Tracąc nas - rozdział 21.pdf

(1355 KB) Pobierz
1
Rozdział 21
2011, grudzień.
Zasłoniłam usta, aby stłumić ziewnięcie. Robiło się coraz później i tak naprawdę
w którymś momencie straciłam wątek – nie miałam już zielonego pojęcia o czym był film, który
oglądaliśmy. Jaki właściwie był jego tytuł? Wyspa tajemnic? Tajemnicza wyspa? Chyba wyspa
tajemnic. Zaraz, co tam robił Leonadro di Caprio? Wyglądał tak…
Przymknęłam powieki, czując jego dłoń w swoich włosach. Mimowolnie się
uśmiechnęłam na ten czuły gest i otworzyłam oczy, spoglądając na niego do góry. O czym ja
przed chwilą myślałam?
- Zmęczona? – szepnął spoglądając na mnie, na co jedynie bardziej się uśmiechnęłam.
- Niespecjalnie – odpowiedziałam równie cicho i poprawiłam się na jego udach tak, aby
móc na niego patrzeć.
- Jesteście słodcy. – Usłyszałam z boku głos Kesji, splatając swoje palce, z palcami
Tobiasa.
- Za słodcy – dodał ktoś jeszcze, na co niemalże się roześmiałam i wtuliłam w chłopaka.
Nie potrafiłam określić tego, co czułam w tamtym momencie. Pewnego rodzaju spokój,
dogłębny, przepełniający każdą komórkę mojego ciała, z ogromną dozą czułości i szczęścia.
Żadnej potrzeby udawania kogoś, kim się nie jest, możliwość bycia właśnie sobą, w stu
procentach. A co za tym szło, całkowita akceptacja.
Podobno jeśli zauroczenie trwa więcej niż cztery miesiące, można mówić o miłości.
Minęło pięć, a ja wciąż czułam motylki w brzuchu na samą myśl o nim. Nie mówiąc już
o eksplozji, która wybuchała, gdy tylko mnie dotykał. Poza tym uwielbiałam sposób, w jaki na
mnie patrzył. Jakbym była najważniejszą osobą na świecie. Czymś pomiędzy najsłodszym
szczeniaczkiem, a nieśmiertelnością. Czymś upragnionym, a jednocześnie rozczulającym,
przepełniającym radością.
Chciałam być dla niego wszystkim. Chciałam go wspierać, śmiać się z nim. Wygłupiać
się. Rozmawiać o absolutnie wszystkim – o rzeczach ważnych oraz tak bardzo prozaicznych,
głupich, dziwnych. Chciałam, aby miał we mnie przyjaciela, a także kogoś, kogo mógłby chcieć
widzieć w swojej przyszłości.
Chciałam, aby tego chciał.
- Muszę się napić – westchnęłam, uśmiechając się przy tym nieznacznie. Czasami moje
rozmyślania mnie samą doprowadzały na skraj obłędu. Może jednak było ze mną coś nie tak. –
Komuś coś przynieść?
2
Zanim skończyłam odpowiadać, już pożałowałam, że zadałam to pytanie. Jedynie
pokiwałam głową, śmiejąc się przy tym i podniosłam się do góry, wychodząc do kuchni.
Czasem miałam takie chwile, gdy myślałam, że na to nie zasługiwałam. Że Tobias jest
dla mnie za dobry, że jak ktoś taki jak ja mógł mieć przy sobie kogoś tak dobrego. Kogoś, komu
na mnie zależało. Kto przejmował się moimi problemami i to tak na poważnie. Nie był osobą,
która głaskała mnie po głowie, mówiąc „wszystko będzie dobrze”. Uważnie mnie wysłuchiwał, a
później sam naprawdę się tym przejmował. Bynajmniej takie miałam wrażenie.
Więc jak ktoś taki, mógł chcieć się wiązać ze mną? Z dziewczyną z tak chorą psychiką,
zaburzoną wiarą w siebie, maską, którą musiała zakładać przed wszystkimi, a która ciążyła jej z
każdym dniem coraz bardziej? Jakie miałam prawo wciągać go do swojego świata, wiedząc, jak
bardzo jest on dziwny i trudny?
Powinnam pozwolić mu dokonać świadomego wyboru. Wiedziałam o tym. Powinnam
była opowiedzieć mu o wszystkim, o swoim życiu, o tym, że związek ze mną wcale nie będzie
prosty. Nie będzie usłany różami, a ja nie zawsze będę uśmiechniętą, rozentuzjazmowaną
dziewczynką.
Pewnego dnia to zrobię, wiedziałam o tym.
Miałam nadzieję, że wtedy nie ucieknie.
- Coś się stało?
Pytanie wyrwało mnie z zamyślenia i dopiero wtedy zorientowałam się, że zaciskam
palce na krawędzi blatu kuchennego. Odwróciłam głowę by spojrzeć na Tobiasa, który zatrzymał
się tuż za progiem kuchni, spoglądając na mnie z tą charakterystyczną dla niego czułą troską. Jak
można było się nie zakochać w tym spojrzeniu? W tych oczach? W nim samym?
- Wszystko jest okey – odpowiedziałam nieco chrypliwym głosem, przez co
odchrząknęłam, posyłając mu subtelny uśmiech.
Nie czułam potrzeby wykręcać się jakimiś zawrotami głowy. Nigdy nie chciałam go
okłamywać. Nigdy tego nie zrobiłam. Jedyne co mogliśmy sobie dać to siebie i prawdę. Nie
zamierzałam budować niczego na pozorach, kłamstwach i złudzeniach.
Starałam się przekonać samą siebie, że nie byłam hipokrytką w tamtym momencie.
- Na pewno? – spytał zamykając mnie w swoich ramionach i składając delikatny
pocałunek na czubku mojej głowy.
- Na pewno – szepnęłam, wtulając się w niego.
Nie chciałam być nigdzie indziej bardziej, niż właśnie tam.
***
Leżeliśmy na antresoli, rozmawiając praktycznie o wszystkim. Tobias z głową na moich
kolanach. Elijah z głową na kolanach Kesji, a Evy wiedząca obok nas. Trochę rozbawił mnie ten
obraz, lecz mimo wszystko, wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Tak naturalnie,
niemalże… prawidłowo.
3
- Na czym polega dobry związek? – spytałam, przeczesując palcami włosy chłopaka.
- A co, nasz jest zły? – spytał z rozbawieniem, na co się roześmiałam, potrząsając głową.
- Oczywiście, że nie – powiedziałam z uśmiechem i zmarszczyłam zabawnie nos.
- Nie wiem, chyba tajemnica polega na tym, aby słuchać się wzajemnie, a nie wszystkich
wokół – odparł Elijah, z widocznie zamyśloną miną.
- A ciebie co wzięło na takie rozważania? – rzuciła równie rozbawiona Kesja.
- O matko, słuchać się was nie da – jęknęła Evy, udając niesmak na swojej twarzy, przez
co wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
- Oto jest miłość. Dwoje ludzi spotyka się przypadkiem, a okazuje się, że czekali na
siebie całe życie – powiedział poetycko Elijah, na co Evelyn jeszcze głośniej jęknęła.
- Jesteście okropni. Za dużo miłości – burknęła dziewczyna, wyczołgując się spomiędzy
nas do schodów i zeszła na dół. – Za dużo! – powtórzyła, po czym wyszła z pokoju, zamykając
za sobą drzwi.
Spojrzałam na Tobiasa z rozbawieniem i pochyliłam się, delikatnie muskając jego wargi.
Przymknęłam powieki, z uśmiechem, czując jak odwzajemnił pocałunek, nieznacznie go
przeciągając.
- Okey, to zostawimy was samych – odparła z uśmiechem Kesja i pociągnęła swojego
chłopaka za przegródkę, na swoją stronę łóżka.
Przewróciłam oczami z rozbawieniem, kładąc się na łóżku przyjaciółki i zaśmiałam się
cicho, niemalże od razu czując na sobie wargi Tobiasa. Jak zawsze smakował słodko, a chociaż
pocałunki z początku były pełne delikatności, dość szybko zaczynały stawać się zaborcze oraz
przepełnione intensywnością. Wciągnęłam powietrze do płuc, delikatnie wyginając plecy
w półłuk, gdy wsunął chłodne dłonie pod moją koszulkę.
- Matko, zimno – pisnęłam roześmiana, powodując tym samym uśmiech na jego twarzy.
- Ups? – mruknął rozbawiony, ponownie składając pocałunek na moich wargach.
- Mhm – wymruczałam, wsuwając palce w jego włosy i przygryzłam dolną wargę
chłopaka, ciągnąc ją do siebie z nutką satysfakcji.
- Grzecznie mi tam, dzieciaki. – Usłyszałam głos Kesji i przez ułamek sekundy
zobaczyłam burzę jej włosów znad deski odgradzającej dwie strony łóżka, przez co niemalże się
roześmiałam w zagłębienie szyi chłopaka.
- Zawsze jesteśmy grzeczni – rzuciłam w odpowiedzi.
- Jasne.
Czy tylko ja odniosłam wrażenie, że wcale mi nie uwierzyła?
Oparłam głowę na ramieniu chłopaka, kreśląc palcami wzory znane tylko sobie, na boku
jego ciała. Chciałabym, abyśmy mieli więcej takich chwil. Momentów w całkowitej ciszy, lecz
tej z rodzaju najprzyjemniejszego. Bez skrępowania i konieczności powiedzenia czegokolwiek,
byle ją przerwać. Więcej takich naturalnych odruchów, które mogłyby być codziennością.
Naprawdę nie pogniewałabym się za to.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin