As_1936_nr44.pdf

(15394 KB) Pobierz
lite
.Ł.
K'
^
0
t*
| »
swaczyna u dorotki
W
sali obitej ciemnemi ko-
tarami, gdzie źródłem
światła
jest
przede-
wszystkiem lampa z napisem
„cisza",
zasiada
w
krę-
gu magicznych przyrządów na
stoliku spora gromadka dzieci.
Jest ich ponad pięćdziesiąt. Mó-
wią szeptem, jak nakazuje rygo-
rystycznie ta dziwna lampa i tylko chwila-
mi szmer ich dziecięcych głosików wzmaga
się, gaszony przez bardziej doświadczone
rączki, które przykładaniem paluszka do bu-
zi przypominają rozświergotanej gromadzie,
że tułaj mówić nie wolno
Ale za chwilę odezwą się wszystkie razem
w chóralnym śpiewie, którym ta mała gro-
madka śląskich „Kukiełek radjowych", po-
wita tysiące swych rówieśników, otwie-
rających głośniki dla wysłuchania audy-
cji „Swaczyna u Dorotki". Swaczyna
to podwieczorek. Podwieczorek, przy któ
rym symbolicznie na
„nibyto" — zasiadają
do stołu „Kukiełki śląskie", aby na falach
eteru połączyć się myślą i serdecznem uczu-
ciem z dziećmi polskiemi w kraju i zagra-
nicą, darząc je piosenką, bajeczką, wierszy-
kiem i pozdrowieniami.
Mali słuchacze cieszą się przy głośnikach
i dają wyraz swej radości w listach. Miłych,
naiwnych dziecięcych listach, pisanych wiel-
kiemi literami przez niewprawne rączki, co
to ledwo pióro czy ołówek utrzymać umieją
w paluszkach.
Czasami wyręczy w tym trudzie mamusia,
czy kłoś ze starszego rodzeństwa, wtedy list
zawiera jeszcze więcej szczegółów, godnych
uwagi.
Listy te odczytuje radjowa Ciocia Hela na
takiej
S w a c z y n i e
u Dorotki dla wszystkich
zgromadzonych w studjo katowickiem „Ku-
kiełek", które dowiadują się z tej małej
skrzyneczki listowej o troskach i radościach
swych maleńkich słuchaczy. „Kukiełki" zbie-
rają się raz na tydzień w każdą sobotę o 6-ej
wiecz. Przybywają z Katowic, Sosnowca, My-
słowic, Kochłowic, Chorzowa, Chropaczowa
i innych pobliskich miejscowości.
Są między niemi maleństwa 5-cio, 6-ciolet-
nie, są dzieci starsze, które od samego począt-
ku dziecięcej skrzyneczki katowickiej ucze-
stniczą w audycjach, prowadzonych tak od
7-iniu lat. 13-letnia Czesia jest już nawet „se-
kretarką" Cioci Heli... Wszystkie z równem
zainteresowaniem słuchają listów z tego
maleńskiego światka, który z niemi korespon-
duje. Poznają tym sposobem życie swch ró-
wieśników ze szkół polskich na Śląsku Opol-
skim i Zaolzańskim, we Francji, Austrji
zdach, Sonja o Wisełce, Aniel-
cia o jabłuszkach...
Ciocia Hela w przerwach po-
między odczytywaniem listów
wywołuje coraz inną Kukiełkę
do mikrofonu. Pojedynczo lub
zbiorowo. Oto przyjechały dzie-
ci z Sierocińca w Mysłowicach.
Wielka tam bieda. O pomoc trud-
no, a dziatwy osieroconej wiele. Przyjechała
więc delegacja na „Swaczynę u Dorotki", za-
apelowała do serduszek dobrych dzieci, aby
pamiętały o tem, że nie wszędzie jest ciepły
rodzinny dom, w którym dzieciom niczego nie
brakuje, gdzie troszczy się o nie nieustannie
tatuś i mamusia. Są takie, co to idą twardą
drogą przez życie Trzeba im dopomódz,
osłodzić smutną sierocą dolę. Tak mówi do
mikrofonu Ciocia Hela, a biedne sierotki
wyciągają jak najdonośniej głosiki, żeby
tylko usłyszeć je mogły wszystkie dzieci przy
mikrofonach...
„jadą, jadą misie...".
Audycja jest krótka, więc dzieci szybko,
bez przerw, podchodzą do mikrofonu. Danu
sia przyjechała z Sosnowca z braciszkiem
i jego kolegą. Zaśpiewa o gruszeczce przy
ich akompanjamencie na gitarach. Innym
dzieciom akompanjuje do śpiewu uniwersal-
ny Andrzejek, który z pamięci wygrywa na
lortepianie wiele ładnych piosenek.
Już czasu coraz mniej. Jeszcze dzieci pro-
szą o pozwolenie przesłania przez mikrofon
U góry: „Kukiełki śląskie* przy mikrofonie ra-
pozdrowień dla swych rodzin. Mają je wypi-
djostacji katowickiej. — Niżej: „Ciocia Hela"
sane na karteczkach, żeby pamięć w tak waż-
nej chwili nie zawiodła, jak zdarza się cza-
z małym Rysiem, wirtuozem na harmonji i
sami takim śmiałkom, co to zanadto ufają
Andrzejkiem, akompanjującym na fortepianie.
swoim siłom, a tracą głos, gdy się odezwą
w ogólnej ciszy przed tajemniczą skrzynecz-
(Wandzia Salecka z Wiednia), czy Belgji, in-
ką na stole.
teresują się przeżyciami swych kolegów i ko-
Na zakończenie musi być piosenka harcer-
leżanek z całej Polski, produkując przyteni
ska „My zuchy", bo o nią prosiły dzieci pol
swe młodociane talenty.
6-letni Ryś Sznapka, syn bezrobotnego skie z Czechosłowacji. Zapewne uczą się przy
z Kochłowic, gra prześlicznie na ręcznej har- mikrofonie tej pięknej piosenki, niosącej im
radość polskiego dziecka, szczęśliwego na
monji, którą mu od „Dzieciątka" przyniósł
swojej własnej ziemi.
na Boże Narodzenie dobry stryjcio. Ryś ma
doskonały słuch i potrafi pięknie odegrać
Szczęśliwego dziecka... Kiedyż nastanie ta
każdą usłyszaną melodję. Nęci go też forte-
wymarzona era, kiedy przynajmniej wszyst
pian, stojący w studjo i wygrywa na nim po
kie dzieci będą miały to wszystko, co im do
audycji różne piosenki, robiąc lewą rączką
szczęścia jest potrzebne? Niewiele tego trze
dużo chałasu w basach, żeby mieć akom-
ba na miarę jednej złotowłosej główki, ale
panjament do czyściutko wygrywanych me- dla wszystkich... Próbuję liczyć, ale jakaś
lodyj. A umie różne piosenki śląskie, które
melodja przeszkadza mi uporczywie a zna-
sobie cichutkim jak myszka głosikiem przy-
cząco. Aha, to ta, którą śpiewały biedne,
teni wyśpiewuje.
osierocone dziatki, które przyszły na „Swa-
czynę u Dorotki" po odrobinę serca.
Dużo piosenek i wierszyków umieją dziev
czynki: Irenka o żabkach, Myszeczka o kra-
„Jada, jada misie...".
snoludkach, Małgosia o słonku, Nina o gwia-
J. II.
3 AS
IL
ILUSTROWANY
MAGAZYN
TYGODNIOWY as
uSTROWANY
MAGAZYN
TYGODNIOWY
CENA NUMERU GROSZY
PRENUMERATA K W A R T A L N A
4 ZŁ. 50 GR.
WYDAWCA: SPÓŁKA WYDAWNICZA „KURYER" S.
A.
REDAKTOR ODPOWIEDZIALNY: J A N STANKIEWICZ
KIEROWNIK LITERACKI: JULJUSZ LEO.
KIEROWNIK GRAFICZNY:
JANUSZ MARJA BRZESKI.
40
Rok U
ADRES REDAKCJI i ADMINISTRACJI: KRAKÓW, WIELOPOLE 1 (PAŁAC
PRASY). - TEL. 150-60, 150-61, 150-62, 150-63, 150-64, 150-65, 150-66
KONTO P. K. O. KRAKÓW NR. 400.200.
CENY OGŁOSZEŃ: Wysokość kolumny 275 mm. — Szerokość kolumny
200 mm. — Strona dzieli się na 3 łamy, szerokość łamu 63 mm. Cała stro-
na zł. 600 Pół strony zł. 300.1 m. w 1 łamie 90 gr. Za ogłoszenie kolorowe
doliczamy dodatkowo 50°/o za każdy kolor, prócz zasadniczego. Żadnych
zastrzeżeń co do miejsca zamieszczenia ogłoszenia nie przyjmujemy
Numer 44
ASY NUMERU 44-GO:
RZECZPOSPOLITA
W MINJATURZE.
Dzieje najmniejszego paBSttewfta
śwf.iatia — Sam Mar:,no.
Str. 4—5.
KWIAT, KTÓRY WITA ZIM Ę.
Zimo wit zai-tuąruje ze względu na
swe o rycina'.na cech y ma uwagę
miłośnika kwiatów.
Str. ł>-
PREMJERA REWOLUCJI.
Jialk „Weiselia Figara" stało się
pierwszą za(pawlied7.iią zbliżających
się przewrotów we Francji,
SStir. 11.
Panie, o których mówi stolica:
MARJA RUDNIEWSKA.
Uraczą filantroipka i sportsmenka
opowada
Czytelnikom
„Asa'
o swem życiu.
Str. 12
GODY ARTYSTYCZNE
WOJCIECHA KOSSAKA.
W jubileuszu wielkiego malarza
biorą udiziial nietyllko sfery arty-
styczne n<a!szego kraju, ale i całe
spoiłeczent-Jtwo.
Str. 14—15.
TOOMAI—PRZYJACIEL SŁONI.
0 nowym filmie angielskim, któ-
rego treść opie.ra się na opowie-
ściach wlici! i iego znawcy zwierząt
KipLliNga.
iStir.. 16—17.
HALLO! — CZY MÓWI SIĘ
DALEJ!
Wesoły przegląd wydarzeń tygotL
nfia w form:© rozmowy telefonicz-
nej, wznowiony na żądanie Czytel-
ników, daje nam beżące życie
w humorystycznym „iprzekroju".
Str. 1S.
TYM, KTÓREGO ODKRYŁ
BOGUSŁAWSKI.
Zaj>omin!lia!nia
sylwetka
Józefa
Elsnera otd^yla znowu dzięki ju-
bMeruantwi Wojciecha Bogusław-
sikieigo. — Najpiisał: Dr. Józef
Reiss, prof. U. J .
Str. 19-20.
Nasz
przebój
muzyczny:
Niedziela 1 l i s t o p a d a 1936
0
JESIENNY NOKTURN.
Piosenka — walc. Słowa i mu-
zy<ka: R. Schniitzer.
Str. 22.
WENUS NA DRABINIE.
Jak Anma Lee zdołała zy~i;ać s4a-
wę najleipiej zbudowanej kobiety
Anigljil
Str. 25.
Powieść. — Nowela. — Dział go
sipodarstwa darniowego. — Moda
kobieca,. — Życte towarzyskie i ar.
tystycizinia. — Moda męska. — Ką-
ci!k filiai'«I'.feitjrcziny.
— Humor
i rozrywki umysłowe. — Na sce-
nOe. — Nowe książ,;i. — Program
radjowy.
Wizyta w ł o s k i e g o ministra spraw zagranicznych hr. G a l e a z z o Ciano w Berlinie wywołała wielkĄ
sensację na tle coraz bardziej poplątanych międzynarodowych stosunków dyplomatycznych.
Bo oto dwa p o t ę ż n e prqdy współczesnej myśli państwowej - faszyzm i komunizm — ścierają się
na terenie Hiszpanji, zamieniając całą Europę w warowny o b ó z . Ćhodzi o to, c o uczynią dwie
potęgi prawicowe — Niemcy i Włochy, na w y p a d e k zbyt wydatnej pomocy Z. S. R. R. na korzyść
Madrytu. Z okazji przyjazdu ministra włoski a m b a s a d o r w Berlinie, Attolico w y d a ł na j e g o cześć
przyjęcie, na którem, p o z b y w s z y srę ktopotów dyplomatycznych, hr. Ciano prowadził ożywioną
rozmowę z premjerem Prus, Góringem i j e g o uroczą małżonką.
Presse Photo —
Berlin.
AS-
rzeczpospolita w miniaturze
Na samym szczycie Monte Titano, jak nie-
dostępne orle gniazdo, mieści się, otoczo-
na wieńcem wsi, stolica, od której cały kraj
wziął swoją nazwę.
Jeżeli wierzyć niezbadanym bliżej legen-
dom, San Marino ma już za sobą półtoraty-
siącletnią zgórą przeszłość. Według podania
wywodzić ma swój początek od kamieniarza
Marinusa. Przywędrował on tu, uciekając
z pobliskiej Dalmacji przed prześladowa-
niem, które dotknęło chrześcijan w IV wieku
naszej ery. Wkrótce Marinus porzucił kilof
i pełnym wyrzeczeń, pustelniczym żywotem
pozyskał sobie rozgłos i późniejszą kanoni-
zację. Czy to duchowe przeobrażenie było na-
turalnym wypływem głęboko religijnej natu-
ry Marinusa? Jaką rolę odegrało w tym pro-
cesie duchowym surowe, pełne prostoty pięk-
no przyrody apenińskiej, która mogła wyci-
snąć silne piętno na duszy samotnika?—O tem
wszystkiem legenda nie wspomina, pozosta-
wiając szerokie pole do snucia najprzeróż-
niejszych domysłów.
Na
lewo: Ogólny
widok
republiki
San
dowanej
na szczycie
góry Monte
Marino,
Titano.
zbu-
J
eżeli
kogo
kiedy szczę-
śliwe
losy
rzucą do pięk-
nego nadadrja-
lyckiego miaste-
czka Rimini —
niech, nie szczę-
dząc kilkunastu
lirów, wsiądzie
w tramwaj elek
tryczny,idący w
kierunku połud-
niowo - zachod-
Powyżej : Podczas
uroczysto-
nim. — Jadać
ści państwowych
„capitani
reg-
strój się-
wzdłuż grzbietu
genti" przywdziewają
gający
czasów
renesansu.
etruskich Ape-
ninów, wciśnię-
.
tych między prowincje Marchię i hmilię,
będzie miał sposobność podziwiać siność gór,
skrapianych szmaragdową zielenią soczystej
trawy, na której bieleją liczne stada owiec.
Gdy tramwaj zatrzyma się wreszcie u stóp
niewysokiego, lecz sterczącego samotnie i nie-
dostępnie szczytu Monte Titano, wystarczy
drobna formalność paszportowa, by znaleźć
się na terytorjum najmniejszej rzeczpospo-
litej na świecie, w miniaturowym kraiku,
gdzie na obszarze równym mniejwięcej ob-
szarowi naszej Łodzi (60 km kw.) zamiesz-
Na prawo:
W pałacu
rządoxvym
rozbudza
Na pamiątkę świętego założyciela miasta
wznosi się w nim monumentalny kościół pod
jego wezwaniem, godny widzenia ze wzglę-
du na piękną kolumnadę koryncką oraz na
znajdujący się wewnątrz biały marmurowy
posąg św. Marinusa. Pokazują tu także w po-
bliżu miasta dzwoniącą spadającemi krop-
lami: wody piękną grotę d'Acquaviva, gdzie
skromny kamieniarz dalmatyński udzielać
miał chrztu nowo nawróconym, którzy licznie
skupiać się poczęli, znęceni zarówno cudami
patrona, jak swobodą, którą zabezpieczała
skalista niedostępność gór.
Powyżej:
Żołnierze
durem
piękny
republiki
wojsko
przypominają
włoskie.
z herbem
mun-
zainteresowane
Poniżej:
gotycki
kominek
państwa
sprawują
kuje zaledwie 13 tysięcy mieszkańców, a więc
o połowę prawie mniej niż w Bielsku. Istna
„szczypta ziemi — tyle, co zatrzyma prze-
chodzącego podeszwa olbrzyma", jak wyra-
się się Kornel Ujejski.
Pokrzepiwszy się w prymitywnej austerji
znakomitym czerwonym muszkatem, stano-
wiącym specjalność San Marino, można za-
jąć miejsce w wygodnym autobusi»\ na któ-
rym pyszni się tarcza z herbem państwowym:
trzy kopce z wieżami, a na ich szczycie trzy
powiewające pióropusze. Nad tarczą — ko-
rona, a pod nią — napis: „Libertas", świad-
cza wymownie o tem, że jesteśmy w kraju,
który choć maleńki, jest politycznie najzu-
pełniej niezawisły.
Wspaniała, asfaltowa szosa, przecinająca
piękne, dębowe lasy prowadzi serpentyną
dokoła Monte Titano, odsłaniając raz po raz
malowniczy widok na okoliczne góry, znaj-
dujące się na terenie „państwa". Uprzejmy
konduktor objaśni dźwięczną włoszczyzną, że
są to szczyty delia Guaita, Gista i Cucco.
Oto pałac rządowy,
rządy
»capitani
w którym
reggenti"
"
7
San Marino, miasto uciekinierów, prześla-
dowanych za wiarę i poglądy polityczne, po-
zostało po dzień dzisiejszy żywym symbo-
lem wolności. Niejedna już potęga jak fala
morska szturmowała w Monte Titano, chcąc
zdobyć miasto — niejedna już rozbiła się o
jego skaliste podnóże. Trzy obronne zamki
zachowane
w
wcale
dobrym stanie oraz kil
4-AS
ka warownych kościołów i klasztorów są
świadectwem wysiłków, jakie czynić musieli
niegdyś mieszkańcy San Marino, by ode-
przeć ataki sąsiednich wrogich państw, któ-
re chciały wcielić Monte Titano do swych po-
siadłości. Niejednokrotnie próbowali skłonić
San Marino do uznania swej władzy zwierzch-
niej bądź papieże bądź przedstawiciele potęż-
nej rodziny Malesta, książąt pobliskiego Ri-
mini. Ale mieszkańcy San Marino potra-
fili zawsze unicestwić zamachy na nie-
zawisłość rzeczy pospolitej, wygrywając wła-
dzę świecką przeciw duchownej lub du-
chowną przeciw świeckiej.
Dochodziło niekiedy zresztą i do orężnych
starć, ale kończyły się one zawsze niepo-
wodzeniem atakujących, a nawet wpływały
czasem na nieznaczne rozszerzenie się gra-
nic republiki. Obce wojska kwaterowały na
rynku miasteczka tylko dwa razy: po raz
pierwszy w XVI wieku, gdy okrutny Cezar
Borgia zdobył miasto (po śmierci jego wy-
gnano. natychmiast .gubernatora wraz z ca-
łym garnizonem), a po raz drugi w roku
1851, gdy za zgodą tutejszych władz wkro-
czyła do miasta żandarmi r ja papieska wspar-
ta przez wojska austrjackie, by pojmać wy-
chodźców z Państwa Kościelnego. Dotknęło
to jednak wówczas t\lko poszukiwanych
przestępców kryminalnych: mimo
obecności w mieście tysiąca uzbro-
jonych żołnierzy, mieszkańcy San
Marino potrafili uzyskać poszano-
wanie prawa azylu dla wszystkich
uciekinierów politycznych.
Bez wpływu na losy San Marino
pozostały również zwycięskie wal-
ki Napoleona I, toczone we Wło-
szech. Bonaparte, który z trzeźwo-
ścią umysłu łączył w sobie kult bo-
haterstwa i szacunek dla tradycji
wolnego kraju, co okazywał nie-
jednokrotnie i Polakom
nie włą
czył San Marino ani w skład rze
czypospolitej cyzalpińskiej, ani w
skład późniejszego królestwa rzym-
skiego.
San Marino nie zostało porwane
również narodowym ruchem Gari
haldiego i nie weszło w skłnd zjed-
noczonej Italji, two-
rząc po dziś dzień
samodzielne
pań-
stwo mimo imper-
jalistycznego
roz-
machu Mussolinie-
go. Sprawa ta jest
tem dziwniejsza, że
właściwie nie ma
żadnej różnicy etni-
cznej lub języko
między mieszkań-
cami San Marino a
najbliższymi ich są-
siadami. Tego, co
zapoczątkowała na-
tura, odosobniając
San Marino od re-
szty Włoch, dopeł-
niła
mistrzowska
gra dyplomatyczna
Napoleona III, pra-
gnącego osłabić si-
łę jednoczącej się
Italji przez uczy-
nienie wyrwy w sa-
mym środku kraju,
którego unifikacja
stawiała nielada ha-
•i
-I
f
fragment uliczkistolicyi
I
r
^
^
H
Powyżej:
Fragment skalistego
Marino.
zamku San
Poniżej:
Dziewczęta
szą się sławą
xv małej
wielkiej
republice
urody.
cie-
-
m
rjeri; jego ambitnym planom. W czasach dzi-
siejszych San Marino połączone jest z Wio-
chami tylko traktatem gwarancyjnym z ro-
ku 1862, odnowionym w roku 1897 oraz przy-
należnością do włoskiej diecezji kościelnej
Montefeltre.
Mówi się potocznie o Anglji jako o naj-
konserwatywniejszym kraju na świecie. By-
łoby o wiele słuszniej zastosować to zdanie
do San Marino, gdzie aż do połowy XIX
wieku nie zezwolono na założenie drukar-
ni, pamiętając o tem, że początkowi tego
wynalazku towarzyszły wojny religijne zwią-
zane z prześladowaniem heretyków.
Dowodem konserwatyzmu mieszkańców
San Marino jest również ustrój jego, który
przetrwał prawie bez zmiany od XII wieku.
Na czele państwa stoi „Generale Consiglio
Principe'
1
, wielka rada municypalna, skła-
dająca się z (50 członków, wybieranych po
dwudziestu ze szlachty, mieszczan i chłopów
na lat 9, przyczem co 3 lata zmienia się
jedna trzecia członków. Instytucja ta pia-
stuje władzę zwierzchnią i prawodawczą re-
zydując w pięknym pałacu ozdobionym por-
tretami i biustami zasłużonych obywateli. Co
roku Rada wyłania spośród siebie dwóch „ca-
pitani reggenti", którzy sprawują władzę wy-
konawczą w ciągu sześciu miesięcy naprze-
mian to na wsi, to w stolicy. Analogji do
tego ustroju szukaćby trzeba było aż w re-
publikańskim Rzymie z epoki przedceza-
riańskiej, gdzie senat i dwóch konsulów stało
na czele miasta-państwa.
Władza sądownicza spoczywa w\rękach
wydziału Consiglio Generale, t. zw. Rady
Dwunastu, która strzeże sprawiedliwości wy-
konywanej przez wybieranych na trzy lata
sędziów... cudzoziemców To curiosum moż-
na wytłumaczyć bardzo łatwo, gdy się zwa-
ży, że spokrewnieni i spowinowaceni mię-
dzy tobą obywatele miniaturowej republiki
nie mieliby dość szacunku dla krewnych-
sędziów, a ci zkolei nie dość objektywizmu
dla k.rewnych-podsądnych. Z tego względu
również policja miejscowa czyli t. zw. ka-
rabinierzy nie są rodem z San Marino.
Dokończenie
na str.
6-ej.
AS-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin