24 GODZINY Z GOSPĄ.docx

(36 KB) Pobierz

24 GODZINY Z GOSPĄ

/ s. Emmanuel /.

 

 

 

Wprowadzenie

 

   Objawienia w Medjugoriu trwają. Maryja Panna przychodzi dzień w dzień, nieprzerwanie już od czternastu lat. Obecnie codzienne objawienia mają: Ivan, Jacov, Marija i Vicka. Ivanka widzi Gospę raz w roku: 25 czerwca , w rocznicę pierwszego objawienia a Mirjana w swoje urodziny: 18 marca. Objawienia te nie są ściśle związane z miejscem, gdyż Matka Boża ukazuje się widzącym tam, gdzie się oni aktualnie znajdują, na przykład mieszkającej na stałe we Włoszech Mariji, czy odbywającemu liczne podróże apostolskie po świecie Ivanowi. Niezmienna natomiast pozostaje pora, codziennie dwadzieścia minut przed wieczorną Mszą świętą odprawianą

w Medjugoriu: o 17.40 w zimie i o 18.40 w lecie. Tak jakby chciała wskazać na wybraną wioskę,

z której rozlewają się laski, a jednocześnie dać nam do zrozumienia, że przeznaczone są one dla wszystkich, dla całego świata, nie tylko dla mieszkańców Medjugoria.

   Książeczka, którą Państwu przedstawiamy traktuje o tym właśnie fenomenie codziennego zstępowania na ziemię matki Boga. Kim jest TA, która przychodzi? Czy spotkać Ją może jedynie szóstka widzących? Czy w godzinie Jej nawiedzenia każdy z nas, niezależnie od tego, w jakim miejscu globu się znajduje, może otrzymać niezwykłe łaski pokoju, nawrócenia

i uzdrowienia?

S. Emmanuel mieszka w Medjugoriu od 1989 r. W trakcie pielgrzymki otrzymała zaproszenie, by w tym właśnie miejscu modlić się i rozpowszechniać na cały świat orędzia Królowej Pokoju. Wysyłane przez nią od początku wojny faxy stały się podstawą  bestselleru  „Medjugorie. Woja dzień po dniu” a ona sama zapraszana do wielu krajów Europy, do Stanów Zjednoczonych

i Kanady, jest żywym i bezpośrednim świadkiem objawień, które coraz bardziej poruszają świat.

   Tekst, który Państwu przedstawiamy, jest spisaną konferencją, wygłoszoną do grupy pielgrzymów. Siostra opowiada o doznanym w godzinie objawienia uzdrowieniu i wyraża przeświadczenie, iż podobne łaski Gospa chce rozdawać wszystkim, ponieważ dla wszystkich dzień po dniu zstępuje na ziemię.

 

 

HISTORIA UZDROWIENIA

 

   Po tym, co tutaj usłyszycie, wasze życie nie będzie już takie samo. Ale nie obawiajcie się. Nie mówię tego, bo chciałabym żeby tak było, ale dlatego, iż wiele osób złożyło już świadectwo

o tym, że ich życie uległo przemianie. Przechodzę zatem do tematu.

   Doświadczyłam w tym roku, przed nadejściem lata, czegoś co głęboko mną poruszyło i było początkiem, ze strony Matki Bożej, bardzo ważnej dla mnie nauki. Mieszkam w Medjugorju od pięciu lat i tak się składa, że przeżywamy tutaj coś całkowicie wyjątkowego: są to codzienne objawienia Matki Najświętszej. Chciałabym przypomnieć słowa, które Ona wypowiedziała: „Przyszłam wezwać świat do nawrócenia po raz ostatni, więcej nie będę się już objawiała na ziemi” ?2 maja 1982/.

A więc Medjugorie to są ostatnie objawienia Matki Najświętszej, przynajmniej w tej formie „trójwymiarowej”, realnej – jeśli tak można powiedzieć. To oczywiście nie znaczy, że później nie będzie łask maryjnych. Ale to są ostatnie Jej objawienia na ziemi, sama tak powiedziała . Żyjemy więc tutaj czymś całkowicie wyjątkowym, tym bardziej, że objawia się Ona codziennie.

Od lat mam taki zwyczaj: w godzinie objawienia udają się na wzgórze, by tam przyjmować Maryję. Zapewniam was, że mi się nie objawia, jestem zupełnie taka ja wy, nigdy Jej nie widziałam. Ale dobrze jest właśnie tak: w godzinie objawienia idę na wzgórze, by się wyciszyć

i chwilę z Nią porozmawiać.

Pewnego dnia na początku lata przyszło mi do głowy, by w czasie objawienia powiedzieć Maryi: „Ponieważ wrócisz za 24 godziny, przygotuję prezent, który będę mogła Ci dać, gdy wrócisz jutro o tej samej porze”. Ten pomysł przyszedł mi ot tak i zaczęłam się zastanawiać, co też ja Jej dam w prezencie. Poprosiłam, żeby mi podpowiedziała i natychmiast pomyślałam, że mogłabym się zdobyć na mały wysiłek dotyczący złego przyzwyczajenia, jakie miałam od lat. Chodziło o tik nerwowy, odruch, polegający na zdzieraniu skórki z wargi i to aż do krwi i do tego stopnia, że stale miałam na wardze rodzaj gulki. Było to okropne i dla tych, którzy na mnie patrzyli, i dla mnie, tym bardziej, że jeden z moich braci, który jest dermatologiem powiedział mi: „Jeśli dalej tak będziesz robić, może się to skończyć rakiem wargi;  warga jest miejscem bardzo wrażliwym i szybko mogą nastąpić przeżuty na inne części organizmu”. Pomimo tych ostrzeżeń nie mogłam przestać.

Pomyślałam, więc wtedy na wzgórzu przy Matce Boskiej, by Jej powiedzieć: „Ponieważ jesteś tu, obiecam Ci coś i będę zmuszona dotrzymać słowa; obiecuję Ci, że przez 24 godziny, gdy moja ręka będzie wędrować do wargi, by oberwać skórkę, natychmiast wróci z powrotem; będę się pilnować z całej siły przez 24 godziny”. Dalej się nie posuwałam, bo nie mogłam Jej obiecać, że nie będę tego robić przez  trzy miesiące, nawet przez miesiąc, ale przez 24 godziny sądziłam, iż mogę Jej to obiecać i ofiarować w prezencie. Powiedziałam jej też: „Pomóż mi, bo to jest tak nieświadome i automatyczne, że może mi się nie udać”.

   Upłynęły 24 godziny i następnego dnia Maryja znowu przychodzi do Medjugoria, jak co dzień. Byłam na wzgórzu i cieszyłam się, że mogę Jej ofiarować prezent, bo przez całe te 24 godziny powstrzymywałam mój tik. Byłam szczęśliwa, bo po raz pierwszy udało mi się to przez tak długo. Byłam też dumna z tego prezentu, ale zaraz sobie powiedziałam, że przecież  za 24 godziny Ona znów przyjdzie. Dobrze byłoby znowu Jej coś dać. Postanowiłam, że to będzie taki sam prezent. Powiedziałam: „pomóż mi tak, jak pomogłaś mi za pierwszym razem”. Obiecałam Jej wysiłek z mojej strony, bo naprawdę wymagało to ciągłego pilnowanie się. 24 godziny później byłam na górze i mogłam jej ofiarować ten sam prezent, gdyż jeszcze raz mi się udało – pomogła mi. Przez tydzień przynosiłam jej codziennie ten sam prezent, ale nigdy nie obiecując więcej niż 24 godziny. Po tygodniu Matka Najświętsza uzdrowiła mnie całkowicie z tiku, który mnie męczył przez piętnaście lat i w dodatku uzdrowiła mnie tak cudownie, że nawet tego nie spostrzegłam, kiedy to się stało. Nagle się zastanowiłam: „Chwileczkę, od jak dawna ja już tego nie robię?”. To było częścią mnie a tymczasem wyparowało z mojego ciała, psychiki, systemu nerwowego – przestało istnieć, skończyło się.

Kiedy zdałam sobie  z tego sprawę, zaczęłam się modlić, dziękować i pytać Matkę Bożą, co chciała mi przez to ukazać. Odpowiedź była bardzo jasna, bardzo prosta, bardzo wyraźna.

Matka Boża ukazała mi, że to, co zrobiła dla mnie w tej jednej sprawie, niewielkiej, ale mogącej prowadzić do śmierci, chce robić dla wszystkich swoich dzieci w czasie objawień w Medjugoriu. Oświeciła moje serce, mój umysł  a również moją pamięć przypominając mi kilka orędzi,

z którymi zwracała się do  nas od dawna, ale których tak naprawdę nie usłuchaliśmy.

Na przykład: „Nie, drogie dzieci, nie zrozumieliście wagi moich przyjść”. „Moich przyjść” to w języku Gospy znaczy objawień, ponieważ przychodzi realnie, fizycznie, w ciele, przychodzi odnaleźć nas tu, gdzie jesteśmy; niebo się otwiera i to nagle – jest. To znaczy, że przyjmujemy to zbyt lekko, że nie zatrzymujemy się nad tym fenomenem, nad tą rzeczywistością i jej treścią. Przyjścia Matki Bożej niosą w sobie wielkiej łaski. Zaraz na początku objawień powiedziała nam o ich wielkiej wadze : „Drogie dzieci, dziękując Bogu za dar, że mogę być z wami, gdyż, powiadam wam jest to wielka łaska” /25 lipca 1982/.

Dlatego też w chwili objawienia nie powinno się roić zdjęć.  Gospa powiedziała: „Korzystajcie ze szczególnych łask, nie traćcie czasu na robienie zdjęć, ponieważ objawieniu towarzyszy szczególna łaska”. Trzeba więc chwycić tę łaskę. Otworzy nam to niewyobrażalne horyzonty. Odkąd to zrozumiałam, odczułam potok światła i łaski. Pragnę, by i przed wami się on otworzył, gdyż dotyczy to każdego z nas. Zobaczymy, w jaki sposób.

   Opiszę wam, jak przebiega objawienie, tutaj na miejscu, w Medjugoriu. Znam dobrze od lat każdego z widzących i opowiadają mi oni, jak je przeżywają. Gdy Gospa nadchodzi, zapowiadają Ją trzy błyski światła i nagle jest tu, jest cała świetlista, tak piękna, że widzący nie umieją  znaleźć ludzkich słów, by nam opisać jej piękno; tak bardzo ono nas przekracza.

Możemy im pokazywać najpiękniejsze ikony, najpiękniejsze rzeźby – przyprawia ich to tylko

o śmiech, gdyż Gospa  jest o wiele piękniejsza. Jest tu, stoi przed widzącymi i pierwsza rzecz, jaką mówi, to; „Niech będzie pozdrowiony Jezus, moje kochane dzieci!” i zaraz potem wyciąga ręce i modli się nad nami i nas błogosławi.

   Miałam kiedyś tą łaskę, by uczestniczyć w prywatnym objawieniu z Mariją w wigilię Bożego Narodzenia 24 grudnia. Była nas  dziesiątka wokół Mariji. Objawienie trwało długo. Przyprowadziłam siedmio czy ośmioletnią  dziewczynkę. Gospa przyszła, wiedzieliśmy, że tu jest . Po objawieniu Marija opisała nam jego przebieg. Była to wigilia i Matka Boża przyszła promieniejąca szczęściem . Gdy zobaczyła zgromadzoną naszą dziesiątkę, niezmiernie się ucieszyła. Uważnie popatrzyła na każdego z nas i pobłogosławiła. Potem powiedziała: „Dobrze być razem”. Matka, która przychodzi odwiedzić swoje dzieci, odnaleźć je tam, gdzie się znajdują i po prostu cieszy się, że jest z nimi, tak jak mama jest zadowolona, gdy jest w rodzinie i ma zgromadzone wokół siebie swoje stadko. To niezwykłe, że dochodzi do takiej zażyłości z niebem, jest to naprawdę niezwykłe.

   Jak wam mówiłam, Maryja Panna przychodzi w postaci trójwymiarowej i widzący, którzy teraz są ludźmi dorosłymi, tłumaczą nam, że można Ją dotknąć, można Ją pocałować, można pociągnąć Jej welon, można Ją widzieć i słyszeć. Każdy z widzących przyjmuje swą Matkę na swój  własny sposób. Kiedy np. jesteście z Vicką, widzicie, że podnosi oczy z uśmiechem, który nie pochodzi z tego świata, widzicie, że poruszają się jej wargi, nie słyszycie głosu, jest on jakby niemy; Vicka potrząsa głową, rusza rękami, otwiera je. Reaguje bardzo żywo, widać, że chce jak najwięcej wyrazić. Wypowiada tak dużo słów, że czasem  się zastanawiamy, jak Gospie się udaje zmieścić choć jedno od sibie! Natomiast Marija jest cała spokojna, wyciszona, mruczy co najwyżej kilka słów do Matki Najświętszej, dla nas niesłyszalnych. Ich osobowości są całkowicie różne; widać, że Gospa przychodzi odwiedzić każdego takim, jakim jest, nie ma gotowego schematu, nie ma czegoś jednakowego.

Pięknie jest widzieć do jakiego stopnia Gospa sprawia, że spotkanie z każdym z nich jest jedyne w swoim rodzaju..

Kim jest Ta, która przychodzi? Królową nieba i ziemi. Matką Boga, Matką Miłosierdzia, Niewiastą, która według Biblii, miażdży głowę węża. To Ona przyjdzie za chwilę, w czasie różańca poprzedzającego Mszę świętą, gdy będziecie w kościele. Przyjdzie do kościoła, przyjdzie do Vicki, Mariji, Ivana. Skoro chce zmiażdżyć głowę węża, przychodzi również dla nas i przychodząc najpierw zajmuje się tym, co pochodzi w nas od węża.

 

GOSPA PRZYCHODZI DO WSZYSTKICH

 

   Czy nie sądzicie, że kiedy Matka Boska się ukazuje widzącym, czyli szóstce młodych ludzi, którzy Ją oglądają, daje im wówczas szczególne, wielkie łaski? Powiedziałam sobie, że to niesprawiedliwe, gdyż dlaczego my, którzy jej nie widzimy, nie mamy dostępu do tych lask? Pewnego dnia poszłam  do Vicki i mówię jej:

     - Wyobraź sobie, że jestem u ciebie w chwili, gdy ukazuje ci się Matka Boska; klęczę koło ciebie, odmawiam różaniec, ty Ją widzisz, mówisz do Niej. Ona ci odpowiada, ty znowu Jej odpowiadasz …. Czy mnie, która klęczę koło ciebie i jak zwykle nic nie widzę, czy mnie Gospa daje mniej łask niż tobie, która Ją widzisz?

Vicka odpowiada:

     - Ależ nie, daje takie same łaski tobie, jak i mnie, bo przecież my nie jesteśmy inni od was.

Ciekawe!

A ja na to:

     - Vicka a teraz przyjmijmy, że nie mogę być z tobą i że jestem w Medjugorju na wzgórzu. Czy jeśli otworzę serce w chwili objawienia, Gospa da mi te same laski co tobie?

     - Oczywiście! Jeśli otwieracie serce, Gospa daje wam, pielgrzymom, te łaski co nam widzącym.

     - Świetnie, cudownie – mówię i dalej ciągną ją za język.

     - Vicka a teraz wyobraźmy sobie tak sytuację: jestem w Stanach Zjednoczonych, chora, unieruchomiona, zupełnie nie mogę przyjechać do Medjugorja; ale czy jeśli w chwili objawienia otworzę serce, by przyjąć Matkę Boską, da mi Ona te same łaski co tobie, widzącej?

Mówi mi:

     - Wiesz, Gospa bardzo lubi, gdy się przyjeżdża do Medjugorja, ponieważ nas tu zaprasza

i cieszy się, kiedy tu przybywamy. Ale jeśli nie możesz przyjechać, jeśli otwierasz serce będąc daleko, da ci te same łaski, co gdyby cię odwiedzała, tak jak mnie daje podczas odwiedzin.

   Czy zdajecie sobie sprawę z tego, co to znaczy? Otwiera to przed nami ogromne horyzonty, gdyż tutaj w Medjugoriu, spędzacie tylko kilka dni, ale potem wracacie do siebie.

Znaczy to zupełnie jasno, że wizyty, jakie Gospa składa widzącym, szóstce młodych, którzy mogą Ją oglądać, dotykać i z Nią rozmawiać, są przeznaczone tak samo dla nas i z taką samą intensywnością, niezależnie od tego czy jesteśmy we Francji, w Belgii, w Szwajcarii,

w Ameryce, w Kanadzie, w Peru czy w Australii. Jeśli w chwili objawienia staram się uchwycić łaskę przyjścia Najświętszej Maryi Panny tak, jakbym była widzącą, otrzymuję takie same łaski. Vicka powtórzyła jeszcze na koniec słowa Gospy: „Drogie dzieci! Daję wam dzisiaj łaski, jakich jeszcze nigdy w historii nikomu przed wami nie dawałam”.

Innego dnia Vicka nam powiedziała:

     - To, co Gospa robi tutaj w Medjugorju, jest jedyne w całej historii; nie było tego nigdy

i nigdzie wcześniej i nie będzie potem.

   Jesteśmy jakby w szczytowym okresie intensywności darów nieba dla naszej epoki. A to co widzący otrzymują w sposób tak widoczny, przeznaczone jest dla każdego, kto otworzy serce, kto zaufa swej Matce i Ją przyjmie. Gospa wielokrotnie wyrażała tutaj swój smutek, ponieważ wiedziała, że wiele serc pozostaje dla Niej w jakimś sensie zamkniętych.

Mówiła: „Gdybyście wiedzieli jak bardzo was kocham, płakalibyście z radości”. W jednym

z orędzi z 1984r. powiedziała: „Drogie dzieci, kocham każdego z was, jak kocham mojego Syna Jezusa. Kiedy ktoś przychodzi do was i o coś was prosi, dajecie mu to.  Ale Ja przychodzę i znajduję się wobec tak wielu serc, które pozostają zamknięte. Módlcie się, aby świat przyjął moją miłość”.

   Gospa zostawia wspaniałe przesłanie dotyczące wszystkich utrudzonych: „Drogie dzieci! Gdy tylko Mnie potrzebujecie, wzywajcie Mnie. Gdy doświadczacie trudności, gdy czegoś pragniecie, przychodźcie do Mnie. Kiedy Mnie wzywacie – przychodzę”.

   Chcę wam postawić jedno pytanie i zaraz zobaczymy, czy napełniliście się choć trochę  pełnym miłosierdzia duchem Najświętszej dziewicy i Jej wielkodusznością. Przypominajcie sobie Wizytę, jaką pod natchnieniem Ducha Świętego złożyła dwa tysiące lat temu swojej kuzynce Elżbiecie. Elżbieta była w domu Zachariasza i proste pozdrowienie Maryi spowodowało wylanie Ducha w sercu małego Jana Chrzciciela. Poruszył się on z radości w łonie swej matki, która zaczęła prorokować, wielbić ducha Świętego, rozpoznając w swej kuzynce Matkę Zbawiciela. Była to najważniejsza Wizyta; przyniosła bardzo dużo owoców. A oto moje pytanie: czy Maryja Panna byłaby tak małostkowa, by mówić: „Gdy dwa tysiące lat temu byłam na ziemi, złożyłam szczególną Wizytę mojej kuzynce Elżbiecie, ale teraz, dwa tysiące lat później, kiedy przychodzę do moich dzieci we Francji, Belgii czy Szwajcarii, odwiedzam ich w ich domach, czuję się już trochę bardziej zmęczona i dlatego łaski, których im udzielam, są nieco mniejsze”?.

Czy byłaby na tyle małostkowa by tak mówić? Znaczy to, że jeśli Matka Najświętsza coś uczyniła, nigdy nie może zawrócić z drogi, nie może zmniejszyć intensywności; jest taka jak Bóg, działa nieustannie, powiększając dar. To co zrobiła dwa tysiące lat temu, w jeszcze większym stopniu będzie robić dzisiaj, ponieważ ci, którzy kochają, kochają stale bardziej,

a zwłaszcza ci, którzy są w niebie. Marija dobrze nam wyjaśniła: „w niebie człowiek staje się coraz piękniejszy i coraz szczęśliwszy, jest to crescendo”.

   Otrzymamy nie tylko te wszystkie łaski, które otrzymała Elżbieta, ale jeszcze większe, gdyż w naszej epoce walki są dużo większe niż dwa tysiące lat temu. Maryja powiedziała, że szatan nigdy jeszcze tak bardzo nie mobilizował swych sił jak dzisiaj, by burzyć plany pokoju, plany radości, burzyć to, co w nas dobre, by zwodzić nas na tysiące sposobów, sprawiać, byśmy zbaczali z drogi Bożej. Maryja Panna kocha każdego z nas tak jak swego Syna Jezusa. Ten, kto w chwili objawienia przyjmie do swego życia Pannę Maryję, może otrzymać wielkie łaski, ponieważ Ona z radością przyjdzie go odwiedzić, napełnić i dać mu te wszystkie dobra, których potrzebuje, by zbliżyć się do Boga. Jest to wspaniałe, gdyż Ta, która przychodzi, jest kochającą nas Matką. Matką odpowiadającą na nasze wołanie i jest Niewiastą, która miażdży głowę węża.

     Chciałabym przedstawić wam małe porównanie, które Gospa mi podsunęła. Chętnie jeżdżę do Lourdes, znam też Fatimę. Bardzo lubię te miejsca. Gdy jestem w Lourdes lubię praktykować coś, co Maryja tam poleciła, czyli korzystać z prezentu, jaki zostawiła a mianowicie zanurzać się w wodzie z Lourdes. Trzeba trochę fizycznej odwagi, gdyż woda jest lodowata. Ale gdy stamtąd wychodzicie, czujecie, że Maryja przeszła, macie pokój, odczuwacie, że całe obszary waszej istoty zostały jakby wyzwolone od zła. Jeśli macie coś, co was trzyma, co was więzi, co was niepokoi, w tej wodzie zostawia się to wszystko; zostawia się swoje choroby nie łapiąc choroby sąsiada. Codzienne odwiedziny Matki Najświętszej są taką kąpielą w basenie

z wodą, są wizytą waszej Matki, która wlewa w wasze serce swój pokój.

 

CHCĘ ZMIAŻDŻYĆ GŁOWĘ WĘŻA

 

   Wyobraźcie sobie, że jesteście mama, która ma w jednej izbie pięcioro czy sześcioro dzieci.

Wszystkie się bawią z wyjątkiem jednego, które jest chore, siedzi w kącie ponure i zapłakane. Ku któremu matka zwróci się najpierw? Ku temu, które się źle czuje. To znaczy, że kiedy Gospa przychodzi nas nawiedzić, pierwszą rzeczą, jaką się zajmuje, jest wyśledzenie źródła zła, które nas przygniata, pogrąża, niszczy czy też  po prostu sprawia, że jesteśmy smutni. Źródłem zła jest często grzech.

   Posłużę się porównaniem nieco medycznym. Wyobraźcie sobie w jakiejś rodzinie młodego chłopaka, który nagle złapał tasiemca. Chłopak był wysportowany , dobrze się rozwijał. Rodzice po jakimś czasie zorientowali się, że słabnie, chudnie, jest nie w formie. Pomimo, że prowadzi normalne życie, coś we wnętrzu podkopuje jego siły. Dają witaminy, befsztyki …. Ale możecie dawać całe mnóstwo  dobrych rzeczy a tasiemiec jest wewnątrz i człowiek nadal słabnie. Trzeba zdiagnozować tasiemca. A gdy  raz wiadomo, że tam jest, należy bestię zabić. W życiu duchowym jest tak samo: możecie chodzić w niedzielę na Mszę, odmawiać różaniec, podejmować dzieła miłosierdzia itd…., ale jeśli macie w głębi siebie grzech, w którym trwacie, jakiś ślad po przejściu Złego, to tak jakbyście mieli w duszy tasiemca – będziecie duchowo słabnąć. A co czyni przychodząc matka Najświętsza? Od razu widzi, gdzie ulokowany jest Zły

i przychodzi wyrwać przyczynę zła. W jakimś sensie przychodzi dokonać wyzwolenia.

Trzeba zdać sobie sprawę z jednej rzeczy u nas we Francji, mianowicie, że bardzo trudno znaleźć dobrego egzorcystę dla tych, których gnębi niepokój a jest ich coraz więcej, gdyż robi się wszystko, by przyciągnąć złego, nawet w szkołach, w liceach, wśród młodych i starszych: wszędzie ucieka się do praktyk, które przyciągają szatana. Na przykład spirytyzm, kontakt

z duchami, z duszami zmarłych, tarot i wszelkie tego typu rzeczy. Mówi się Złemu: wejdź, czuj się jak u siebie. Wielu młodych jest dziś ofiarą tych praktyk. Gdy Maryja przychodzi, pracuje nad tym, by ich wyzwolić. Piękne jest to, że nasza Matka z nieba odpowiada na potrzeby dnia dzisiejszego. Objawienia w Medjugorju są odpowiedzią na braki współczesności. Matka czyni to, co dla Niej należy. Gdy widzi kogoś pełnego niepokoju, wygania bestię, by przywrócić mu spokój. Nie dziwcie się, gdy dobrze nie rozumiecie tego, co was w życiu spotka. Skąd pojawiły się u was lęki, bezsenność? Dlaczego pragniecie śmierci osoby, która przecież nie zrobiła wam nic aż tak złego? Dlaczego reagujecie czasami przesadną zazdrością, nienawiścią, złością, co nie zdarzało się wam wcześniej? Maryja będzie znała przyczynę zła i w sposób niezmiernie delikatny, prosty, nie robiąc hałasu, usunie ją. Dlatego ludzie oddani Maryi żyją tym codziennym przyjmowaniem Jej odwiedzin. Pewnego dnia rozmawiałam z Ireną, widzącą sercem, która mi powiedziała: „Rozpoznaje się ich pośród tysiąca”.

   W pierwszych dniach objawień miało miejsce w Medjugorju ważne wydarzenie. Był to okres, gdy milicja nie pozwalała zgromadzić się ludziom na wzgórzu ( gdyż komunistyczna milicja na początku naprawdę nie pozwalała wykonywać poleceń Matki Boskiej ). Gospa zaproponowała, by ludzie dołączyli do widzących na polach leżących poniżej ich domów, a wtedy im coś powie. Zgromadzili się wszyscy na tych polach. Matka Boża ukazała się widzącym i przemówiła: "Drogie dzieci, możecie powiedzieć ludziom, że dzisiaj mogą Mnie dotknąć". Widzący odpowiedzieli, że to niemożliwe: „My możemy Cię dotykać, bo Cię widzimy, ale oni Ciebie nie widzą, jak będą mogli Cię dotknąć?”. Odpowiedziała im: „Będziecie brali ludzi za rękę i kładli ją na Mnie, w ten sposób Mnie dotkną”. Tak też wszyscy zrobili. Każde z nich prowadził Lidzi do tego miejsca, gdzie stała matka Boska. Ludzie mogli Ją dotknąć. Jej ręki, Jej welonu itd

Pomału widzący zaczęli dostrzegać, że na sukni Matki Bożej pojawiły się plamy, że plamy te się powiększały, że welon stawał się coraz ciemniejszy a w końcu cała suknia Matki Najświętszej była brudna. Zaczęli płakać i pytać Ją, dlaczego tak się stało? Odpowiedziała im: „To grzechy tych, którzy mnie dotykają”. Widzący zaczęli wołać, żeby ludzie przestali dotykać Matkę Boską: „Brudzicie suknię” i wszyscy przestali. Wtedy Matka Boska pouczyła ich o spowiedzi i o tym, by nie zachowywać grzechów w sercu, lecz wyznawać je kapłanowi, że jest to konieczne. Zaraz następnego dnia cały tłum pobiegł do kościoła, aby się spowiadać. Księża, którzy tam byli, musieli wezwać do pomocy innych księży. Od tego dnia jest w Medjugorju tyle spowiedzi, że aż zostało ono nazwane „konfesjonałem świata”. Oczywiście, gdy matka Boża odwiedza nas,

w czasie codziennych objawień, nie zadowala się dotknięciem palca tego, co jest chore, by to uzdrowić . Sprawia, że uświadamiamy sobie  grzech, byśmy następnie go wyznali kapłanowi

i zostali wyzwoleni. Leczy również rany, które ten grzech spowodował: „Drogie dzieci, chcę was oczyścić z konsekwencji waszych dawnych grzechów”. Myślę na przykład o kimś, kto się dopuścił przerwania ciąży -  konsekwencje tego czynu są nieraz bardzo ciężkie do dźwigania. Maryja Panna, w swej wielkiej matczynej czułości, nawiedzając serca, da uspokojenie, pojednanie, da tę miłość, której serce potrzebuje, by się wyleczyć z grzechu. Innymi dobrami, jakie przynosi Matka Najświętsza, są uzdrowienia i dar pokoju.

 

KRÓLOWA NIEBA I ZIEMI

 

   Chciałabym opowiedzieć krótką historię, by wam ukazać, że przychodzi do nas naprawdę Królowa nieba, Niepokalana Królowa świata . Było to w pierwszych dniach objawień. Kiedy rozpoczyna się coś nowego, niebo ma nieraz wymagania, które wydają się nam nieco przesadzone, szczególnie modlitwa nocna. W pierwszych miesiącach istnienia naszej wspólnoty bracia modlili się przez większą część nocy a w dzień pracowali i nie chciało im się spać – tak była łaska. To właśnie nazywa się łaską początków. Gospa tutaj nie boi się i nie waha prosić o to, co jest ważne dla przyszłości świata. Któregoś dnia powiedziała widzącym:

„ Proszę was, drogie dzieci o modlitewną nowennę na górze w nocy, proszę, byście przychodziły co noc przez dziewięć dni, między drugą a trzecią nad ranem modlić się w moich intencjach. Możecie poprosić wszystkich mieszkańców wioski, żeby się do was przyłączyli”. Były to czasy złotego okresu Medjugorja i wszyscy mieszkańcy wioski słuchali słów Matki Bożej. Dziewiątego dnia Gospa ukazała się widzącym. W pewnej chwili ludzie zauważyli, że z nieba zaczęły spadać gwiazdy. Była to rozgwieżdżona, letnia noc. Gwiazdy spadały z nieba

i kierowały się w stronę Matki Boskiej, a potem ku ziemi. Za każdym razem, gdy jakaś gwiazda dotykała ziemi, rozpryskiwała się na dziesięć innych gwiazd, mnożyły się i wracały do nieba.

Ludzie osłupieli. Marija bardzo dobrze to pamięta. Bardzo się bali. Wśród tłumu przeszedł pomruk i okrzyki: „To koniec świata”. Zamiast zostać na modlitwie przez godzinę, modlili się całą noc. Maryja Panna chciała dać w ten sposób ważny znak wiosce i widzącym, znak, że cała natura pochyla się z miłością przed Matką Boga. Gdy przychodzi na ziemię, nawet jeśli ludzie Jej nie rozpoznają, nie przyjmują, przynajmniej kłaniają się Jej gwiazdy . To znak, który mówi, że gdy coś się pochyla przed Matką Najświętszą, by Ją przyjąć, uczcić, oddać Jej chwałę – wówczas zostaje pomnożone, ubogacone. Gdy Gospa czuje, że przyjmujemy Jej nawiedzenie w objawieniu, mówi nam: „Drogie dzieci, chcę was ubogacić moim macierzyńskim sercem, moim macierzyńskim pokojem”. Za każdym razem, gdy Ją przyjmujemy, otrzymujemy bogactwo przychodzącej do Nas Maryi. Pewnego dnia na początku objawień dzieci były w kościele. Zauważyły, że Gospa nie stała w jednym miejscu, ale przechadzała się po kościele, zatrzymując się przy każdym , by go pobłogosławić kładąc na nim ręce. Bardzo się cieszyły widząc, że wszyscy mieszkańcy Medjugorja zostali w pewnym sensie nawiedzeni przez Gospę. Bardzo się też dziwili widząc, że na niektóre osoby w kościele nie kładła ręki, tylko czyniła znak krzyża. Zapytali Ją: „Dlaczego nad niektórymi osobami czynisz znak krzyża?” Odpowiedziała im:  „czynię znak krzyża nad osobami, które niedługo przyjdę zabrać”. To znaczy nad tymi, które niedługo umrą. Otworzyło nam to oczy na jedną sprawę: kiedy Matka Boska nas odwiedza, zna przeszłość naszego życia, jego teraźniejszość i przyszłość. Wie na przykład, że umrzemy za piętnaście dni i Jej przyjście sprawia, że jesteśmy choćby nieświadomie, przygotowywani na to spotkanie z Bogiem. Daje nam łaski, które umożliwią przejście. Odpowiada dokładnie na potrzeby dnia dzisiejszego, by przygotować nas na to, co ma nadejść.

    Wielu ludzi zazdrości widzącym, że oglądają Matkę Boską. Kiedyś będąc u Mariji zaczęłam się z nią droczyć. Mię jej: „mam lepiej niż ty, bo nie widzę Matki Boskiej. Ty Ją widzisz codziennie. Ja wolę moją sytuację, gdyż Pan Jezus, gdy przyszedł na ziemię, zostawił błogosławieństwa: „Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli” (J 20,29). Ja mam to błogosławieństwo, a ty nie”. Zrozumiała, że każdy otrzymał inną łaskę. Możemy się z tego cieszyć! To błogosławieństwo jest bardzo ważne, ponieważ łaski dostajemy takie same, takie, jakbyśmy widzieli. Jesteśmy pod każdym względem uprzywilejowani. Kładę NATO nacisk, by nie było w żadnym zakątku waszego Seca smutku. Korzystajcie z czasu, w którym jej nie widzicie, aby wierzyć. Gospa mówi: „Niech ci, którzy widzą, wierzą tak, jakby widzieli” (28.VI.1981). Maryja Panna bardzo lubi, gdy robimy małe lub większe ofiary. Zapraszam was, byście korzystali z tej okazji, jaką jest przyjście waszej Matki, aby Jej ofiarować prezenty.

Macie 24 godziny. Przez 24 godziny można wszystko. Ktoś przywiązany do alkoholu: jako prezent: 24 godziny bez alkoholu – tyle można wytrzymać. Nie obiecujcie Jej dwóch dni. A tym bardziej 6 miesięcy. Ktoś uzależniony od papierosów może zrobić taki sam prezent przez 24 godziny. Gospa prosi nas często, byśmy praktykowali w określone dni post, ale mówi też: „Jeszcze bardziej byłabym zadowolona, gdybyście wyrzekli się grzechu, który w was zamieszkuje". Niedawno usłyszałam z ust Mariji jeszcze coś; powiedziała: "Gospa ostatnio kładzie mocny nacisk na post od telewizji". Myślę, że ma ku temu swoje powody i że trochę je nawet znamy! Nie wyobrażacie sobie nawet prezentów, jakie Gospa da wam w zamian! Dlatego powiedziałam wam na początku, że wasze życie nie będzie już takie samo jak przedtem.

   Odkąd opowiadam w rożnych miejscach świata, w Stanach Zjednoczonych, w Kanadzie

i w innych o tym spotkaniu z Gospą co 24 godziny, dostaję dużo świadectw. Przytoczę wam cztery z nich:

 

   Młody chłopak 21 lat: „Byłem w Tuluzie, gdy przeżyliśmy spotkanie z Gospą z czasie konferencji z s. Emmanuel. Od wielu lat brałem narkotyki. Chciałem Matce Bożej robić prezent

i obiecałem, że nie będę brał narkotyków  przez 24 godziny. Następnego dnia o 17.40 ofiarowałem Jej mój prezent. Nie wiem,  co się stało, ale Ona mnie całkowicie wyzwoliła.

W ciągu 24 godzin zabrała z mojego życia narkotyki. Od tej pory nie biorę”.

 

   Kobieta 30 lat: „Zostałam wdową i samotność stała się do tego stopnie nie do wytrzymania, że chciałam umrzeć. Nieobecność męża była ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin