Blake Maya - Koneserzy sztuki.pdf

(628 KB) Pobierz
Maya Blake
Koneserzy sztuki
Tytuł oryginału: The Sinful Art of Revenge
ROZDZIAŁ PIERWSZY
„Po trzystu jardach skręć w prawo”.
Damion Fortier zignorował głos samochodowej nawigacji. Nacisnął pedał gazu i
jego bugatti veyron pomknęło wysadzaną drzewami aleją do Ashton Manor.
„Zawróć przy najbliższej sposobności”.
Jakieś ćwierć mili dalej Damion zwolnił. Dostrzegł przed sobą wspaniałą, choć
nieco zaniedbaną rezydencję. Niecierpliwym gestem wyłączył nawigację i rozejrzał
się wokół siebie. Był u celu. Wysiadł z samochodu i zaczął obchodzić rezydencję
dookoła. Choć była już ciemna noc, dostrzegł, że dom jest praktycznie w rozsypce.
Z wnętrza dobiegł go kobiecy śmiech. Tak się w niego zasłuchał, że nie zauważył
krzaku róży, o który zaczepiła mu się nogawka spodni. Pochylił się, żeby ją
uwolnić i syknął, kiedy jeden z kolców wbił mu się w palec. Odruchowo zaczął go
ssać, żeby powstrzymać krwawienie. Podszedł do wysokich francuskich okien i
zobaczył kilka par stojących na zewnątrz. Goście najwyraźniej zbierali się do
wyjścia. Sądząc po zachowaniu niektórych mężczyzn, mógł przypuszczać, że
bawili się już jakiś czas i co nieco wypili.
Postanowił obejść dom dookoła i pójść do głównych drzwi, kiedy nagle jego
wzrok przykuła kobieca postać. Poruszała się niespiesznie, z gracją, jakby nie
chciała zwracać na siebie uwagi. Mimo to, kiedy podeszła do grupki ludzi, ich
głowy automatycznie zwróciły się w jej stronę. Wyglądała elegancko, ale zarazem
skromnie. Seksownie, choć nie wyzywająco. Jeśli pamięć go nie myliła, nosiła pod
jedwabnym kimonem jedynie cienkie stringi albo wręcz żadnej bielizny.
Przypomniał sobie, jak je z niej zdejmował, i na to wspomnienie poczuł, że oblewa
go żar. Spojrzał na jej twarz. Czesała się inaczej niż kiedyś. Ciężkie włosy
przełożyła na jedną stronę, tak że zasłaniały jej część twarzy. Reszta swobodnie
spływała na plecy. Miała mocny makijaż, ale i tak od razu rozpoznał jej rysy.
Reiko Kagawa. Kobieta, której szukał od miesięcy. Kobieta, która tak doskonale
opanowała sztukę kamuflażu, że pozostawała nieuchwytna. Jemu także omal się nie
wymknęła, na szczęście jednak ją odnalazł. Wciąż była bardzo piękna. Jeśli ktoś
gustował w takich filigranowych, kształtnych kobietach, była doskonała.
Dobrze wiedział, że ludzie się zmieniają. Nigdy jednak nie sądził, że ona
skończy w ten sposób... Stała się uosobieniem tego, czym pogardzał.
Zacisnął pięści, przypominając sobie, po co się tu znalazł. Był tu z powodu
dziadka, swojego ostatniego krewnego. Tylko dla niego był w stanie zmusić się do
tego, aby przez to przejść... Nie chciał myśleć o tym, co go czekało. Zrobi, co
powinien, ponieważ jest to winien dziadkowi, nie bacząc na koszt, jaki będzie
musiał ponieść. Minęło pięć lat, odkąd ostatni raz widział Reiko. Pięć lat, odkąd
dowiedział się, że kobieta, o której sądził, że ją zna, jest kimś zupełnie innym. Tym
razem będzie miał oczy szeroko otwarte. A kiedy dostanie to, na czym mu zależy,
zapomni o niej na zawsze.
Jeszcze zanim usłyszała pukanie do drzwi, Reiko poczuła dreszcz przebiegający
jej po plecach. Odwróciła wzrok od okna, do którego przyciągnęła ją jakaś
niewidzialna siła. Przez kilka sekund w jej głowie zapanowała kompletna pustka.
Ponownie skierowała wzrok na okno, za którym przecież nie było nic oprócz
przerośniętych krzaków. A mimo to...
Pukanie rozległo się ponownie, a zaraz za nim usłyszała dźwięk starożytnego
dzwonka, którego nikt już nie używał. Przypomniała sobie, że odesłała Simpsona
do domu. Odstawiła tacę z pustymi kieliszkami na stół i ruszyła do drzwi. To
przyjęcie okazało się złym pomysłem i to nie tylko ze względu na koszty. Trevor
jednak się upierał, więc nie miała wyjścia. Chodziło o zachowanie pozorów. Och,
w tym była niezastąpiona. Potrafiła się uśmiechać, kokietować, prowadzić błysko-
tliwą rozmowę, podczas gdy demony tylko czekały, by ją dopaść. Obecnie nawet
prosty uśmiech był dla niej niewyobrażalnym wysiłkiem. A wszystko zaczęło się,
kiedy doszły ją słuchy, że on jej szuka...
Ciężkie dębowe drzwi otworzyły się z rozmachem i ujrzała stojącą w nich
wysoką postać.
– Tutaj jesteś – dobiegł ją głęboki męski głos, w którym dało się słyszeć nutę
satysfakcji, ale także złości.
– Zawsze wpadasz do czyjegoś domu niczym jakiś bohater filmu akcji? –
odparła niezrażona.
Obawiała się tej chwili od momentu, w którym dowiedziała się, że Damion
Fortier jej szuka. Dlatego właśnie tak często zmieniała miejsce pobytu.
Popatrzyła na niego z niepokojem. Jego akcent pozostał niezmieniony, podobnie
jak aura pewności siebie, jaką roztaczał wokół swojej osoby. Jeśli cokolwiek się
zmieniło, to fakt, że teraz sprawiał wrażenie bardziej dojrzałego i jeszcze bardziej
seksownego, niż zapamiętała. Nic dziwnego, że francuskie wydanie „Vogue”
ogłosiło go najbardziej pożądanym kawalerem na zachodniej półkuli. Potomek
francuskiej arystokracji, szósty baron St Valoire był mężczyzną
nieprawdopodobnie wprost przystojnym. Nawet kiedy był wściekły, prezentował
się wspaniale. Ciemne, sięgające ramion włosy wiły się miękkimi falami, szerokie
ramiona, wyćwiczone przez lata gry w rugby, przyciągały uwagę. Jednak
najbardziej rzucała się w oczy jego twarz. Reiko, która od najmłodszych lat
obcowała ze sztuką, potrafiła na odległość wyczuć prawdziwe dzieło sztuki. To
dlatego właśnie wybrała taką profesję, a nie inną. Damion Fortier był uosobieniem
„Dawida” Michała Anioła. Jego twarz była piękna, a przy tym tajemnicza i
przyciągająca uwagę. A jego oczy... Zawsze przypominały jej zachmurzone niebo
tuż przed burzą.
– Nie zamierzasz się ze mną przywitać, Reiko?
Zrobiła głęboki wdech, żeby uspokoić nerwy. Zmusiła się, żeby do niego
podejść i wyciągnąć rękę na powitanie.
– Witaj... Czekaj, wolisz, żebym zwracała się do ciebie
monsieur
Fortier czy panie
baronie?
Nie czekając na odpowiedź, ujęła jego dłoń w swoją. Staw czoło swoim
demonom. Czyż nie tego właśnie uczył ją terapeuta? Kiedy poczuła palce Damiona
splatające się z jej palcami, zrobiło jej się gorąco. Wspomnienia ogarnęły ją z
wielką siłą, zaskakując swoją intensywnością. Starając się ję zignorować, nakryła
ich dłonie wolną ręką. W jego oczach dostrzegła zdziwienie. Nauczyła się tego
triku niedawno i zawsze wywoływała nim konsternację. Dawało jej to czas, żeby
ocenić zamiary przeciwnika, dostrzec jego prawdziwe oblicze, które skrywał pod
fasadą uprzejmości i grzecznego zachowania.
– Chciałabym wiedzieć, jak się do ciebie zwracać ponieważ, jak się domyślam,
Daniel Fortman nie wchodzi w grę.
Reiko nie była przygotowana na ból, który odczuła. Sądziła, że pięć lat to
wystarczająco dużo czasu, żeby zapomnieć o tym, co było. Zapomnieć o zdradzie
Daniela... a raczej Damiona. Jak jednak mogła zapomnieć? Cały czas miała przed
oczami swojego dziadka, który nigdy nie pozbierał się po tym, co zrobił Damion
Fortier.
Chciała uwolnić palce z jego uścisku, ale je przytrzymał.
– Czego ode mnie chcesz? – spytała.
Popchnął ją lekko do środka i zamknął drzwi.
– Nigdy nie dałaś mi szansy wytłumaczyć,
– Kiedy miałam ci dać szansę? Czy wtedy, jak twoi ochroniarze niemal zrównali
z ziemią domek mojego dziadka, sądząc, że jesteś w nim uwięziony? A może po
tym jak szef twojej ochrony łaskawie mnie oświecił, że wcale nie jesteś jakimś tam
biznesmenem, tylko Damionem Fortierem, członkiem francuskiej rodziny kró-
lewskiej, który stara się zniszczyć mojego dziadka, sypiając ze mną? – Na
wspomnienie tamtych wydarzeń odczuła piekący ból.
– Nie powiedziałbym, że ze sobą sypialiśmy, ponieważ w ciągu tych sześciu
tygodni zdarzyło nam się to zaledwie kilka razy – stwierdził z lekkim uśmiechem. –
A co do twojego dziadka, to były tylko interesy.
– Nie waż się tak mówić! Zabrałeś mu wszystko, na co całe życie pracował.
Wszystko, co miało dla niego jakiekolwiek znaczenie. Tylko po to, żeby na twoim
koncie w banku była suma o jedno zero większa!
Wzruszył ramionami.
– Zawarł ze mną umowę, Reiko. Potem podejmował błędne decyzje, starając się
to ukryć. Ze względu na przyjaźń z moim dziadkiem kilka razy dałem mu szansę,
żeby wszystko naprawił, ale z niej nie skorzystał. Nie ujawniałem swojego
nazwiska, ponieważ nie chciałem, żeby względy sentymentalne o czymkolwiek
decydowały.
– Oczywiście. Tak było ci znacznie wygodniej, prawda? Wiesz, że mój dziadek
zmarł zaledwie miesiąc po tym, jak uczyniłeś z niego bankruta? – Do dziś dnia nie
potrafiła sobie darować, że nie dostrzegła tego, co działo się pod jej nosem. Była
zbyt ufna i zapłaciła za to wysoką cenę.
Oczy Damiona pociemniały.
– Reiko...
– Możesz przejść do rzeczy? Jestem pewna, że nie zadałeś sobie tyle trudu, żeby
mnie odnaleźć tylko po to, by porozmawiać o przeszłości.
Przeszłości, która mimo upływu lat wciąż nawiedzała ją w nocnych koszmarach.
– Wiedziałaś o tym, że cię szukam?
Reiko uśmiechnęła się pobłażliwie.
– Oczywiście. Obserwowanie poczynań twoich ludzi było bardzo zabawne.
Kilka razy byli już naprawdę bardzo blisko. Zwłaszcza w Hondurasie.
– Wydaje ci się, że to jakaś gra?
– Nie mam pojęcia, co to jest. Im wcześniej mnie w tej kwestii oświecisz, tym
szybciej będę mogła o tobie zapomnieć.
Damion przyglądał jej się w milczeniu. W końcu przemówił przez zaciśnięte
usta.
– Potrzebuję twojej pomocy.
Reiko nie potrafiła ukryć zaskoczenia.
– Słucham?
Miał czelność mówić jej coś takiego po tym, jak potraktował ją, jakby była
jakimś śmieciem? Spojrzała na ich splecione dłonie i poczuła, jak w środku coś ją
ściska. Nie tylko nie udało jej się zademonstrować swojej wyższości, to jeszcze
przez niego znalazła się w kłopotliwej sytuacji.
– Pozwól, że to powtórzę. Potrzebna mi twoja ekspertyza.
– Uważaj, baronie, na to, co do mnie mówisz. Znalezienie mnie zajęło ci całkiem
sporo czasu. Radziłabym, żebyś zachowywał się grzecznie. Następnym razem
może nie pójść ci tak łatwo.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin