Ucieczka z Berlina.docx

(100 KB) Pobierz

Ucieczka z Berlina, czyli Niemiec uchodźcą we własnym kraju !!!

Anty_modernista                 sobota, 22:34

http://bernardus-media.gloria.tv/oq/media-VzWJNYNUFJe-2.jpg?upstream=bonifacius-media.gloria.tv%2ff&sum=ol5VQZ2LHAcOjYRFtMZWpA&due=1482192000Nadszedł ten czas. Opuszczam Berlin. Bo czuję się tu jak obcy, bo czuję się stale zagrożony, bo mówię po niemiecku i z wieloma osobami w moim otoczeniu nie mogę się w tym języku porozumieć – pisze w swoim felietonie Thomas Böhm.

Czuję się jak Indianin, który jest wyganiany przez pokojowych przybyszów, którzy okazali się być zdobywcami i teraz musi szukać schronienia w rezerwacie.

Gdy przeprowadziłem się z Hamburga do Berlina w 1975, było to inne miasto. Byli już Turkowie. Jako sąsiedzi i koledzy z pracy. W pełni zintegrowani i mówiący płynnie po niemiecku. Nigdzie żadnych chust na głowach, muzułmanie modlili się, jeśli w ogóle, to w domach, meczety nie wyróżniały się jeszcze na tle panoramy miasta. Córki Turków były „otwarte na świat” i „tolerancyjne”, chętnie spotykały się też z Niemcami (umiłowane multi-kulti) co bez prezerwatyw kończyło się wspaniałym misz-maszem.

Potem upadł mur berliński i wszystko się zmieniło. Coraz więcej lewicy i zielonych w polityce na szczeblu miejskim i regionalnym, a za tymi zmianami we władzy zmieniało się też życie codzienne w Berlinie. „Multi-kulti” było magicznym słowem, które wkrótce okazało się klątwą naszych czasów.

Do Turków dołączyli Arabowie, w mojej dzielnicy Berlin-Neukölln zrobiło się gorzej. Pierwsze chusty zasłoniły ładnym kobietom twarze i pierwsze noże zaczęły błyszczeć groźnie w popołudniowym słońcu. Niedługo potem dzielnica zmieniła się nie do poznania, poczułem się jak obcy, nie mogłem już nawet pogadać, ponieważ w szkole uczyłem się z języków obcych tylko angielskiego.

Moi tureccy i arabscy sąsiedzi stawali się coraz głośniejsi, coraz bardziej aroganccy i coraz agresywniejsi. Islam przemienił Neukölln, imigranci szczelnie zasłonili zasłony, a ja zacząłem czuć, że sprawy nie idą w dobrym kierunku. Gdy na moich oczach zakonnica została wyzwana od niemieckich dziwek i opluta w imię Allaha, postanowiłem opuścić moją ulubioną okolicę. Przeniosłem się do wówczas spokojnej dzielnicy Wilmersdorf.

Pogawędka z tureckim sklepikarzem, wspólny obiad z rodziną druzyjską z Libanu. Pies dostawał resztki z kebaba na rogu. Wszystko układało się świetnie, dogadywaliśmy się po niemiecku, multi-kulti na małą skalę, łatwe do przełknięcia dla każdego.

Ale i tu wszystko potoczyło się znajomym torem. Obok warzywniaka i kebaba pojawiło się coraz więcej tureckich i arabskich sklepów. Tani fryzjer, kafejka internetowa, kiosk z gazetami, całodobowa restauracja, skup złota i na dodatek różne rosyjskie pralnie pieniędzy. Potem pojawili się ludzie w chustach, handel narkotykami na stacjach metra i na parkingach, aż w końcu polała się pierwsza ludzka krew i zmieszała się w rynsztoku z krwią rytualnie zarżniętych zwierząt dla sklepów halal.

Multi-kulti na większą skalę, już bardziej niestrawne. Ta dzielnica, jeszcze przed dwudziestu laty uznawana za dobrą zmieniła się, wielu starych, zasiedziałych mieszkańców rozważało przeprowadzkę, ale to nie takie proste biorąc pod uwagę wysokość czynszów w Berlinie.

Znowu udaję się na tułaczkę, sam jestem w pewnym sensie uchodźcą poszukującym bezpiecznego i lepszego życia. Tym razem wybieram małe miasto. Tam jeszcze jest mało Turków, Arabów i tak zwanych uchodźców. Obok siebie grają na podwórku szkolnym niemieckie, wietnamskie, francuskie, brazylijskie dzieci. Multi-kulti w najlepszej postaci.

Zobaczymy na jak długo.

Thomas Böhm  niemiecki pisarz, felietonista, krytyk literacki i dziennikarz, redaktor naczelny Journalistenwatch.com

ndie.pl//ucieczka-z-berl…

Początek formularza

Napisz komentarz

Dół formularza

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin