów, słynęli z bogactwa.
Czemu więc, pomyślała, nie zatroszczyli się o po-
rządną drogę dojazdową? I jak, u licha, radzą tu sobie
cięzarówki wywozące wełnę?
˙
˙
Gdyby nie wypatrywała uwaznie, przeoczyłaby
˙
4
LINDSAY ARMSTRONG
małą tabliczkę na bramie z niemal nieczytelnym na-
pisem ,,Kin Can’’. Kolejne zaskoczenie. Joanna ocze-
kiwała, ze dojazd na farmę będzie dobrze oznako-
˙
wany.
Czy chodzi im o to, aby zniechęcić nieproszonych
gości? – zastanawiała się, dojezdzając do szczytu
˙ ˙
niewielkiego wzniesienia, a potem gwałtownie wcis-
nęła hamulce, gdy ujrzała jakiegoś męzczyznę stojące-
˙
go na środku drogi i mierzącego do niej ze strzelby.
A to dopiero! – przemknęło jej przez głowę, a zaraz
potem: Co robić?
Nieznajomy nie zostawił jej czasu na decyzję. Błys-
kawicznie dopadł drzwi, otworzył je jednym szarp-
nięciem, nim zdązyła zablokować zamek, i wywlókł ją
˙
z samochodu.
– Czy pan zwariował? – zaprotestowała.
– Jak masz na imię? – warknął, przypierając ją do
karoserii.
– Jo...Joanna, a...ale nazywają mnie Jo – wyjąkała.
– Tak właśnie sądziłem, choć spodziewałem się
raczej faceta, jakiegoś Joego. Ale pewnie pomyśleli,
ze będziesz mogła mnie uwodzić i czarować, póki
˙
mnie nie dopadną.
Urwał i zmierzył ją wzrokiem, a w jego niebieskich
oczach pojawił się ironiczny błysk.
– Chociaz z drugiej strony, Jo – mruknął – nie
˙
wyglądasz jakoś szczególnie kobieco, więc chyba zo-
stanę przy pierwszej wersji.
Jo straciła wreszcie cierpliwość i mocno nadepnęła
na stopę męzczyzny obcasem kowbojskiego buta.
˙
NARZECZONA MILIONERA
5
Nawet nie mrugnął.
– Mam buty ze stalowymi czubkami, kochanie
– rzekł wolno. – Az tak cię zirytowało, ze zarzucam ci
˙
˙
niedostatek kobiecości?
Jo wciąz była wzburzona, lecz jakaś cząstka jej
˙
umysłu musiała przyznać mu rację – istotnie, właśnie
to wyprowadziło ją z równowagi. Idiotyczna reakcja,
ale nie bardziej niz cała ta zwariowana historia. Nie
˙
zdołała się powstrzymać przed zerknięciem w dół, ale
oparła się pokusie wygłoszenia uwagi, ze zadna nie
˙ ˙
wyglądałaby kobieco w pomiętych szerokich bojów-
kach, obszernej kurtce na futerku i włóczkowej czapce
skrywającej włosy.
Uciszyła tez złośliwy głosik w głowie szepczący, ze
˙
˙
istotnie niektórzy męzczyźni uwazają jej wysoki
˙
˙
wzrost i proste ramiona za niezbyt kobiece.
– Proszę posłuchać – zaczęła od nowa. – Nie wiem,
kim pan jest i czego chce, ale oczekują mnie na farmie,
więc...
– Jasne, ze cię oczekują, Jo – przerwał jej ostro
˙
– ale pojedziemy gdzie indziej. Tylko najpierw ob-
macam cię i zobaczę, czy nie nosisz broni.
Zaczął ją fachowo obszukiwać, niczym policjant.
– Obmacam? – rzuciła głosem zdławionym z obu-
rzenia, usiłując jednocześnie odepchnąć jego dłonie.
– Niech pan natychmiast zabierze ręce. Nie mam
zadnej broni.
˙
– Więc ściągaj je – polecił, opierając dłonie na jej
biodrach.
Jo wbiła w niego zdumiony wzrok.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin