Sztylet Zaręczynowy 19 z 20.pdf

(401 KB) Pobierz
Strona
1
z
19
ROZDZIAŁ 19
Jedyne rzeczy, które można robić nieskończenie i z niezmiennym zadowoleniem,
to robić świństwa bliźniemu swemu.
W ciszy i spokoju przejechaliśmy kilka dni, aż nie zaczęliśmy natykać się na oznaki
bliskich siedzib ludzkich, takich jak rozjeżdżone drogi, zadbane pola, wykarczowane lasy.
– Najprawdopodobniej jeszcze znajdujemy się w domenie Sowy – z troską
powiedział mi Dranisz. – Uwzględniając stosunek, który zaprezentował do ciebie stary
człowiek w czasie ostatniego spotkania, musimy być w pogotowiu.
– Nie my – poprawił Daezael – A konkretnie ona.
Elf kiwnął w moją stronę. Ostatnimi dniami uzdrowiciel mniej lub bardziej się
odkarmił i przestał wyglądać przerażająco szaro i katastrofalnie chudo. Z magii nie korzystał
woląc albo wylegiwać się, albo coś żuć. Kiedy prowadziłam furgon, Daezael układał się u mnie
na kolanach i zaczynał narzekać na życie, szczegółowo i ze smakiem opisując wszystkie
nieszczęścia, które zwaliły się na jego głowę od chwili, kiedy go podkusiło pojawić się na
świecie. Kilka godzin cierpiący elf poświęcił traumatycznemu przeżyciu z dzieciństwa:
pewnego razu wzięli go za dziewczynkę! Właśnie z tą sytuacją Daezael wiązał swoją
wielowiekową depresję.
Jarosław traktował mnie uprzedzająco grzecznie, starając się nie zwracać uwagi
na moją obecność. Nocą spał obok mnie, odwracając się i nie ruszając całą noc. Pewnego razu
Strona
2
z
19
bardzo zmarzłam i przycisnęłam się do jego pleców w poszukiwaniu ciepła. Wilk niczego nie
powiedział, okrył mnie swoją kołdrą i poszedł drzemać na ławę kierowcy.
Po długiej i burzliwej dyskusji postanowiliśmy jechać nie ukrywając się. Jeżeli
zechcą nas napaść oddziały Sowy, znajdą furgon bez względu na to, jakbyśmy się nie chowali.
A tak, na drodze, w otoczeniu miejscowej ludności, będzie możliwość przystąpienia do
negocjacji. Wiedziałam, że nasze poturbowane wojsko nie wytrzyma kolejnej bitwy i po
kryjomu miałam nadzieję, że możemy się wykręcić sprytem. W ostatecznym wypadku, byłam
gotowa poświęcić się, byle lasy nie ozdobiły się jeszcze jednym pagórkiem, pod którym leży
ten, kto w czasie ciężkiej drogi spotkał mnie na swej drodze.
Kiedy nie prowadziłam furgonu i nie słuchałam historii ciężkiego, elfiego życia, to
rozmawiałam z Welimorem. Wuj dzielił się domowymi nowościami. Opowiadał o mojej
bratanicy, która była podobna do swojej matki – puszystej tłuścioszce, córce Posiadacza Ryża.
Posiadacz Kruk nie zwracał na wnuczkę uwagi, jednak już przygotowywał się na wypadek
wszelkich możliwych kataklizmów.
Mój brat powinien był odziedziczyć ojcowską domenę, jeśli jednak coś by się z nim
stało, Posiadaczką tejże stawałam się ja i mogłam dysponować obiema domenami według
uznania. A malec udawał się z matką do domu, przyjmując tytuł Kruków.
Wysłuchałam tej wiadomości z otwartymi ustami.
– To znaczy, że… – wyjąkałam, kiedy słowa do mnie dotarły.
– Przebysław rozczarował twojego ojca – z westchnieniem odpowiedział
Welimor. – Stał się niezupełnie takim, jakim chciał go widzieć Oświecony.
Przypomniałam sobie, co Żadimir mówił o moim bracie, że jest słabego
charakteru i nie umie sam podejmować decyzji. Przebysław zawsze był cieniem ojca, jemu to
schlebiało, ale z pewnością teraz zrozumiał, że cień to nie pełnowartościowy Posiadacz, na
którego chciał wychować swojego syna.
Strona
3
z
19
– …zyskałaś szacunek – głos wuja zmusił mnie do wynurzenia się z rozmyślań. –
Wszystkim oświadczył, że w pełni możesz się uporać z dwoma domenami naraz. W każdym
razie powiedział, że właśnie w tobie płynie jego krew, a nie ta płynna woda, która udzieliła się
twojemu bratu od waszej matki. Posiadacz Ryż próbował oponować, ale koniec końców, co
on może zrobić? Na razie pełnoprawnym Posiadaczem zostaje twój ojciec, a wszyscy boją się
nawet pisnąć.
Usłyszeć te słowa było tak niespodziewane i tak przyjemne, jakby całą mnie
napełniono ciepłymi promieniami słonecznymi. Zawsze myślałam, że jestem dla ojca czymś w
rodzaju dodatku do syna-spadkobiercy. Narzeczoną Przebysława Posiadacz Kruk wybierał
długo i starannie, ale też ona, sądząc po wszystkim, nie spełniała jego oczekiwań. Ciekawie to
wygląda, pierwszy raz wyszłam za mąż za kogo chciałam, dobrze, małżeństwo nie było
sukcesem, ale sam fakt! I teraz także miałam wybór! Wuj z niepokojem przechowywał
wszystkie papiery, małżeńskie kontrakty, zawarte z rodami Wilka i Noża tylko czekając, kiedy
je podpiszą.
Spojrzałam na Mezenmira. Może by udać, że nagle zapomniałam o tych
wszystkich magicznych sztuczkach ze sztyletami i zaproponować młodemu magowi żeby
został moim mężem? Ale czy on byłby lepszym Posiadaczem, niż Wilk? Nie, jestem pewna, że
nie. Ludzie, którzy zmuszeni byli do zrobienia czegoś, to zupełnie nie to samo, co ludzie,
którzy marzą o tym od urodzenia. Jakby nie wyglądało moje prywatne życie z Jarosławem,
jednak on dla domeny da się pociąć.
Jak tylko na drodze pokazała się mniej więcej przyzwoita wioska, Wilk otrząsnął
się ze stuporu i oświadczył:
– Zanim pokażemy się w przyzwoitym towarzystwie, wypadałoby się normalnie
ubrać.
Naraz posypały się pytania:
Strona
4
z
19
– Uważasz za przyzwoite społeczeństwo to, które próbowało zabić twoją
narzeczoną? – zainteresował się Daezael.
– Skąd weźmiemy dobre ubranie? – spytałam.
– Skąd weźmiemy złoto? – Troll udźwiękowił najważniejszy problem.
Zdobywszy ogólną uwagę wyjaśnił:
– Wydaje się, wszystkie nasze środki… Tego… Nie wydaje mi się, żeby w tej
wioseczce była filia królewskiego banku, a zresztą czy ten królewski bank utrzymałby się w
obecnej sytuacji?
– Tak myślałem – mruknął elf. – Ze względu na zaistniałe okoliczności… Trzeba
wszystko zrobić oficjalnie… Jarek, ty wiesz, że już u ciebie nie pracuję?
– Oczywiście – warknął kapitan takim tonem, że zdrętwiałabym ze strachu, ale na
uzdrowicielu to nie zrobiło najmniejszego wrażenia.
– Ubrać się oczywiście trzeba – westchnął Welimor, z politowaniem spoglądając
na te łachmany, w które zostałam ubrana. Każdego wieczora próbowałam doprowadzić
resztki spódnicy i koszulę chociaż do stanu czystości, ale stara tkanina była gotowa rozsypać
się przy każdym praniu. A o bagażu, który został tam, gdzie i dach naszego furgonu, można
było zapomnieć na zawsze. – Dlatego…
Pogrzebał w szerokim pasie i wydobył stamtąd złote monety.
– Wojna nie wojna, czy nasze państwo dalej istnieje, czy się rozsypało, złoto to
zawsze złoto, bez względu na to czyja twarz została wybita na monetach – filozoficznie
wygłosił wuj. – Te pieniądze pozwolą nie tylko kupić dobre ubranie, ale też nowy furgon i
konie. Ten zaraz się rozsypie.
– I jeszcze trzeba przynajmniej bandaże dokupić – twardo powiedział Daezael. –
W życiu nigdy nie wiesz, kiedy potrzebne są materiały opatrunkowe. To jest właśnie to, co na
pewno się przyda.
Strona
5
z
19
– Skoro już dla mnie nie pracujesz… – krzywo uśmiechnął się kapitan.
– Nie pracuję dla ciebie i twojej drużyny – podkreślił elf. – I teraz jestem wolny,
mogę albo wstąpić na inną służbę, albo zacząć prywatną praktykę. Nie chcę być obwoźnym
uzdrowicielem, chleb w samozatrudnieniu zawsze gorzki, dlatego… Jaśnie Oświecona
Posiadaczko, czy nie pragniesz wynająć sobie utalentowanego uzdrowiciela?
– Eee… – wyciągnęłam rękę zaskoczona. – Pragnę.
– O płacę spytaj – zasyczał Welimor.
– A jaka płaca? – zmitygowałam się.
– Wysoka – bez cienia wątpliwości odpowiedział elf. – Mimo wszystko jestem
uzdrowicielem najwyższej klasy w dodatku z dwustuletnim doświadczeniem.
– Mówiłeś, że żyjesz niewiele ponad dwieście – przypomniał Dranisz.
– Wchłonąłem naukę uzdrawiania z mlekiem matki! – zarozumiale rzucił Daezael.
– Do tego Oświecona nie zapomnij o delegacji. I dodatku za niebezpieczeństwo!
– Jaka delegacja? – oburzył się Jarosław.
– A ty czego się oburzasz? Nie twoje pieniądze dzielimy! Posiadaczką u nas jest na
razie Oświecona, a ty tylko narzeczonym i to jednym z wielu.
Mezenmir parsknął tłumiąc śmiech. Pochmurnie przekrzywiłam się w stronę
młodego maga. Łatwo mu się śmiać, kiedy problemy z ożenkiem już go nie dotyczą.
– Dobrze – uroczyście powiedziałam. – Wypłacę ci i za delegację, i dodatek za
niebezpieczeństwa, tylko jeżeli dowieziesz mnie żywą i zdrową do mojej domeny.
– Niech mnie! Zgadzam się tylko na warunek „żywą” – uściślił elf. – Z twoim
nawykiem wyniesionym z podróży zdrowia nie gwarantuję! Nagle przypadkiem spadniesz z
konia tuż przed rodowym zamkiem i potem zaczniesz pokazywać swoje siniaki i wypłatę
obcinać.
– Dobrze – poddałam się. – Zgoda.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin