Cejrowski Wojciech - Gringo wA›rA3d dzikich plemion _poprawiony_.pdf

(1241 KB) Pobierz
WOJCIECH CEJROWSKI
GRINGO WŚRÓD DZIKICH
PLEMION
AMAZONIA MARYMONT PELPLIN POZNAŃ
2OO6
[Skan JOTER]
tę ksiąŜkę dedykuję jej Tłumaczowi - bez Tłumacza nie byłaby tym, czym jest
NOTA OD WYDAWCY
Szanowni Państwo,
Niniejsza ksiąŜka zawiera dwa rodzaje przypisów: od Autora i od tłumacza.
Kiedy Autor komentuje własne słowa, nie opatrujemy tego
Ŝadną
dodatkową
informacją. Kiedy jednak robi to tłumacz, zaznaczamy w nawiasie: [przyp. tłumacza].
Wyjątek stanowią te miejsca, gdzie przypis Autora występuje w bezpośrednim sąsiedztwie
przypisu tłumacza - wówczas oba są odpowiednio oznaczone.
Na wyraźną prośbę Autora, tłumacz otrzymał tu duŜo większą, niŜ to jest ogólnie
przyjęte, swobodę działania. I w y p o w i e d z i. W konsekwencji nie wszystkie jego
przypisy ograniczają się do spraw dotyczących przekładu. Mówiąc krótko, czasami tłumacz
się wymądrza.
W tej sytuacji Wydawcy pozostaje tylko przytoczyć aforyzm Stanisława Jerzego Lecą:
Kto się wymądrza, ten się wygłupia.
/ - / Wydawca
[Nota od skan - makera: Ze względu na to, iŜ e - booki czytane są róŜnie (w
komputerze, na wydrukach, ale teŜ w telefonach komórkowych czy palmtopach) przypisy
umieściłem w nawiasach kwadratowych w tekście bezpośrednio w tych miejscach do których
się odnoszą.
(a teraz tekst, z innego e - booka, który mnie zainspirował do zeskanowania tej
ksiąŜki) Do czytelników:
Ŝyczę
wam wszystkim miłej lektury i wierzę
Ŝe
pod koniec czytania
będziecie mieli satysfakcję
Ŝe
zaoszczędziliście 30 zł, jeśli wy ją będziecie mieli to i ja ją
będę miał bo właśnie taki miałem cel poświęcając troszeczkę czasu na skanowanie tej ksiąŜki,
chociaŜ nie mam złudzeń
Ŝe
te następne będą przez to tańsze, wszystkich miłośników
darmowych ksiąŜek z netu zachęcam do zeskanowania przynajmniej jednej ciekawej ksiąŜki
w swoim
Ŝyciu,
człowiek ma z tego prawdziwą satysfakcję, poza tym w pewnym sensie
zwraca dług sieci, wzbogacając jej zasoby o jeszcze jedną perełkę. Zachęcam was równieŜ do
szerokiego udostępniania tej ksiąŜki w necie
Ŝeby
była dostępna dla jak największej liczby.
JOTER]
POCZĄTEK
Będzie to opowieść o tropikalnej puszczy. A takŜe o ostatnich wolnych Indianach. I o
pewnym białym człowieku, który zamieszkał pośród nich.
Choć od pewnego czasu w ogóle nie nosi butów, zamiast majtek wkłada przepaskę
biodrową, a jedzenie zdobywa za pomocą dmuchawki, jest on w gruncie rzeczy taki sam jak
Wy. TeŜ kiedyś czytał ksiąŜki podróŜnicze i marzył o dalekich lądach.
Pewnego dnia wstał z fotela, zarzucił sobie na plecy lodówkę i poszedł na pobliski
bazar. Wkrótce potem wrócił, wytarł kurz w pustym miejscu po lodówce i zaczął pakować
plecak. Głęboko w kieszeni miał mały zwitek pieniędzy i
świeŜą
rezerwację na samolot.
Tak się to wszystko zaczęło.
Ale od tamtych wydarzeń minął juŜ szmat czasu, natomiast całkiem niedawno, nad
jednym z mało znanych dopływów Amazonki...
...brazylijski oddział wojskowy natknął się na ukryte w dŜungli tajemnicze
obozowisko, Dookoła, w promieniu wielu dni
Ŝeglugi
łodzią, nie powinno być
Ŝywej
duszy.
Obszar wielkości Belgii pozostawał niedostępny dla ludzi - oficjalnie jako
ścisły
rezerwat i
strefa przygraniczna, a w praktyce jako ziemia tak niegościnna,
Ŝe
wciąŜ niezdobyta. Skąd
więc nagle pośrodku tej głuszy
ślady
ogniska oraz całkiem nowa maczeta wbita w pień? Kto
tu był, skoro wojsko bardzo dokładnie pilnowało,
Ŝeby
tu nikogo nie było? Kto i dlaczego
porzucił w lesie trzy hamaki, zawieszone pod daszkiem z palmowych liści?
Dwa z nich uplecione indiańskim sposobem - z łyka - nie wzbudziły szczególnego
zainteresowania. Ale trzeci wywołał sensację. Wykonano go z cienkiej nylonowej płachty,
którą po zwinięciu i zgnieceniu dawało się upchnąć w kieszeni spodni. Dowódca patrolu
testował to kilkakrotnie: z zachwytem i niedowierzaniem zwijał hamak, chował do kieszeni,
potem wyciągał, rozwijał, znowu zwijał, chował...
W końcu znudził się, zwinął po raz ostatni, wcisnął w kieszeń i..
- Koniec cyrku!! Nie gapić się! - warknął na
Ŝołnierzy
wpatrzonych zazdrośnie w jego
wypchaną kieszeń.
Zrobił to bardziej dla zasady, bo powód do zazdrości mieli wyjątkowo uzasadniony:
takich hamaków nie moŜna kupić w
Ŝadnym
sklepie - znajdują się wyłącznie na wyposaŜeniu
oddziałów specjalnych, są wydawane za imiennym pokwitowaniem, a po akcji trzeba je zdać
do wojskowego magazynu.
No i tu tkwił problem: Co oznaczało pojawienie się takiego hamaka na tym odludziu?
Dlaczego dyndał pozostawiony w lesie? Kim był jego właściciel?
I gdzie jest teraz???
Po konsultacji przez radio, dowódca patrolu otrzymał z bazy Tabatinga wiadomość,
Ŝe
dwa miesiące wcześniej po okolicy kręcił się pewien biały człowiek. Rozpytywał o
moŜliwość wynajęcia łodzi, dwóch wprawnych myśliwych i przewodnika. W przeciwieństwie
do innych
gringos
odwiedzających te strony, nie interesowały go ani obserwacje
egzotycznego ptactwa, ani poszukiwania rzadkich gatunków orchidei. Nie łapał teŜ motyli do
kolekcji. Chciał odnaleźć pewne indiańskie plemię, o którym wiadomo trzy rzeczy: jest
dzikie, krąŜy po dŜungli stale zmieniając miejsce pobytu i zdecydowanie nie chce, by je ktoś
odnalazł [przypis:
Gringo (Im. gringos)
znaczy tyle co Biały. Potoczne określenie kaŜdego
cudzoziemca, dla którego hiszpański nie jest językiem ojczystym. Popularne w całej Ameryce
Łacińskiej - nawet w krajach, gdzie nie mówi się po hiszpańsku (Brazylia, Belize, Gujany).
Wyjątek stanowi Meksyk, skąd to słowo pochodzi - tam gringo jest określeniem pogardliwym
i stosuje się wyłącznie do osób przybyłych z USA. [przyp. tłumacza]].
Niechęć ta przybiera niekiedy znamiona ostentacji. Wówczas na wścibskich intruzów
sypią się charakterystyczne czarne strzałki wystrugane z twardego drewna. Końcówki tych
strzałek mają kolor czerwony, co oznacza,
Ŝe
umoczono je w gęstej, dobrze skoncentrowanej
mazi, którą zwykło się określać słowem kurara [przypis:
Wielokrotnie zastanawiałem się.
dlaczego do nazwania trucizny wybrano właśnie to słowo - pochodzące od łacińskiego curare,
czyli leczyć! - i wyszło mi, ze to dlatego, ze kurara w sposób natychmiastowy uwalnia
człowieka od wszystkich moŜliwych chorób ciała i umysłu, zarówno trapiących go w chwili
obecnej, jak i tych, na które mógłby zapaść w przyszłości. (Gdyby jej doŜył.)]
Myśliwi oraz przewodnik (których biały człowiek w końcu znalazł i najął) wrócili do
Tabatingi juŜ dość dawno. O nim samym jednak nikt nic nie wiedział. Prawdopodobnie takŜe
wrócił i zaraz potem odjechał do swego kraju. Prawdopodobnie...
-
Właściwie chyba na pewno... szszsz... Wyjechał, szszsz... Nie szukać! Over... szszsz...
Po odebraniu powyŜszych informacji i wyłączeniu radia, dowódca postanowił wydać
komendę „Do łodzi!”. Niestety nie zdąŜył.
W chwili, gdy otwierał usta, wleciała mu przez nie mała czarna strzałka i utkwiła w
gardle u nasady języka. Charknął krótko, padł na ziemię, wierzgnął raz czy dwa i
momentalnie znieruchomiał.
Zza otaczających obozowisko chaszczy wyleciało jeszcze kilka takich strzałek.
Wszystkie były celne. I wszystkie równie zatrute, jak ta pierwsza.
W ciszy, która nagle zapadła, nie dało się nic usłyszeć. Jedynie bardzo wprawne oko
Zgłoś jeśli naruszono regulamin