ANNA - Boże Wychowanie Tom I-III.pdf

(5301 KB) Pobierz
***
TOM I
strona w PDF -2 (strony książki od 1-164)
TOM II
strona w PDF -166 (strony książki od 1-231)
TOM III
strona w PDF -397 (strony książki od 1-304)
Anna - BOŻE WYCHOWANIE -
WSTĘP
Uznaj swym sercem, że jak wychowuje człowiek swego syna, tak twój Bóg, Jahwe, wychowuje ciebie.
(Pwt 8, 5)
Do decyzji o przygotowaniu zbioru rozmów z Panem “Wychowanie Boże do współpracy w dziele zbawiania świata"
przyczyniła się moja znajoma pytając, kiedy ukaże się dalszy ciąg “Pozwólcie ogarnąć się Miłości". Odpowiedziałam,
że nigdy, bo to była całość przeznaczona dla wszystkich poszukujących Boga; reszta jest moimi prywatnymi
rozmowami z Panem. Uprzednio (od 1967 r.) rozmawiałam z Matką, przyjaciółmi, ojcem duchownym i wieloma
innymi osobami, o które mnie pytano lub ja pytałam chcąc im dopomóc zaraz po śmierci, o ile to będzie potrzebne. Nie
myślałam o wydaniu tych rozmów, natomiast dzieliłam się nimi z najbliższymi: robiono odpisy i wiele osób chciało
mieć te teksty, które je szczególnie zainteresowały.
Teraz zastanowiliśmy się i zapytaliśmy Pana o Jego życzenia. Pan nasz odpowiedział, że nigdy nie mówił na próżno,
że to, co mnie pomaga, może dopomóc również innym osobom. Bóg bowiem chce objąć swoją opieką i pomocą
każdego człowieka, który tego zapragnie. Dotyczy to również tych wcześniejszych rozmów ze “zmarłymi", gdyż one
są świadectwem Jego miłosierdzia i usuwają lęk przed śmiercią, sądem i surowością Boga. To było przyczyną
przygotowania do druku zarówno tej książki, jak i zbioru rozmów z bliskimi przebywającymi z Panem pt.
“Świadkowie Bożego miłosierdzia".
W “rozmowach z Panem", które trwają do dzisiaj, Chrystus Pan życzył sobie, żeby zachowany został porządek
chronologiczny, gdyż jego wychowanie ma swoją planowość i metodę nauczania, które rozwijają się w czasie.
Początkowo były to nie tyle rozmowy, ile usłyszane słowa, najczęściej po Komunii; zapisywałam je nieregularnie
(rozdz. I). Dopiero po latach (od 1982 r.) nabrały bardziej systematycznego charakteru. Przedstawione są tu zapisy
rozmów do roku 1985, podzielone na rozdziały według lat (rozdz. II—V). W tym okresie powstała też książka
“Pozwólcie ogarnąć się Miłości", wydana w 1988 r.
W okresie późniejszym, po 1985 r., “rozmowy z Panem" prowadzone były coraz częściej w grupie kilku osób, m.in. ze
względu na moje ograniczone przez chorobę możliwości pisania. Zmienił się trochę ich charakter. Poszerzyło się też
grono osób uczestniczących w “rozmowach" od czasu do czasu. Można mówić o “wychowaniu Bożym" w stosunku do
każdej z tych osób, niezależnie od jej wieku, wykształcenia i statusu społecznego. Każdy z nas jest i pozostanie na
zawsze dzieckiem Bożym, ale dorastając w rozumieniu planów Bożych względem ludzkości staramy się wedle sił i
możliwości współpracować z Panem dla pomocy światu. Te wspólne rozmowy zebrane są w następnym, drugim tomie
“Wychowania Bożego".
Zamieszczona w niniejszej książce część rozmów z Panem to żywy dowód nieskończonej cierpliwości naszego
Zbawiciela, który nie zrażał się moją nieufnością, podejrzliwością, gwałtownością i mnóstwem innych wad i
niestrudzenie zabiegał o moje zaufanie. Chwilami zachowywałam się jak dzikie zwierzątko broniące się przed
“oswojeniem". Przy tym przekonana byłam, że Pan wreszcie będzie “miał mnie dosyć". Nie wierzyłam w stałość
miłości Boga i długo jeszcze numerowałam rozmowy, jak gdyby każda z nich miała być ostatnią.
Ale Pan był niezmienny i w końcu musiałam uwierzyć, że jestem kochana bezgranicznie, pomimo wszystko i na
wieczność. Zaczęłam rozumieć, że Bóg nie może kochać mało, czasami i jednego człowieka bardziej, drugiego zaś
1
mniej. Teraz wiem, że Bóg jest nieskończonością miłości, że jest naszym rzeczywistym Ojcem i pragnie nas chronić,
osłaniać i prowadzić ku sobie — z wielkodusznością tak ogromną, jak niezmierna jest Jego pokora, gdy zabiega o
zaufanie drobiny człowieczej.
Jeżeli jednak Pan nasz zdobędzie wreszcie zaufanie człowieka, człowiek “zagnieżdża się" w Jego miłości i wtedy świat
traci nad nim swoją władzę. Żadne okoliczności, opinie ludzkie, nieszczęścia czy presje nie oddzielą już dziecka
Bożego od jego Ojca. Człowiek, który wie, że jest kochany taki, jakim jest dzisiaj: słaby, chwiejny, pełen przywar, na
pewno nie “święty", nie da się już oddzielić od Miłości. I to jest pierwsze zwycięstwo Pana. Takie “dziecko Boże
raczkujące ku wieczności", jak niedawno Przyjaciel nasz określił człowieka, pozwoli się prowadzić Jego drogami i
będzie się starać wedle sił, aby dopomóc swoim braciom w poznaniu i zaprzyjaźnieniu się z Miłującym. Taki cel ma
wydanie “Wychowania Bożego".
Drogi Boga nie są naszymi drogami. Bóg — Miłość darząca — wrażliwy jest na głód człowieka. Im bardziej człowiek
potrzebuje prawdziwej miłości i przyjaźni, im bardziej jest opuszczony i samotny, tym pośpieszniej przybywa Pan, aby
swoją obecnością nasycić smutną pustkę ducha człowieczego.
Wtedy Bóg pragnie stać się wszystkim dla swojego tęskniącego dziecka. Nie przyciągnie Go obfitość darów ani
samowystarczalność i zadowolenie człowieka, lecz brak, potrzeba, niedostatek. A kiedy biedne stworzenie, mało
jeszcze rozumiejące, nie odrzuci Pana swego, Ów nie odstąpi, dopóki słabego człowieka nie przemieni w swojego
przyjaciela.
Bóg nie działa połowicznie. On pragnie uszczęśliwiać ponad miarę pragnień i wyobrażeń człowieka. Dlatego cierpliwy
jest i niczym się nie zraża.
Poznawanie metod wychowawczych Pana oszałamia człowieka, budzi w nim zachwyt, uwielbienie i cześć dla Boga.
Początkowo mówi: “Odejdź ode mnie, Panie, bom jest człowiek grzeszny", ale Bóg tym mocniej stoi przy nim. Potem
człowiek zaczyna rozumieć, że Bóg nie jest jak człowiek: zmienny, niestały, obraźliwy i gniewny. Bóg jest samą
delikatnością, wyrozumiałością, miłością ojca i matki zarazem. Bóg kocha i tą wytrwałą miłością zdobywa sobie
miłość człowieka już na wieczność.
Bóg zawsze wychodzi pierwszy do człowieka: pochyla się nad swoim dzieckiem jak matka nad niemowlęciem.
Człowiek ogarnięty miłością Boga wzrasta w niej i powoli dorasta do tego, by ją dostrzec i na nią odpowiedzieć.
Odpowiedź człowieka nie jest nigdy “wymuszona" przez Boga, jest jego własnym wyborem, nie tylko wolnym, ale i
radosnym.
Bóg sam mu mówi o swoich planach i ukazuje swoją troskę o ludzi i o cale narody. Dla człowieka powoli staje się
ważne nie to, czego on sam pragnie, ale to, czego pragnie jego Przyjaciel — bo zamiary Boga są zawsze większe,
wspanialsze, przynoszące ludziom dobro. Rozumiejąc to człowiek przestawia się z tego, co jest przyjemne, na to, co
jest prawdziwe, słuszne i dobre.
Wtedy Bóg ukazuje mu jego miejsce w swoich planach. Miejsce z dawna przygotowane. Bo Bóg zawsze spodziewa
się, że jego dziecko Go nie zawiedzie. I mówi, że potrzebuje człowieka, i to samego człowieka bardziej niż jego
dokonań. Prawdziwym zamiarem Boga jest uszczęśliwienie istoty ludzkiej na wieczność. Dlatego szanując godność
swojego dziecka proponuje mu współpracę. I odtąd Bóg i człowiek, zjednoczeni w przyjaźni, idą już razem przez
świat, służąc mu.
Anna
PIERWSZE ROZMOWY 1967—1981
2
Pierwsze słowa Pana
9 IV 1967 r.
Przepraszałam po Komunii św. za to, że jestem taka “brudna", a usłyszałam:
— Ja jestem czysty — okryję cię swoim płaszczem.
2 IX 1967 r.
Przypomniałam sobie słowa Pana wypowiedziane do mnie:
— Jeżeli Ja cię kocham i ty Mnie kochasz — cóż nas rozdzielić może...?
i to, że kiedy wróciłam do Pana (wyspowiadawszy się po rocznej prawie przerwie) i przepraszałam za moje winy,
głupotę i gruboskórność, Pan zawołał:
— Twoje grzechy? Nie pamiętam. Ja się cieszę, że teraz jesteś ze Mną.
A tylu słów Pana nie pamiętam wcale...
21 IX 1967 r.
Dzisiaj Pan powiedział do mnie:
— Moją łączniczką jesteś. Dla Mnie pracujesz.
Pan przypomniał mi tym samym rok 1945 w łagrze w ZSRR, kiedy powierzyłam Mu swoją przyszłość. Gdy to
pomyślałam, usłyszałam:
— Ja ci tę pracę dałem, boś o to prosiła. Taką ci dałem, o jakiej marzyłaś — pracę dla Polski — boś uwierzyła Mi, że
mogę ci ją dać.
Zaufaj Mi.
1 I 1968 r.
Byłam na Mszy św. o północy na rozpoczęcie Nowego Roku. Zabrakło komunikantów dla większości ludzi i dla mnie
też i na domiar złego księża nie sprawiali wrażenia, że się tym przejęli. Było mi przykro. Wtedy usłyszałam Pana.
Można powiedzieć, że zaczął naprawiać tę przykrość. Powiedział, że jest ze mną, że to nic nie szkodzi (że zabrakło
komunikantów): On jest przy mnie i będzie cały czas, i w domu też; że całą noc będzie przy mnie i żebym się nie bała.
Idąc do kościoła ciemną pustą ulicą czułam się niewyraźnie widząc czterech podejrzanych typów. Pan to wiedział.
Powiedział: “Nic się nie bój, pójdziemy razem" — i przez całą drogę mówił do mnie. To było coś tak delikatnego,
takie naprawianie zachowania swoich sług, taka chęć pocieszenia, zadośćuczynienia, tyle troskliwości. I nic prawie nie
pamiętam, nie mogę powtórzyć dokładnie. (...) Wiem, że Pan Jezus mówił mi o swojej miłości do mnie i do nas, o tym,
że słyszy mnie zawsze, że prosi, żebym nie krzywdziła Go tak zarzucając Mu brak miłości, brak serca. Pytał, czy Go
kocham.
Trudno mi było powiedzieć “tak" po tym, jak się zachowałam (dając — w myślach — upust swojemu oburzeniu na
miejscowych księży), więc mówiłam:
— Chciałabym Cię kochać.
3
Ale On pytał:
— Ale teraz, czy Mnie kochasz?
Mówiłam:
— Jak mogę Cię kochać? Przecież zasługujesz na miłość bezgraniczną, nieskończoną, całkowitą. Jak mogę
powiedzieć, że Cię kocham, kiedy kocham tak mało?
Ale Pan chciał usłyszeć, ze kocham Go tak, jak teraz umiem. To jest niepojęte. Nigdy się do tego nie przyzwyczaję.
Był jak ojciec i brat, i przyjaciel zarazem. Więc przeprosiłam Go w końcu i powiedziałam jako wytłumaczenie mojej
nieumiejętności kochania:
— Mnie tak potrzeba dobroci...
Wiem, że poznam Jego dobroć.
To było w nocy, a dziś wieczorem znowu odczuwam nieufność...
15 XII 1968 r.
Poszłam dziś do spowiedzi (“nazbierało się"). Czekałam długo, Msza św. wieczorna już się skończyła i straciłam
nadzieję na przyjęcie Komunii, ale kapłan, który mnie spowiadał, rozdał jeszcze Komunię. Dlaczego Bóg jest dla mnie
najlepszy wtedy, gdy mnie się to najmniej należy (a właściwie to nic się nie “należy")?
Dziś pierwszy raz usłyszałam słowa Boga o Polsce:
— Ja wszystkich was kocham.
A później:
— Pamiętaj, córko, cokolwiek byś zrobiła, Ja cię kocham. Cokolwiek by się stało, polegaj na mojej miłości. Oprzyj się
na niej. Na Mnie nie zawiedziesz się. Jestem twoim opiekunem, ojcem, bratem i przyjacielem. Ja się ciebie nie wstydzę
— zapłaciłem za ciebie moim życiem. Oprzyj się na mojej miłości.
I później jeszcze:
— Kocham was, Polaków. Postawię was na świeczniku przed narodami, abyście świadczyli o Mnie. Świadczyliście o
Mnie śmiercią, będziecie świadczyć życiem.
Kogo się kocha, temu się daje wielkie (i trudne) zadanie. Ale Ja wierzę wam. Będziecie świadczyli o Mnie przed
światem.
3 VII 1977 r., niedziela, rekolekcje wspólnoty, góry
Podczas modlitwy za mnie o uzdrowienie duchowe przeszłości otrzymałam słowo Pana, przekazane przez
prowadzącego grupę:
— Kocham cię miłością szczególną. Chcę przez ciebie prowadzić dzieło mojego pokoju, mojej miłości, mojej
obecności na ziemi. Beze Mnie nie przeżyłabyś tego, co przeszłaś. Chroniłem cię wiele razy i ratowałem, a o wielu
zagrożeniach nie wiesz. Wybrałem ciebie na moje narzędzie teraz i w przyszłości w tym, o czym wiesz (w łagrze w
ZSRR w 1944—45 roku prosiłam Pana o możność służenia Polsce — kształtującej się wedle woli Bożej i służącej sobą
Bogu).
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin