Dyptyk Sherlock & John cz. 09 ''Instrukcja obsługi''.doc

(101 KB) Pobierz
Instrukcja obsługi

Instrukcja obsługi

Autor: Toroj

https://www.fanfiction.net/s/7966551/1/Instrukcja-obs%C5%82ugi

 

 

Czerwiec – lipiec 2011

 

Czwartek, notka nr 1

Zauważyłem już znacznie wcześniej, że łatwiej mi przemyśleć i ogarnąć pewne sprawy, jeśli widzę je w formie zapisu. Pod tym względem Ella miała rację. Blog o sprawach kryminalnych pozwala mi nabrać dystansu do wydarzeń, które wyglądają całkiem inaczej, kiedy ogląda się je od wewnątrz i to jeszcze z taką adrenaliną, że się wręcz ulewa uszami. Ale są przecież rzeczy, których nie mogę napisać na blogu. Nikt normalny nie pisze na blogu o swoim życiu intymnym, zwłaszcza kiedy ten blog odwiedzają tysiące ludzi, łącznie z członkami rodziny królewskiej. Generalnie uważam, że ci, co opisują swój seks na blogach, są ekshibicjonistami albo żałosnymi kolesiami, masturbującymi się pod własny tekst na ekranie, a ja do takich typów nie należę. Z drugiej strony chcę ogarnąć to wszystko, co się teraz dzieje między Sherlockiem a mną, więc założyłem zahasłowany i ukryty folder. [John, hasło KABUL było takie OCZYWISTE. Mógłbyś się następnym razem trochę bardziej wysilić?]

Sypiamy ze sobą, lecz nie śpimy – wiem, to brzmi dziwnie - bo z Sherlockiem spać się nie da. Kiedy tylko odpływa do krainy snów, zaczyna się miotać jak pstrąg smażony żywcem. Wielkie, podwójne łóżko to dla niego za mało. Przekręca się, rozpycha, zmienia pozycję co trzy minuty, zdaje się mieć więcej kończyn niż ośmiornica. Wije się tak, że czasem w rezultacie śpi w poprzek albo w ogóle z nogami na poduszce. Kiedy leży na wznak, wydaje dźwięki kojarzące się z Darthem Vaderem, a w innych pozycjach – gada przez sen. Po prostu nie dało rady, miałem wrażenie, że zamiast w łóżku, jestem na ringu. Ja kontra kangur z ADHD. [Kangur?! Przecież ja nawet nigdy nie byłem w Australii. Przepraszam, jestem wysoko funkcjonującym socjopatą i tego się trzymajmy, dobrze?] Wyniosłem się więc z powrotem na górę. Sherlock był urażony, kiedy mu o tym powiedziałem i stwierdził, że koloryzuję, albo w ogóle zmyślam. Więc następnym razem nagrałem jego wyczyny na komórkę.

Sherlock miał dziwną minę, kiedy oglądał na laptopie samego siebie.

Proszę bardzo. Leży na brzuchu, w pozycji „na rozgwiazdę”, ubrany wyłącznie w spodnie od piżamy. Poduszkę ma na głowie, kołdra oczywiście leży na podłodze. W kadrze pojawia się moja ręka i odsuwa poduszkę. Sherlock marszczy nos, zgrzyta zębami i nagle głośno, wyraźnie odzywa się grobowym głosem ducha ojca Hamleta: „Biedrooonki... Biedroooonki!” Obraz się trzęsie, bo właśnie się śmieję. Słychać mój głos: „Sherlock, jakie biedronki?” Sherlock: „Bipolarne”. A potem dodaje konfidencjonalnie: „Świeży transport z Wiednia. Morrrdercze rrrrajstopki...”.

Rajstopki mnie dobiły. Na tym filmik się skończył, bo ze śmiechu nie byłem w stanie dalej nagrywać. Natomiast Sherlock, z malującym się na twarzy głębokim namysłem, powiedział:

Co ja mogłem mieć na myśli?

Parsknąłem śmiechem.

A skąd mam wiedzieć? To przecież twój mózg!

Sherlock zamknął okno odtwarzacza i wklepw Google: „biedronki+Wiedeń+morderstwo”.

Kurtyna.

[Na wiedeńskim uniwersytecie dokonano morderstwa na tle seksualnym. Ofiarę, studentkę drugiego roku, znaleziono w toalecie, uduszoną własnymi rajstopami. Ciało denatki nosiło ślady pobicia i brutalnego wykorzystania”. Niestety, nikt nie stwierdził obecności biedronek. Austriacka policja jest tak samo beznadziejna jak angielska.]

 

Piątek, notka nr 2

Docieramy się. Uczymy. Przekroczyłem trzydziestkę, uprawiałem seks więcej razy, niż jestem w stanie zliczyć [To się da uśrednić statystycznie. Jeśli podasz mi dane wyjściowe, wyliczę ci to w minutę.], i choć żaden ze mnie „szkocki ogier”, mam jednak jakieś doświadczenie na tym polu. Większość rzeczy działających na kobiety działa też na Sherlocka. Oczywiście on nie jest kobiecy. Zupełnie. Jest stuprocentowo męski. [Dziękuję.] Choć nie w tym napakowanym, włochatym, wytatuowanym i ociekającym testosteronem sensie. Sherlock to książę, który zstąpił z ekranu podczas seansu „Władcy Pierścieni” – czy może raczej jego wersji „dla dorosłych”. W każdym razie, ja wiem co robię, znam swoje preferencje, wiem co lubię, a czego nie lubię, natomiast Sherlock pod tym względem jest białą dziewiczą kartą. Dopiero uczy się samego siebie. Owszem, jego „transport” reagował i reaguje normalnie pod względem fizjologicznym, za to psychicznie Sherlock sam się wygłuszył do tego stopnia, że nawet goła Irene Adler nie robiła na nim szczególnego wrażenia. [Zrobiła. John, Irene Adler to niezwykła kobieta o olśniewającym intelekcie. Naga czy ubrana, będzie nadal tak samo błyskotliwa.]

Erotyki? Pornografia? Nuda... W sumie ma rację, kiedy widziało się jeden film tego typu, to jakby widziało się wszystkie. Może poza jednym... Aktorska, hiszpańskojęzyczna pornograficzna wersja Smerfów. Nie mogłem oderwać osłupiałego wzroku od tego widowiska.

Ludzi to naprawdę podnieca?spytał Sherlock, a w jego głosie brzmi głęboki sceptycyzm.

Chyba tak... Bo inaczej po co by to nakręcono? – odpowiedziałem słabo. Na ekranie laptopa Smerfetka z dużym zaangażowaniem robiła loda bodajże czy nie Osiłkowi. Miało to niby być zmysłowe, ale kojarzyło mi się raczej z czymś mechanicznym - tłokiem w lokomotywie, czy czymś w tym stylu. Ludzka pomysłowość chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.

Sherlock oparł ręce na moich ramionach i usłyszałem tuż przy uchu jego sex-baryton, w którym brzmiała nuta zafascynowania.

Jak myślisz, czy ta farba jest toksyczna? 

Penis Smerfa robił się coraz bardziej różowy, natomiast Smerfetka miała już chyba kompletnie niebieski język.

Niezły sposób na podanie trucizny – ocenił mój detektyw. – Morderstwo nawet dubeltowe. Gdzie moje palce?

Odbiło mu? Poruszyłem ramionami.

Tutaj.

Te odcięte.

Przesunąłem do tyłu, za pojemnik z fasolką. [To była ciecierzyca w sosie pomidorowym. Trzymaj się faktów.]

Tyle, jeśli chodzi o stymulację wzrokową libido pana Holmesa.

Kiedy powiedział mi o swoich „wtorkach” i „piątkach” (zupełnie obojętnym tonem, nie odrywając oczu od mikroskopu), ręce mi opadły i sklęsłem jak przebita opona. Masakra... [Czepiasz się. Przynajmniej były to czynności regularne i z zerowym ryzykiem zakażenia AIDS.]

W głowie mi się nie mieści, że facet w jego wieku może do tego stopnia nie znać własnego ciała i potrzeb. Że tak naprawdę obudziłem go pod tym względem dopiero ja. Tak, ja! John Hamish Watson, ten śmieszny, niski gość, z brzydką blizną na ramieniu. Ta blizna to „plac pocałunków” Sherlocka.

Ekscytuje się nowym etapem naszej przyjaźni jak dziecko nową zabawką. Możliwe, że jest to dla niego kolejny eksperyment, ale postanowiłem się tym nie przejmować. [Nie jest.] Cieszę się z tego, co mam, a później się zobaczy.

Sherlock lubi mnie w mundurze i uwielbia mnie z niego rozbierać, więc nakładam na siebie co tylko się da. Zapinam starannie wszystkie guziki. Kupiłem nawet kevlar w demobilu, żeby mieć więcej warstw. A mój militarny fetyszysta zdejmuje ze mnie to wszystko powolutku i metodycznie. Całuje mnie po każdej sztuce odzieży, która spada na podłogę, dopóki moim jedynym strojem nie pozostają nieśmiertelniki na łańcuszku. Zwykle wtedy już obaj jesteśmy rozgrzani i gotowi. „To jak rozpakowywać prezent pod choinką” – powiedział któregoś razu Sherlock. Bardzo ładny komplement i taki... nieholmesowy.

Sherlock lubi pocałunki. Ja też lubię. Nie lubię wtykania języka do ust. On też nie lubi. Mieszanie śliny go nie pociąga. Stara się być delikatny i czuły. Czasem skubie zębami. Raz mnie ugryzł. [Jednakowoż niechcąco.] Potem było mu głupio i przepraszał, bo wtedy krzyknąłem – choć bardziej z zaskoczenia, niż z bólu.

Ja też się go uczę, bo przecież do żadnego z nas nie dołączono przy urodzeniu instrukcji obsługi. Okazuje się, że ma łaskotki – wystarczy przesunąć mu leciutko palcem po kręgosłupie w części lędźwiowej, a już „staje dęba”.

Ma niesamowity węch, co zresztą zauważyłem już dużo wcześniej. Zupełnie jak jakiś cholerny ogar. Wchodzę do domu, a ten węszy i od razu mi mówi gdzie byłem i co jadłem. Zapachy najwyraźniej stanowią ważną część jego postrzegania zmysłowego. Może również dlatego jest taki czysty i wylizany jak kot. I może jego rezerwa wobec innych ludzi też częściowo z tego wynika. Niektórzy pewnie dla niego zwyczajnie śmierdzą. Ja sam, kiedy czasem trafię na jakąś damę zlaną perfumami od stóp do głów, mam ochotę uciec, zatykając sobie nos. A co dopiero Holmes.

Kiedy któregoś razu ogoliłem się wieczorem i wyjątkowo użyłem wody kolońskiej, Sherlock nie tylko rozpoznał markę, ale jeszcze wygonił mnie z łóżka do łazienki, żebym spłukał „tę ohydę”. Prychał przy tym jak pies, któremu jakiś kiepski żartowniś prysnął w nos dezodorantem. Toleruje tylko słabo perfumowane kosmetyki i najlepiej, żeby nie zawierały alkoholu. Kiedy Sherlok wtulił swoim zwyczajem nos w zagłębienie mojej szyi, agresywny zapach Old Spice’a musiał zadziałać jak cios obuchem. [John, Old Spice to najbardziej ordynarna i tandetna linia kosmetyków, dobra dla spoconych Jankesów. Obraża mnie już sam widok butelki z tym idiotycznym okręcikiem. Kupię ci na Gwiazdkę Hugo Bossa.] Chyba lubi się tak przytulać, choć nie zawsze to robi. Czasem pozwala się jedynie trzymać za rękę lub albo dotyka mnie stopą, jakby chciał skontrolować, czy nadal jestem obok. Ale czego innego miałbym się spodziewać po Aspergeryku z fobią na dotyk? Zachowuje się jak oswajany kot, który raz przyjdzie się połasić, a potem znów trzyma dystans. Jednak odległość się zmniejsza z każdym dniem.

Ale nie ma obaw, ten proces dotyczy tylko mnie. Dla reszty świata pan S.H. jest nadal tak samo przykry. [A świat jest przykry dla mnie, więc trwamy we wzajemnej równowadze.]

 

Niedziela, notka nr 3

[To hasło też było naprawdę łatwe. Powinieneś się bardziej postarać.]

Owszem, lubię dreszczyk emocji i skoki adrenaliny, inaczej bym się nie trzymał tego szalonego króla kryminalistyki. Jednak z naszej dwójki to Sherlock jest eksperymentatorem. Mimo to nie spodziewałem się, że wczorajszego popołudnia położy przede mną paczkę prezerwatyw i tubkę lubrykantu, po czym oznajmi, że jest gotów przejść do kolejnego etapu. Muszę przyznać, że mnie zamurowało na dobrych kilka minut. A tymczasem Holmes, tym swoim pięknym, seksownym barytonem, wykładał mi, że rozumie moje zaskoczenie, więc mogę być „tym na górze”. Sherlock nie ma nic przeciwko. Łaskawca... I jeszcze, że poczynił przygotowania teoretyczne, a mnie zostawił kilka zakładek w przeglądarce, w folderze zatytułowanym „seks analny”. Powinienem się zapoznać z materiałem na stronach. Położył mi otwarty laptop na kolanach i sobie poszedł. A ja zostałem, zupełnie ogłuszony, z perspektywą czytania o zwieraczu odbytu, nawilżaniu, bakteriach oraz zasadach higieny i bezpieczeństwa. Cierpliwość, odpowiednie przygotowanie... Możliwość uszkodzenia delikatnych tkanek... No, ale Sherlock dojrzał do następnego etapu. Kimże ja, maluczki, jestem, by kwestionować jego zdanie? [Chciałbym się upewnić: czy to była ironia?]

Myślałem, że dziewictwo straciłem w wieku lat szesnastu, w te pamiętne wakacje, kiedy spotkałem gorącą osiemnastkę imieniem Marion – chmura rudych włosów, ogromne, orzechowe oczy, mnóstwo piegów i wielkie zęby, białe jak kostki cukru. Wychodzi na to, że można jednak być dziewicą recyklingowaną i stracić je po raz drugi, tak jak ja z Sherlockiem. A nawet trzeci i czwarty, jak dobrze policzyć. Na razie byłem u progu trzeciego rozdziewiczenia i to mi się nie podobało. Wcale a wcale.

(Ten kawałek będzie trudny, czuję to.)

Sherlock wylazł spod prysznica, czyściutki i pachnący mydłem aloesowym, z jeszcze wilgotnymi włosami. Promienny Sherlock Weź-Mnie-Tu-I-Teraz Holmes. Wstępne pieszczoty wypadły jakoś nieprzekonująco. Niby wszystko poprawnie, ale nie czułem tej iskry, jaka zawsze między nami przeskakiwała. W końcu Sherlock położył się na boku, z podgiętymi nogami, z uśmiechem jak słoneczko z reklamy i powiedział, że wszystko w porządku, mogę zaczynać. No więc zacząłem. Powoli, ostrożnie, tak jak to wyczytałem w mądrych artykułach na temat. Cokolwiek się dzieje na filmach wiadomego rodzaju, tego się nie da zrobić na szybko i w seksualnym amoku. Trzeba partnera albo partnerkę przygotować, inaczej stosunek wiąże się z okropnym bólem, a nawet może się skończyć okaleczeniem. Teraz brzmi to sucho i medycznie, ale wtedy byłem bardzo zdenerwowany. Działałem jak mogłem najostrożniej. Uspokajająco głaskałem Sherlocka drugą ręką po plecach i usiłowałem prowadzić lekką rozmowę zgodnie z sugestią seksuologa z filmu instruktażowego, ale chyba bredziłem jakieś okropne bzdury. [Potwierdzam.]

Spytałem, czy wszystko na pewno okej.

Jasne, John – odpowiedział, ale ja już wiedziałem, że nie jest okej. NIC NIE BYŁO OKEJ.

Cała ta sytuacja była absurdalna i chora. To nie była żadna miłość, ani nawet zwykły seks. Miałem wrażenie, że uczestniczę w badaniu lekarskim. Cholera, to przecież sypialnia, a nie gabinet proktologa, a mnie chodziło po głowie tylko to, że mój detektyw-konsultant ma prostatę w idealnym stanie! Aż rzuciłem w myślach grubszym słownictwem.

Nic nie było okej, bo Sherlock pokazywał pogodną twarz, jak maskę – och, on potrafi to doskonale! - a przez jej otwory wyglądał Sherlock zaniepokojony i zjeżony. Za dobrze go znam, żeby dać się wpuścić w takie maliny.

Wszystko w porządkupowtórzył swobodnym tonem, ale jednocześnie przyciskał do piersi poduszkę, spiął się nieznacznie i widziałem wyraźnie, że całe jego ciało krzyczy: „Nie rób mi krzywdy!”. Nie wytrzymałem tego psychicznie. Jestem lekarzem, a nie cholernym katem.

W fachowym języku poza „gwałtem” istnieje jeszcze określenie „stosunek wymuszony”, kiedy ofiara się nie opiera, może nawet udawać, że jej to sprawia przyjemność, ale od zwykłego gwałtu to się różni właściwie tylko brakiem siniaków. Sherlock wyglądał jak ofiara takiego właśnie wymuszenia i ja też się czułem przymuszony.

Wycofałem palce i powiedziałem, że to nie ma sensu. I że nie chcę tego dalej ciągnąć.

Sherlock gwałtownie wypuścił powietrze przez zęby. Nadal był zwinięty w kłębek, więc bez trudu odwróciłem go przodem do siebie, niczym tobołek.

Sherlock, przecież właśnie NIE JEST w porządku, więc co ty mi tu za kity wciskasz? Tobie to nie sprawia żadnej frajdy. Nie chcesz tego!

„Ale ty chcesz”.

Na moment straciłem boski dar mowy.

Skąd ci, u diabła, przyszło do głowy, że ja to chcę robić w ten sposób?!

Myślałem, że to ci sprawi przyjemność. Jesteś przyzwyczajony do kobiet. Od miesiąca ciągle robimy to samo... Pomyślałem, że ci się już nudzi. Pochwy sobie nie wyhoduję, ale mam inne otwory, z których możesz korzystać.

I tak dalej, cały wykład o tym, że skoro ja jestem bi, a on johnoseksualny (Chryste, skąd on bierze takie słownictwo?!) więc logiczne, że to ja powinienem być stroną aktywną.

Miałem w tamtej chwili straszną ochotę walić głową o ścianę nad szczytem łóżka. Sherlock Holmes postanowił być moją „dziewczyną”. Nie powiedział tego, ale między słowami dało się wyczuć: „Żebyś nie poszukał sobie następnej Sarah”.

Nie wiem ile on ma IQ, a...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin