Marinelli Carol - Ślub w Las Vegas.pdf

(711 KB) Pobierz
Carol Marinelli
Ślub w Las Vegas
Tłumaczenie:
Barbara Bryła
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Muszę już iść – powiedziała Meg do matki. –
Właśnie skończyli boarding, więc lepiej wyłączę
komórkę.
– Jeszcze chwilę. – Ruth Hamilton uparła się,
żeby rozmawiać. – Przygotowałaś umowę dla
Evansa?
– Tak. –
Meg
usiłowała
opanować
rosnącą
w głosie histerię. Bardzo chciała się rozłączyć
i uspokoić. Nienawidziła latać. W tej chwili, gdy za-
łoga szykowała się do wylotu z lotniska w Sydney,
pragnęła tylko zamknąć oczy, wsłuchać się
w muzykę i wziąć kilka uspokajających oddechów.
Matka jednak jak zwykle chciała rozmawiać
o pracy. – Jak już mówiłam – odparła spokojnie, bo
najmniejsza wskazówka sugerująca, że jest
zirytowana, wzbudziłaby natychmiast ciekawość
matki – wszystko jest pod kontrolą.
– Świetnie. – Ruth nie dawała za wygraną.
Meg zaczęła okręcać wokół palca kosmyk pros-
tych rudych włosów, jak zawsze, gdy była spięta
lub próbowała się skoncentrować.
4/184
– Musisz się porządnie wyspać w samolocie, Meg.
Kiedy już wylądujecie, znajdziesz się w samym
centrum wydarzeń. Nie wyobrażasz sobie, ilu tu
jest ludzi. Ile okazji…
Meg zamknęła oczy, powstrzymując pełne frus-
tracji westchnienie, gdy matka paplała o konfer-
encji, i zaczęła myśleć o szczegółach podróży. Już
wcześniej wiedziała, że na lotnisko w Los Angeles
przyjedzie po nią samochód i zabierze ją prosto do
hotelu, gdzie odbywała się konferencja. Tak, miała
też świadomość, że zostanie jej tylko pół godziny
na umycie się i przebranie.
Jej rodzice działali na rynku nieruchomości
w Sydney. Obecnie szukali dla swoich klientów
czegoś po drugiej stronie wielkiej wody. Polecieli
do Los Angeles w piątek, a Meg kończyła w tym
czasie w biurze przygotowywanie dokumentów.
Miała do nich dołączyć później. Perspektywa
wyjazdu powinna ją pewnie o wiele bardziej ek-
scytować. Zwykle uwielbiała podróże. W głębi
serca wiedziała, że nie ma powodu do narzekań.
Miała lecieć w klasie biznes i zatrzymać się w luk-
susowym hotelu. Odgrywać podobnie jak rodzice
rolę odnoszącej sukcesy profesjonalistki. Ale tak
naprawdę rodzinny interes w tym momencie nie
rozwijał się zbyt dobrze. Meg sugerowała, że
5/184
w ramach oszczędności na konferencję powinna
polecieć raczej jedna osoba. O ile w ogóle
ktokolwiek musiał, bo lepiej byłoby skupić się na
nieruchomościach, które już figurowały w ich kata-
logu. Oczywiście rodzice nie chcieli o tym słuchać.
To miał być kolejny wspaniały interes. Meg była in-
nego zdania, ale nie to budziło teraz jej niepokój.
Miała nadzieję, że jako prawnik w firmie, poleci
tylko ona. I nie chodziło jej o wygodny hotel, tylko
o odpoczynek. O chwilę przerwy, żeby móc spoko-
jnie pomyśleć. Miała wrażenie, że się dusi.
Gdziekolwiek się obróciła, rodzice zawsze tam byli.
Nie dawali jej miejsca na oddech. Tak było, odkąd
pamięta. Czasami czuła, jak gdyby całe jej życie
zostało z góry zaplanowane. Nie miała powodu do
narzekań. Mieszkała we własnym ładnym aparta-
mencie w Bondi, ale pracując po dwanaście godzin
dziennie, nie miała kiedy się nim nacieszyć. Nawet
w weekendy zawsze było coś do zrobienia: jakiś
podpis do zdobycia, jakaś umowa do przejrzenia.
To nie miało końca.
– Po południu jedziemy obejrzeć kilka posi-
adłości… – matka ciągle mówiła, ale w przejściu
koło fotela Meg coś się zaczęło dziać.
– Tylko niczego nie podpisujcie, dopóki się tam
nie zjawię. Mówię poważnie, mamo. – Zerknęła
Zgłoś jeśli naruszono regulamin